„Flamin": Droga po chipsach do sukcesu

„Flamin’ Hot: Smak sukcesu” pozwala spojrzeć na problemy meksykańskich imigrantów z nietypowej perspektywy – woźnego z fabryki chipsów.

Publikacja: 21.07.2023 17:00

„Flamin’ Hot: Smak sukcesu”, reż. Eva Longoria, dystr. Disney+

„Flamin’ Hot: Smak sukcesu”, reż. Eva Longoria, dystr. Disney+

Foto: Emily Aragones

Hollywood znalazło sobie nową niszę, nowy temat do opowiadania. Od kilku lat stawia na historie znanych marek. Odsłania kulisy ich powstania, przygląda się odpowiedzialnym za nie menedżerom, analizuje – oczywiście niezbyt głęboko, bo to kino rozrywkowe – przyczyny podjęcia przez zarządy kluczowych, wręcz historycznych decyzji. Klasycznym przedstawicielem tego typu produkcji jest „McImperium” Johna Lee Hancocka z 2016 roku, opowieść o powstaniu największej sieci restauracji typu fast food. Nie byłoby jej, gdyby nie rzutki biznesmen Raymond Kroc (zagrał go Michael Keaton), który pomógł dwóm braciom prowadzącym pojedynczy lokal w kalifornijskim San Bernardino rozwinąć model franczyzowy. Tak właśnie powstało imperium McDonald’s.

Takich filmów jest więcej. Dość wspomnieć „The Social Network” poświęcony narodzinom Facebooka, „Steve’a Jobsa” o historii Apple’a czy „Dom Gucci” o słynnej włoskiej marce modowej. Tylko w tym roku na ekrany wszedł „Air” Bena Afflecka skupiający się na narodzinach znanej marki butów Air Jordan, „Blackberry” przypominający zapomnianą dziś już serię telefonów, no i wreszcie „Tetris” Jona S. Bairda, który przybliża fenomen słynnej rosyjskiej gry. Listę tę uzupełnia „Flamin’ Hot”, dzięki któremu widzowie poznają sekret narodzin ostrych chipsów marki Cheetos.

Czytaj więcej

„Bez urazy”: Dziecko kontra duże dziecko

Tematem chrupków zainteresowała się Eva Longoria, amerykańska aktorka o meksykańskich korzeniach. Dotychczas reżyserowała tylko pojedyncze odcinki seriali, w których sama występowała. Teraz tą historią spłaca dług wobec społeczności, w jakiej się wychowała. Portretuje w nim, jak traktowani są imigranci zza południowej granicy w USA, powszechny brak perspektyw i trudności z przebiciem się, o awansie społecznym nie wspominając. Choć akurat jej oraz bohaterowi jej filmu Richardowi Montañezowi się to udało.

Montañez wychowywał się w latach 60. w południowej Kalifornii. W szkole bywał wyśmiewany i prześladowany przez kolegów, w końcu miał ciemniejszą skórę i na drugie śniadanie nie jadał kanapek, a dziwaczne burrito. Wyrósł na członka lokalnego gangu, kradnącego co popadnie i gdzie popadnie. Dopiero ciąża żony zmusiła go do ustatkowania się. Ponieważ nie ukończył szkoły średniej, długo nie mógł znaleźć pracy. W końcu zatrudnił go lokalny zakład produkcyjny Frito-Lay, oferując niskopłatną posadę woźnego. Speca od miotły i szmaty.

Longoria efektownie opisuje stosunki panujące w firmie. Biali na górze, kolorowi na dole bez szans na awans. Montañez jednak uparł się, że coś osiągnie. Znalazł mentora w postaci doświadczonego, czarnoskórego technika. Poznawał kolejne sekrety produkcji chipsów, ale wraz z nadejściem ery Reagana znajdował się wciąż wśród zwykłych robotników. W dodatku groziło mu zwolnienie, jak wszystkim „niskopłatnym”. Ciągnący ostatkiem sił zakład potrzebował hitu.

Czytaj więcej

„Opowieści z Pryncypii: Królewna Łucja i obrońcy królestwa”: Kilkadziesiąt mrocznych godzin

I tak właśnie narodziły się chipsy Flamin’ Hot, ostre jak burrito, skierowane do zaniedbywanej dotąd meksykańskiej mniejszości. Montañez uważa się za ich współtwórcę, co już na emeryturze opisał w książce „A Boy, a Burrito, and a Cookie: From Janitor to Executive”. Przypisał w niej sobie i swojej rodzinie główne zasługi w stworzeniu nowej marki chipsów. Twierdził, że osobiście przekonał szefa korporacji Rogera Enrico do wprowadzenia jej na rynek. Według Frito-Lay zdecydowanie przesadza, gdyż ostre chipsy przygotowywał teksański oddział firmy w swoim głęboko zakonspirowanym laboratorium. Nie zmienia to faktu, że woźny z czasem wspiął się na stanowiska kierownicze, a przed przejściem na emeryturę pracował jako wicedyrektor jednego z oddziałów PepsiCo.

Niezależnie od tego, czy i jak bardzo Montañez nazmyślał (być może zresztą nieświadomie), „Flamin’ Hot: Smak sukcesu” jest pozycją inspirującą i dającą nadzieję. Może tylko nieco nazbyt idealistyczną. To lekkie kino rozrywkowe, wgryzające się – znów niezbyt głęboko – w tajniki wielkiego biznesu. Może rzeczywiście współczesnych bohaterów należy szukać w korporacjach?

Hollywood znalazło sobie nową niszę, nowy temat do opowiadania. Od kilku lat stawia na historie znanych marek. Odsłania kulisy ich powstania, przygląda się odpowiedzialnym za nie menedżerom, analizuje – oczywiście niezbyt głęboko, bo to kino rozrywkowe – przyczyny podjęcia przez zarządy kluczowych, wręcz historycznych decyzji. Klasycznym przedstawicielem tego typu produkcji jest „McImperium” Johna Lee Hancocka z 2016 roku, opowieść o powstaniu największej sieci restauracji typu fast food. Nie byłoby jej, gdyby nie rzutki biznesmen Raymond Kroc (zagrał go Michael Keaton), który pomógł dwóm braciom prowadzącym pojedynczy lokal w kalifornijskim San Bernardino rozwinąć model franczyzowy. Tak właśnie powstało imperium McDonald’s.

Pozostało 85% artykułu
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Polityczna bezdomność katolików
Plus Minus
„Król Warmii i Saturna” i „Przysłona”. Prześwietlona klisza pamięci
Plus Minus
Gość „Plusa Minusa” poleca. Ryszard Ćwirlej: Odmłodziły mnie starocie
Plus Minus
Mistrzowie, którzy przyciągają tłumy. Najsłynniejsze bokserskie walki w historii
Materiał Promocyjny
Zarządzenie samochodami w firmie to złożony proces
teatr
Mięśniacy, cheerleaderki i wszyscy pozostali. Recenzja „Heathers” w Teatrze Syrena