Powoli opada rewolucyjny zapał nowej władzy. Dotyczy to także sądownictwa. Zagrożenie dla praworządności zostało ponoć wyeliminowane, swoi dostali wyczekiwane stanowiska. Nowi prezesi i przewodniczący wydziałów cieszą się z uzyskanych dodatków i władzy. Czy coś się jeszcze zmieni? Bardzo wątpliwe, choć są dawne projekty i marzenia, które warto przypomnieć i otrzepać z kurzu.
Jednym z takich marzeń, do którego warto, moim zdaniem, wrócić, jest idea samodzielnego biura sędziego. Wiele pisano i mówiono o tym przed laty, ale czas płynie i koncepcja ta nie została dotąd urzeczywistniona. W ogólnym założeniu polega na zmianie wewnętrznej struktury organizacyjnej sądów. Odejściu od dotychczasowego podziału na wydziały kierowane przez przewodniczących wydziału i kierowników sekretariatów oraz sędziów – urzędników w tych wydziałach.
Czytaj więcej
To obywatel, będąc w sporze z kimkolwiek, musi mieć pewność, że sędzia osądzi jego sprawę sprawiedliwie, i nie będzie się bał, że za wydany wyrok straci pracę.
Wakatów przybędzie
Stworzenie samodzielnego biura sędziego miałoby polegać na zapewnieniu każdemu sędziemu stałej obsługi, tj. dwóch–trzech urzędników i asystenta. Miało być wyodrębnione organizacyjnie i zajmować się określonymi sprawami od chwili ich wpłynięcia do końcowego rozstrzygnięcia, a może nawet w niektórych przypadkach (np. w sprawach karnych) także wykonawstwem. Sędzia miałby być nie tylko orzecznikiem, ale i kierownikiem tego biura odpowiedzialnym za ostateczny wynik pracy.
Sędzia zyskiwałby wtedy niewątpliwie na samodzielności i nie byłby już tylko elementem biurokratycznego systemu. Odpowiadając za całość sprawy i mając bezpośrednią kontrolę nad jej przebiegiem oraz podległymi mu pracownikami, mógłby załatwiać szybciej więcej spraw. Byłby także uwolniony od problemów w komunikacji z przewodniczącym wydziału i pozostałą częścią sekretariatu oraz od pośrednich wpływów przełożonych.