Młodzież za chwilę może nie znać „Pana Tadeusza”, bo pani minister edukacji w rewolucyjnym wzmożeniu i jego fragmenty może usunąć z kanonu lektur. Kto jednak czytał narodową epopeję lub uczestniczył (uważnie) w wykładach historii prawa i ustroju Polski, będzie wiedział doskonale, czym był zajazd, a było to określenie nie tylko przydrożnego hotelu, lecz również (może przede wszystkim) formą prywatnej egzekucji prawa.
Wynikał on ze słabości wymiaru sprawiedliwości szlacheckiej Polski i był przeciwieństwem silnego państwa. Przykładowo, wcześniej średniowieczni książęta postępowali inaczej, a mianowicie ograniczali rolę sądownictwa polubownego.
Czytaj więcej
Powierzenie nam niespornych spraw, dotychczas rozpatrywanych przez sądy, byłoby korzystne dla obywateli. Takie tendencje widoczne są wyraźnie w porządkach wielu państw Unii Europejskiej – mówi Aleksander Szymański, prezes Krajowej Rady Notarialnej.
Dlaczego? Z prostych przyczyn: zwiększało to dochody skarbu książęcego oraz budowało prestiż księcia, a dzisiaj powiedzielibyśmy – władzy państwowej.
Jaki ma to związek ze współczesnością i ministrem sprawiedliwości? Ostatnio polski świat prawniczy zelektryzował pomysł na rozwody u notariusza. Czym on jest? Niczym innym jak prywatyzacją wymiaru sprawiedliwości na kształt dawnych zajazdów. Wpisuje się on w podobny nurt jak pochodzący z czasów ministra Ziobry pomysł na wydawanie nakazów zapłaty przez notariuszy. Może niektórych dziwić, że tak wydawałoby się różni ministrowie wpadają na tożsame pomysły.