Jan Maciejewski: Szkoła już nie uczy nas słuchania

Miarą kryzysu i zboczenia przez szkoły z właściwego kursu jest upadek edukacji muzycznej – tej dziedziny, która jeszcze w Grecji była początkiem, propedeutyką wszystkich pozostałych nauk. Harmonizowała rozwój człowieka, uczulała na fałsz. To pierwsze, nieubrane jeszcze w słowa kłamstwo.

Publikacja: 03.11.2023 17:00

Jan Maciejewski

Jan Maciejewski

Foto: Fotorzepa, Robert Gardziński

Odpowiednie dać rzeczy słowo” – najkrótsza i najlepsza definicja poezji, jaka kiedykolwiek powstała. Ale chyba nie tylko poezji, ani nawet posługiwania się słowami w ogóle. Norwidowi udało się w tej króciutkiej frazie złapać za ogon dużo większe ptaszysko niż tylko srokę pisarskiego rzemiosła. Jest tu coś o ludzkiej sytuacji w świecie, od samego jego początku: od chwili, w której Adam, przechadzając się po Raju, zaczął nazywać, nadawać imiona wszystkiemu, co go otacza. A że było to jeszcze przed feralnym zajściem pod drzewem poznania, możemy mieć pewność, że były to słowa odpowiednie. Takie, które we właściwy (wyczerpujący i trafny) sposób odpowiadały na każdą rzecz i zdarzenie. To właśnie różniło go od innych zwierząt – że został „wyrwany do odpowiedzi”.

Czytaj więcej

Jan Maciejewski: Dziś w Watykanie Chrystus nie byłby mile widziany

Mniej więcej raz na kilka lub kilkanaście miesięcy, przy okazji początku lub końca roku szkolnego, ewentualnie jakiejś reformatorskiej zawieruchy, redakcja „Plusa Minusa” poświęca temat numeru edukacji. I za każdym razem czuję się wtedy tak samo bezradny. Prawie tak, jakby znowu była niedziela wieczór, a ja przypominam sobie nagle o czekającym mnie jutro sprawdzianie, odkrywam ziejącą w pamięci pustkę. Wracanie myślami do szkoły, wszystkich tych spędzonych w niej lat, oznacza zawsze to samo – poszukiwanie straconego czasu. Bo co do tego, że wyciekł, ulotnił się, poszedł na zmarnowanie, nie mam wątpliwości. Nie potrafię tylko odpowiedzieć którędy, gdzie jest ta szczelina, co poszło nie tak? A im więcej się o szkole gada, o tym, jak podzielić kolejne stopnie edukacji, czy ma być bardziej „włączająca”, czy „tradycyjna” – tym moja bezradność rośnie. Dziura w pokładzie tonącego statku, jakim jest powszechna edukacja, znajduje się zupełnie gdzie indziej.

Wierzę, że szkoła ma sens wyłącznie wtedy, kiedy uczy słuchania. Tylko o zdobycie tej jednej podstawowej umiejętności powinno w niej chodzić, wszystko inne jest jej pochodną. 

Wierzę, że szkoła ma sens wyłącznie wtedy, kiedy uczy słuchania. Tylko o zdobycie tej jednej podstawowej umiejętności powinno w niej chodzić, wszystko inne jest jej pochodną. Ale zdolność wsłuchiwania się – a to o nią tu chodzi – jest czymś zupełnie różnym (jeśli nie wprost przeciwnym) do posłuszeństwa. A założenie powszechnej edukacji, od samego jej pruskiego zarania, do tego się właśnie sprowadza. Przyuczania do posłuchu, maszerowania w równym szeregu. I nie zmieniły bynajmniej tego wszystkie demokratyzujące, nowoczesne reformy. Mogą sobie słodko uśmiechnięte, postępowe panie pedagog opowiadać, jak to „podążają za dzieckiem i jego potrzebami”, ale to tylko kamuflaż. Zmieniają się reguły rządzące społeczeństwem i szkoła się do nich dostosowuje, ale tak samo próbuje ulepić bezproblemowych, posłusznych obywateli jak za czasów „herr professorów” z knutem w dłoni.

Czytaj więcej

Jan Maciejewski. Antygona na Wołyniu

Trzeba uczyć się wsłuchiwać w głosy Dantego, Szekspira, Mickiewicza. Wsłuchiwać się w świat, w rządzące nim prawa i procesy. Nie zatykać uszu gotowymi odpowiedziami. Miarą kryzysu i zboczenia przez szkoły z właściwego kursu jest więc upadek edukacji muzycznej – tej dziedziny, która jeszcze w Grecji była początkiem, propedeutyką wszystkich pozostałych nauk. Harmonizowała rozwój człowieka, uczulała na fałsz. To pierwsze, nieubrane jeszcze w słowa kłamstwo. Najpierw trzeba się wsłuchać, dopiero potem można próbować udzielić odpowiedzi. Dobrać odpowiednie słowa, dać je rzeczom. Dlatego też jedną z lepszych książek o edukacji jest „Czarnoksiężnik z Archipelagu” Ursuli Le Guin. Młody adept magii staje tam przed wyborem – może się stać przydatnym społeczeństwu kuglarzem od zaklinania pogody i tym podobnych sztuczek. Alternatywą jest Wielka Magia, polegająca na docieraniu do prawdziwych imion wszystkich rzeczy. Polegająca na wsłuchiwaniu się w ich głosy, oczyszczaniu myśli i serca, tak żeby słowa miały gdzie wybrzmieć. Dokładnie tak, jak edukację rozumiał Sokrates, największy pedagog Zachodu (nieprzypadkowo skazany przez Ateńczyków na śmierć za „psucie młodzieży”). „Dawniej ludzie nie byli tacy mądrzy, jak wy, młodzi, w prostocie ducha umieli i dębu, i głazu posłuchać, byleby tylko prawdę mówił”.

Odpowiednie dać rzeczy słowo” – najkrótsza i najlepsza definicja poezji, jaka kiedykolwiek powstała. Ale chyba nie tylko poezji, ani nawet posługiwania się słowami w ogóle. Norwidowi udało się w tej króciutkiej frazie złapać za ogon dużo większe ptaszysko niż tylko srokę pisarskiego rzemiosła. Jest tu coś o ludzkiej sytuacji w świecie, od samego jego początku: od chwili, w której Adam, przechadzając się po Raju, zaczął nazywać, nadawać imiona wszystkiemu, co go otacza. A że było to jeszcze przed feralnym zajściem pod drzewem poznania, możemy mieć pewność, że były to słowa odpowiednie. Takie, które we właściwy (wyczerpujący i trafny) sposób odpowiadały na każdą rzecz i zdarzenie. To właśnie różniło go od innych zwierząt – że został „wyrwany do odpowiedzi”.

Pozostało 82% artykułu
Plus Minus
Kiedy będzie następna powódź w Polsce? Klimatolog odpowiada, o co musimy zadbać
Plus Minus
Filmowy „Reagan” to lukrowana laurka, ale widzowie w USA go pokochali
Plus Minus
W walce rządu z powodzią PiS kibicuje powodzi
Plus Minus
Aleksander Hall: Polska jest nieustannie dzielona. Robi to Donald Tusk i robi to PiS
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Prof. Marcin Matczak: PSL i Trzecia Droga w swym konserwatyzmie są bardziej szczere niż PiS