Katarzyna Batko-Tołuć: Zagubiona etyka

Zmiana społeczna to nie pojedyncze decyzje pojedynczych osób czy organizacji. Ktoś jednak musi zacząć. Dać przykład.

Publikacja: 19.06.2024 04:30

Katarzyna Batko-Tołuć: Zagubiona etyka

Foto: Adobe Stock

Doświadczam czasem dziwnego objawienia. Ktoś mi pokazuje zasady, które były dla mnie kiedyś ważne. I odkrywam, że choć wciąż mi przyświecają, to nie poświęciłam im uwagi od wielu lat. Nikomu o nich nie opowiadałam. Nie przekonywałam. Zakładałam, że są moją sprawą. I przestałam być z nich dumna.

Właśnie czegoś takiego doświadczam i chcę się tym podzielić na gorąco. Oczywiście z myślą o tym, co dzieje się w Polsce. Niecały rok temu otworzyliśmy nowy rozdział w naszej historii. Mam jednak poczucie, że w wielu środowiskach – odpowiedzialnych za sferę publiczną – dzieją się procesy, które nas prowadzą w złym kierunku. W polityce razi mnie inflacja obietnic. Właśnie nowa władza zaserwowała nam „ponowne wykorzystanie” twarzy znanych z polskiego parlamentu w kampanii do Parlamentu Europejskiego. Po co obiecywać, że chce się zmienić coś w Polsce, skoro za chwilę porzuca się wyborców i wyborczynie i rusza dalej?

Czytaj więcej

Katarzyna Batko-Tołuć: Kultura narracji wyłącza demokratyczne bezpieczniki

Nie tylko politycy mają swoje grzechy. Mają je też media. A wśród nich największym są tożsamościowe podziały niepozwalające na pilnowanie standardów. W końcu moje własne środowisko – organizacji społecznych. Coraz bardziej wikła się w konflikty interesów i coraz trudniej powiedzieć stop.

Inspiracje

Pisząc ten tekst, uczestniczę w konferencji o mediach lokalnych w uroczym norweskim mieście Bergen. Właśnie wraz z grupą polskich dziennikarek i dziennikarzy oraz osób z organizacji społecznych wysłuchałam opowieści o dobrowolnym, wynikającym z samoregulacji systemie ochrony wolności słowa w Norwegii. I przyznam, że to był nokaut. Sto lat temu norweskie środowiska dziennikarskie zaczęły przemyśliwać, jak zapewnić warunki dla wolności słowa. Zaczęły budować system, którego podstawowe zasady wciąż obowiązują. To z naszego punktu widzenia hybryda związków zawodowych, ciał etycznych i organizacji społecznych prowadzących działalność strażniczą i rzeczniczą, ale też profesjonalnych – sieciujących i edukujących. Nazywa się niewinnie: Norweski Związek Dziennikarski (Norsk Journalistlag).

Istotą sukcesu jest myślenie systemowe. Etyka nie jest wydzielonym obszarem – odrębnym od praw pracowniczych, zagrożeń bezpieczeństwa i dobrego prawa. Jest warunkowana przestrzeganiem reguł przez wszystkich aktorów w państwie. Praca dziennikarki i dziennikarza jest wysoko ceniona, ale też nie zostawia się miejsca na nierzetelność.

Związek jest dobrowolny i utrzymuje się ze składek. Nie łączy się z innymi związkami. Zajmuje się ochroną praw dziennikarzy i dziennikarek jako pracowników i pracownic, ale też twórców i twórczyń. Do związku nie mogą należeć wydawcy, właściciele, inne osoby pracujące w mediach. Nikt, kto zatrudnia i zwalnia dziennikarki i dziennikarzy.

Jednocześnie jako element etyki jest traktowane dobre prawo zapewniające dostęp do informacji, przejrzystość i chroniące media. Przykładem prawa, które chroni dziennikarki i dziennikarzy, jest na przykład priorytetowe traktowanie przez prokuraturę i policję gróźb do nich kierowanych.

Kodeks etyki jest traktowany bardzo poważnie. I musi być przestrzegany przez dziennikarzy i dziennikarki, ale też wydawców i wydawczynie. Nie ma kar. Nie ma przymusu. Jest zaufanie społeczne i konkretne rozwiązanie. Jeżeli Medialna Komisja ds. Skarg (PFU) uzna w danej sprawie, że złamana została któraś z zasad kodeksu etyki, informacja o tym musi być opublikowana w miejscu lub czasie antenowym o podobnym znaczeniu jak artykuł czy audycja, w których złamano zasady. Na stronie PFU można też znaleźć dokumentację ze spraw.

Wszystko to jest bardzo rozsądne, przemyślane i opiera się na zaufaniu. Podczas prezentacji tego systemu na sali były osoby z różnych krajów. W tym wiele osób z Polski. Osoba, która prowadziła, poprosiła o wpisanie stron podobnych komisji ds. etyki w naszych krajach. Wiele i wielu z nas, Polek i Polaków, czuło zażenowanie. Nie chodzi o to, że nie ma niczego podobnego u nas. Jest przecież wiele organizacji dziennikarskich. A i tak zasady są łamane i oświadczeniami poszczególnych organizacji nikt się nie przejmuje. Dziennikarze lub dziennikarki, którzy przestrzegają zasad, są atakowani i nic się z tym nie dzieje. Środowisko nie mówi, że zrobili dobrze. Nic nie mówi.

Posprzątanie tego, co się wydarzyło w zasadach etyki dziennikarskiej w Polsce, jest warunkiem budowania zaufania do mediów. Nie jestem ze środowiska, ale właśnie dlatego mi łatwiej wzywać. Drogie media, potrzebujemy Was. W wersji najlepszej z możliwych. Etycznych, przestrzegających praw pracowniczych i przejrzystych.

Niezależność

Często myślimy, że zagraniczne przykłady są zbyt odległe od polskiej rzeczywistości. Zwłaszcza te spoza regionu Europy Środkowo-Wschodniej. Może jest to racja w przypadku konkretnych rozwiązań. Jeśli jednak mowa o wartościach, to są one przecież uniwersalne.

Przekonałam się o tym, słuchając dziennikarza norweskiej gazety ulicznej =Oslo (strona erlik.no). Gazety uliczne mają swoją filozofię. Piszą o osobach najbiedniejszych i wykluczonych. I są sprzedawane na ulicy przez osoby w kryzysie bezdomności, biorące narkotyki i w inny sposób wykluczone ze społeczeństwa. To sprzedawcy są w centrum uwagi organizacji, które prowadzą gazety. Gdy wychodzą na ulicę, pracują, są bohaterami tekstów, więc ich historie są czytane, a wzmacnianie ich poczucia własnej wartości jest w dużej mierze celem całego przedsięwzięcia.

Dziennikarz, który opowiadał o tej gazecie, wspomniał, że jego organizacja nie korzysta z żadnych publicznych dopłat ani dotacji. Oczywiście nie mieściło nam się to w głowie. W końcu państwo, zwłaszcza tak opiekuńcze, powinno wspierać szlachetną ideę. On jednak obstawał przy swoim. Jego argumentem było trzymanie się misji, jaką jest wydawanie gazety. Bardzo mocno wybrzmiało, że dostarczanie innego typu wsparcia osobom w kryzysie należy do misji innych organizacji. A dotacje zawsze wiążą się z jakimś wyborem. Na przykład skierowaniem pomocy do jakiejś konkretnej grupy.

Zaimponowało mi to. Bo przecież etyka jest właśnie o tym, że nie wybiera się rozwiązań najprostszych, najbardziej atrakcyjnych, a właśnie ma się świadomość własnych celów i umie wybrać to, co im najlepiej służy. Czasem oznacza to samoograniczanie.

Ale kwestia niezależności to nie tylko kwestia pieniędzy. To też kwestia innego odchodzenia od wartości. Prawie rok po wyborach z października 2023 r. coraz bardziej uwierają mnie różne sytuacje. Widzę brak wyraźnego sprzeciwu organizacji społecznych wobec konfliktu interesów i wobec zachowań stanowiących nadużywanie środków publicznych w kampanii wyborczej. Chodzi o startowanie w wyborach i pozostawanie w organizacji. Chodzi o sprawowanie funkcji w spółce Skarbu Państwa i pozostawanie w organizacji. Chodzi o dawnych społeczników, którzy zaangażowali się w partyjną politykę, otrzymali nominację na urząd państwowy, a w kolejnych wyborach pojawili się na listach wyborczych. Ich publiczna funkcja stała się trampoliną w kampanii wyborczej. Zaczęli objeżdżanie swojego okręgu wyborczego w ramach obowiązków służbowych. To są zachowania, które raziły w czasach rządów Prawa i Sprawiedliwości. Już nie rażą? Czemu milczymy? Wiem, ja też milczę.

Zróbmy sobie system

Wiem, że zmiana społeczna to nie pojedyncze decyzje pojedynczych osób czy organizacji. Ale ktoś musi zacząć. Dać przykład.

Norwegowie mówią, że u nich nie ma SLAPP – pozwów za działalność w sferze publicznej. Dziwią się pytaniom, dlaczego nie piszą o działaniach policji, gdy są proszeni, by tego nie robić. Dziennikarze i dziennikarki z Europy Środkowo-Wschodniej czują, że pisać trzeba, by w ogóle coś się zadziało. Norwegowie ufają instytucjom.

Przestrzeganie zasad etyki jest trudne, gdy system państwowy jest zepsuty. Reguły są łamane przez wszystkich i często cel uświęca środki. Zobaczmy, że mamy problem. Przypomnijmy sobie wartości i zacznijmy działać.

Jak mawiał Henryk Wujec, „Nigdy nie jest tak, że nie mamy żadnego wpływu. Nawet jak czuję się bezradny czy bezsilny, to nigdy nie usprawiedliwia to tego, żebym nic nie robił! Nigdy nie wiesz, czy twoje działanie czegoś nie zmieni! Nie wiesz, czy ten twój czyn, chociaż mały, nie spowoduje jakichś zmian”. A Ludka (Ludwika Wujec) przytaczała bajkę Kryłowa: „Dwie żaby, szperając po spiżarni, wpadły do słoja ze śmietaną. No i koniec. Jedna stwierdziła, że nie ma jak się wydostać, brzeg za wysoko – i utonęła. A druga nic tylko tymi odnóżami machała, machała, aż ubiła masło. I wyszła na powierzchnię”.

Czytaj więcej

Jacek Dubois: Ostatni Mohikanie

Nie wiadomo, kto w naszym systemie ma zrobić ten pierwszy krok, ale zacznijmy coś robić. Choćby rozmawiać o tym, co warto by zmienić, jakie widzimy zagrożenia i rozwiązania. Zacznijmy budować etykę od nowa. Bo chyba coś nie wyszło.

Autorka jest dyrektorką programową stowarzyszenia Sieć Obywatelska Watchdog Polska

Doświadczam czasem dziwnego objawienia. Ktoś mi pokazuje zasady, które były dla mnie kiedyś ważne. I odkrywam, że choć wciąż mi przyświecają, to nie poświęciłam im uwagi od wielu lat. Nikomu o nich nie opowiadałam. Nie przekonywałam. Zakładałam, że są moją sprawą. I przestałam być z nich dumna.

Właśnie czegoś takiego doświadczam i chcę się tym podzielić na gorąco. Oczywiście z myślą o tym, co dzieje się w Polsce. Niecały rok temu otworzyliśmy nowy rozdział w naszej historii. Mam jednak poczucie, że w wielu środowiskach – odpowiedzialnych za sferę publiczną – dzieją się procesy, które nas prowadzą w złym kierunku. W polityce razi mnie inflacja obietnic. Właśnie nowa władza zaserwowała nam „ponowne wykorzystanie” twarzy znanych z polskiego parlamentu w kampanii do Parlamentu Europejskiego. Po co obiecywać, że chce się zmienić coś w Polsce, skoro za chwilę porzuca się wyborców i wyborczynie i rusza dalej?

Pozostało 89% artykułu
Rzecz o prawie
Łukasz Guza: Pragmatyczna krótka pamięć
Rzecz o prawie
Łukasz Wydra: Teoria salda lepsza od dwóch kondykcji
Rzecz o prawie
Mikołaj Małecki: Zabójstwo drogowe tylko z nazwy
Rzecz o prawie
Joanna Parafianowicz: Aplikacja rozczarowuje
Rzecz o prawie
Konrad Burdziak: Czy lekarze mogą zaufać wytycznym w sprawach aborcji?