Jak ten facet potrafi obserwować świat celebrytów! Jak dostrzega to, co kryje się pod pokazywanymi publicznie uśmiechami. Po znakomitej, politycznej „Jackie” o Jacqueline Kennedy, która po zabójstwie męża, prezydenta Johna F. Kennedy’ego stara się zachować w narodzie jego pamięć, teraz opowiedział o Lady Dianie. Ale nie pokazał jej jako „królowej ludzkich serc”. W filmie „Spencer” Diana spędza Boże Narodzenie w posiadłości Sandringham. Jest tam cała rodzina królewska i chmara służby - kamerdyner, pokojówki, kucharze. I ona. Zdradzana przez męża, ignorowana przez resztę rodziny, pozbawiona jakiejkolwiek pomocy. Rozdygotana, nieszczęśliwa. I potwornie samotna.
Ten film jest właśnie opowieścią o samotności. O depresji, która wciąga człowieka coraz głębiej. O życiu w świecie, który stawia warunki, nie dając w zamian odrobiny ciepła potrzebnego do istnienia. O próbach znalezienia chwili szczęścia przy dzieciach, ale przecież tak naprawdę i one są poddane twardym regułom królewskiego dworu.
Larrain znów zrobił film o tym, jak daleko odbiega obraz publiczny od prawdy. - Każdy z nas ma dwie twarze. Tę prawdziwą i tę ze zdjęć - mówi w pewnym momencie książę Karol. Jego żona starała się być przyszłą monarchinią, potrafiła zjednywać sobie ludzi. Ale gdy przestawały połyskiwać flesze – były już tylko rozpacz, niedopasowanie do świata, bulimia.
Im dłużej się Dianie przyglądałem, tym dobitniej czułem, jak wielką jest ona tajemnicą
Pablo Larrain, reżyser filmu "Spencer"