Kryzys migracyjny niszczy Nowy Jork. Burmistrz Adams kontra Joe Biden

Na nowojorskich ulicach koczują migranci, wydatki na ich utrzymanie wyrwały się spod kontroli, a demokratyczny burmistrz poszedł na wojnę z Joe Bidenem, żądając od władz federalnych rozwiązania kryzysu migracyjnego. I stał się czarną owcą we własnej partii.

Publikacja: 29.09.2023 10:00

Lokalni mieszkańcy, uczniowie szkoły podstawowej na Brooklynie i ich rodzice protestują przeciwko za

Lokalni mieszkańcy, uczniowie szkoły podstawowej na Brooklynie i ich rodzice protestują przeciwko zakwaterowaniu imigrantów w sali gimnastycznej, 16 maja 2023 r. Tego rodzaju protestów w Nowym Jorku wciąż przybywa

Foto: SPENCER PLATT/GETTY IMAGES NORTH AMERICA/Getty Images via AFP

Nie widzę końca kryzysu migracyjnego, jaki mamy w mieście. On zniszczy Nowy Jork – oświadczył na początku września burmistrz Eric Adams. Do ponad 8-mln metropolii w ciągu ostatniego roku przybyło ponad 110 tys. migrantów, głównie z Ameryki Południowej. Miasto nie nadąża z zapewnieniem im schronienia. Śpią na pryczach w tymczasowych noclegowniach, tworzonych w obiektach miejskich, które da się szybko zaadaptować na ten cel, a także w ogromnych namiotach rozstawionych w parkach. Zdarza się, że godzinami koczują w kolejkach na ulicach w oczekiwaniu na łóżko.

Coraz częściej przed schroniskami pojawiają się grupy protestujących nowojorczyków, zaniepokojonych niekontrolowanym napływem obcokrajowców, którzy na dodatek korzystają z pomocy socjalnej opłacanej przez podatników. Z obawy o swoje bezpieczeństwo nie chcą, aby w ich dzielnicach powstawały noclegownie dla setek obcych przybyszy. „To spokojna dzielnica. My nie wiemy, kim są ci ludzie” – takie argumenty słyszy się nagminnie.

Czytaj więcej

Nowe Stany związków zawodowych

Prezent od Teksasu

Większość migrantów dostała się na teren Stanów Zjednoczonych przez południową granicę USA, która od lat przyciąga migrantów z wielu krajów Ameryki Południowej, gdzie działalność gangów, bieda, katastrofy naturalne i korupcja sprawiają, że nie czują się bezpiecznie. Do nierzadko zagrażającej życiu i wyczerpującej podróży na północ zachęca ich również amerykańskie prawo imigracyjne, które pozwala migrantom chcącym ubiegać się o azyl na przekroczenie granicy i już po stronie amerykańskiej czekać, aż przeładowane podaniami sądy imigracyjne rozpatrzą ich wnioski. 

Niewiele dał obowiązujący przez trzy pandemiczne lata przepis Title 42, wprowadzony przez administrację Donalda Trumpa i zniesiony dopiero w maju bieżącego roku. Z uwagi na ochronę zdrowia publicznego przepis ten pozwalał służbom imigracyjnym na odsyłanie do krajów pochodzenia dużej części przybyszów. Title 42 miał jednak wiele wyjątków. W rezultacie tysiące obywateli krajów Ameryki Południowej z miesiąca na miesiąc pojawiały się w przygranicznych miejscowościach w republikańskim Teksasie, gdzie nastroje społeczne i retoryka polityczna nie sprzyjają migrantom. 

O kryzysie na granicy w USA mówi się od lat, podobnie jak o konieczności zreformowania prawa i systemu imigracyjnego, które leżą u podstaw tego, co się dzieje na granicy z Meksykiem. Niemniej jednak władze i mieszkańcy Teksasu, jak wielu innych republikańskich stanów, twierdzą, że napływ migrantów do USA to efekt przyjaznej dla migrantów polityki prowadzonej przez demokratów oraz nieudolnego zarządzania bezpieczeństwem granic przez obecną administrację.

W ubiegłym roku gubernator Teksasu Greg Abbott sfrustrowany napływem migrantów zaczął fundować im bilety w jedną stronę do położonych na północy miast zarządzanych przez demokratów, takich jak Chicago, Filadelfia, Los Angeles, Waszyngton DC oraz Nowy Jork. W ten sposób chciał tym miastom, a przez nie rządowi federalnemu, dać posmak tego, jak to jest mieć masowy napływ cudzoziemców potrzebujących schronienia, jedzenia i opieki. Do jego akcji przyłączył się Ron DeSantis, gubernator innego południowego stanu – Florydy. Co prawda nie graniczy ona z Meksykiem, ale jej włodarz podziela antyimigracyjne nastawienie Abbotta.

Przyciąga jak magnes

Zaczęło się od politycznej akcji gubernatorów z południa, którzy chcieli zrobić na złość liberalnemu Nowemu Jorkowi, ale potem sytuacja nabrała nieco innego charakteru. Poszła fama wśród migrantów, że Nowy Jork to miasto sprzyjające „zaczynaniu od nowa” i wiosną 2023 r. kolejne fale migrantów zaczęły przybywać tu z własnej woli z Teksasu i innych części kraju, w tym innych demokratycznych miast, gdzie trudno im się zadomowić. 

Z czasem Nowy Jork stał się głównym miejscem docelowym, a w rezultacie epicentrum kryzysu migracyjnego. A to dlatego, że w przeciwieństwie do innych liberalnych regionów w mieście tym obowiązuje przepis z 1981 r., na mocy którego Nowy Jork musi zapewnić schronienie każdemu, kto go potrzebuje.

– Wcześniej przepis ten był naszą małą tajemnicą. Teraz cały świat o nim usłyszał. Cały świat wie, że mamy duże serce. Mamy ogrom współczucia i że zaopiekujemy się ludźmi potrzebującymi pomocy – powiedziała na jednej z konferencji prasowych Anne Williams-Isom, zastępca burmistrza ds. zdrowia i opieki społecznej.

Jak podaje biuro burmistrza, do Nowego Jorku napływa teraz ok. 10 tys. migrantów miesięcznie. Wśród nich oprócz obywateli krajów Ameryki Południowej są teraz przybysze z zachodniej Afryki oraz krajów rosyjskojęzycznych. 

Początkowo lokowani byli w schroniskach dla bezdomnych, ale miasto ma ok. 60 tys. swoich bezdomnych, którzy noc w noc potrzebują dachu nad głową, i szybko brakło tam wolnych miejsc. Władze zaczęły przystosować dla nich m.in. miejskie hotele, w tym np. słynny Roosevelt Hotel, przy wschodniej części 45 ulicy w samym centrum Manhattanu, który stał się centrum pomocy dla nowoprzybyłych i symbolem kryzysu. Miejsca noclegowe utworzono też w innych obiektach, m.in. w terminalu dla statków rejsowych, budynku po byłej stacji marynarki wojennej, na boiskach do piłki nożnej, gdzie stanęły ogromne namioty.

W sumie, jak podają władze Nowego Jorku, powstało ponad 200 tymczasowych ośrodków, z których obecnie korzysta ok. 60 tys. migrantów. Przy czym wiele oferuje zaledwie pryczę oraz posiłki, bez żadnych dodatkowych wygód, za co władze miasta są krytykowane przez aktywistów. – Te centra pozostawiają wiele do życzenia – mówi w wywiadzie dla magazynu „Time” Mammad Mahmoodi z organizacji EV Loves NYC, która włączyła się w akcję pomocy przybyszom poprzez dostarczanie im jedzenia. 

Czytaj więcej

Wszyscy prezydenci Boba Woodwarda

Autobusami na prowincję

Gdy w ubiegłym roku do Nowego Jorku zaczęły przyjeżdżać autobusy z południa pełne migrantów, burmistrz Adams, jak na demokratę przystało, ze współczuciem i zrozumieniem przyjmował nowo przybyłych, krytykując przy tym działania gubernatorów z południa jako niehumanitarne. – Wszyscy są tu mile widziani. W przeciwieństwie do Teksasu, my zaopiekujemy się tymi rodzinami – mówił. 

Władze miasta nie nadążają jednak z pomocą. Zapewnienie schronienia tysiącom przybyszów oraz miejsca w publicznych szkołach dla 20 tys. ich dzieci to nie lada wyzwanie. – Momentem alarmowym stał się ten, gdy w środku Manhattanu zaczęli się pojawiać migranci śpiący na chodnikach w kolejce do centrów pomocy. To był znak, że sytuacja wymknęła się spod kontroli – mówi Nick Fandos, dziennikarz „New York Timesa” w podcaście „The Daily”.

Wysiłki związane z zapewnieniem noclegu, pomocy socjalnej i medycznej dla migrantów słono kosztują. Miasto i stan Nowy Jork wydały już ponad 2 mld dol. na ten cel. Przy czym są to wydatki, które nie były uwzględnione w lokalnym budżecie. Eksperci szacują, że koszt pomocy bezdomnym przybyszom w ciągu kolejnych trzech lat przekroczy ponad 12 mld. Mimo że stan Nowy Jork przekazał miastu 1,5 mld dol. na ten cel, taki wydatek jest trudny do udźwignięcia nawet dla Nowego Jorku będącego światowym centrum finansów. Tym bardziej że miasto to ma w perspektywie prawie 14-mld dziurę budżetową w następnym roku fiskalnym.

Burmistrz ostrzega, że jeżeli nie znajdą się fundusze spoza Nowego Jorku, miasto i stan będą zmuszone do wprowadzenia cięć budżetowych. – Nasza społeczność odczuje to na własnej skórze. Każda usługa oferowana przez miasto na tym ucierpi. Każdy z nas ucierpi – ostrzega Eric Adams, który bezskutecznie próbuje zmienić przepis z 1981 r.

Równocześnie administracja Adamsa robi, co może, żeby znaleźć migrantom miejsce do zadomowienia się poza granicami miasta. Między innymi oferuje im bilety na przejazd do innych części kraju, gdzie chcieliby się udać, bo np. mają tam znajomych lub krewnych. Poprosił też władze pozamiejskich regionów stanu Nowy Jork o udzielenie schronienia grupom migrantów, których wysyłał tam autobusami opłacanymi z budżetu miasta. Pomysł ten jednak, delikatnie mówiąc, nie spotkał się z entuzjazmem. Kilkadziesiąt powiatów w całym stanie, w tym wiele zarządzanych przez republikanów, wprowadziło stany nadzwyczajne, by prawnie zabezpieczyć się przed koniecznością przyjmowania wymagających pomocy obcokrajowców. Ponad 30 tych jurysdykcji Eric Adams podał do sądu.

Starcie z Waszyngtonem

Kryzys migracyjny sprawił jednak, że Eric Adams, demokrata stojący na czele bardzo liberalnego miasta, stał się czarną owcą w swojej partii, która z zasady ma przyjazne nastawienie do migrantów. Od roku apeluje do władz federalnych i stanowych o pomoc finansową dla miasta Nowy Jork, a także o przyspieszenie wydawania pozwoleń na pracę, dzięki którym przybysze mogliby się usamodzielnić. Według przepisów, które zmienić może tylko Kongres, załatwienie formalności w Departamencie Bezpieczeństwa Narodowego (DHS) związanych z pozwoleniem na pracę zajmuje co najmniej pół roku. W tym czasie migrant nie może pracować. Robiąc to na czarno, ryzykuje, że przekreśli swoje starania o azyl.

Wielu migrantów nie ma wystarczającego zaplecza finansowego, by się w tym czasie utrzymać. Szukają pomocy, gdzie tylko się da. Obok lokalnych organizacji pomocowych system socjalny miasta Nowy Jork to jedno z niewielu źródeł pomocy.

Apele Adamsa z miesiąca na miesiąc stawały się coraz bardziej naładowane krytyką. Ostatnio twierdzi, że jego prośby w przeważającej mierze zostały bez odpowiedzi, a bez pomocy federalnej nie jest w stanie naprawić sytuacji w mieście. – To kryzys ogólnokrajowy, ale władze federalne zawiodły – powiedział. Nie szczędził przy tym słów krytyki pod adresem nowojorskiej gubernator Kathy Hochul. 

Na gubernator napiera też grupa nowojorskich radnych. „Apelujemy o natychmiastowe działanie prawne w celu ochrony Nowego Jorku przed skutkami nieudolnego zabezpieczenia granicy przez rząd federalny. Żądamy zatrzymania napływu migrantów do naszego miasta i stanu oraz finansowej pomocy w rozwiązaniu kryzysu” – napisali w oświadczeniu.

Przez długi czas gubernator Hochul nie włączała się w ostrą dyskusję Adamsa z Waszyngtonem. Dopiero kilka tygodni temu wystosowała apel pełen krytyki wobec administracji Joe Bidena. „Ten kryzys został wywołany przez rząd federalny i przez niego musi zostać rozwiązany. Już dawno prezydent powinien był podjąć działanie i podesłać Nowemu Jorkowi pomoc, której potrzebuje, by móc ogarnąć tę bezprecedensową sytuację” – napisała w liście do Białego Domu. – Pozwólcie im pracować. Wydajcie im pozwolenia na pracę – mówiła, wspierając Adamsa w apelach do rządu federalnego o przyspieszenie wydawania pozwoleń na pracę.

Biały Dom wydał oświadczenie, w którym broni się przed krytyką nowojorskiego burmistrza i gubernator, informując, że administracja Bidena przeznaczyła w tym roku 145 mln dol. z funduszy federalnych na pomoc Nowemu Jorkowi i pracuje z władzami miejskimi oraz stanowymi nad tym, jak najlepiej pomóc migrantom w załatwianiu formalności związanych z ubieganiem się o pozwolenie na pracę oraz azyl. Rzecznik prasowy Białego Domu Angelo Fernández Hernández podkreślił jednak, że administracja Bidena tak naprawdę ma związane ręce. – Tylko Kongres może zreformować niesprawny system imigracyjny i zapewnić dodatkowe fundusze na ten cel – oświadczył. 

Czytaj więcej

Ocasio-Cortez podbija Waszyngton

Brzmi jak rasista?

Napływ migrantów i piętrzące się problemy z zapewnieniem im statutowej pomocy nie tylko stały się źródłem napięcia w Partii Demokratycznej na linii Nowy Jork–Waszyngton. Mogą się okazać silną bronią polityczną w rękach republikanów w zbliżających się wyborach prezydenckich oraz tych do Kongresu, w których demokratom zależy na odzyskaniu przewagi w Izbie Reprezentantów.

Zdaniem komentatorów politycznych demokraci obawiają się, że republikanie wskażą ich jako winnych kryzysu. I jako tych, którzy nie potrafią go rozwiązać. 

Obawy te są w zupełności uzasadnione. Republikańscy politycy zresztą już wykorzystują słowa krytyki nowojorskiego burmistrza kierowane do Bidena. – Bidenowski kryzys na granicy niszczy nasz kraj. Burmistrz Adams ma rację. Miasto Nowy Jork zasługuje na coś lepszego – powiedział niedawno przewodniczący Izby Reprezentantów Kevin McCarthy. – Chylę czoła przed burmistrzem Nowego Jorku, który wytyka prezydentowi Bidenowi i jego administracji totalną porażkę, jeśli chodzi o zabezpieczenie południowej granicy – stwierdził zaś były wiceprezydent Mike Pence. 

Polityczna dyskusja wokół kryzysu migracyjnego w Nowym Jorku nie podoba się organizacjom walczącym o prawa imigrantów, ale też wielu demokratom. Twierdzą, że wypowiedzi burmistrza Adamsa wobec imigrantów są rasistowskie oraz że są „dramatycznym odejściem od filozofii miasta, w którym mieści się Ellis Island, przez dekady będąca bramą wjazdową do USA dla imigrantów z całego świata”.

– Swoją retoryką burmistrz nastawia ludzi negatywnie do sąsiadów – powiedział Murad Awawdeh, dyrektor wykonawczy organizacji broniącej prawa imigrantów New York Immigration Coalition. – Nasze miasto niezwykle wiele zawdzięcza imigrantom – przypomina.

Przedstawiciele Legal Aid Society i Coalition for the Homeless stwierdzili natomiast, że wypowiedzi Adamsa „zniesławiają ludzi, którzy uciekli przed niewyobrażalnymi sytuacjami w ich krajach” oraz brzmią jak te, które zazwyczaj słyszy się od skrajnie prawicowych polityków.

Odeślijcie ich

W ostatnich tygodniach do dyskusji na temat migrantów dołączają nowojorczycy, wychodząc na ulice na wspomnianych już protestach. Gromadzą się m.in. przed ośrodkami dla migrantów i przed Gracie Mansion – siedzibą burmistrza w manhattańskiej dzielnicy Upper East Side. Na plakatach niosą takie hasła, jak „Ameryka ma dość migrantów” czy „Zamknijcie granice”.

W połowie września protestujący zakłócili konferencję prasową kongresowej delegacji demokratycznej, która przyjechała, by obejrzeć schroniska dla migrantów i ocenić, jak nowojorska administracja radzi sobie z kryzysem migracyjnym.

– Uciekają przed przemocą, katastrofami naturalnymi. Tutaj uzyskują pomoc psychologiczną, medyczną oraz opiekę dla dzieci – mówiła nowojorska kongresmenka Nadia Velázquez, ale grupa protestujących nie dawała jej i pozostałym politykom dojść do słowa. „Zamknijcie granice!”, „Odeślijcie ich z powrotem!” – skandowali.

Nie widzę końca kryzysu migracyjnego, jaki mamy w mieście. On zniszczy Nowy Jork – oświadczył na początku września burmistrz Eric Adams. Do ponad 8-mln metropolii w ciągu ostatniego roku przybyło ponad 110 tys. migrantów, głównie z Ameryki Południowej. Miasto nie nadąża z zapewnieniem im schronienia. Śpią na pryczach w tymczasowych noclegowniach, tworzonych w obiektach miejskich, które da się szybko zaadaptować na ten cel, a także w ogromnych namiotach rozstawionych w parkach. Zdarza się, że godzinami koczują w kolejkach na ulicach w oczekiwaniu na łóżko.

Pozostało 96% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi