Katarzyna Batko-Tołuć: Pani Profesor, co Pani na to?

W orzecznictwie sądów administracyjnych rozpanoszyło się ocenianie prostych pytań zadawanych urzędom przez pryzmat interesu składających wnioski o nie.

Publikacja: 22.05.2024 04:30

Katarzyna Batko-Tołuć: Pani Profesor, co Pani na to?

Foto: Adobe Stock

Na początek cytat z wyroku: „W ocenie Sądu wysoce prawdopodobne jest, że skarżąca, występując z żądaniem udzielenia informacji dotyczącej udostępnienia dokumentów (...) kierowała się interesem partykularnym, a nie interesem publicznym, gdyż była osobiście zainteresowana informacjami zawartymi w dokumentach z negocjacji, ponieważ, jak sama wskazała, jako dziennikarka napisała i pisze artykuły prasowe dotyczące [sprawy, o którą pyta – przyp. autorki]”.

Na pewno nie autostrada

W tym roku obchodzimy trzydziestą piątą rocznicę wstąpienia Polski na demokratyczną ścieżkę. Specjalnie piszę „ścieżkę”, a nie „drogę”, gdyż – jak pokazały nasze losy – wciąż ją wydeptujemy. I wcale nie chodzi mi tym razem o Naród, który nie zawsze rozumie zasady demokracji, ale o sędziów, czyli crème de la crème , elity tegoż Narodu.

Czytaj więcej

Katarzyna Batko-Tołuć: Spółki, etyczne stajnie Augiasza

Przy wykonywaniu tego zawodu warunkiem podstawowym, poza przymiotami typu dobra znajomość prawa, wysoki poziom etyki zawodowej i odwaga, powinna być umiejętność rozumienia zasad działania demokratycznego państwa. Po całej awanturze wokół sędziów w ostatnich latach, po aferze hejterskiej, po dowodach na koniunkturalizm wielu sędziów, po widocznym braku odwagi wielu z nich, w końcu zaś po aferze szpiegowskiej, takie oczekiwanie może brzmieć dość naiwnie. Ktoś powie: przecież to tacy sami ludzie jak wszyscy. Mają te same przywary i cechy jak każdy człowiek. Wtedy jednak relatywizujemy wszystko i godzimy się na państwo demokratyczne, w którym ogromny wpływ na kształtowanie państwa mają osoby nierozumiejące, czym jest to państwo. System może oczywiście takie sytuacje korygować, ale i on nie jest taki pewny, jeżeli zależy od ludzi. Jak coś się przyjmie jako sposób myślenia, to i system nie pomoże.

Przesadzam? Może. Skoro jednak w systemie orzecznictwa sądów administracyjnych rozpanoszyło się ocenianie pytań zadawanych urzędom przez pryzmat interesu składających wnioski o nie, choć jednocześnie z przepisów prawa wynika, że nie można dochodzić, w jakim interesie pyta wnioskodawca, to czemu nie mają zakorzenić się i inne poglądy? I piszę tu nie o wyjątkowym momencie, gdy ten interes trzeba udowodnić, czyli o przypadku tak zwanej informacji przetworzonej. Wtedy faktycznie – ze względu na dodatkową pracę urzędu – ustawodawca przewidział konieczność uzasadnienia takiego interesu. Piszę o zwykłych pytaniach o prostą informację. Ocenianie przez urzędy interesu wnioskodawcy stało się już prawie powszechne. A sądy administracyjne to „kwitują”. To przecież takie samo nierozumienie wynikającej z konstytucji idei zwierzchniej władzy Narodu jak uważanie, że dziennikarz działa w interesie własnym.

System skoryguje

Komentując w „Gazecie Wyborczej” („To horror z punktu widzenia konstytucji”) absurdalny wyrok sądu w Gliwicach, w którym znalazło się zdanie o tym, że dziennikarz działa w interesie własnym, prof. Ewa Łętowska odwołuje się do przepisów i do orzecznictwa Trybunału Konstytucyjnego:

„Wydawałoby się, że sąd powinien sobie zdawać sprawę, że jest art. 14 Konstytucji mówiący o wolności prasy i innych środków społecznego przekazu. (...) Jest też stosunkowo bogate orzecznictwo Trybunału Konstytucyjnego jeszcze z okresu, kiedy Trybunał pełnił swoje właściwe funkcje, i jest zupełnie oczywiste, że akurat dziennikarz ma do spełnienia ogromnie ważną funkcję społeczną”.

Cieszę się, że osoba o takim autorytecie wypowiada się o tym wyroku. Może to coś da. Choć pewnie prof. Łętowska sama by w to powątpiewała. Przecież od lat mówi o jakości orzecznictwa i jest za to doceniana głównie przez opinię publiczną. We własnym środowisku jest jak Kasandra. A gdyby tak autorytety prawnicze gremialnie się wypowiedziały? Gdyby więcej osób poświęciło uwagę temu niby to pojedynczemu wyrokowi? Gdyby powstało kilka tekstów? Może byśmy zapobiegli nieszczęściu, które zupełnie przez przypadek może się wydarzyć w drugiej instancji.

A czemu to wójt nie miałby być dziennikarzem?

Brzmi to pewnie trochę histerycznie, ale mam dowody. Ostatnio Naczelny Sąd Administracyjny – w wyroku o sygnaturze III OSK 148/22 – zgodził się z Sądem Administracyjnym w Gliwicach w sprawie, która poniekąd również należy do sfery mediów. Choć w dość upiornej ich wersji. W takiej, w której osoby podległe wójtowi piszą w gazecie opłacanej przez gminę – o wójcie.

Sądy uznały, że w prawie prasowym istnieje podstawa prawna do wydawania gazety przez gminę oraz że otrzymanie kopii tej gazety nie może nastąpić na podstawie wniosku o informację publiczną. W gazecie mogą być bowiem zawarte informacje niedotyczące gminy.

„wskazać należy, iż Sąd pierwszej instancji zasadnie wskazał, iż żądana przez skarżącego w jego wniosku informacja w postaci udostępnienia skanów wydawanej przez Gminę [...] gazetki pt. "[...]" – nie ma charakteru informacji publicznej.

(...)

W pierwszej kolejności podkreślić należy, że wydawanie przez gminę gazety samorządowej ma swoją podstawę w art. 8 ust. 1 i 2 ustawy z dnia 26 stycznia 1984 r. Prawo prasowe.

(...)

Tymczasem w wydawanym przez Gminę [...] miesięczniku [...]" opisywano zdarzenia z różnych obszarów życia społecznego i kulturalnego, które miały miejsce na obszarze Gminy, a nawet i poza tym obszarem. Niekoniecznie musiały to być zatem tylko informacje związane z funkcjonowaniem samej Gminy, ale mogły być to również informacje całkowicie niezwiązane ze sprawami publicznymi, w tym mające charakter prywatny i w ogóle niezwiązany z Gminą”.

Pani Profesor, co Pani na to?

Autorka jest dyrektorką programową Stowarzyszenia Sieć Obywatelska Watchdog Polska

Na początek cytat z wyroku: „W ocenie Sądu wysoce prawdopodobne jest, że skarżąca, występując z żądaniem udzielenia informacji dotyczącej udostępnienia dokumentów (...) kierowała się interesem partykularnym, a nie interesem publicznym, gdyż była osobiście zainteresowana informacjami zawartymi w dokumentach z negocjacji, ponieważ, jak sama wskazała, jako dziennikarka napisała i pisze artykuły prasowe dotyczące [sprawy, o którą pyta – przyp. autorki]”.

Na pewno nie autostrada

Pozostało 92% artykułu
Rzecz o prawie
Łukasz Guza: Pragmatyczna krótka pamięć
Rzecz o prawie
Łukasz Wydra: Teoria salda lepsza od dwóch kondykcji
Rzecz o prawie
Mikołaj Małecki: Zabójstwo drogowe tylko z nazwy
Rzecz o prawie
Joanna Parafianowicz: Aplikacja rozczarowuje
Rzecz o prawie
Konrad Burdziak: Czy lekarze mogą zaufać wytycznym w sprawach aborcji?