Radni blokują podwyżki

W wielu gminach nie uda się załatać budżetów z kieszeni mieszkańców. Rady nie zgadzają się na wyższe podatki

Publikacja: 11.12.2011 19:19

W Zakopanem nie udało się podnieść podatku od nieruchomości

W Zakopanem nie udało się podnieść podatku od nieruchomości

Foto: Fotorzepa, Rafał Guz rg Rafał Guz

Podwyżki podatków i opłat, oprócz cięcia wydatków, są jednymi z powszechniejszych sposobów samorządów na podreperowanie finansów w czasie kryzysu. Nie wszędzie jednak pomysły burmistrzów i wójtów udaje się przeforsować. Radni nie zgadzają się na dodatkowe obciążenia finansowe dla mieszkańców. Włodarze odpowiadają: to oznacza głębsze cięcia wydatków.

Zobacz »

Samorząd

»

Finanse

»

Budżet

Prezydentowi Kielc Wojciechowi Lubawskiemu w czwartek po raz trzeci w ostatnich miesiącach nie udało się przekonać radnych do podwyżek podatku od nieruchomości. Jego propozycja zakładała 8-procentowy wzrost dla przedsiębiorców i 4-procentowy dla osób fizycznych. Budżet miasta miał zyskać na tym dodatkowe prawie 5 mln zł.

Wystarczy,  że rząd podwyższa

Głosami klubów PO, PSL i PiS kieleccy radni nie zgodzili się na wprowadzenie projektu uchwały do porządku sesji. Prezydent ostentacyjnie opuścił salę posiedzeń i zapowiedział, że więcej na sesji się nie pojawi. – Nie dając szansy na rzeczową dyskusję dotyczącą finansów miasta, radni upokorzyli prezydenta – mówi Andrzej Sygut, zastępca prezydenta Kielc.

Radny PSL Włodzimierz Wielgus nazywa to dziecinadą i tłumaczy, że nawet w czasie recesji nie można po raz kolejny sięgać do kieszeni mieszkańców. Zaznacza, że w tym roku radni zgodzili się już m.in. na podwyżkę ogrzewania, wzrosły też opłaty za parkowanie.

Sygut uważa jednak, że decyzja radnych i tak może uderzyć w podatników. – Będziemy musieli ciąć wydatki bieżące w tych obszarach, gdzie jest najwięcej pieniędzy, czyli w edukacji i pomocy społecznej – ostrzega.

10-procentowej podwyżki podatku od nieruchomości nie udało się wprowadzić też dwa tygodnie temu w Zakopanem. Radni uznali, że mieszkańcy i tak są obciążani nieustannymi podwyżkami rządowymi. – I nie przemawiało do nich nawet to, że podatki lokalne zostają w samorządzie – mówi Helena Mamcarz, skarbnik Zakopanego. Miasto miało zyskać 1,6 mln zł (w 96-milionowym budżecie). – Ten budżet i tak ciężko mi się planowało, a teraz jeszcze trzeba będzie ciąć wydatki bieżące na brakujące 1,6 mln zł. Rzecz nie do wyobrażenia – ubolewa Mamcarz.

Podkreśla, że podwyżka miała być pierwszą od 2008 r. i nie pokryłaby nawet inflacji z tego okresu.

W Garwolinie (woj. mazowieckie) stawki podatku nie zmieniają się od siedmiu lat. Dlatego tamtejsze władze próbowały przekonać radę do konieczności pozyskania z tego tytułu dodatkowych 300 tys. zł, na które składać się miała 8-procentowa podwyżka dla przedsiębiorców i 5-procentowa dla osób fizycznych. Bez skutku.

Fiaskiem zakończyła się też podobna inicjatywa m.in. prezydentów Pabianic i Radomska (woj. łódzkie).

A w Lublinie wewnątrzpartyjną awanturą zakończyła się niedawna próba podniesienia cen biletów komunikacji miejskiej z 2,4 zł do 2,8 zł. Propozycję prezydenta Krzysztofa Żuka (PO) zbojkotowali jego partyjni koledzy w radzie miasta. Projekt przepadł.

Ludzie i polityka

– Dla samorządów kryzys oznacza mniejsze wpływy do kasy, które trzeba załatać, więc tego typu decyzje są racjonalne. Ale nie można zapominać o tym, że podwyżki to system naczyń połączonych – mówi prof. Stanisław Michałowski, politolog z UMCS w Lublinie. – Jeśli zestawimy z pozoru niewielki wzrost podatku od nieruchomości z podniesieniem np. opłat targowych, podatków od posiadania psa, a przede wszystkim szalejącą ceną benzyny, to zobaczymy, że nawet drobne podwyżki nie pozostają bez wpływu na domowe budżety podatników, a zarazem wyborców. Potrzebny jest umiar. Granice wytrzymałości społecznej muszą być zachowane.

Rozmówcy "Rz" przyznają, że nie bez znaczenia jest polityka.

– Naszym zadaniem jest kontrola prezydenta i z tego rozliczają nas wyborcy. Nie będziemy głosować nad wszystkim, co się nam pod nos podsunie – mówi kielecki radny Włodzimierz Wielgus.

Plan Ministerstwa Finansów

Spór o limit deficytu samorządów

Maksymalnie 10 mld zł ma wynieść deficyt w budżetach miast czy gmin w 2012 roku – planuje resort finansów. W 2013 r. limit ma wynieść 9 mld zł, a począwszy od 2014 r. – 8 mld zł. To podstawowe zapisy przedstawionego w piątek projektu nowelizacji ustawy o finansach publicznych. Z prognoz samorządów wynika, że dziura budżetowa sięgnie 12 mld zł. To o 2 mld zł więcej niż limit, ale zwykle samorządy wykonują swoje plany w 50 – 60 proc.

Organizacje samorządowe będą protestować przeciw propozycjom Ministerstwa Finansów. Chodzi głównie o zapis, że od 2014 r. limit miałby wynosić 8 mld zł.

Niski poziom dopuszczalnego deficytu może bowiem uniemożliwić samorządom wykorzystanie unijnych dotacji.

awc

Zobacz także:

Samorząd » Finanse » Podatki i opłaty

Podwyżki podatków i opłat, oprócz cięcia wydatków, są jednymi z powszechniejszych sposobów samorządów na podreperowanie finansów w czasie kryzysu. Nie wszędzie jednak pomysły burmistrzów i wójtów udaje się przeforsować. Radni nie zgadzają się na dodatkowe obciążenia finansowe dla mieszkańców. Włodarze odpowiadają: to oznacza głębsze cięcia wydatków.

Zobacz »

Pozostało 91% artykułu
Prawo karne
Wypadek na Trasie Łazienkowskiej. Nowe, szokujące informacje ws. Łukasza Żaka
Prawo dla Ciebie
Chronili swoje samochody przed powodzią. Policja wzywa ich na komendę. Będą mandaty?
Prawo karne
Ekstradycja Sebastiana M. Pomoże interwencja Radosława Sikorskiego?
Prawo dla Ciebie
Pracodawcy wypłacą pracownikom wynagrodzenie za 10 dni nieobecności
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Prawo pracy
Powódź a nieobecność w pracy. Siła wyższa, przestój, czy jest wynagrodzenie