Dziś kluczowego problemu formalnego już nie ma. UvdL jest dziś Spitzenkandidatin EPL. Jednak wszystko wskazuje na to, że UvdL nie ma już szans na głosy Fideszu i PiS. Stąd rola Fratelii d’Italia i Giorgii Meloni rośnie. Dla każdej partii rządzącej otwiera to nowe możliwości i Rzym to wie.
Zatem dla każdego kandydata na przewodniczącego KE musi liczyć się każdy głos. To otwiera pole do gry – szczególnie dla partii rządzących, które będą wskazywały kandydatów do składu KE, walczyły o dobre portfolio i usytuowanie w strukturze KE.
Silosowa architektura KE oznacza dziś, że komisarze są sobie równi tylko formalnie. Różnią się zasadniczo nie tylko portfolio, skalą kompetencji, ale i przypisanymi budżetami oraz miejscem w strukturze silosu tematycznego, którego ktoś jest szefem, a ktoś inny uczestnikiem. Gra o wagę teki dla komisarza ma kolosalne znaczenie. Szczególnie że możemy oczekiwać tu sporych zmian. Zdefiniowanie teki ds. obronności oraz usytuowanie kwestii klimatu względem bezpieczeństwa energetycznego i konkurencyjności będzie w tegorocznej grze o KE kluczowe – także dla Polski.
Układ polityczny nowej KE wpłynie decydująco na architekturę budżetu wieloletniego UE na lata 2028–2034. Projekt przedstawiony w I połowie 2025 r. będzie miał duże znaczenie dla Polski – może być przyjazny lub trudny nie tylko pod kątem alokacji dla naszych kluczowych priorytetów (rolnictwa i spójności), ale przede wszystkim pod względem sposobu finansowania i roli nowych priorytetów UE.
Niełatwo ocenić Ursulę von der Leyen
Realnym obciążeniem Komisji Europejskiej i samej UvdL są działania w obszarze polityki klimatycznej w stosunku do mieszkalnictwa, transportu i rolnictwa, a także niewystarczające zmiany w pakcie migracyjnym. Brak politycznej kontroli nad klimatycznym silosem Fransa Timmermansa w KE spowodował forsowanie oderwanych od realiów wielu państw członkowskich projektów klimatycznych, które uderzyły także w elektorat samej EPL.
Jednak trzeba przyznać, że Rada Europejska sama to ułatwiła, rezygnując z jasnego określenia ram, w których te polityki powinny być realizowane. Takiego nakreślenia ograniczeń dla KE domagała się Polska. Inne stolice uznały, że łatwiej będzie milczeć. Rada co prawda nigdy nie zaakceptowała tych projektów, ale jej milczenie zostało wykorzystane przez KE, która wiedziała, że ma większość dla swoich projektów.
W pakcie migracyjnym co prawda znacząco wzmocniono ochronę granic, politykę powrotów i readmisji, ale pozostał niejasny w swych konsekwencjach mechanizm uznaniowej relokacji, gdzie to KE ma zdecydować, jaka będzie praktyka stosowania paktu dla poszczególnych państw. KE tym samym nie wykonuje dyspozycji Rady Europejskiej, która – za sprawą Polski i Europy Środkowej – zawsze stała na stanowisku pełnej dobrowolności relokacji.
Aby jednak sprawiedliwie ocenić ostatnie pięć lat, trzeba podkreślić rolę KE w okresie pandemii i wojny. Gdyby nie wspólne zakupy szczepionek, państwa członkowskie byłyby zmuszone do toksycznej przepychanki o ich dostępność w tym pierwszym, bardzo gorącym etapie walki z pandemią. Inne decyzje w zakresie zdrowia publicznego (lockdowny) były pozostawione państwom, które wiedzą lepiej, jak dobrać środki. Ale wspólne zakupy się sprawdziły.
Jednorazowe podniesienie zdolności fiskalnych UE przez powołanie Funduszu Odbudowy pozwoliło wyjść z ostatniej fazy negocjacji budżetowych nie przez dalsze cięcia, lecz przez kompensacje dla państw, które – jak Polska – nie zgadzały się z pierwotnymi założeniami budżetu przygotowanego przez Komisję Jeana-Claude’a Junckera.
Pamiętając o tej ograniczonej przez najbogatsze państwa UE zdolności fiskalnej UE, reakcja UE na wojnę była powyżej oczekiwań wszystkich. Nie tylko udało się przyjąć 13 pakietów sankcji, w tym bezprecedensowe zajęcie aktywów finansowych Rosji, ale były one sprawnie skoordynowane z USA. Skala pomocy – makroekonomicznej, humanitarnej i militarnej – niesionej przez UE i państwa członkowskie jest większa niż pomoc amerykańska. To dziś 98,5 mld euro, w tym 32 mld euro pomocy militarnej, także finansowanej bezpośrednio przez UE.
W tym kontekście należy też patrzeć na przyznanie statusu kandydackiego dla Ukrainy i Mołdawii. Jeszcze podczas szczytu w Wersalu (10–11 marca 2022), tuż po inwazji, mieliśmy powtórkę z oportunistycznych ćwiczeń lingwistycznych stolic, by zaznaczyć otwartość na Ukrainę, unikając za wszelką cenę tabu członkostwa tego kraju w UE. Szybka decyzja o nadaniu statusu kandydackiego Ukrainie (23 czerwca 2022) nie byłaby możliwa, gdyby nie pełne zaangażowanie KE, jej polskich urzędników i samej UvdL w szybkie przygotowanie wszechstronnych analiz, które ośmieliły państwa członkowskie do złamania tego wieloletniego tabu.
Kiedy zimą 2022 r. Europie groził kryzys energetyczny za sprawą zbyt dużego uzależnienia niektórych państw od rosyjskiego gazu i ropy, to KE zaproponowała zestaw środków (ograniczenia zużycia, wspólne zakupy gazu, porozumienie z USA), które uchroniły nas od poważniejszego kryzysu i otworzyły drogę do eliminacji rosyjskich paliw kopalnych w Europie. Dzisiaj ten – przez wiele lat abstrakcyjny – scenariusz staje się rzeczywistością.
W przeciwieństwie do PE, który szkodliwie eskaluje debatę o zmianie traktatów, instrumentalnie wykorzystując do tego pretekst rozszerzenia, KE przedstawiła pragmatyczny przegląd unijnych polityk, które zapewne będą musiały być poddane rewizji, by model akcesji Ukrainy odpowiadał uwarunkowaniom państw. W swoim corocznym wystąpieniu „O stanie Unii” na forum PE w Strasburgu (13 września 2023) wylała sporo zimnej wody na głowy posłów do PE, którzy każdy europejski kryzys chcą leczyć przyrostem swoich własnych, rzekomo unikalnie demokratycznych, kompetencji: „Zawsze będę wspierać tę Izbę – i wszystkich, którzy chcą zreformować Unię, aby sprawniej działała na rzecz jej obywateli. Owszem, w razie potrzeby w drodze Konwentu Europejskiego i zmiany Traktatu! Lecz z rozszerzeniem nie możemy – i nie powinniśmy – zwlekać do czasu zmiany Traktatu. Unię gotową na rozszerzenie można osiągnąć szybciej. (...) Na szczęście przy każdym rozszerzeniu potrafiliśmy wyprowadzić z błędu tych, którzy wieszczyli nam spadek skuteczności. Spójrzmy na ostatnie kilka lat. Porozumienie w sprawie NextGenerationEU osiągnęliśmy w składzie 27 państw. W sprawie zakupu szczepionek – w składzie 27 państw. W sprawie sankcji – w składzie 27 państw, i to w rekordowym czasie. W sprawie zakupu gazu ziemnego – w składzie jeszcze większym niż 27 państw, bo wraz z Ukrainą, Mołdawią i Serbią. A więc jest to osiągalne”.
Spór w sprawie praworządności przyniósł Polsce nie tylko częściowy paraliż współpracy z KE, ale też traumę. UvdL jest często oskarżana za niepowodzenie wysiłków na rzecz deeskalacji tego sporu – szczególnie przez tych polityków Zjednoczonej Prawicy, którzy sami aktywnie działali przeciwko normalizacji relacji z KE. Fakty są jednak takie, że to UvdL zapłaciła wysoką polityczną i wizerunkową cenę za próby porozumienia z Polską, szczególnie za akceptację polskiego KPO w 2021 r. Pięciu kluczowych komisarzy publicznie odcięło się wtedy od jej stanowiska w sprawie Polski, co jest w warunkach brukselskich działaniem bez precedensu. PE zagroził jej wnioskiem o dymisję, a europejskie stowarzyszenia sędziowskie próbowały zaskarżyć jej decyzje do TSUE, obarczając UvdL odpowiedzialnością za... łamanie praworządności w UE. Fakty po stronie polskiej są też takie, że to politycy Zbigniewa Ziobry forsowali w Sejmie poprawki do ustawy naprawiającej postępowanie dyscyplinarne wobec sędziów, które złamały precyzyjne uzgodnienia prezydenta RP. Wobec chwytliwego zarzutu o blokowanie polskiego KPO z pobudek czysto politycznych powinniśmy pamiętać, że odebraliśmy sobie szansę na sprawdzenie, czy porozumienie z prezydentem by zadziałało, nie realizując w pełni polskiej części zobowiązań.
Są więc powody – klimatyczne i migracyjne – by Polska do poparcia UvdL podeszła ostrożnie i warunkowo. Dokładnego wyjaśnienia wymaga, co ma oznaczać zapowiadane przez UvdL dalsze powiązanie wydatków w polityce spójności i rolnej z konkurencyjnością. Może to przynieść faktyczne podważenie kopert narodowych w budżecie i wzrost uznaniowej roli KE. Nie ma jednak powodów, by odrzucać tę kandydaturę z definicji.
W tej kadencji Unia Europejska może zupełnie zmienić swoje oblicze
Katowickie wystąpienie UvdL podczas Europejskiego Kongresu Gospodarczego (7-9 maja tego roku) dobrze ilustrowało polityczną zmianę w UE. Najbardziej szczegółowo odniosła się do kwestii bezpieczeństwa. Usłyszeliśmy, że żyjemy w „erze zbrojeń”, że Europa powinna być „bardziej suwerenna w obronności”, ale po to, by „wzmocnić NATO”, a teka komisarza ds. obrony jest tylko elementem szerszego planu na rzecz wzmocnienia produkcji broni, wzmacniania przemysłu w Europie, finansowania badań w tym obszarze, walki z dezinformacją, a wszystko to z wymiernym budżetem. To ważne, ale polskim problemem z tą wizją jest na dziś brak gwarancji realnego dostępu do tych pieniędzy dla polskich firm. Przez lata procedowania zasad rządzących projektami o znaczeniu europejskim (IPCEI) takich pełnych gwarancji nie było. Nasze doświadczenia z budżetami zarządzanymi wprost z Brukseli są natomiast złe i do dziś brak jest propozycji, jak temu zaradzić.
W części gospodarczej usłyszeliśmy o eliminacji obciążeń dla przedsiębiorstw, o funduszach venture capital i unii rynków kapitałowych dla firm oraz o konkurencyjności gospodarki. Klimat pojawił się tylko w tym gospodarczym kontekście. Jeszcze mocniej wybrzmiało to w czasie ogłoszenia Deklaracji Antwerpskiej w lutym 2024, gdzie 25 branż przemysłu domaga się zrównoważenia polityki klimatycznej działaniami na rzecz przemysłu w obszarze infrastruktury, energii czy finansowania czystych technologii, które dziś uciekają do USA.
Usłyszeliśmy kolejny raz, że Europa powinna bardziej słuchać Polski w sprawie Rosji. Problem w tym, że nie tylko w sprawie Rosji UE powinna była bardziej nas Polski. Gdyby zrealizowano polski postulat wykreowania bezpiecznej ścieżki transformacji energetycznej w mieszkalnictwie, transporcie i rolnictwie, Europa nie przeżywałaby tego wstrząsu, z jakim mamy teraz do czynienia.
Znacznie bardziej przekrojowa debata liderów w Maastricht z końca kwietnia dopełnia miarę politycznej zmiany na europejskiej centroprawicy. Gospodarcze i obronne elementy zostały wzbogacone o mocniejszy niż dotychczas język w sprawie obrony granic przed nielegalną migracją. Najostrzejszy atak lewicy dotyczył braku wyraźnego wykluczania przez UvdL współpracy przynajmniej z częścią prawicy buntu (EKR) w nowej kadencji PE.
Otwarcie powtórzyła to wicepremier Hiszpanii Teresa Ribeira, która pewnie będzie hiszpańskim kandydatem do nowej KE. W wywiadzie dla brukselskiego Politico ta potencjalnie najważniejsza postać lewicy w nowej KE wprost zaatakowała potencjalną przyszłą szefową. Zadeklarowała, że sama gotowość UvdL do współpracy ze „skrajną prawicą” jest „okropną strategią, szkodliwą dla interesów europejskich”. W sprawie zapowiadanej przez UvdL większej równowagi między interesami gospodarki i polityką klimatyczną UE stwierdziła, że „to wielki błąd, bo nie ma czasu do stracenia”. Ta krytyka ze strony europejskiej lewicy została wyostrzona w majowej Deklaracji Berlińskiej, gdzie lewica na jeszcze wyższym poziomie odrzuca koalicję z Meloni. Realnym sensem tej deklaracji jest strach przed prawicą, która chce wejść do gry i najwyraźniej porzuca pryncypialne samoizolacyjne skłonności.
Z powodu dotychczasowego doświadczenia Teresa Ribeira będzie forsowana przez lewicę i Hiszpanię na stanowisko komisarza ds. klimatu. Dlatego tak ważne będzie właściwe usytuowanie komisarza ds. klimatu w nowej architekturze KE. Wbrew sytuacji z tej kadencji nie możemy sobie pozwolić na „klimatycznego nadkomisarza”. Komisarz ds. klimatu powinien działać w ścisłym powiązaniu z komisarzami odpowiadającymi za bezpieczeństwo energetyczne i konkurencyjność gospodarki. Inaczej kolosalny problem niesprawiedliwego rozkładania kosztów polityki klimatycznej między branże, grupy społeczne i państwa nie zniknie.
UvdL jako urzędująca przewodnicząca, nie mogąc zanegować swojej pierwszej kadencji, prowadzi swoją kampanię w arcytrudnym szpagacie między tym, co było, a potrzebami korekty błędów kończącej się kadencji. Mamy powody, by to napięcie trwało. Tylko wtedy konieczne zmiany w polityce UE będą realne. Jednocześnie wśród znanych kontrkandydatów UvdL na to stanowisko nie ma osoby, która politycznie takie zmiany byłaby zdolna przeprowadzić przez KE i PE. Akceptacja nowej osoby na czele KE wymaga decyzji międzyrządowej i osobnej akceptacji PE. Na poziomie PE graczem już jest nie tylko rząd. Każdy poselski głos będzie się liczył. Tym samym równie ważną grę ma do rozegrania opozycja.
Podzielona politycznie mozaika prawicy buntu tak naprawdę dzieli się w pracach PE na dwie frakcje – nurt protestu i nurt politycznej gry. Ta pierwsza może przez pięć lat kolejnej kadencji układać kalambury uderzające mniej lub bardziej zgrabnie w kogokolwiek chce. Najbardziej absurdalnie wyglądają polemiki o charakterze czysto krajowym. Takie rzeczy zdarzają się tylko Włochom, Hiszpanom i – niestety najczęściej – Polakom.
Polska musi wejść do parlamentarnej gry w Unii Europejskiej
W interesie Polski jest takie zdefiniowanie warunków wchodzenia do gry parlamentarnej, by zachowując tożsamość polityczną, jednak pomagać po prostu lepszym scenariuszom i przeszkadzać tym gorszym. Te lepsze scenariusze pozostają bez zmian od początku naszego członkostwa w UE – przesuwać strategiczną uwagę UE na Wschód, bronić i rozwijać wspólny rynek, kreować budżet UE przyjazny dla polskich beneficjentów.
Istotnej zmianie ulega jednak komplikacja „gry w Unię”. Wraz z bogaceniem się, rozwojem polskiej gospodarki w nowych dziedzinach, ale także rosnącą złożonością świata wchodzimy na kolejny poziom tej gry. Tym samym stare zdolności i nawyki przestają wystarczać. Równania, które już dziś mamy przed sobą, mają znacznie więcej niewiadomych i zmiennych. Aby UE odegrała dla Polski istotną rolę w obronności, musimy zapewnić nie tylko spójność z NATO, ale i równy dostęp do instrumentów finansowych dla polskich firm i konsorcjów z polskim udziałem. Aby wyjść z komplikacji klimatycznych, musimy sami stworzyć polski scenariusz transformacji, który wpisze się w naszą konkurencyjność, bezpieczeństwo dostaw oraz unijne i prywatne finansowanie.
Aby utrzymać konkurencyjność polskiej gospodarki, musimy budować konkurencyjność Europy, która potrzebuje dostępności pieniędzy, ale nie w ramach toksycznego wyścigu krajowej pomocy publicznej, która już dziś niszczy rynek wspólnotowy.
Aby zrealizować strategicznie kluczowe rozszerzenie UE o Ukrainę, musimy określić taki model integracji, który będzie bezpieczny dla rolnictwa i w podobnie konstruktywny sposób uznać uwarunkowania polityczne innych państw UE. We wszystkich tych sprawach – szczególnie jeśli chcemy wejść jako wiarygodny gracz do negocjacji budżetowych w 2025 r. – potrzebujemy wizji takiego finansowania UE, które będzie sprawiedliwe dla państw, ale jednocześnie na miarę wymienionych tu wyzwań. Stanie przed nami pytanie, jak utrzymywać wysoką absorpcję środków UE, skoro coraz większa część unijnego budżetu realizuje nowe cele, a cały budżet jest coraz bardziej powiązany z zarządzaniem gospodarczym i semestrem europejskim. Wszak reforma nie omija kopertowanych narodowo polityk spójności i rolnej.
Jest na swój sposób kusząca alternatywa dla tych komplikujących się zależności. Można po prostu powiedzieć cztery albo i 44 razy gromkie „nie” – „nie, bo NATO”, „nie, bo drogo”, „nie, bo rolnictwo”, „nie, bo suwerenność”. To jednak prosta droga do takiej UE, której byśmy naprawdę nie chcieli – UE zdefiniowanej przez innych, czasem naszych oponentów w grze interesów. W końcu takiej UE, z której z czasem można... już tylko wyjść.
Taki „exit ze zmęczenia” odświeżyłby najgorsze stereotypy o Polakach, których powolną eliminację zawdzięczamy naszym najmłodszym pokoleniom.
Chyba trochę w tej właśnie sprawie profetycznie pisał wieszcz Adam Mickiewicz w trzeciej części „Dziadów” (wersy 202–208):
„A mnie by się zdało,
Że to wcale nie szkodzi, że przedmiot jest nowy;
Szkoda tylko, że nie jest polski, narodowy.
Nasz naród się prostotą, gościnnością chlubi,
Nasz naród scen okropnych, gwałtownych nie lubi;
Śpiewać, na przykład, wiejskich chłopców zalecanki,
Trzody, cienie – Sławianie, my lubim sielanki”.
Konrad Szymański jest byłym ministrem ds. europejskich w rządach Beaty Szydło i Mateusza Morawieckiego, byłym zastępcą dyrektora Polskiego Instytutu Ekonomicznego.
Przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen i przewodniczący Rady Europejskiej Charles Michel przybywają na konferencję prasową drugiego i ostatniego dnia szczytu Rady Europejskiej w siedzibie UE w Brukseli, 22 marca 2024 r.
KENZO TRIBOUILLARD/AFP