Zawiedli Judasza, a potem to jego oskarżyli

To się kompletnie nie trzyma kupy. Jezus zapowiada zdradę, apostołowie pytają, kto zdradzi. On wskazuje, a oni myślą, że Mistrz wysyła tego, który zdradzi, po zakupy.

Publikacja: 08.03.2024 17:00

Czy żaden z apostołów nie zadawał sobie pytania, co by było, gdyby któryś z nich wybiegł za Judaszem

Czy żaden z apostołów nie zadawał sobie pytania, co by było, gdyby któryś z nich wybiegł za Judaszem w noc? Czy nie myśleli o tym, że ich przyjaciel mógłby żyć? Ilustracją jest rycina z książki „Historia Sagrada 1920”. Judasz Iskariota wiesza się na drzewie

Foto: Old Books Images / Alamy Stock

Intencje Judasza ostatecznie pozostają tajemnicą. On sam niczego nie wyjaśnił, nie ma ani słowa od niego na ten temat. Ciemność przesłania jego duszę. Jedno jest jednak pewne, od momentu, gdy udał się do świątyni, gdy zaczął rozmawiać z kapłanami, gdy przyjął pieniądze, by wydać Mistrza, pętla wokół Jezusa zaczęła się zaciskać, „gra — jak zauważa francuski dominikanin Raymond Léopold Bruckberger — została zakończona”. Arcykapłani nabrali odwagi, bo Jezus w Jerozolimie tego ostatniego razu nie czynił już wielkich cudów, Jego nauczanie stało się trudne, a On sam wszedł w ich sieci. „Jezus zawiesza swoją moc, jak wiejski grajek przed śmiercią zawiesza gitarę, za pomocą której prowadził dotychczas wiejskie zabawy”. Idzie już ku śmierci i choć ma świadomość, że wokół Niego zawiązał się spisek, to „nie przychodzi Mu nawet na myśl, żeby ratować się ucieczką”. Mało tego, jest absolutnie spokojny, „działa i mówi z przedziwną swobodą, tym bardziej wzruszającą, iż świadom jest tego, że Go zdradzono i że jest zgubiony. Jedynie śmierć zamknie Mu usta. W tych właśnie dniach Jezus wygłasza swoją wielką mowę apokaliptyczną i doprowadza do punktu kulminacyjnego konflikt z faryzeuszami. Sam roznieca pożar, w którym zginie”.

Judasz, jak wielokrotnie wcześniej, znowu niknie w ciemnościach. Ewangelie podają tylko zwięzłą informację, że „szukał sposobności, żeby im Go wydać bez wiedzy tłumu” (Łk 22, 6). Nic więcej. Jakie były jego emocje, co czuł i jak się zachowywał? O tym wszystkim nie wiemy zupełnie nic. Wiemy natomiast, że był cały czas obok Jezusa, że słuchał Jego ostatnich słów, że obserwował Jego działania, że uczestniczył w Ostatniej Wieczerzy, że Jezus obmył mu stopy. Ewangelista Jan, który miał uczestniczyć w tym wydarzeniu, kładzie nawet nacisk na to, że obmycie stóp dokonało się już wówczas, gdy Judasz podjął decyzję, by ostatecznie zdradzić Jezusa. „W czasie wieczerzy, gdy diabeł już nakłonił serce Judasza Iskarioty syna Szymona, aby Go wydać, wiedząc, że Ojciec dał Mu wszystko w ręce oraz że od Boga wyszedł i do Boga idzie, wstał od wieczerzy i złożył szaty. A wziąwszy prześcieradło, nim się przepasał. Potem nalał wody do miednicy. I zaczął umywać uczniom nogi i ocierać prześcieradłem, którym był przepasany. Podszedł więc do Szymona Piotra, a on rzekł do Niego: «Panie, Ty chcesz mi umyć nogi?». Jezus mu odpowiedział: «Tego, co Ja czynię, ty teraz nie rozumiesz, ale później będziesz to wiedział». Rzekł do Niego Piotr: «Nie, nigdy mi nie będziesz nóg umywał». Odpowiedział mu Jezus: «Jeśli cię nie umyję, nie będziesz miał udziału ze Mną». Rzekł do Niego Szymon Piotr: «Panie, nie tylko nogi moje, ale i ręce, i głowę!». Powiedział do niego Jezus: «Wykąpany potrzebuje tylko nogi sobie umyć, bo cały jest czysty. I wy jesteście czyści, ale nie wszyscy». Wiedział bowiem, kto Go wyda, dlatego powiedział: «Nie wszyscy jesteście czyści»” (J 13, 2–11).

Czytaj więcej

Tomasz Terlikowski: Efekt Judasza

Te obrazy wprowadzają nas w największą być może tajemnicę Ostatniej Wieczerzy, która staje się miejscem, gdzie zdradzony zostaje nie tylko Jezus, ale również Judasz. Zaraz po obmyciu nóg Jezus kieruje do apostołów słowa jasno wskazujące zdrajcę.

„Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Jeden z was Mnie zdradzi”. Spoglądali uczniowie jeden na drugiego niepewni, o kim mówi. Jeden z uczniów Jego — ten, którego Jezus miłował — spoczywał na Jego piersi. Jemu to dał znak Szymon Piotr i rzekł do niego: „Kto to jest? O kim mówi?”. Ten oparł się zaraz na piersi Jezusa i rzekł do Niego: „Panie, kto to jest?”. Jezus odparł: „To ten, dla którego umaczam kawałek [chleba], i podam mu”. Umoczywszy więc kawałek [chleba], wziął i podał Judaszowi, synowi Szymona Iskarioty A po spożyciu kawałka [chleba] wszedł w niego szatan. Jezus zaś rzekł do niego: „Co chcesz czynić, czyń prędzej!”. Nikt jednak z biesiadników nie rozumiał, dlaczego mu to powiedział. Ponieważ Judasz miał pieczę nad trzosem, niektórzy sądzili, że Jezus powiedział do niego: „Zakup, czego nam potrzeba na święto”, albo żeby dał coś ubogim. A on po spożyciu kawałka [chleba] zaraz wyszedł. A była noc (J 13, 21–30).

I trudno nie dostrzec, jak wiele problemów rodzi ten prosty — na pozór — tekst. Dialogi się w nim nie składają, urywają w połowie. Bohaterowie zachowują się, jakby wzajemnie się nie słyszeli albo kompletnie nie rozumieli. Wielu rzeczy trzeba się domyślać (a może nawet gorzej: dopowiadać sobie). Obraz, jaki się jednak wyłania z tej opowieści, jest dość — przynajmniej dla mnie, filozofa i człowieka piszącego, a nie biblisty czy kaznodziei — jasny. Jezus zapowiada, że jeden z jego najbliższych towarzyszy, przyjaciół, ludzi, którzy towarzyszyli Mu w drodze, Go zdradzi. Zaszokowani apostołowie — jak referuje to autor Ewangelii Janowej — zaczynają zastanawiać się, kto to zrobi, a jeden z nich, ten najbliższy, ostatecznie pyta o to. I odpowiedź zostaje udzielona. „Umoczywszy więc kawałek chleba, wziął i podał Judaszowi, synowi Szymona Iskarioty”. Jest jasna i zdecydowana odpowiedź.

Ta część Ewangelii brzmi zupełnie jasno. Jezus zapowiada, uczniowie pytają, On odpowiada. Ale dalej już wcale tak nie jest. Wydawać by się mogło, że gdybyśmy dowiedzieli się, iż jeden z naszych najbliższych towarzyszy ma zdradzić, i gdyby jasno wskazano nam, kto ma to zrobić, próbowalibyśmy go jakoś zatrzymać, porozmawiać z nim, spróbować zrozumieć. Nic takiego jednak w Ewangeliach nie znajdujemy. Apostołowie przyjmują te słowa i nie robią z nimi nic. Zostawiają Judasza samego z informacją, że to on ma zdradzić. Oczywiście ewangelista próbuje wyjaśnić ich postawę, tłumaczyć siebie i ich: „Nikt […] z biesiadników nie rozumiał, dlaczego mu to powiedział”. Tyle że to się kompletnie nie trzyma kupy. Jezus zapowiada zdradę, oni pytają, kto zdradzi, On wskazuje, a oni myślą, że Mistrz wysyła tego, który zdradzi, po zakupy.

Winien jest zawsze inny

I aż trudno nie zadać pytania, skąd taka niespójność, może nawet absurdalność tego opisu. Dlaczego ewangelista serwuje nam opowieść aż tak mocno psychologicznie niewiarygodną? Nie jestem biblistą, ale jako dziennikarz wiele rozmawiałem z ludźmi, słuchałem wielu opowieści i mam nieodparte wrażenie, że to klasyczny model wyparcia. Apostołowie wiedzą przecież, jak skończy się ta historia. Ich przyjaciel, człowiek, z którym wędrowali przez lata, może trochę inny, bo pochodzący z Judei, a nie z Galilei, ale jednak swój, nie tylko zdradzi, ale i ostatecznie popełni z rozpaczy samobójstwo. Samotny, porzucony przez przyjaciół, przekonany o odrzuceniu. Nikt mu nie towarzyszy. Czy żaden z apostołów nie zadawał sobie pytania, co by było, gdyby któryś z nich wybiegł za nim w noc? Czy nie myśleli o tym, że ich przyjaciel mógłby żyć? Czy Piotr, który sam zaparł się trzykrotnie, nie zadawał sobie pytania, czy mógłby zatrzymać towarzysza? Historia Jezusa dopełniłaby się i bez Judasza, arcykapłani i uczeni w Piśmie znaleźliby inny sposób, żeby pojmać Jezusa.

Czytaj więcej

O. Michał Zioło: Przychodzimy do klasztoru, bo nie znamy prawdy

Takie pytania zadają sobie przecież obecnie przyjaciele, znajomi, bliscy ludzi, którzy popełnili samobójstwo. Poczucie winy, odpowiedzialności, pytania o to, czy można było zrobić coś więcej, ciążą nad nimi. I — bibliści pewnie mnie zgromią, a zwolennicy prostej literalnej lektury uznają, że szkaluję apostołów — mam wrażenie, że ślady tych pytań, wątpliwości, próby zmierzenia się z pytaniami o własną odpowiedzialność znajdujemy w Ewangeliach. Jan — jakby tłumacząc się z własnych zaniedbań — winę zrzuca na samego Judasza. On od początku kradł, był złym człowiekiem, oszukiwał, więc w istocie nie było powodów, by mu pomóc.

Nie, nie twierdzę, że to kłamstwo, że to świadomy zabieg, ale na tyle znamy już ludzką psychikę, by mieć świadomość, że to naturalny model myślenia. Jeśli czegoś nie zrobiliśmy, coś zaniedbaliśmy, to winien jest zawsze inny, a ten, którego zostawiliśmy samego, porzuciliśmy, jest winny najbardziej. Człowiek nie jest często świadomy, że przyjmuje taki model myślenia, wchodzi w niego i staje się częścią wspomnienia, które w nas pracuje i określa postrzeganie przeszłości. I tak mogło być z apostołami, z Janem. Zawiedli Judasza, a potem to jego oskarżyli (w samych sobie), skazali, osądzili.

Może to też tylko sugestia, podejrzenie, egzystencjalna refleksja człowieka, który nie jest teologiem, z tej właśnie perspektywy da się czytać także dalszą część dzisiejszej perykopy. Tę, w której Jezus — z goryczą — odpowiada Piotrowi zapewniającemu, że jest gotowy oddać za Niego życie: „kogut nie zapieje, aż ty trzy razy się Mnie wyprzesz” (J 13, 38). Może ta gorycz bierze się nie tylko z wiedzy o tym, co będzie, ale także ze świadomości tego, co było. Piotr i inni zawiedli przyjaciela, zostawili Judasza, więc niby dlaczego mieliby nie zostawić Jezusa? Ten sam — według Tradycji — Jan, który spisał Ewangelię, w Pierwszym Liście daje niezwykle mocną wskazówkę, która może uświadomić, o co mi chodzi. „Jeśliby ktoś mówił: «Miłuję Boga», a brata swego nienawidził, jest kłamcą, albowiem kto nie miłuje brata swego, którego widzi, nie może miłować Boga, którego nie widzi” (1 J 4, 20).

U Mateusza ten opis Ostatniej Wieczerzy jest jeszcze mocniejszy, bardziej skondensowany, a także bardziej jednoznaczny. Wszystko dzieje się w czasie uczty paschalnej, uczniowie są ze sobą i z Mistrzem, jedzą, rozmawiają, świętują Paschę.

A gdy jedli, rzekł: „Zaprawdę, powiadam wam: jeden z was mnie zdradzi”. Bardzo tym zasmuceni zaczęli pytać jeden przez drugiego: „Chyba nie ja, Panie?”. On zaś odpowiedział: „Ten, który ze Mną rękę zanurza w misie, on Mnie zdradzi. Wprawdzie Syn Człowieczy odchodzi, jak o Nim jest napisane, lecz biada temu człowiekowi, przez którego Syn Człowieczy będzie wydany. Byłoby lepiej dla tego człowieka, gdyby się nie narodził”. Wtedy Judasz, który Go miał zdradzić, rzekł: „Czy nie ja, Rabbi?”. Odpowiedział mu: „Tak jest, ty” (Mt 26, 20–25).

Tu sytuacja jest jeszcze bardziej jednoznaczna niż u Jana, bo niczego nie trzeba wyjaśniać, dopowiadać, interpretować. Jezus wprost wskazuje, kto Go zdradzi. I co? I nic! Apostołowie milczą, nie dostrzegają sytuacji. U Mateusza nawet lepiej widać, że to nie jest tylko historia zdrady, ale także próba ratowania apostoła. Mateusz mocniej niż Jan pokazuje, że Jezus wskazał, kto Go zdradzi wszystkim Apostołom, i że nikt nic nie zrobił. Jednak dziś jeszcze bardziej wybrzmiewa, w jaki sposób Jezus ratuje każdego z nas i jak pozostawia nam jednocześnie wolność, jak nigdy nie odbiera nam wolności. Jezus wskazuje Judaszowi, że wie, co on planuje, nie tylko ostrzega go przed konsekwencjami, można powiedzieć, że w ten sposób daje mu ostatnią szansę na nawrócenie, na zmianę, na zawrócenie z tej drogi. I Judasz może zawrócić, i apostołowie mogą mu w tym pomóc. Nic takiego się jednak nie dzieje. To także jest skandal zdrady. Zdrady, która dokonała się na Judaszu.

Setki słów wypowiedziano, by zdjąć tę odpowiedzialność z apostołów, by wyjaśnić, że niczego nie rozumieli i że rozumieć nie mogli. Orygenes jako jeden z pierwszych stawia z całą mocą to pytanie i jak się zdaje, odpowiada na nie najciekawiej i najgłębiej psychologicznie (a jednocześnie uniewinniając apostołów): „Może Judasz swym dawniejszym uczciwym postępowaniem sprawił, że apostołowie nie podejrzewali go o nic złego”. Może, kontynuując myśl Orygenesa, ani on sam nie uważał się za zdrajcę, ani nie był tak jednoznacznie złą postacią, jak wiele lat później próbuje go przedstawić Jan Ewangelista? Może nawet on sam nie widział w sobie zdrajcy?

Czytaj więcej

Jan Maciejewski: Bruderszaft z Judaszem

Ten trop został jednak dość szybko odrzucony i zaczęto szukać „odpowiedzialnych” za „brak słuchu apostołów” w modelu komunikacji. Jedni zwracali uwagę na to, że pytanie zadał Jan i że tylko on usłyszał odpowiedź. „Tylko Umiłowany Uczeń wie, że ów kawałek chleba wskazał zdrajcę, dlatego nikt inny nie rozumie słów Jezusa i Jego postępowania wobec Judasza” — wyjaśniają autorzy katolickiego komentarza do Ewangelii św. Jana, Francis Martin i William M. Wright IV. Katoliccy bibliści idą w tej kwestii tropem wytyczonym przez św. Tomasza z Akwinu, który także jasno wskazuje, że „Pan te słowa wypowiedział skrycie tylko Janowi, aby zdrajca nie został ujawniony”. Dlaczego w taki sposób? Na to także Akwinata udziela odpowiedzi: „Wynika to z faktu, że Piotr był tak porywczy w miłości do Chrystusa, że gdyby dowiedział się, że Judasz chciał Go zdradzić, z pewnością natychmiast by go zabił”. Tyle że to słabo się trzyma tekstu Ewangelii. Tak się bowiem składa, że tym, który prosi Umiłowanego Ucznia o dopytanie Jezusa, kto Go zdradzi, jest właśnie Piotr, i trudno sobie wyobrazić, by człowiek o tak silnej osobowości, co więcej, porywczy (jak go określa Akwinata), zrezygnował z uzyskania od Jana informacji o tym, jaka jest odpowiedź na jego pytanie.

Wszystko sobie racjonalizuje

Ale nawet jeśli rzeczywiście to przyjmiemy, to pojawia się natychmiast kolejne pytanie o odpowiedzialność Jana za całą sytuację. Załóżmy, że odpowiedź poznał tylko on, a więc zawiódł swojego przyjaciela, bo pozwolił mu odejść w noc i pozostawił go samego. To mogłoby wyjaśniać, skąd brała się tak otwarta wrogość Jana wobec Judasza, dlaczego to właśnie on oceniał go najostrzej, formułował przeciwko niemu najmocniejsze zarzuty, dlaczego to właśnie u niego pojawiają się nieustanne wzmianki o tym, że Jezus doskonale wiedział, kto Go zdradzi. Wygląda to jak zachowanie kogoś, kto zawiódł przyjaciela w potrzebie, a później sobie wszystko racjonalizuje, wyjaśnia, wskazuje, że winny jest ten, kto został zawiedziony, a nie ten, kto zawiódł.

Tomasz z Akwinu udziela jednak zupełnie innej odpowiedzi na pytanie, dlaczego Jan, który znał odpowiedź, nie wziął jej w istocie pod uwagę: „…dusza dobra i niewinna zazwyczaj wierzy, że także inne dusze są z dala od niegodziwości, o której wiedzą, że ich nie dotyka. Skoro zaś Jan należał do najbardziej niewinnych i daleki był od wszelkiej niegodziwości zdrady, dlatego nawet nie podejrzewał, żeby uczeń mógł dojść do takiej perfidii”. Jednym słowem, tak można podsumować ten argument: Jan zapytał, ale nie chciał usłyszeć odpowiedzi, bo był tak uczciwy, że nie zrozumiał. Tyle tylko, że takie przedstawienie Jana wcale nie jest zgodne z tym, co wiemy o nim z Ewangelii. Jan jest także człowiekiem wybuchowym, potrafi być niezwykle ostry. To Jan i jego brat Jakub chcą rzucić ogień, by zniszczyć pewne samarytańskie miasteczko, w którym nie chciano przyjąć Jezusa (Łk 9, 51–56). Jan i jego brat Jakub nie ukrywali też, że chcieliby być pierwsi wśród uczniów, o czym wprost mówi Mateusz:

„Wtedy podeszła do Niego matka synów Zebedeusza ze swoimi synami i oddając Mu pokłon, o coś Go prosiła. On ją zapytał: „Czego pragniesz?”. Rzekła Mu: „Powiedz, żeby ci dwaj moi synowie zasiedli w Twoim królestwie, jeden po prawej, a drugi po lewej Twej stronie”. Odpowiadając, Jezus rzekł: „Nie wiecie, o co prosicie. Czy możecie pić kielich, który Ja mam pić?”. Odpowiedzieli Mu: „Możemy”. On rzekł do nich: „Kielich mój pić będziecie. Nie do Mnie jednak należy dać miejsce po mojej stronie prawej i lewej, ale [dostanie się ono] tym, dla których mój Ojciec je przygotował”. Gdy dziesięciu [pozostałych] to usłyszało, oburzyli się na tych dwóch braci. A Jezus przywołał ich do siebie i rzekł: „Wiecie, że władcy narodów uciskają je, a wielcy dają im odczuć swą władzę. Nie tak będzie u was. Lecz kto by między wami chciał stać się wielkim, niech będzie waszym sługą. A kto by chciał być pierwszym między wami, niech będzie niewolnikiem waszym, na wzór Syna Człowieczego, który nie przyszedł, aby Mu służono, lecz aby służyć i dać swoje życie na okup za wielu”” (Mt 20, 20–28).

I właśnie o tym człowieku, zupełnie zwyczajnym i niczym nieodróżniającym się od innych apostołów, tak samo jak oni wybuchowym i tak samo chętnym do zajmowania pierwszego miejsca, św. Tomasz mówi, że nie był zdolny do zrozumienia, co mówi do niego Jezus i do oskarżenia innego. Trudno to uznać za wiarygodne uzasadnienie.

Fragment książki Tomasza P. Terlikowskiego „To ja, Judasz. Biografia apostoła”, która ukazała się właśnie nakładem Wydawnictwa Literackiego, Kraków 2024

Tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji

Tomasz P. Terlikowski jest doktorem filozofii, autorem wielu książek o tematyce związanej z Kościołem. Jest stałym współpracownikiem „Plusa Minusa” i jego felietonistą, współpracuje z RMF FM i RMF24

Intencje Judasza ostatecznie pozostają tajemnicą. On sam niczego nie wyjaśnił, nie ma ani słowa od niego na ten temat. Ciemność przesłania jego duszę. Jedno jest jednak pewne, od momentu, gdy udał się do świątyni, gdy zaczął rozmawiać z kapłanami, gdy przyjął pieniądze, by wydać Mistrza, pętla wokół Jezusa zaczęła się zaciskać, „gra — jak zauważa francuski dominikanin Raymond Léopold Bruckberger — została zakończona”. Arcykapłani nabrali odwagi, bo Jezus w Jerozolimie tego ostatniego razu nie czynił już wielkich cudów, Jego nauczanie stało się trudne, a On sam wszedł w ich sieci. „Jezus zawiesza swoją moc, jak wiejski grajek przed śmiercią zawiesza gitarę, za pomocą której prowadził dotychczas wiejskie zabawy”. Idzie już ku śmierci i choć ma świadomość, że wokół Niego zawiązał się spisek, to „nie przychodzi Mu nawet na myśl, żeby ratować się ucieczką”. Mało tego, jest absolutnie spokojny, „działa i mówi z przedziwną swobodą, tym bardziej wzruszającą, iż świadom jest tego, że Go zdradzono i że jest zgubiony. Jedynie śmierć zamknie Mu usta. W tych właśnie dniach Jezus wygłasza swoją wielką mowę apokaliptyczną i doprowadza do punktu kulminacyjnego konflikt z faryzeuszami. Sam roznieca pożar, w którym zginie”.

Pozostało 93% artykułu
Plus Minus
Oswoić i zrozumieć Polskę
Plus Minus
„Rodzina w sieci, czyli polowanie na followersów”: Kiedy rodzice zmieniają się w influencerów
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Rok po 7 października Bliski Wschód płonie
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Robert M. Wegner: Kawałki metalu w uchu
Plus Minus
Taki pejzaż
Plus Minus
Jan Maciejewski: Pochwała przypadku