– Mamy nieformalny zakaz wnoszenia projektów. Wszystkie mają iść przez rząd – słyszymy od posłów nowej koalicji. Jak mówią, zaczęły napływać do nich sygnały, by wstrzymać się ze składaniem projektów poselskich. Po to, by nie zapychać zamrażarki sejmowej, której w tej kadencji miało już nie być.
Jej likwidację Szymon Hołownia z Polski 2050-Trzeciej Drogi zadeklarował już 13 listopada, czyli w dniu swojego wyboru na marszałka. – Przestawimy dwie litery i najważniejsze tu w tej izbie będzie słowo „patria”, a nie „partia”. Z gabinetu marszałka wyjedzie z hukiem zamrażarka sejmowa, usunięte zostaną barierki – zapowiedział.
Hołownia obiecał likwidację zamrażarki w Sejmie. Zapowiedź bez pokrycia?
Czym była zamrażarka sejmowa? Jej nazwa jest wyrażeniem potocznym i nigdy nie została do końca zdefiniowana. Generalnie mrożenie projektów dotyczy wstrzymania nad nimi prac, zarówno po nadaniu numeru druku, jak i przed. Najczęściej politycy byłej opozycji zamrażarkę kojarzyli z tą drugą opcją. Wiązała się ona z wysłaniem projektów do przedłużających się konsultacji w wielu instytucjach. I jeśli w ten sposób zdefiniuje się zamrażarkę, to wbrew zapowiedziom – wcale nie wyjechała ona z hukiem.
Na nadanie numeru druku czeka bowiem obecnie w Sejmie aż dziesięć projektów, wniesionych na początku kadencji, które skierowano do wielu konsultacji. Są wśród nich m.in. trzy projekty Konfederacji, np. o dobrowolnym ZUS dla przedsiębiorców, projekt KO o ujawnieniu majątków małżonków najważniejszych osób w państwie, oraz dwa aborcyjne projekty Lewicy, wniesione w pierwszym dniu nowej kadencji.
Czytaj więcej
Konflikt między rządzącą koalicją a przegranym w ostatnich wyborach PiS prowokuje pytania o perspektywę przyspieszonych wyborów. Te jednak, według najnowszego sondażu, jeszcze bardziej umocniłyby pozycję obecnej władzy.