Daję wam ostatni rozkaz

Rozkazy w duchu powstańczej pieśni „Poszli nasi w bój bez broni […] Niechaj Polska zna, jakich synów ma” w uszach pomorskich akowców brzmiały jak bredzenie szaleńca wzywającego do zbiorowego samobójstwa.

Publikacja: 07.06.2024 17:00

„Biuletyn Informacyjny” z 19 stycznia 1945 roku z rozkazem gen. Leopolda Okulickiego „Niedźwiadka” o

„Biuletyn Informacyjny” z 19 stycznia 1945 roku z rozkazem gen. Leopolda Okulickiego „Niedźwiadka” o rozwiązaniu Armii Krajowej muzeum ii wojny światowej

Foto: materiały prasowe

17 stycznia 1945 roku Sowieci wyparli Niemców z Warszawy, a w ciągu dwóch kolejnych dni z Krakowa i Łodzi. Żołnierze AK w zachodniej części Polski niekiedy atakowali wycofujących się Niemców. Działania te jednak zakresem w niczym nie przypominały „Burzy”. Przedstawiciele Delegatury Rządu i lokalni dowódcy nie występowali wobec wkraczających Sowietów w roli gospodarzy, a żołnierze AK pozostawali w konspiracji. W praktyce więc zrealizowane zostały propozycje „Niedźwiadka” z października 1944 roku.

Czytaj więcej

Szaleńcza gimnastyka języka

19 stycznia „Niedźwiadek” napisał:

„Postępująca szybko ofensywa sowiecka doprowadzić może do zajęcia w krótkim czasie całej Polski przez Armię Czerwoną. Nie jest to jednak zwycięstwo słusznej sprawy, o którą walczymy od roku 1939. W istocie bowiem – mimo stwarzanych pozorów wolności – oznacza to zmianę jednej okupacji na drugą, przeprowadzoną pod przykrywką Tymczasowego Rządu Lubelskiego, bezwolnego narzędzia w rękach rosyjskich. […] Walki z Sowietami nie chcemy prowadzić, ale nigdy nie zgodzimy się na inne życie, jak tylko w całkowicie suwerennym, niepodległym i sprawiedliwie urządzonym społecznie Państwie Polskim. Obecne zwycięstwo sowieckie nie kończy wojny. […]. Żołnierze Armii Krajowej! Daję Wam ostatni rozkaz. Dalszą swą pracę i działalność prowadźcie w duchu odzyskania pełnej niepodległości Państwa i ochrony ludności polskiej przed zagładą. Starajcie się być przewodnikami Narodu i realizatorami niepodległego Państwa Polskiego. W tym działaniu każdy z Was musi być dla siebie dowódcą”.

Skierowany do wszystkich żołnierzy AK rozkaz został wydrukowany w prasie podziemnej i przesłany drogą radiową. Tego samego dnia „Niedźwiadek” podpisał jeszcze jeden dokument, tym razem tajny i adresowany wyłącznie do komendantów obszarów, okręgów i podokręgów AK:

„W zmienionych warunkach nowej okupacji działalność naszą nastawić musimy na odbudowę niepodległości i ochronę ludności przed zagładą. W tym celu i w tym duchu wykorzystać musimy wszystkie możliwości działania legalnego, starając się opanować wszystkie dziedziny życia Tymczasowego Rządu Lubelskiego […]. AK zostaje rozwiązana. Dowódcy nie ujawniają się. Żołnierzy zwolnić z przysięgi, wypłacić dwumiesięczne pobory i zamelinować. […] Zachować małe dobrze zakonspirowane sztaby i całą sieć radio. Utrzymać łączność ze mną i działajcie w porozumieniu z aparatem Delegata Rządu”.

Zorganizowanie się w samoobronie

Podsumujmy. Szeregowi żołnierze zostali zwolnieni z przysięgi i mogli wrócić do domu, pamiętając, że Polska jest wciąż pod okupacją. Jednocześnie wyżsi dowódcy AK pozostawali w konspiracji, a szkieletowe komendy okręgów i sieć łączności winny były działać dalej. Uzbrojenie i sprzęt należący do organizacji nakazano ukryć. Miało to być więc nie tyle całkowite rozwiązanie, ile usunięcie z organizacji przytłaczającej większości jej członków przy zachowaniu najbardziej doświadczonych ludzi. Rozkazy te stwarzały szerokie pole interpretacyjne: od całkowitego rozwiązania do zachowania kadr.

Na Białostocczyźnie i Lubelszczyźnie, pozostających od lipca 1944 roku pod kontrolą Sowietów i administracji PKWN, przetrwały zarówno dowództwa, jak i sieć terenowa AK. Do ppłk. Władysława Liniarskiego „Mścisława” informacja o rozwiązaniu AK dotarła na początku lutego 1945 roku za pośrednictwem BBC. W reakcji na nią komendant okręgu białostockiego napisał notatkę wyrażającą przypuszczenie, że jest to „polityczny trik”, i dodał:

„Rozprowadzenie 30 000 obywateli, gdyż tylu jest zorganizowanych, jest niemożliwe, a zagrożeni są wszyscy. Rozprowadzić element najwartościowszy, tj. przeważnie dowódców, pozostawiając resztę na pastwę losu, to czyn, na jaki może się zdobyć tylko szubrawiec. Oddziałów leśnych rozprowadzić się nie da, bo po rozejściu się zbiorą się na nowo, ale w bandę rabunkową. Pozostaje jedno – zorganizowanie się w samoobronie. To jest zresztą to, do czego dąży bezwiednie społeczeństwo”.

Żołnierzom nakazał „pracę organizacyjną prowadzić dalej”.

Etap cięższy i dłuższy

Komendant Okręgu Lublin płk Franciszek Żak „Wir” w rozkazie rozwiązującym tamtejszą AK usuwał z organizacji żołnierzy, którzy „poszli na współpracę z nielegalnym lubelskim rządem”, nakazywał stworzenie list konfidentów, funkcjonariuszy UB, Milicji Obywatelskiej (MO), członków PPR i zapowiedział dalszą walkę o „Demokratyczną Wolną Polskę”. Zobowiązał akowców do ścisłego przestrzegania zasad konspiracji i złożył wyrazy uznania tym, którzy „pozostali w zwartych szeregach, gotowi do następnego wysiłku”. Doktor Zygmunt Klukowski – dyrektor szpitala w Szczebrzeszynie i równocześnie szef BIP Inspektoratu Zamość AK – o samolikwidacji AK dowiedział się 17 lutego 1945 roku. Pod tą datą zapisał:

„Armia Krajowa w dotychczasowej formie przechodzi do historii. Zaczynamy jednak nowy etap walki, być może jeszcze cięższy, trudniejszy i dłuższy. W tych dniach odbyła się koło Krasnobrodu duża odprawa oficerów naszego inspektoratu [Inspektorat AK Zamość]. Nie znam jeszcze przebiegu obrad i uchwał tej odprawy, jest jednak pewne, że oficjalne rozwiązanie AK jest tylko formalnością. Pozostaje nadal czynna armia podziemna, zapewne pod jakąś inną nazwą”.

„Mścisław” i „Wir” polecili podkomendnym trwanie w konspiracji i walkę. Fatalne doświadczenie kontaktów z Armią Czerwoną, poczucie odpowiedzialności za los podwładnych, niemożność „zamelinowania” wszystkich zagrożonych w obliczu masowych prześladowań, obawa przed „bandyceniem się”, w końcu założenie, że rozformowanie podziemnego wojska to jedynie wymuszony sytuacją tymczasowy kamuflaż – oto przesłanki stające za ich decyzjami. Obaj rozkaz likwidacyjny potraktowali jako zalecenie głębszej konspiracji i przygotowanie do zmiany szyldu. W rezultacie Okręg Białystok zaczął działać jako Armia Krajowa Obywatelska, z kolei w Okręgu Lublin próbowano wprowadzić nazwę Ruch Oporu AK. Nie przyjęła się ona jednak szerzej i w użyciu pozostał termin Armia Krajowa. Ówczesne decyzje „Mścisława” i „Wira” zadecydowały o miejscu obu tych regionów na polskiej mapie antykomunistycznego oporu.

Kapitan Adam Lazarowicz „Klamra”, ówczesny dowódca „Inspektoratu AK Rzeszów w likwidacji”, w raporcie z marca 1945 roku tak scharakteryzował nastroje panujące w podziemiu:

„Rozkaz o rozwiązaniu AK wywołał w szeregach AK w pierwszej chwili przykre rozczarowanie, a nawet oburzenie. Większość jednak członków śledzących przebieg wypadków wytłumaczyli sobie ten fakt jako »trick« polityczny. Ci też […] na odpowiedzi dowódców wyjaśniających im, że jesteśmy faktycznie rozwiązani, słyszą oni częstokroć odpowiedź, że »mogą sobie rozwiązywać AK w Londynie, bo tam nie mają na karku NKWD i bolszewickich sprzymierzeńców«”.

Czytaj więcej

Wojna wbudowana w codzienność

Jednoznaczna informacja

Na zachód od Wisły nastroje były odmienne. 16 stycznia 1945 roku komendant Obszaru Warszawskiego AK ppłk Zygmunt Marszewski „Kazimierz” – domagający się od Londynu usunięcia „Niedźwiadka” z dowództwa AK – ogłosił, że z chwilą wycofania się Niemców „AK zostaje rozwiązana. […] Wszyscy żołnierze i pracownicy AK mają prawo postępowania według własnego sumienia, co do wstępowania w szeregi armii polskiej gen. Żymierskiego. […] Celem zachowania stanu biologicznego narodu należy lojalnie wykonywać zarządzenia władz Rządu Lubelskiego”. Marszewski, któremu podlegało przed powstaniem warszawskim 87 tys. żołnierzy, wydał ten rozkaz na trzy dni przed rozwiązaniem AK przez „Niedźwiadka”.

Komendant Okręgu Kraków płk Przemysław Nakoniecznikoff-Klukowski „Kruk II” 18 stycznia 1945 roku, gdy w Krakowie wciąż trwały niemiecko-sowieckie walki, zwolnił żołnierzy AK z „zadań przydziałów i obowiązków”. „Przestajecie być żołnierzami AK. Ale nie przestajecie być Polakami”, napisał „Kruk”, po czym nakazał odebranie i zamelinowanie uzbrojenia, które „nie może zostać w rękach pojedynczych żołnierzy AK ze względu na możliwość nieodróżnienia żołnierza powstania od bandytyzmu”. Podkreślił, że byłych już akowców nadal obowiązuje zachowanie tajemnicy organizacyjnej. Rozkaz został natychmiast opublikowany w prasie podziemnej i szeroko rozkolportowany. 80 tys. jego podkomendnych otrzymało jednoznaczną informację: AK już nie istnieje.

Pułkownik Jan Zientarski „Ein”, komendant liczącego 42 tys. żołnierzy Okręgu Radom-Kielce AK, 21 stycznia zwolnił ze służby podkomendnych. Polecił rozwiązać oddziały partyzanckie i zakazał ujawniania się wobec Sowietów. Kilka dni później wysłał kolejny, adresowany wyłącznie do dowódców rozkaz zalecający, by „opanować wszystkie dziedziny życia tymczasowego rządu lubelskiego”, zachować ściśle zakonspirowane trzyosobowe sztaby oraz sieć łączności.

Na ziemiach włączonych do III Rzeszy (Śląsk, Wielkopolska, Pomorze i Łódzkie), gdzie przez całą okupację Polacy w większości uznawali Niemców za absolutne zło i jedynego w tej wojnie wroga, na Armię Czerwoną czekano jak na wybawienie, choć nie bez obaw. Ludność tego regionu była więc w sytuacji psychologicznie odmiennej niż mieszkańcy GG, nie mówiąc o Polakach z ziem wschodnich II RP. Tysiące konspiratorów zginęło w egzekucjach lub siedziało w obozach koncentracyjnych i więzieniach. Tamtejsi dowódcy stali na czele potężnie przetrzebionych siatek i za priorytet uznawali zminimalizowanie strat oraz dotrwanie do wycofania się Niemców.

25 stycznia 1945 roku płk Michał Stempkowski „Grzegorz” zwolnił z przysięgi 10 tys. akowców z Okręgu Łódź AK, komunikując im, że „każdy żołnierz AK może wstępować do władz administracyjnych, cywilnych i do wojska tymczasowego rządu lubelskiego. Wszystkich żołnierzy AK obowiązuje bezwzględna tajemnica, co do organizacji i personalnej przynależności żołnierzy AK”.

Podpułkownik Zygmunt Janke „Walter”, komendant Okręgu Śląsk, zignorował rozkaz o rozwiązaniu AK. Tamtejsza siatka na skutek uderzeń Gestapo z końca 1944 roku straciła 8–9 tys. ludzi. Liczyła ich jednak wciąż około 25 tys. Śląscy akowcy nie wzięli udziału w walkach z Niemcami, nie ujawnili się przed wkraczającymi Sowietami, dzięki czemu początkowo uniknęli prześladowań. Ludzie słabiej zaangażowani w konspirację żyli dniem codziennym i stopniowo tracili więź z AK. Bardziej aktywna mniejszość pozostała w podziemiu, „w zamrożeniu”, czekając na rozwój wypadków.

Odcięty okręg

Najdłużej pod okupacją niemiecką pozostawało Pomorze. Wiosną 1944 roku na tamtejszy okręg – jeden z najsłabszych w całej AK – spadła fala aresztowań. Gestapo zatrzymało wielu oficerów sztabu, dowódców niższych szczebli i szeregowych żołnierzy. Komenda Główna AK utraciła łączność z ukrywającym się komendantem ppłk. Janem Pałubickim „Januszem” i w czerwcu 1944 roku gen. Komorowski „Bór” powierzył to stanowisko mjr. Franciszkowi Trojanowskiemu „Fali”. W tym czasie pomorska AK liczyła około 2500 żołnierzy, w większości nieuzbrojonych. Przysłany z Warszawy, nieznający miejscowych uwarunkowań „Fala”, w lipcu 1944 roku wydał pierwsze, związane z akcją „Burza” rozkazy. W ich myśl pomorscy akowcy mieli zaatakować, zniszczyć i opanować placówki Gestapo, SS, NSDAP, policji, żandarmerii, administracji, garnizony wojskowe, zająć magazyny broni, węzły kolejowe, poczty, więzienia, banki i port w Gdyni. Podkreślił przy tym: „Chwilowy brak broni palnej nie może powstrzymać oddziałów od rozpoczęcia walki i powierzonego im zadania”.

Rozkazy w duchu powstańczej pieśni „Poszli nasi w bój bez broni […] Niechaj Polska zna, jakich synów ma” w uszach pomorskich akowców brzmiały jak bredzenie szaleńca wzywającego do zbiorowego samobójstwa. Podkomendni uznali go za człowieka nieodpowiedzialnego i zerwali z nim kontakty. Zdecydowanie wyżej cenili „starego”, nieodwołanego przecież komendanta Pałubickiego „Janusza”. Ten zaś zaczął wówczas ostrożnie odnawiać kontakty. Gdy powstanie warszawskie, a później długo utrzymujący się front odcięły centralę od Pomorza, „Janusz” krok po kroku odbudowywał swoją pozycję.

Dopiero w kwietniu 1945 r., po zakończeniu walk z Niemcami, komendant Obszaru Zachodniego płk Jan Szczurek-Cergowski „Sławbor” nawiązał kontakt z ppor. Aleksandrem Schultzem „Michałem” – komendantem Podokręgu Północno-Zachodniego Okręgu Pomorze. „Michał” należał do zdecydowanych stronników „Janusza”. Oficerowie ci nie tylko ściśle współpracowali, ale byli też ze sobą skoligaceni.

„Mnie zaproponował […] Szczurek – wspomina »Michał« – przejście do delegatury ze sztabem oraz podległymi kom[endantami] inspektoratów, obwodów i rejonów. Odmówiłem, zaproponowano mi więc przekazanie kontaktów na ww. komendantów. Obawiając się tego, że w delegaturze mogą przeważyć wpływy ludzi twardo stawiających sprawę, którzy swój honor więcej cenili niż dobro społeczeństwa, zwołałem odprawę kom[endantów] inspektoratów i obwodów w pewnym opuszczonym pałacyku pod Wyrzyskiem. Na odprawę przybył ze mną przedstawiciel Kom[endy] Obszaru. Przedstawiliśmy swoje racje, ja przeciw tworzeniu na bazie AK dalszej organizacji zagrażającej bezpieczeństwu ludności; on w sposób b[ardzo] inteligentny i sugestywny przedstawił celowość obrony ustroju, który odpowiadał większości Polaków, tj. parlamentarnego, a nie dyktatury proletariatu. […] Po pół godzinie wyrok przesądzający o niezaangażowaniu się w konfrontację zapadł. […] Po wojnie linia niezaangażowania w dziedzinę polityki wynikała z tego, że nie było szans na zrzucenie opieki możnego protektora, a doprowadzenie do konfliktu zbrojnego było typowym »liberum veto« – konfederacja barska po raz wtóry – co w skutkach mogłoby doprowadzić do większego ograniczenia suwerenności. Mocarstwa zachodnie zgadzały się z tym, że Związek Radziecki musi mieć sąsiada b[ardzo] pewnego, czyli uzależnionego. Niezaangażowanie się polityczne wynikało z realizmu i właściwej, jak się okazało, oceny możliwości”.

Identyczne nastroje panowały w pozbawionym kontaktu z dowództwem Podokręgu Południowo-Wschodnim, gdzie ostatecznie zdecydowano o demobilizacji ludzi przy jednoczesnym pozostawieniu zakonspirowanego sztabu. W rezultacie znakomita większość oficerów i żołnierzy Okręgu Pomorze AK nie związała się z konspiracją antykomunistyczną.

Czytaj więcej

Czy człowiek to na pewno homo superior, jak sugeruje Blake Crouch w „Upgrade”?

Nieudana hibernacja

Z rozkazów wydanych przez komendantów będących w kontakcie z „Niedźwiadkiem” wyłania się zarys tego, jak wyobrażał sobie on rozformowanie AK. Szeregowi żołnierze mieli zdać broń, rozejść się do domów, podjąć pracę – także w administracji tworzonej przez Rząd Tymczasowy – lub zaciągnąć się do berlingowskiego wojska. Podobnie postąpić powinna część kadry dowódczej. Na poziomie powiatów dalej miałyby istnieć szkieletowe komórki „AK w rozwiązaniu”. Ich zadaniem byłoby utrzymywanie łączności z okręgami, ukrycie uzbrojenia i sprzętu oraz obserwacja nastrojów społecznych. Radykalnie odchudzona i zahibernowana siatka mogłaby w przyszłości zostać zlikwidowana lub stać się zaczynem nowej, tajnej lub jawnej organizacji działającej na rzecz odzyskania niepodległości.

„Niedźwiadek” dążył do natychmiastowej likwidacji oddziałów partyzanckich i rozpuszczenia podziemnego wojska do domów po uprzednim rozbrojeniu. Zamierzał zachować zakonspirowane sieci łączności, wywiadu, propagandy oraz komórki sztabowe na poziomie powiatów i województw. Chciał się pozbyć ponad 300 tys. ludzi będących mięśniami akowskiego organizmu, ale nie jego mózgu, oczu, uszu, kręgosłupa i układu nerwowego. By taki plan się powiódł, odchodzący ze służby, gdy już znajdą się w domach, musieliby mieć gwarancję powrotu do normalnego życia, trwająca zaś w podziemiu kilkutysięczna kadra powinna być świetnie zakonspirowana. Żaden z wymienionych warunków nie został spełniony. Sowieci i polscy komuniści nie zamierzali bowiem zostawić akowców w spokoju, a członkowie szkieletowych sztabów byli osobami rozpoznawalnymi w społecznościach lokalnych.

Wymuszone względami politycznymi, ekspresowe tempo rozformowania prowadziło do zamętu organizacyjnego. „O rozwiązaniu AK dowiedziałem się podobnie jak i inni żołnierze z nasłuchu radiowego – wspominał z wyraźnym rozgoryczeniem dowódca AK z okolic Dąbrowy Tarnowskiej Tadeusz Musiał »Zarys« – żadne pisma ani rozkazy do mnie nie dotarły. Wszystkie decyzje jako dowódca placówki musiałem podejmować samodzielnie”. Gdy w podobnej sytuacji znalazł się dowódca oddziału partyzanckiego AK z powiatu iłżeckiego (Kielecczyzna) por. Wincenty Tomasik „Potok”, w lutym 1945 roku poradził swoim podkomendnym: „wyjście jedyne […] to jest iść do wojska i milicji”. Niedługo potem jego byli żołnierze uczestniczyli w jego aresztowaniu.

11 lutego 1945 roku ogłoszono publicznie decyzje konferencji krymskiej. Przywódcy PPP dowiedzieli się, że Franklin D. Roosevelt i Winston Churchill zgodzili się na sowiecką aneksję ziem wschodnich II RP i że to komuniści z Rządu Tymczasowego stali się filarem przyszłego, uznanego zarówno przez Związek Radziecki, jak i przez Anglosasów rządu polskiego. Nie udało się obronić integralności terytorialnej ani zachować konstytucyjnej ciągłości państwa. Postanowienia jałtańskie oznaczały całkowitą klęskę dotychczasowej linii politycznej władz na uchodźstwie i PPP. Dwa dni później rząd Arciszewskiego oświadczył, „że decyzje Konferencji Trzech dotyczące Polski nie mogą być uznane przez Rząd Polski i nie mogą obowiązywać Narodu Polskiego”. Przyznanie Związkowi Radzieckiemu ziem wschodnich określone zostało jako „nowy rozbiór Polski, tym razem dokonany przez sojuszników Polski”. Plan utworzenia przyszłego rządu Polski w oparciu o PKWN oraz „bliżej nieokreślonych przedstawicieli »demokratycznych partii politycznych polskich i osobistości z emigracji«” emigracyjni przywódcy uznali za krok „do zalegalizowania mieszania się Sowietów w wewnętrzne sprawy Polski”.

Fragment książki Rafała Wnuka i Sławomira Poleszaka „Niezłomni czy realiści? Polskie podziemie antykomunistyczne bez patosu”, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Literackiego

17 stycznia 1945 roku Sowieci wyparli Niemców z Warszawy, a w ciągu dwóch kolejnych dni z Krakowa i Łodzi. Żołnierze AK w zachodniej części Polski niekiedy atakowali wycofujących się Niemców. Działania te jednak zakresem w niczym nie przypominały „Burzy”. Przedstawiciele Delegatury Rządu i lokalni dowódcy nie występowali wobec wkraczających Sowietów w roli gospodarzy, a żołnierze AK pozostawali w konspiracji. W praktyce więc zrealizowane zostały propozycje „Niedźwiadka” z października 1944 roku.

Pozostało 97% artykułu
Plus Minus
Kiedy będzie następna powódź w Polsce? Klimatolog odpowiada, o co musimy zadbać
Plus Minus
Filmowy „Reagan” to lukrowana laurka, ale widzowie w USA go pokochali
Plus Minus
W walce rządu z powodzią PiS kibicuje powodzi
Plus Minus
Aleksander Hall: Polska jest nieustannie dzielona. Robi to Donald Tusk i robi to PiS
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Prof. Marcin Matczak: PSL i Trzecia Droga w swym konserwatyzmie są bardziej szczere niż PiS