Chrześcijaństwo mogło dotrzeć do Polski sto lat wcześniej niż myślimy

Chrześcijaństwo trafiło na ziemie polskie 100 lat wcześniej, niż uczy się w szkołach. Jego wyznawcą mógł być już ojciec Mieszka I. Wskazują na to choćby niedawno odkryte fundamenty poznańskiego kościoła z ok. 920 r.

Publikacja: 28.09.2018 18:00

Chrzest Polski, współczesny fresk w Gnieźnie, obok pomnika Bolesława Chrobrego, w pobliżu katedry

Chrzest Polski, współczesny fresk w Gnieźnie, obok pomnika Bolesława Chrobrego, w pobliżu katedry

Foto: Wikimedia Commons, domena publiczna

Panuje przekonanie, jakoby historia Polski rozpoczęła się w 966 roku, no może rok wcześniej, wraz z powzięciem przez Mieszka l decyzji o poślubieniu księżniczki czeskiej Dobrawy oraz o uregulowaniu przez władcę państwa gnieźnieńskiego stosunku do religii katolickiej, a zwłaszcza do Kościoła katolickiego i papieża. Jest to duże uproszczenie dziejów Polski, które według tego poglądu rozpoczynać by się miały w słynnym roku 966. Uznając tę teorię za jedyną godną wiary, pozbawiono Polskę ok. 100 lat historii, bo wtedy pojawiło się na jej terenach chrześcijaństwo.

Panuje też inny stereotyp. Oto z nadejściem wiosny 966 roku pogański władca państewka gnieźnieńskiego, Mieszko, syn Siemomysła, wnuk Lestka, prawnuk Siemowita, syna Piasta, postanowił oddalić siedem nałożnic, potłuc pogańskie bałwany i na Wielkanoc, która tamtego roku wypadała ponoć 14 kwietnia, polecił udzielić sobie i sile zbrojnej, którą dysponował, chrztu. Odtąd on i jego drużyna stali się chrześcijaninami, także ku radości małżonki, Czeszki Dobrawy. Z tej okazji papież za wstawiennictwem siostry Dobrawy, mniszki Mlady przebywającej w Rzymie, oddelegował na dwór Mieszkowy biskupa misyjnego Jordana (Giordano), postrzeganego niekiedy jako biskup poznański. Z tym dniem na terenie państwa gnieźnieńskiego rozpoczęło się pod zbrojnym przymusem nawracanie na katolicyzm pogańskiej ludności zamieszkującej wszystkie osady z grodami. Szło to z powodzeniem, jako że już w 1000 r. cesarz Otton III wyraził zgodę na ustanowienie w państwie polskim, którym władał Mieszkowy syn Bolesław, zwany przez potomnych Wielkim lub Chrobrym, struktur Kościoła katolickiego: arcybiskupstwa gnieźnieńskiego oraz biskupstw w Krakowie, Wrocławiu, Kołobrzegu.

Ofiary dziejowej dialektyki

Obydwa poglądy są błędne, a są one w dużej mierze wytworem marksistowskiej historiografii, która nie spotkała się z odpowiedzią historyków Kościoła katolickiego w Polsce. Historiografia ta kurczowo trzymała się dyrektyw dialektycznego pojmowania dziejów, a w szczególności swoiście pojmowanej triady heglowskiej. W konsekwencji dzieje polskiego chrześcijaństwa krępowano taka oto trójcą: teza: pogaństwo – antyteza: narzucone przez władcę przy użyciu przymusu zbrojnego społeczeństwu pogańskiemu chrześcijaństwo – synteza: powrót do pogaństwa w społeczeństwie komunistycznym. Implikowało to jedną wersję udzielenia przez czynnik narodowo obcy chrztu, najpierw władcy i jego zbrojnemu otoczeniu, a następnie długotrwałe nawracanie na nową religię społeczeństwa pod rygorem użycia siły zbrojnej. Rzecz miała się jednak na ziemiach polskich zupełnie inaczej, o czym za chwilę.

Skoro chrystianizacja ziem polskich poszła według tego schematu jak z płatka, pojawiać się muszą pytania, dlaczego ci dwaj tak bardzo zasłużeni w krzewieniu wiary władcy Polski nie zostali przez Kościół obdarzeni nimbem świętości, a sam Mieszko I nie został koronowany, a jego syn zdołał włożyć koronę dopiero na kilka miesięcy przed śmiercią? Wszak władcy innych krajów, wprowadzający na swojej ziemi chrześcijaństwo, doznali i za życia, i pośmiertnie tych zaszczytów, by nie szukać daleko, wystarczy wskazać Stefana I, króla Węgier. Za wprowadzanie w Panonii chrześcijaństwa obdarzono go koroną, a po śmierci kanonizowano. Czyżby pierwsi władcy Polski czymś ówczesnemu papiestwu podpadli, że nie uznało ich za godnych dostąpienia aktu sakralizacji, uczynienia z nich pomazańców bożych? Pytania te muszą nurtować każdego, kto tymi sprawami się interesuje, niekoniecznie z racji zawodowego uprawiania historii. Nie znalazłem ich jednak w profesjonalnych publikacjach na temat wprowadzenia na ziemiach polskich chrześcijaństwa. Nie ma też żadnych sensownych odpowiedzi na nie.

Zapomniane obchody

Spróbuję obalić wskazane na wstępie stereotypowe podejście do zagadnienia pierwszych lat państwa polskiego. W kwietniu, a może czerwcu 966 r. nastąpiło wydarzenie, które z punktu widzenia historii Polski jest o tyle istotne, że niejako podsumowuje poprzedzające tę datę około 100 lat dziejów państwa Polan i ziem polskich. Data ta nie wyznacza jednak nowego otwarcia, nowego początku historii Polski, po którym pogański dotąd Mieszko I zaczął przy pomocy zbrojnej drużyny chrystianizować kraj.

Karolina Lanckorońska w znakomitej pracy o początkach chrześcijaństwa w Polsce nazwała akt dokonany w tamtym czasie przez Mieszka I sequelem edyktu mediolańskiego wydanego w 313 r. w Rzymie przez cesarza Konstantego Wielkiego. Udowodniła, że chrześcijaństwo trafiło na ziemie polskie niemal 100 lat przed wydarzeniem z roku 966. Jej naukowe dzieło, wydane tuż przed obchodami milenium, recenzenci należący zapewne do marksistowskiej historiografii, zwolennicy dialektycznego ujmowania dziejów, ocenili negatywnie, a nawet potępili. Nic dziwnego, wszak było to za czasów sławetnej „dyktatury ciemniaków", a hrabianka docent Karla Lanckorońska zaliczana była do „andersowskiej resztówki", działającej w kraju kapitalistycznym, ze szkodą dla kraju ojczystego. Nie było przychylnym dla niej nawet pióro recenzenta z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, niewykluczone, że trzymane przez dłoń drżącą ze strachu przed ową dyktaturą. Ale też i z innego powodu. Otóż Kościół polski doby kardynała Wyszyńskiego wziął kartę rozdaną przez specjalistów od dialektycznego pojmowania dziejów i wykorzystał ją w milenijnej grze, przemilczając, że Bogiem a prawdą, to chrześcijaństwo polskie powinno przygotowywać się do obchodów Milenium+100, czyli do uroczystości 1100-lecia chrześcijaństwa na ziemiach polskich.

Karolina Lanckorońska nie była pierwszą, która podważyła obowiązujące wówczas przekonanie. Mam przed sobą dzieło bł. bp. Pelczara o pontyfikacie Piusa IX, niezwykle pozytywnie nastawionego do Polaków. Nie ukrywam, że z wielkim zdziwieniem przeczytałem tu informację o zaplanowanych na lata 60./70. XIX w. przez prymasa Polski abp. Przyłuskiego obchodach tysiąclecia chrześcijaństwa polskiego. Na okoliczność tamtego milenium wspomniany papież Pius IX wystosował „motu proprio", wskazujące warunki otrzymania odpustu zupełnego przez uczestników tamtych uroczystości. A zatem nawet Stolica Apostolska uznawała, że chrześcijaństwo dotarło na ziemie polskie 100 lat przed mieszkowym sequelem edyktu mediolańskiego. Roma locuta, causa finita.

Niestety, pruski zamordyzm, bismarckowska polityka germanizacyjna Kulturkampfu, a przede wszystkim wybuch tej wielorakiej klęski narodowej – powstania styczniowego i w konsekwencji oddzielenie Kongresówki od reszty ziem polskich kordonem wojskowym, sprawiły, że obchody te nie mogły się odbyć. Duch Boży wieje jednak kędy chce. Objawienia Maryjne w Gietrzwałdzie, do którego przybywały tysiące Polaków, częściowo zrekompensowały Polakom niemożność wzięcia udziału w obchodach tysiąclecia chrześcijaństwa polskiego. Stąd kardynał Stefan Wyszyński 100 lat później był uprawniony do rozpisania nowych obchodów milenium, niejako w zastępstwie tamtych, których z racji pruskiej niewoli naród polski odbyć nie mógł.

Narazić się Niemcom

To chrześcijaństwo, ta wiara, która na ziemiach polskich była krzewiona już bez mała 100 lat przed mieszkowym „chrztem", to oczywiście zasługa misji Metodego na ziemiach polskich. Jak była ona krzewiona? Pokojowo, przez jego uczniów – pustelników, zamieszkujących w eremach pośród lasów i kniei. Wędrowali oni od wsi do wsi, od hutoru do hutoru, od grodu do grodu i nauczali, głosili Słowo Boże. Pokojowo, bez ognia i bez miecza, bez przelewania krwi. Pierwszymi, którzy przyjmowali nową wiarę, byli prości ludzie, ludzie z gminu wiejskiego i grodzkie pospólstwo; później warstwy wyższe społeczeństwa ziem polskich, najpierw ziem Wiślan, potem całej małej Polski, Śląska i Mazowsza. W ostatniej kolejności wiarę przyjmował panujący, ale ją przyjmował. Istnieje opowieść o władcy Wiślan – poganinie władającym chrześcijańskimi poddanymi, który z tego powodu urągał i krzywdził ich. Proszono go, by się ochrzcił, a kiedy odmówił, ochrzczono go w niewoli. Wydaje się, że Popiel, który zamknął się w wieży, także uciekał przed nową wiarą. W ostatniej fazie, ale już w na początku X stulecia, głosiciele Słowa Bożego dotarli bowiem także do państwa Polan. Niedawno w Poznaniu odkryto fundamenty kościółka z roku ok. 920, zatem co najmniej ojciec Mieszka I był już chrześcijaninem, a możliwe, że i Mieszkowi I w dzieciństwie udzielono chrztu.

Drugą cechą charakteryzującą chrystianizację ziem polskich było to, że Słowo Boże, przekaz wiary, modlitwy i nabożeństwa, odprawiane było w języku staro-cerkiewno-słowiańskim. Duchowni wysłani na ziemie polskie przez Metodego i jego uczniów łaciną się nie posługiwali. Zaprowadzane przez nich chrześcijaństwo było chrześcijaństwem obrządku słowiańsko-rzymskiego. Jak napisała w swoim dziele na ten temat Karolina Lanckorońska: „Obrządkiem rzymsko-słowiańskim jest... liturgia, która jest rzymską w jej ceremonii, a słowiańską w jej języku. Z tego powodu należy do zachodniej, rzymskiej liturgii, od której różni się jedynie używanym językiem. Z drugiej strony obrządek ten różni się od liturgii bizantyńsko-słowiańskiej co do ceremonii".

Pierwotne chrześcijaństwo polskie było zatem obrządkiem związanym z papiestwem, a posługującym się nie łaciną ani greką, ale językiem słowiańskim i właśnie dzięki temu szybko i w sposób pokojowy zyskało wiernych, bez użycia ognia i miecza, bez przelewu krwi.

Co się wydarzyło w roku 966? O co wówczas chodziło Mieszkowi I? Po co wysłał do Rzymu siostrę Dobrawy Mladę? Otóż chodziło jedynie o oznajmienie tego stanu rzeczy papiestwu, by najwyższa władza Kościoła katolickiego uznawała kraj, którym władał, za kraj katolicki, wierny Rzymowi. By Niemcom i ich Reichskirchen odebrać pretekst do zbrojnego najazdu na ziemie polskie pod pozorem wprowadzania chrześcijaństwa, rzecz jasna ogniem i mieczem, z towarzyszącym temu morzem przelanej krwi.

Pozostają odpowiedzi na postawione pytania, bardzo istotne, których nie znalazłem w opracowaniach profesjonalnych historyków. Ani koronacji Mieszka I, ani też zaliczenia jego czy też jego syna w poczet świętych nie było, gdyż dominujący w ich państwie obrządek przestał być uznawany za namową Niemców i ich Reichskirchen za wiarę chrześcijańską. Przeforsowali oni koncepcję wyznawania wiary jedynie w języku greckim, hebrajskim i łacinie. Pod ich wpływem papiestwo cofnęło zgodę na używanie w liturgii innych języków, w tym także słowiańskiego, a kto je używał, ten był barbarzyńcą, poganinem. Pierwsi władcy Polski uchodzili za sprzyjających zakazanemu przez Rzym obrządkowi, stąd mało łaskawy stosunek papiestwa, stąd brak korony dla Mieszka I, stąd niezaliczenie go do grona świętych, co nie spotkało węgierskiego Stefana I, który przyjął chrześcijaństwo w rycie łacińskim.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:
prenumerata.rp.pl/plusminus
tel. 800 12 01 95

Panuje przekonanie, jakoby historia Polski rozpoczęła się w 966 roku, no może rok wcześniej, wraz z powzięciem przez Mieszka l decyzji o poślubieniu księżniczki czeskiej Dobrawy oraz o uregulowaniu przez władcę państwa gnieźnieńskiego stosunku do religii katolickiej, a zwłaszcza do Kościoła katolickiego i papieża. Jest to duże uproszczenie dziejów Polski, które według tego poglądu rozpoczynać by się miały w słynnym roku 966. Uznając tę teorię za jedyną godną wiary, pozbawiono Polskę ok. 100 lat historii, bo wtedy pojawiło się na jej terenach chrześcijaństwo.

Pozostało 94% artykułu
Plus Minus
Oswoić i zrozumieć Polskę
Plus Minus
„Rodzina w sieci, czyli polowanie na followersów”: Kiedy rodzice zmieniają się w influencerów
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Robert M. Wegner: Kawałki metalu w uchu
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Rok po 7 października Bliski Wschód płonie
Plus Minus
Taki pejzaż
Plus Minus
Jan Maciejewski: Pochwała przypadku