Jacek Dubois: Ostatni Mohikanie

Nie można zapomnieć o dwuosobowym spec oddziale, który przez pół wieku bronił demokracji.

Publikacja: 12.06.2024 04:32

Ludwika Wujec, Henryk Wujec

Ludwika Wujec, Henryk Wujec

Foto: PAP,Leszek Szymański, Fotorzepa, Robert Gardziński

Rzadko się zdarza, by adwokat po śmierci swoich klientów ze spraw karnych, mógł – zachowując sto procent uczciwości – oświadczyć, że odeszli jedni z najlepszych ludzi na Ziemi. W tym wypadku mogę dodać, że gdy ich broniłem to były właśnie te momenty w zawodowym życiu, kiedy najbardziej czułem się dumny z tego, że jestem adwokatem. Wspomnienie o nich to przypowieść o tym, jak totalitaryzmy starają się eliminować swoich przeciwników niegodziwymi metodami polegającymi na stawianiu sfingowanych zarzutów. Takimi metodami posługiwali się zarówno komuniści jak i Prawo i Sprawiedliwość. Wspomnienie o nich to również opowieść o tym, że cnota obroni się przed totalitarnymi politykami, którzy walczą z przyzwoitymi ludźmi dlatego, że na ich tle blado wypadają.

Usprawiedliwienie od Reagana

Henia Wujca poznałem na początku 1987 r w Zespole Adwokackim w którym odbywałem aplikację adwokacką. Gdy przyszedłem na dyżur zobaczyłem go śpiącego w poczekalni. Heniek był wówczas jednym z najbardziej rozpoznawalnych działaczy demokratycznego podziemia. Nie mogłem się powstrzymać przed dowiedzeniem się co go sprowadza do kancelarii. Okazało się, że bezpieka dwa dni wcześniej zatrzymała go z transportem nielegalnej bibuły, na komisariacie przesiedział dwa dni, a teraz przyszedł do mojej patronki Ewy Milewskiej-Celińskiej by go obroniła i czekając na nią zasnął. Przegadaliśmy koło godziny po czym Heniek zaproponował, żebym to ja podjął się jego obrony, bo moja patronka z przepracowania ledwie już widzi na oczy. Byłem aplikantem drugiego roku i nie mogłem uwierzyć, że ktoś taki jest gotów takiemu żółtodziobowi powierzyć swoją przyszłość, ale ponieważ patronka uznała, że to świetny pomysł, sprawa została przesądzona. Od tego czasu datowała się nasza ponad trzydziestoletnia przyjaźń. Na pierwszą rozprawę Heniek wpadł mocno spóźniony i zastał mnie dyskutującego przed salą z ubekami, którzy go zatrzymali.

Czytaj więcej

Jakub Wygnański: Polityka parlamentarna domaga się obywatelskiego „dotlenienia”

– Jak ty możesz z nimi mówić – spytał zdziwiony.

– Zawsze gadam z wrogiem by go poznać i potem pokonać – odparłem bez namysłu.

Gdy przyszedłem na kolejną rozprawę zobaczyłem Heńka zabawiającego rozmową grupkę ubeków. Na kolejną rozprawę przyszedłem z zaświadczeniem, że oskarżony nie może się stawić w sądzie, bo jest w składzie delegacji spotykającej się z Ronaldem Reaganem, a na kolejny termin nie mógł się stawić, bo wraz z działaczami związkowymi brał udział w spotkaniu z Margaret Thatcher. Następnym razem przyniosłem zaświadczenie, że oskarżony został wybrany posłem na Sejm Rzeczpospolitej Polskiej. W trakcie zatrzymania Heńka skonfiskowano mu jego ukochaną torbę, w której nosił ulotki. Po umorzeniu postepowania bardzo prosił bym ją odzyskał, niestety zaginęła gdzieś w magazynach bezpieki. Rok później, gdy Heniek był już sekretarzem klubu poselskiego dostałem telefon z policji, że torba została odnaleziona. Chcąc mu zrobić niespodziankę pojechałem z nią do Sejmu. Wchodzę do gabinetu Heńka, a tam siedzą; Geremek, Mazowiecki, Kuroń, Michnik i jeszcze kilku z najwybitniejszych.

– To mój wspaniały obrońca ze stanu wojennego – przedstawił mnie Heniek. Chyba nigdy w życiu nie byłem taki speszony.

Wydarzenie towarzyskie

Po przywróceniu w Polsce demokracji byłem przekonany, że czas procesów politycznych się skończył. Okazało się, że bardzo się myliłem.

– Musimy się natychmiast zobaczyć – poinformowała mnie przez telefon Ludka Wujec. Okazało się została wezwana przez jednego z prokuratorów Ziobry w celu przedstawienia zarzutu przyjęcia korzyści majątkowej w związku ze sprawowaniem funkcji sekretarza gminy. Dotyczyło to sprawy tzw. układu warszawskiego. Zarzut przyjęcia przez Ludkę korzyści majątkowej był tak abstrakcyjny, że nawet po twarzy prokuratora widać było, że nie wierzy w ani jedno słowo z odczytywanego przez siebie zarzutu, a jednak to robił. Słuchając go przypomniałem sobie dwa zdarzenia z życia Ludki. 14 grudnia 1981 Ludka była internowana, w tym czasie internowany był również Heniek. Po wyjściu na wolność Ludka nie mając środków do życia otrzymała z Komitetu Prymasowego zapomogę finansową, po czym dowiedziała się, że nie została zwolniona z pracy i ma z czego żyć. Jej reakcją było zwrócenie zapomogi otrzymanej z Komitetu. Wiele lat później, gdy była radną powiatu przysługiwały jej z tego tytułu diety, co przez okres kadencji dawało sumę około stu tysięcy złotych. W tym samym czasie Ludka pracowała w organach wykonawczych gminy Warszawa Centrum, gdzie pobierała wynagrodzenie. W jej ocenie funkcje w radzie powiatu i organach wykonawczych gminy dublowały się, w związku z czym podjęła decyzje o nie przyjęciu należnych jej diet.

Czytaj więcej

Kataryna: Ludwika Wujec pokazała nam, czym jest prawdziwy patriotyzm

Proces Ludki był wydarzeniem towarzyskim, bo przychodzili na niego dawni opozycjoniści, politycy i artyści. Rozmowy, które toczyłem w czasie przerw z reżyserem Krzysztofem Krauze na temat motywów którymi kierują się ludzie fałszywie oskarżających innych, do dziś zostały mi w głowie. Planowaliśmy napisać o tym z Krzyśkiem scenariusz, niestety on również odszedł przedwcześnie. Przez cały czas procesu Ludka swoim ciętym językiem komentowała jego przebieg, nie potrafiła nawet przestać w czasie mojej mowy obrończej, gdy twierdziłem, że nawet Jurand ze Spychowa potrafiłby dostrzec, że oskarżona jest niewinna, a prokuratorowi się nie udało. Trudno szanować instytucje, która zatrudnia ludzi, którzy gotowi są oskarżać niewinnych na polecenie i nie można szanować tych, którzy tak robią. W zasadzie to oczywiste, ale z kronikarskiego obowiązku dodam, że zapadł wyrok uniewinniający. Ludkę pomówiła podpuszczona przez prokuraturę patologiczna kłamczyni, której niewiarygodność pokazywały opinie biegłych.

Gdy Wujcowie powinni się cieszyć emeryturą ich spokój zakłóciły ponownie politycy autorytarni. Można ich było spotkać wszędzie, gdzie broniono demokracji i na manifestacjach w obronie niezawisłych sądów i na granicy. Przez pół wieku byli dwuosobowym spec oddziałem broniącym demokracji. Ludka przepraszam, że nie zdążyłem na Powązki, broniłem w procesie politycznym, wiem że to zrozumiesz. Po prostu odeszliście za wcześnie.

Autor jest adwokatem, sędzią Trybunału Stanu

Rzadko się zdarza, by adwokat po śmierci swoich klientów ze spraw karnych, mógł – zachowując sto procent uczciwości – oświadczyć, że odeszli jedni z najlepszych ludzi na Ziemi. W tym wypadku mogę dodać, że gdy ich broniłem to były właśnie te momenty w zawodowym życiu, kiedy najbardziej czułem się dumny z tego, że jestem adwokatem. Wspomnienie o nich to przypowieść o tym, jak totalitaryzmy starają się eliminować swoich przeciwników niegodziwymi metodami polegającymi na stawianiu sfingowanych zarzutów. Takimi metodami posługiwali się zarówno komuniści jak i Prawo i Sprawiedliwość. Wspomnienie o nich to również opowieść o tym, że cnota obroni się przed totalitarnymi politykami, którzy walczą z przyzwoitymi ludźmi dlatego, że na ich tle blado wypadają.

Pozostało 89% artykułu
Rzecz o prawie
Łukasz Guza: Szef stajni Augiasza
Rzecz o prawie
Jacek Dubois: Premier, komuna, prezes Manowska i elegancja słów
Rzecz o prawie
Mikołaj Małecki: Konstytucyjne credo zamiast czynnego żalu
Rzecz o prawie
Witold Daniłowicz: Myśliwi nie grasują. Wykonują zlecenia państwa
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Rzecz o prawie
Joanna Parafianowicz: Wybory okazją do zmian