Przetrwonił cały zaoszczędzony kapitał i pożyczone pieniądze. Gdy wygrał, natychmiast obstawiał mecze online od nowa. Gdy w ciągu dziesięciu dni wydał na hazard 115 tys. zł, firma bukmacherska Betsson oferowała mu w nagrodę konto VIP-a i własnego menedżera. Ten menedżer odpowiedzialny za konta VIP-ów utrzymywał cały czas kontakt z klientem, przypominając o świecie gry mailami, esemesami i telefonami. Według umowy ze spółką Jonas miał otrzymywać więcej bonusów, jeżeli tylko będzie kontynuował typowanie.
Premie wypłacałą mu firma każdego tygodnia, w ten sposób umacniając więzy lojalności. Pod koniec tygodnia korzyści finansowe były większe, by miał więcej czasu na zainwestowanie w różne sportowe rozgrywki. Jonasa obdarowywano też wypadami na narty, urlopami do słonecznych krajów i miejscami w loży na sportowych ewentach.
Zdaniem Jonasa spółki bukmacherskie powinny dostrzec jego uzależnienie od gier i jego hazard zastopować. Dlatego zdecydował się na zaskarżenie Betssona, domagając się zadośćuczynienia w wysokości niemal 5 mln koron. Ten kazus jest bez precedensu. Po raz pierwszy bowiem w procesie chodzi o ustawę o umowach. W tej ustawie jest klauzula zabraniająca zawierania umów wbrew wierze i czci, np. w przypadkach uzależnień czy demencji. I właśnie na wiarę i cześć powołał się Jonas. Według niego Betsson wykorzystała jego chorobę i naruszyła prawo.
Sąd stwierdził jednak, że skoro Jonas zawarł umowę, to należy jej przestrzegać. Dochodzenie wykazało, że mężczyzna miał problemy z hazardem, ale nie był od niego uzależniony. Zdaniem pierwszej instancji jeżeli pracownicy firmy mieli dostęp do danych dotyczących obstawiania zakładów, nie oznacza to, że wiedzieli o uzależnieniu. Według Temidy problemy z hazardem nie są dostateczną podstawą anulowania umowy, którą powód podpisał ze spółką. „Dochodzenie nie wykazało, że powód nie był w stanie ocenić treści i konsekwencji grania o pieniądze” – podkreślono.
Profesor prawa handlowego Jörgen Hettne, przedstawiciel powoda, tłumaczył rozczarowany werdyktem, że Jonas znalazł się w niesłychanie trudnej sytuacji, jeżeli chodzi o dowody. Jak można wykazać, że spółka miała do czynienia z osobą behawioralnie od gier uzależnioną i ją wykorzystała? Obecnie stawia się diagnozę, że ktoś jest behawioralnie uzależniony (zespół uzależnienia Światowa Organizacja Zdrowia określiła dekadę temu ) i zaburzenie się leczy. Tu jednak sąd domagał się dowodów w postaci diagnozy.
W sądzie przesłuchiwano jako świadka psychologa i badacza z Instytutu Karolinska, Viktora Manssona. Stwierdził on, że jeżeli w tym przypadku nie chodziło o poważne problemy z hazardem, to one w ogóle nie istnieją. W opinii psychologa nie sposób było tego nie zauważyć. Świadczyło o tym zachowanie powoda i wysokość obstawianych zakładów.