Hollywood znalazło sobie nową niszę, nowy temat do opowiadania. Od kilku lat stawia na historie znanych marek. Odsłania kulisy ich powstania, przygląda się odpowiedzialnym za nie menedżerom, analizuje – oczywiście niezbyt głęboko, bo to kino rozrywkowe – przyczyny podjęcia przez zarządy kluczowych, wręcz historycznych decyzji. Klasycznym przedstawicielem tego typu produkcji jest „McImperium” Johna Lee Hancocka z 2016 roku, opowieść o powstaniu największej sieci restauracji typu fast food. Nie byłoby jej, gdyby nie rzutki biznesmen Raymond Kroc (zagrał go Michael Keaton), który pomógł dwóm braciom prowadzącym pojedynczy lokal w kalifornijskim San Bernardino rozwinąć model franczyzowy. Tak właśnie powstało imperium McDonald’s.
Takich filmów jest więcej. Dość wspomnieć „The Social Network” poświęcony narodzinom Facebooka, „Steve’a Jobsa” o historii Apple’a czy „Dom Gucci” o słynnej włoskiej marce modowej. Tylko w tym roku na ekrany wszedł „Air” Bena Afflecka skupiający się na narodzinach znanej marki butów Air Jordan, „Blackberry” przypominający zapomnianą dziś już serię telefonów, no i wreszcie „Tetris” Jona S. Bairda, który przybliża fenomen słynnej rosyjskiej gry. Listę tę uzupełnia „Flamin’ Hot”, dzięki któremu widzowie poznają sekret narodzin ostrych chipsów marki Cheetos.
Czytaj więcej
„Bez urazy” to sprośna komedia o dojrzewaniu, ale i opowieść o zagubieniu młodych ludzi.
Tematem chrupków zainteresowała się Eva Longoria, amerykańska aktorka o meksykańskich korzeniach. Dotychczas reżyserowała tylko pojedyncze odcinki seriali, w których sama występowała. Teraz tą historią spłaca dług wobec społeczności, w jakiej się wychowała. Portretuje w nim, jak traktowani są imigranci zza południowej granicy w USA, powszechny brak perspektyw i trudności z przebiciem się, o awansie społecznym nie wspominając. Choć akurat jej oraz bohaterowi jej filmu Richardowi Montañezowi się to udało.
Montañez wychowywał się w latach 60. w południowej Kalifornii. W szkole bywał wyśmiewany i prześladowany przez kolegów, w końcu miał ciemniejszą skórę i na drugie śniadanie nie jadał kanapek, a dziwaczne burrito. Wyrósł na członka lokalnego gangu, kradnącego co popadnie i gdzie popadnie. Dopiero ciąża żony zmusiła go do ustatkowania się. Ponieważ nie ukończył szkoły średniej, długo nie mógł znaleźć pracy. W końcu zatrudnił go lokalny zakład produkcyjny Frito-Lay, oferując niskopłatną posadę woźnego. Speca od miotły i szmaty.