Rodziny miliona Polaków uzależnionych od alkoholu mogą odetchnąć z ulgą. Wszystko za sprawą najnowszego pomysłu szefowej resortu zdrowia Izabeli Leszczyny dotyczącego walki z alkoholizmem. Otóż, w odpowiedzi chyba na trwającą od kilku dni aferę alkotubkową, ministra zdrowia oznajmiła, że zostanie wprowadzony obowiązek legitymowania osób, które kupują alkohol. Tych, co do których są wątpliwości, czy mają ukończone 18 lat oczywiście.
Dlaczego obowiązkowe sprawdzanie dokumentów tożsamości w monopolowym nic nie zmieni
Wypowiedź ministry wywołało zdumienie, wszak w każdym sklepie sprzedającym wyskokowe trunki znajduje się tabliczka informująca o tym, że osoby nieletnie alkoholu nie dostaną. To nie jest martwy przepis – często sprzedawcy proszą młode osoby o okazanie dokumentu tożsamości. Co gorliwsi na wszelki wypadek sprawdzają ten wiek studentom, a nawet nie chcą sprzedać dzieciom słodyczy zawierających procenty.
Czytaj więcej
Alkohol w saszetkach był dostępny w polskich sklepach już od wakacji. Brak reakcji szefa Krajowego Centrum Przeciwdziałania Uzależnieniom powodem jego dymisji.
Co więc chce zmienić Leszczyna? Chyba tylko to, że obecnie sprzedawca może pogonić ze sklepu dziesięciolatka chcącego kupić piwo, a po zmianach przepisów będzie musiał najpierw poprosić go o legitymację.
Ale dość żartów, bo w rzeczywistości nieustające opowiadanie o tym, jakie zmiany w dostępie do alkoholu planowane są przez resort zdrowia, zaczyna być męczące. Sprawa jest ważna np. w obliczu rosnącej liczby chorych onkologicznie, bo alkohol ma wpływ na rozwój raka. Niebagatelne kwoty, bo aż 690 mln zł, kosztują nas renty dla osób niezdolnych do pracy z powodu choroby alkoholowej – o innych kosztach społecznych nie wspominając. A policja podaje, że w 2022 r. przestępstwo w stanie nietrzeźwości popełniło ponad 75 tys. osób. Picie jest powszechne i po alkohol w którymś momencie sięga niemal każdy nastolatek.