Jan Maciejewski. Antygona na Wołyniu

„Zmarłych należących do Hadesa, wzbraniasz pogrzebać, bezczeszcząc ich ciała. Nie jest to twoja rzecz. Mieszasz się w nie swoje sprawy!”.

Publikacja: 07.07.2023 17:00

Jan Maciejewski. Antygona na Wołyniu

Foto: Fotorzepa/ Robert Gardziński

Do propagandowych, podejmowanych w latach 90. na rzecz polsko-niemieckiego zbliżenia wysiłków przylgnęło zbiorcze miano „kiczu pojednania”. Wszystkie historyczne zaszłości między Warszawą a Berlinem starano się załatwić za jednym zamachem obejmujących się wzajemnie ramion. Wszystko działo się wtedy za szybko, za płytko, za łatwo. Do legendy przeszło wspomnienie pewnego historyka, którego poproszono, by w rocznicę bitwy pod Grunwaldem postarał się opowiedzieć o tym starciu „w duchu pojednania”.

Czytaj więcej

Jan Maciejewski: Szkice piórkiem z Tour de France. Przed czym uciekał Andrzej Bobkowski

Było to kiczowate skojarzenie określeniem głębszym, niż być może nawet jego autorom mogło się wydawać. Oddalonym od polityki najdalej o pół kroku. Bo kicz jest swego rodzaju zdradą. Zdradza piękno – jak kłamstwo prawdę. I on również ma krótkie nogi. Ba, bierze się właśnie z braku cierpliwości, żądzy natychmiastowego efektu. Romans jest kiczowatym małżeństwem, kradzież – kiczem przedsiębiorczości. A kiczowaty bohomaz – zlepkiem najprostszych, ogranych tysiące razy chwytów. Jak o przemijaniu – to z ruinami w tle. O miłości koniecznie przy zachodzie słońca. A jak straszyć, to tylko kościotrupem w środku nocy. Kicz jest ze swej natury coverem. Boi się wymyślać cokolwiek nowego, ze strachu, że mógłby zabłądzić po drodze. Trochę jak organizatorzy polsko-ukraińskich obchodów rocznicy krwawej niedzieli, kulminacji rzezi wołyńskiej. Zostało do niej jeszcze kilka dni, ale już teraz możemy uznać, że najprawdopodobniej uda się przy tej okazji zdobyć bingo „kiczu pojednania”. Zaplanowano m.in. wybijanie przez 24 godziny rytmu pojednania (?) na bębnach, sadzenie drzewa pojednania czy polsko-ukraińską wariację na temat dramatu „Romeo i Julia”.

Było to kiczowate skojarzenie określeniem głębszym, niż być może nawet jego autorom mogło się wydawać. Oddalonym od polityki najdalej o pół kroku. Bo kicz jest swego rodzaju zdradą. Zdradza piękno – jak kłamstwo prawdę.

I nad tym ostatnim z akordów obchodów wołyńskiego ludobójstwa chciałbym się pochylić. Bo kojarzenie czy zrównywanie rzezi sprzed kilkudziesięciu lat do sporu dwóch zwaśnionych rodzin to moim zdaniem pomysł par excellence kiczowaty. Ale już sama idea, by tragedię Wołynia próbować zrozumieć przez tragedię właśnie, już bynajmniej taka nie jest. Istotą tego gatunku jest podanie jakiejś historii raz jeszcze do przeżycia. Nie tylko chłodnego przemyślenia, ale doświadczenia całym sobą jednego z „wariantów gry”, jaką los prowadzi z człowiekiem. Tyle że od tej szekspirowskiej dużo bardziej na miejscu jest tu napisana przez Sofoklesa „Antygona”.

Opowieść o zbezczeszczonych, niepochowanych zwłokach, które rzucono sępom na pożarcie, złożono na pustynnym, jałowym ołtarzu politycznych kalkulacji. Tragedii mocniej może niż jakikolwiek inny tekst wyznaczającej granice polityce i tym, którzy ją uprawiają. Sofoklesowe „non possumus”, rzucone w twarz wszystkim Kreonom świata: „Zmarłych należących do Hadesa, wzbraniasz pogrzebać, bezczeszcząc ich ciała. Nie jest to twoja rzecz. Mieszasz się w nie swoje sprawy!”. Antygona buntuje się nie tylko z miłości do brata, którego ciału zabronił oddać cześć, pochować i opłakać król. To uczucie tylko ją ośmiela. Wcześniejsze i ważniejsze jest jej przekonanie o istnieniu praw, których wyższość musi uznać każda władza. I tylko do pewnego momentu wydaje się, że Antygona jest nieżyciowym mistykiem, zawraca niepotrzebnie głowę wielkim swego świata jakimiś przesądami. Na końcu okazuje się, że to ona jest racjonalna, a władca oszalał, do czego zresztą w przedśmiertnym przebłysku świadomości się przyznaje: „Bóg jakiś zaćmił mi rozum i zmylił! Opętał mnie, omamił, zauroczył i pchnął na drogę prowadzącą w przepaść”.

Czytaj więcej

Jan Maciejewski: Sakralna literatura Cormaca McCarthy’ego

Polityka, a nawet geopolityka, która nie zna swoich granic, lekceważy prawa starsze od siebie, jest zwyczajnie szalona. Zaciąga dług, który spłacić trzeba będzie krwią i cierpieniem. A jedną z tych najstarszych, najbardziej uniwersalnych reguł naszej cywilizacji – która oczywista była już w czasach Sofoklesa – jest pogrzebanie zmarłych, oddanie ich szczątkom sprawiedliwości i czci. Czyli właśnie to, czego w imię różnych politycznych kalkulacji od kilkudziesięciu lat odmawia się bestialsko pomordowanym na Wołyniu Polakom. Każdemu więc z odpowiedzialnych za to współczesnych Kreonów trzeba powtarzać: mieszasz się w nie swoje sprawy. Obyś zszedł z drogi prowadzącej w przepaść.

Do propagandowych, podejmowanych w latach 90. na rzecz polsko-niemieckiego zbliżenia wysiłków przylgnęło zbiorcze miano „kiczu pojednania”. Wszystkie historyczne zaszłości między Warszawą a Berlinem starano się załatwić za jednym zamachem obejmujących się wzajemnie ramion. Wszystko działo się wtedy za szybko, za płytko, za łatwo. Do legendy przeszło wspomnienie pewnego historyka, którego poproszono, by w rocznicę bitwy pod Grunwaldem postarał się opowiedzieć o tym starciu „w duchu pojednania”.

Pozostało 91% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi