Marek Isański: Bezprawie to nie prawo, III RP to nie PRL. Przynajmniej tak miało być

Przez wszelakie media, przez konferencje polityków, przez oświadczenia różnych gremiów przetacza się ogrom spostrzeżeń, dotyczących tak zwanych neo-sędziów, neo-KRSu, SN, TK, dużej części „ustaw” poprzedniej ekipy rządzącej, a ostatnio prokuratora Barskiego. Jest to dyskusja dosłownie coraz bardziej groźna dla dalszego bytu Polski.

Publikacja: 05.10.2024 09:10

Marek Isański: Bezprawie to nie prawo, III RP to nie PRL. Przynajmniej tak miało być

Foto: Fotorzepa / Bartosz Jankowski

To naprawdę nie jest przesadne twierdzenie. Jeśli się mówi obywatelkom i obywatelom RP, że mamy do czynienia z „dualizmem prawnym”, że „każdy prawnik może mieć w tych materiach zdanie jakie chce”, że to „partia szachów, która nie wiadomo ile potrwa i nie wiadomo, jaki będzie jej wynik”, to mówi się, że III RP przegrała na całej linii.

Kogo obchodzi obywatelskie „jak żyć?” 

Mówi się, że Konstytucja RP, rządy prawa, sądy jako jedyna obrona obywatelska przed naturalnymi skłonnościami do wszechwładzy państwa zostały zawieszone i nie wiadomo, kiedy będzie normalnie. Z takim nastawieniem nigdy nie będzie normalnie. Jak w piosence Mirka Breguły: „nie ma już nic, nie wiesz jak żyć”. Ale nas, polityków i prawników to nic nie obchodzi, bo „nie wiesz jak żyć” dotyczy zwykłych obywateli, a dla nas, elity, to raj dla celebryckich popisów. Wszak nie wypada zajmować jednoznacznego stanowiska prawdziwemu intelektualiście, a tym bardziej prawnikowi.

Coraz bardziej panoszy się podejście „co masz zrobić dzisiaj zrób jutro”. Ostatnio na szczęście są prawnicy i politycy, którzy próbują się wyłamać z tej niby szlachetnej, niby inteligenckiej izolacji. Sędzia Magdalena Niemiec z Katowic (cytaty za oko.press) domaga się szybkiego rozwiązania nielegalnej neo-KRS i wyrównania wynagrodzenia, które obniżył sędziom na dwa lata rząd PiS. Sędzia zwraca uwagę, że neo-KRS cały czas pracuje i rozdaje wadliwe nominacje dla neo-sędziów, blokując awanse niezależnym sędziom. „Przez to, że nadal funkcjonuje neo-KRS, nie starałam się o nominację do sądu wyższej instancji. Nie chciałam zostać neo-sędzią. I nie chciałam brać udziału w nielegalnej procedurze. To narusza jednak moje prawo do rozwoju zawodowego i moją renomę. Postronne osoby mogą oceniać mnie jako słabą sędzię, bo nie awansowałam”. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar zgłosił w tym roku projekt ustawy zakładający likwidację neo-KRS i powołanie nowej KRS, niezależnej od aktualnie rządzących. Prezydent ustawę, odesłał do upolitycznionego TK Julii P. Rządząca koalicja mogłaby jednak wygasić działalność neo-KRS, gdyby zdecydowała się na odwołanie z niej 15 członków-sędziów, których w Sejmie powołał PiS, bo zrobił to, łamiąc Konstytucję, a legalność neo-KRS podważono w wielu wyrokach polskich sądów i europejskich Trybunałów.

Czytaj więcej

Marek Isański: Przywracanie czy budowa elementarnej praworządności

Kto uwolni wymiar sprawiedliwości? 

W końcu trzeba wyraźnie powiedzieć, że tak zwana Zjednoczona Prawica (ZP) zbudowała czysto bezprawny system polityczny. Napiszmy „wołami”: SYSTEM POLITYCZNY, a nie system prawny (!) Brutalnie złamano słynne odkrycie trójpodziału władzy: władza polityki nie ma mieć nic wspólnego z władzą prawa. A ZP wmontowała w ten układ system polityczny który w dużej mierze zastąpił władzę prawa. Doskonale to zdefiniował, zaiste doskonale, 18 listopada 2015 Andrzej Duda przy pierwszym tak zwanym ułaskawieniu ówczesnego kierownictwa CBA: „POSTANOWIŁEM UWOLNIĆ WYMIAR SPRAWIEDLIWOŚCI OD TEJ SPRAWY!”.

Znakomity też wkład co do otwartości w określaniu stosunku do prawa ma też, oczywiście, Jarosław Kaczyński. Jeszcze za pierwszych jego rządów wprowadza termin, choć podobno autorstwa Marka Jurka, „imposybilizm prawny”. Jest on niezwykle charakterystyczny dla tego anty-prawnego myślenia, rodem z tak zwanego decyzjonizmu, leżącego u podstaw narodowo-socjalistycznej anihilacji prawa. Bowiem imposybilizm prawny to określenie rządów prawa w postaci kontroli, hamowania a nawet powstrzymywania działań władzy ustawodawczej i wykonawczej, tyle że to określenie wyrzuca rządy prawa za drzwi. Teraz, …, my, politycy.

Dlaczego tak jasny problem tak bardzo jest zaciemniany !? Bo, jak wspomnieliśmy, formułowany już trochę jest, ale tylko na poziomie stwierdzania faktu, iż wszystko zaczęło od początku rządów Kaczyńskiego i potem, tak zwaną metodą salami, szło dalej aż do takich symboli jak Trybunał Julii. Sprawa jest złożona i historycznie uwarunkowana, co więcej bezpośrednio jest związana z filozofią prawa, nadal u nas traktowaną jak kwiatek do kożucha podczas gdy przyjęcie takiej a nie innej filozofii prawa decyduje o całokształcie funkcjonowania bądź też niefunkcjonowania prawa w danym kraju czy danej grupie państw. Jest to związane z tak zwanym nakazowym pozytywizmem prawniczym. Był on w Europie wymyślony jeszcze w dobie kształtowania się w XIX wieku kapitalizmu jako wyjście z imadeł rządów arystokracji i Kościoła i wejście mniej lub bardziej demokratycznego społeczeństwa. Głosi on że prawo to nakaz suwerena zabezpieczony przymusem państwa. Ambaras tkwi w tym, że idea ta została żywcem przechwycona przez reżimy totalitarne. Wola partii komunistycznej, wola Duce, wola Fuhrera stawała się w ten sposób prawem. Przy założeniu białych rękawiczek, choć też splamionych krwią, to zdarcie z prawa szat jakiejkolwiek demokratycznej czyli weryfikowalnej racjonalności, zostało utrwalone w PRL. Obóz Kaczyńskiego i jego akolitów, z godną podziwu konsekwencją, przywrócił ją do życia. Do tego stopnia że nawet lekceważył opinie prawne własnych ekspertów. Mało tego, „dyskretny urok” nakazowego pozytywizmu i imposybilizmu prawnego zauroczył nawet uczciwych zwolenników polskiej prawicowości, prowadząc ich na razie na manowce.

Nakazowa teoria prawa wciąż żywa

Przerażające jednak jest też i to, że Ci którzy głoszą teraz ”dualizm prawny”, czy, można by rzec, sequel imposybilizmu prawnego: „na razie nic nie możemy zrobić”, też pozostają w tej idei – wszak według nich ZP miała większość, to była, a jakże, decyzja suwerena zabezpieczona przymusem państwa czyli to było prawo. Niewiarygodne, że wśród prawników i polityków Polski, ponad podziałami politycznymi, a jakże, nadal panoszy się nakazowa teoria prawa.

Nakazowe stosowanie prawa ma jeszcze jedną cechę, która tak się uwidoczniła za czasów poprzednich rządów – wyjątkowo ułatwia tak zwaną instrumentalizację prawa. Nawet najmądrzejsza ustawa może być do niczego, jeśli jest prostacko stosowana, a co dopiero ustawy, które były w czasie poprzednich rządów oprotestowywane właśnie nawet przez ich własnych ekspertów. Jak powiedział pewien polityk z wyjątkową otwartością: „w takim razie trzeba zmienić ekspertów”.

A na Zachodzie od tego XIX wieku odkryto, że definicja nakazowego pozytywizmu prawniczego może być bardzo niebezpieczna, kompletnie wywracając do góry nogami ideę prawa. Odkryto - dzięki walce o prawa człowieka, powołaniu sądownictwa administracyjnego czyli kontroli władzy wykonawczej, sadownictwa konstytucyjnego czyli kontroli władzy ustawodawczej, wreszcie doświadczeń łagrów i obozów koncentracyjnych - iż prawo to nie tylko przepisy prawne o dowolnej treści a przede wszystkim o dowolnym celu [tak zwane ratio iuris i ratio legis, sens danych instytucji prawnych jak własność] ale znacznie bardziej rozbudowany, złożony system komunikacji społecznej. Tak jak by po drugiej wojnie światowej Radbruch nie stwierdził istnienia ustawowego bezprawia i ponadustawowego prawa.

Przekładając powyższe na język obecnych rozważań - zamykanie oczu np. na cel przepisów, związanych ze stanowiskiem prokuratora krajowego, na cel przepisów, powołujących neo-KRS to zamykanie oczu na zachodnie współczesne pojmowanie prawa, a bezpośrednio zamykanie oczu na naszą Konstytucję. Dlatego też esencją prawa jest sądownictwo, co mądrzy w tym zakresie Anglicy odkryli jeszcze w XIII i co tak zgrabnie i ważko zauważał Monteskiusz. Składać teraz przepisy „do kupy” może i AI, ale rozważać prawdziwe prawo może tylko prawdziwy sędzia. Jeśli prawo miało by być tym nakazem suwerena z mocą przymusu powszechnego to ani sądownictwo administracyjne ani konstytucyjne nie byłoby potrzebne. Inna rzecz, a raczej ta sama w sensie utrwalenia nakazowego pozytywizmu w Polsce, że często można było się nad tym zastanawiać właśnie i poza ZP. Piszemy w ramach Fundacji Praw Podatnika, w której od lat nawołujemy do zmodyfikowanego hasła Billa Clintona: „Liczy się prawo, głupcze !”. Dowodzimy, że powszechnie bagatelizowane orzecznictwo sądów administracyjnych umożliwia patologiczne stosowanie prawa podatkowego w Polsce przez władzę wykonawczą. Podkreślamy, iż jednostkowo sprawiedliwe dla podatnika wyroki, nawet autorstwa neo-sędziów, nie świadczą o legitymizacji całej danej linii orzeczniczej. Jest dokładnie odwrotnie, właśnie chodzi o to, by sądy były stabilnie – a nie od przypadku do przypadku - systemowo konstytucyjną ochroną obywateli przed wszechwładzą państwa. Obywatele w sporze z państwem mają tylko sądy, rzecznicy praw, jacy by nie byli doskonali, sądów nie zastąpią. Sądów, a nie ich namiastek.

Obok nakazowego pojmowania prawa mamy do czynienia z drugim złamaniem fundamentów prawa w postaci rządów prawa. Jeszcze w latach 80ych Profesor Piotr Winczorek, jeden ze współtwórców naszej Konstytucji, podkreślał bardzo mocno na swoich wykładach, że istotą rządów prawa nie są przepisy, ale ich faktyczne (!) pełne (!) konsekwentne (!) stosowanie. Dziś można tu dodać osiągnięcia tak zwanej teorii compliance, powstałej w biznesie, czyli całokształtu działań podejmowanych przez organizację w celu zapewnienia, że prowadzona przez nią działalność jest zgodna z prawem oraz regulaminami wewnętrznymi.

I tu wyjątkowo wyraziście można zrozumieć kazus neo-sędziów. Można mieć zasadne zastrzeżenia do samego terminu „neo-sędziowie”, bo duża część z nich sędziami jest, ale nie tego sądu, w którym wydaje wyroki. Pamiętać należy, że konstytucyjne prawo sądu oznacza prawo do właściwego sądu, czyli właściwie obsadzonego. Nie jest więc możliwe aby sędziowie sądu apelacyjnego orzekali jako sąd najwyższy. Może już lepiej by użyć fake-sędziowie w sensie angielskiego wyrazu oznaczającego m.in. imitację. O tyle byłoby to obrazowe, iż oddawałoby właśnie sens problemu. Imitacja, podróbka to może być całkiem fajna damska torebka, tak samo wyglądająca i tak samo spełniająca swoje przeznaczenie jak oryginał. Ale, uwaga (!), przecież nie dlatego prawnicy zajmują się podróbkami że rozpatrują je z punktu widzenia czy wyglądają i działają tak samo jak oryginały, tylko rozpatrują je z punktu widzenia prawa (!) Identycznie jest z neo-sędziami – właśnie chodzi o to, że wbrew ich obrońcom nie rozpatrujmy akurat ich z punktu widzenia merytorycznego, ale z punktu widzenia prawa (!) – ich legitymizacji prawnej do samego sprawowania urzędu sędziego danego sądu. Oczywiście za brakiem takowej mogą iść inne argumenty, ale powtórzmy - akurat w tym wypadku - są one drugorzędne. Tajemnicą poliszynela jest, jak wiele osób wahało się co do podjęcia decyzji o wpisanie się w nową pisowską ścieżkę awansu i jak wiele z nich zrezygnowało.

A może po prostu stosować Konstytucję

Martwimy się kompletnie błędnie o prawną drogę wyjścia z kazusu neo-sędziów i bezprawnego neo-systemu politycznego, gdyż to tak, jak by się martwić zasądzeniem odszkodowania. Jest ono po prostu niezbędne w ściśle określonych sytuacjach, a tym bardziej, gdy ktoś komuś daje po gębie i ją uszkadza. Tyle mówimy i piszemy o bezpośrednim stosowaniu Konstytucji. A może by tak władza ustawodawcza z tego skorzystała !? Nie żadne uchwały, ale ustawa/ustawy o przywróceniu porządku konstytucyjnego w Polsce jest niezbędna i to natychmiast. A przy neo-prezydencie konieczne są sanacyjne rozporządzenia i decyzje administracyjne, później ustawowo konwalidowane. Nad ich konsekwencjami niech biadolą łamiący konstytucję. Konstytucja nie jest w rękach polityków, ale obywateli. Za głupstwa królów płacą narody.

Drodzy rządzący ! Nie jesteście już sami, bo to nie rzecz neo-sędziów, to nie rzecz takiej czy innej polityki, to rzecz prawa wszystkich obywateli czyli Rzecz Pospolita!

Oj Prawniczy Rozumie, Dworkin tyle lat ostrzegał że jeśli nie potraktujemy na serio praw obywatelskich to zanegujemy współczesne prawo. To tak sędziowie ETS namęczyli się by odkryć, iż bez spójności systemu prawa nie ma sobie w ogóle co gęby prawem wycierać - kwestia prymatu prawa unijnego nad prawami krajowymi. A teraz w Polsce „odkrywamy” że z prawem jak z polityką, z automatu różnie bywa i tyle. A Ty Polaku, jak za dawnych lat, jak Ci się nie podoba, to emigruj.

To nie żaden dualizm prawny, to anty-system ZP pozostawiony w systemie RP, to system PRL nastawiony ponownie na działanie, czyli tykająca bomba. Lont już się pali, nie da się go zgasić mówieniem że co prawda lont się pali, ale bomba nie wybuchnie.

Marek Isański, Tomasz Kozłowski - Fundacja Praw Podatnika

To naprawdę nie jest przesadne twierdzenie. Jeśli się mówi obywatelkom i obywatelom RP, że mamy do czynienia z „dualizmem prawnym”, że „każdy prawnik może mieć w tych materiach zdanie jakie chce”, że to „partia szachów, która nie wiadomo ile potrwa i nie wiadomo, jaki będzie jej wynik”, to mówi się, że III RP przegrała na całej linii.

Kogo obchodzi obywatelskie „jak żyć?” 

Pozostało 97% artykułu
Opinie Prawne
Dawid Kulpa, Mikołaj Kozak: „Trial” po polsku?
Opinie Prawne
Leszek Kieliszewski: Schemat Ponziego, czyli co łączy przypadek Palikota z kłopotami Cinkciarza
Opinie Prawne
Prof. Michał Jackowski: Alkoholowe tubki i zakazane systemy AI
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Sędzia pijak albo złodziej czy czas trwania procesów? Co bardziej szokuje?
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Jeden rabin mówi, że Korneluk, drugi, że Barski