Podczas rozmowy z pewną znaną mecenas usłyszałem, że rozwód, gdy między małżonkami nie ma sporu, a dzieci to formalność, można załatwić w 15 minut. I niczego badać tu specjalnie nie trzeba, dlatego żeby sprawę załatwić, notariusz czy kierownik urzędu stanu cywilnego wystarczy.
Trochę mnie zdziwiło, gdyż myślałem, że rozwód to jednak poważna sprawa, bo oznacza przewartościowanie życia na wszystkich ważnych płaszczyznach, a za tym kryją się różnego rodzaju zobowiązania.
Czytaj więcej
Ostatnio prawniczy świat zelektryzował pomysł na rozwody u notariusza. Oznacza w praktyce prywatyzację wymiaru sprawiedliwości na kształt dawnych zajazdów.
Szybki rozwód to nowa koncepcja Ministerstwa Sprawiedliwości. Chociaż pomysł nie wykroczył nawet poza sferę deklaracji, budzi sporo emocji. Jedna z nich dotyczy właśnie udziału sędziów w najprostszych, bezspornych rozwodach. Jeżeli zakładać, że nie są oni przy nich bezwzględnie potrzebni, to kto wie, może ktoś dojdzie wkrótce do wniosku, że nie są potrzebni również w prostych sprawach karnych czy majątkowych. Inaczej mówiąc, realizacja takiej koncepcji może uruchomić poważną dyskusję o wyprowadzeniu wielu kategorii spraw poza wymiar sprawiedliwości.
Bałbym się tego. Bo przy pochwale szybkich i prostych rozwodów znikają zagrożenia z tym związane. Bo szybki rozwód przed urzędnikiem może być też szybkim sposobem na ominięcie prawa po to, aby np. uciec przed wierzycielami. Czyli w takiej sytuacji państwo może legalizować nie tylko fikcję, ale i oszustwo.