Wszystkim, którzy oburzają się na „rozdawnictwo 500+" lub używają absurdalnego argumentu, że rodziny „przepiją" wsparcie finansowe, a „wielodzietni to patologia" proponuję na początek prosty eksperyment intelektualny.
Pieniądze publiczne wydawane są na drogi czy mieszkania. Wtedy mówicie Państwo o „inwestycjach rozwojowych". Dlaczego zatem oburzacie się, gdy pieniądze są inwestowane w ludzi? Nie ma nic cenniejszego niż oni właśnie.
Przeciwnikom programu „Rodzina 500+" warto przypominać o systemie wartości, który stoi za projektem. Opiera się on na pięciu filarach. Pierwszy – ludzie – już wymieniłem. Drugi filar to zerwanie z przekonaniem, że polityka rodzinna jest równoznaczna z polityką socjalną, a pieniądze wydawane na tę pierwszą są kosztem. Trzeci filar stanowi przekonanie o konieczności zmierzenia się z jednym z najważniejszych wyzwań, jakie stoją przed Polską – jej ochroną przed demograficzną katastrofą. Czwartym filarem jest wyciągnięcie wniosków z konstatacji, że to dzieci są w Polsce najbardziej narażone na biedę. Wreszcie piąty filar to zaufanie do Polaków i zerwanie z paternalizmem: to nie my, urzędnicy, powinniśmy decydować, na co rodzice wydają pieniądze.
Wierzymy też, że nie jesteśmy w sprawie naszej demografii skazani na dryf. Doświadczenia innych krajów dowodzą, iż mądra polityka demograficzna daje efekty.
Zmierzmy się teraz z celami 500+. Główne są trzy, równorzędne: zwiększenie wskaźnika dzietności, inwestycja w kapitał ludzki, redukcja biedy wśród najmłodszych. Zacznijmy od końca.