Zwolennicy patriotyzmu gadżetowo-rocznicowego lubią wyśmiewać tych, dla których prawdziwy patriotyzm to codzienne, czasami drobne uczynki na rzecz wspólnoty, którym nie towarzyszy okolicznościowy patos. Ludka uczyła, że patriotyzm nie musi być z wielkich liter, na biało-czerwono i koniecznie w opozycji do kogoś lub czegoś. Unii Europejskiej, Niemca, lewactwa, polityka z przeciwnego obozu czy już bez rozdrabniania się – każdego, z kim nam jest akurat nie po drodze w polityce będącej wieczną polsko-polską wojną.
Lubię tę Ludkową formę patriotyzmu, choć jest dużo bardziej wymagająca, bo trzeba w sobie wypracować poczucie wspólnoty z tymi, którzy mają „złe” poglądy i jeszcze gorsze polityczne wybory. Może kiedyś i ja do tego dorosnę. Jestem pewna, że Polska byłaby dziś dużo lepszym miejscem do życia, gdybyśmy częściej słuchali takich osób, zamiast wdawać się w kolejne bitwy o to, czyja racja jest „najmojsza”.
Czytaj więcej
Walka środowisk proaborcyjnych o legalizację aborcji szybko przeszła z etapu „nikt nie mówi, że aborcja jest dobra” do etapu „niech nikt nie mówi, że aborcja jest zła”.
Ludwika Wujec przeszła do wolnej Polski bez uszczerbku charakteru
U Ludki fascynowało mnie wiele rzeczy, zwłaszcza zaś te, które najtrudniej było mi zrozumieć, a jeszcze trudniej byłoby mi naśladować, gdybym kiedyś znalazła się na jej miejscu. Bo czy to normalne, że osoba tak bardzo prześladowana przez komunistów jest całkowicie pozbawiona chęci zemszczenia się na nich za wszystkie krzywdy? I czy to normalne, że mając taki życiorys, można się oprzeć pokusie odcinania przez resztę życia kuponów od historycznych zasług?