Jan Maciejewski: Dziś w Watykanie Chrystus nie byłby mile widziany

Czy gdyby Chrystus pojawił się dziś w Watykanie, w samym środku ula zapracowanych reformatorów i udoskonalaczy, nie usłyszałby od nich tego samego, co od Wielkiego Inkwizytora: Co ty tu robisz? Czemu przychodzisz nam przeszkadzać?

Publikacja: 22.09.2023 17:00

Jan Maciejewski: Dziś w Watykanie Chrystus nie byłby mile widziany

Foto: Fotorzepa/ Robert Gardziński

Zmiotę ten wasz Kościół z powierzchni ziemi – miał wypalić Napoleon Bonaparte do pewnego kardynała. – Ależ Wasza Cesarska Mość – uśmiechnął się książę Kościoła – nawet żadnemu z nas to się nie udało.

Wydaje mi się, że już kiedyś cytowałem tę pogawędkę na łamach „Plusa Minusa”, ale nic nie poradzę na to, że nie mogę się od niej opędzić za każdym razem, gdy przychodzi do rozważania czy wcielania kolejnych „rewolucyjnych”, „przełomowych”, „dalekosiężnych” reform papieża Franciszka. Jeśli tylu przed nim poległo, to dlaczego akurat obecnej ekipie rządzącej Watykanem miałoby się udać? Jedyną słuszną reakcją na podniecenie rewolucjonistów i przerażenie konserwatystów jest uśmiech politowania ripostującego cesarza Francuzów kardynała. Uśmiechnięte usta, w których kącikach czai się dopowiedzenie, słowa założyciela i prawdziwej głowy Kościoła: obietnica, że bramy piekielne go nie przemogą.

Czytaj więcej

Jan Maciejewski: Po co Tolkien stworzył Śródziemie

Zapowiedź upadku „rewolucji Franciszka” zawarta jest w samym jej założeniu. Skracając zapisane kościelną nowomową na tonach papieru dokumenty do jednego zdania, brzmiałoby ono: „Kościół ma się stać organizacją ziemską”. Tu jest jego początek, tu jego cel. Dajmy sobie spokój z mistyczną wiarą w jakieś ponadczasowe i niezmienne Objawienie. To my mamy większość, my ustalimy, w co teraz trzeba wierzyć. Skończmy bajać o przyszłym, niepewnym świecie. Jest tylko tu i teraz. Jak można tracić czas na modlitwę o zbawienie dusz, gdy płoną amazońskie puszcze? Po co pokutować za grzechy – lepiej zarybiać oceany.

A skoro doczesny jest cel, to i takie same muszą być środki. Nigdy jeszcze w dziejach tej instytucji nie analizowano z taką uwagą składu kolegium kardynalskiego. Nie rozpisywano frakcji, nie dzielono kardynałów na tych z lewa i prawa. Czekam już tylko na wizualizacje analogiczne do tych, które zobaczymy za kilka tygodni, z rozkładem mandatów do Sejmu. Język watykanistów i hierarchów staje się już nawet ten sam. O encyklikach mówią jak o projektach reform.  „A ilu macie teraz kardynałów, tradycjonaliści” – pytają, parafrazując nieświadomie Stalina, dopytującego się, ileż to papież posiada dywizji.

Skończmy bajać o przyszłym, niepewnym świecie. Jest tylko tu i teraz. Jak można tracić czas na modlitwę o zbawienie dusz, gdy płoną amazońskie puszcze? Po co pokutować za grzechy – lepiej zarybiać oceany.

Słucham tego wszystkiego trochę jak Alosza Karamazow opowieści o „Wielkim Inkwizytorze”, snutej przez jego brata. „Ależ… to niedorzeczność, Iwanie. To tylko najgorsze elementy Kościoła katolickiego. Inkwizytorzy, jezuici…”. W każdym pastiszu jest krztyna prawdy. Nawet mając tak antykatolickiego jobla, jaki przytrafił się Dostojewskiemu, można zobaczyć coś prawdziwego. Cień marzenia o Kościele bez Chrystusa. I jeszcze dłuższy – strachu przed Jego ponownym przyjściem. Czy gdyby dziś pojawił się w Watykanie, w samym środku ula zapracowanych reformatorów i udoskonalaczy, nie usłyszałby od nich tego samego, co od Wielkiego Inkwizytora: Po co przyszedłeś? Czemu przychodzisz nam przeszkadzać?

Czytaj więcej

Jan Maciejewski: Czy Francja jest jeszcze krajem cywilizowanym?

Kościół trwa i przetrwa na Ziemi, tylko dlatego, że ani nie jest z niej, ani nie dla niej istnieje. A co do liczebności frakcji w różnego rodzaju gremiach – przypomniała mi się inna anegdota. W latach 30. XX wieku zorganizowano w Wielkiej Brytanii publiczną debatę zwolennika sztuki awangardowej z obrońcą tradycyjnych kanonów piękna. Za każdym z nich ustawiono rzędy ławek, na których miała usiąść publiczność – w zależności od tego, którego z dyskutantów popierała. Za awangardzistą ustawił się tłum. „Tradycjonalista” pozostał osamotniony. – Widzę, że nikogo pan ze sobą nie przyprowadził – rzucił mu w twarz postępowy oponent. – Ach, tak się panu wydaje? W pierwszym rzędzie siedzą Dante, Wergiliusz, Tacyt, Seneka… – ta wymienianka zajęła sporą część dyskusji i zdaje się, że rozstrzygnęła jej wynik.

Naprawdę, bardziej interesuje mnie zeszłoroczny śnieg niż „rozkład głosów” w kolegium kardynalskim. Ani razu nie wyznałem bowiem publicznie wiary w to gremium. Za to co niedzielę robię to w odniesieniu do obcowania świętych. Liczniejszej, potężniejszej i chyba nieco sprawniejszej armii niż ta zdeterminowana do zmieniania oblicza Kościoła. Nie wiem, ilu macie biskupów i kardynałów, ile gazet, portali internetowych i „katolickich publicystów” w swoich szeregach. O wyniku tego starcia zdecyduje wyłącznie to, ilu znajdzie się tam świętych. Szerokiej drogi.

Zmiotę ten wasz Kościół z powierzchni ziemi – miał wypalić Napoleon Bonaparte do pewnego kardynała. – Ależ Wasza Cesarska Mość – uśmiechnął się książę Kościoła – nawet żadnemu z nas to się nie udało.

Wydaje mi się, że już kiedyś cytowałem tę pogawędkę na łamach „Plusa Minusa”, ale nic nie poradzę na to, że nie mogę się od niej opędzić za każdym razem, gdy przychodzi do rozważania czy wcielania kolejnych „rewolucyjnych”, „przełomowych”, „dalekosiężnych” reform papieża Franciszka. Jeśli tylu przed nim poległo, to dlaczego akurat obecnej ekipie rządzącej Watykanem miałoby się udać? Jedyną słuszną reakcją na podniecenie rewolucjonistów i przerażenie konserwatystów jest uśmiech politowania ripostującego cesarza Francuzów kardynała. Uśmiechnięte usta, w których kącikach czai się dopowiedzenie, słowa założyciela i prawdziwej głowy Kościoła: obietnica, że bramy piekielne go nie przemogą.

Pozostało 81% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi