„Żyć szybko”: Nagrobek zamiast krucjaty

Nagrodzona Goncourtami książka „Żyć szybko” w modnej formule socjologizującej autobiografii dotyka kwestii awansu społecznego i gentryfikacji. Robi to jednak powierzchownie, bo dla Brigitte Giraud najważniejsza jest opowieść o tragedii, którą przeżyła 25 lat temu.

Publikacja: 01.03.2024 17:00

„Żyć szybko”: Nagrobek zamiast krucjaty

Foto: EAST NEWS

Dużo obiecuje pierwsza przetłumaczona na polski książka 64-letniej Brigitte Giraud (na zdjęciu). Na dodatek wszystko to, co ostatnio modne i ciekawe. Dostajemy autobiograficzną prozę z socjologizującym zacięciem. Tak przecież piszą nagrodzona Noblem w 2022 r. Annie Ernaux oraz Édouard Louis czy Didier Eribon. Ale nie tylko Francuzi eksplorują tę metodę, bo przecież w podobnym duchu tworzyła też i Amerykanka Joan Didion, stąd porównania „Żyć szybko” z Didionowskim „Rokiem magicznego myślenia” z 2003 r. A na polskim podwórku mamy świeżo wydaną „Hankę” Macieja Jakubowiaka.

Tematy w tych wszystkich książkach są podobne: sprzeciw wobec społecznej dyscypliny i narzuconych ról, nabywanie świadomości klasowej (to nurt wyraźnie lewicujący), opis awansu, swojego lub przodków, okupionego sowitą ceną czy wreszcie krytyka konsumpcjonizmu i kapitalizmu, ale poprzez opisanie własnego w nie uwikłania.

Czytaj więcej

„Ostatni”: Maciek Bielawski napisał wciągającą powieść o (kryzysie) męskości

Autobiograficzna opowieść Brigitte Giraud

Brigitte Giraud jakby ma świadomość obecności tego nurtu, a przy tym już na początku wiele z tych tematów sygnalizuje. Niedługie, bo 220-stronicowe „Żyć szybko”, zaczyna się od wyprowadzki, niczym kino społeczne braci Dardenne czy seriale Davida Simona: „Po wielu miesiącach, podczas których stawiałam opór, dzień po dniu konsekwentnie ignorując ataki deweloperów, w końcu złożyłam broń. Dziś podpisałam akt sprzedaży domu”. Potem dowiadujemy się wszystkiego. Jak to narratorka, sama Brigitte, i jej mąż Claude kupili w 1999 r. dom w gminie Caluire na obrzeżach Lyonu. Nie zdążyli jednak w nim zamieszkać z kilkuletnim synem Théo, bo jeszcze w trakcie przeprowadzki 41-letni Claude zginął w wypadku.

„Dom stał się świadkiem mojego życia bez Claude’a. Wrakiem, w którym musiałam nauczyć się mieszkać”. Ale nie tylko. Ów piękny, choć zapuszczony, zabytkowy dom zostaje przez owdowiałą pisarkę posadzony przed czytelnikami niczym swoistą ławą przysięgłych mającą rozsądzić winę. Na koniec pierwszego rozdziału Giraud, nim zacznie swoją litanię wyrzutów zatytułowaną „Gdyby”, pisze: „to właśnie ten dom jest główną przyczyną wypadku”.

Kościec „Żyć szybko” stanowią właśnie te 23 punkty aktu oskarżenia. Zarzuty pisarka stawia wobec siebie („Gdybym nie chciała sprzedać mieszkania”), bliskich („Gdyby moja mama nie zadzwoniła do mojego brata z informacją, że mamy garaż”), nieżyjącego męża („Gdyby Claude nie zapomniał zabrać trzystu franków z bankomatu”), a także wobec losu („Gdyby padało”) i reguł globalnego kapitalizmu („Dlaczego motocykl Honda CBR 900 Fireblade […] był zarezerwowany na eksport do Europy, a zakazany w Japonii”).

Awans społeczny, gentryfikacja, mieszczańskie aspiracje

Ten prosty pomysł formalny intensyfikuje lekturę, w związku z czym „Żyć szybko” czyta się nie powoli, ale wręcz w pośpiechu. Jak rekonstrukcję zdarzeń, dramatyczne puzzle, tylko że utrzymane w tonacji kroniki nie kryminalnej, lecz bardziej socjologicznej. Brigitte Giraud nie odtwarza, z jaką prędkością ruszał na światłach w Lyonie Claude, jakie miał obrażenia, ile trwała walka ratowników medycznych o jego życie. Tych informacji dostajemy ledwie strzępy. Giraud bardziej zastanawia się, jak ich wcześniejsze wybory życiowe sprawiły, że zapragnęli tej feralnej nieruchomości (głównie ona, bo Claude raczej nie przejawiał inicjatywy). Co za tym stało? Jakie rodzinno-społeczne uwarunkowania, kapitałowo-kredytowe możliwości, aspiracje i ambicje? Czy można było uniknąć wypadku Claude’a na mokrej nawierzchni? Nie zdążyli skonsumować swojego nabytku, nawet jeden dzień nie cieszyli się domem z garażem, ogrodem i może kiedyś muzycznym studiem (Claude był krytykiem i grał amatorsko w zespole).

Problem w tym, że mniej więcej w połowie lektury orientujemy się, że Giraud nie wszystkie obietnice spełni. Nie zdoła rozwinąć ciekawych wątków gentryfikujących się lyońskich przedmieść, źródeł mieszczańskich ambicji swojego pokolenia oraz tego, jak przekładały się losy jej rodziny, powodzenia i niepowodzenia rodziców, na jej własne poczucie bezpieczeństwa i umownie nazwaną zaradność życiową. Autorka prześlizguje się po tym, zasłaniając się zgrabnymi zdaniami: „Dołączenie do grona posiadaczy nieruchomości ma znaczenie nie tylko symboliczne”; „Wydawało nam się, że mamy monopol na sztukę dobrego życia. Byliśmy fajni i pewni siebie”; „zapoczątkowałam w naszej rodzinie tak zwany awans społeczny, nie szczędząc sobie – i bez wątpienia innym – rozdarcia, które mu towarzyszy”.

Czytaj więcej

Holoubek: „Rojst” jako serial pozwalał dokładniej budować wątki

Czy Brigitte Giraud to pisarka tej klasy co Annie Ernaux czy Didier Eribon?

Każde z tych zdań (a jest ich dużo więcej) u Annie Ernaux czy Didiera Eribona mogłoby rozpoczynać odrębny esej. U Brigitte Giraud kończy się ślepą uliczką. Laureatka Goncourtów – już dwukrotna, bo pierwszy raz zdobyła tę prestiżową nagrodę za opowiadania w 2007 r. – nie potrafi albo też nie chce przekuwać osobistej katastrofy w ostrze krytyki społecznej, politycznej, ekonomicznej. Odrzuca możliwość wzięcia na sztandar tragicznie zmarłego męża i zaszarżowania z nim na drobnomieszczańskie rytuały, które tak gładko przyswajają dopiero co awansowani szczęśliwcy. Autorka-narratorka zostaje ze swoją żałobą już do końca książki, a w finale figura Claude’a nabiera sepiowych brązów.

Zamiast krucjaty mamy więc nagrobek, epitafium. Fakt, że poruszający i intrygujący jest portret jej męża, miłośnika muzyki, wsadzonego w Algierii na statek w wieku czterech lat i wywiezionego do kontynentalnej Francji. Mężczyzny o łagodnym usposobieniu, troskliwego ojca, a zarazem o buntowniczym rewersie, noszącego się w trampkach i ramonesce, nucącego pod nosem The Clash. „Wieczorem pogłaśniał muzykę w kuchni, gdzie zainstalował odtwarzacz CD, i odkrywał przede mną ścieżkę dźwiękową tamtych czasów. Blur czy Oasis? Pytał, tak jak poprzednie pokolenie pytało: Stonesi czy Beatlesi?”. A gdzieś w tle delikatna sugestia, że może to ona, autorka, swoimi materialistycznymi priorytetami zabijała w nim „easy ridera”. I gdy tylko wyjechała na dzień do Paryża, Claude szukał odskoczni i skończyło się tak, jak się skończyło. Uroczy, filmowy obrazek, ale jednak banalny.

Trudno zatem powiedzieć, co z tą książką jako czytelnicy mamy począć. Nie chodzi przecież, by deprecjonować rodzinną tragedię. Albo umniejszać pracę Giraud, jaką wykonała, poszukując literackiej metody na opowiedzenie o stracie i wyjście z traumy oraz domknięcie żałoby. To wszystko nawet porusza i jest niezwykle autentyczne. Jednocześnie napisane w ten sposób czułe wspomnienie zmarłego przed 25 laty męża nie pozostawia już przestrzeni na intelektualny ferment, które przecież nam obiecywano. Zamiast niepokojącego dreszczu i myśli: czy ja i moje pokolenie również daliśmy sobie sprzedać drobnomieszczańskie aspiracje i marzenia, dostajemy łagodną, konsolacyjną lekturę. Można się przy niej tylko wzruszyć.

Dużo obiecuje pierwsza przetłumaczona na polski książka 64-letniej Brigitte Giraud (na zdjęciu). Na dodatek wszystko to, co ostatnio modne i ciekawe. Dostajemy autobiograficzną prozę z socjologizującym zacięciem. Tak przecież piszą nagrodzona Noblem w 2022 r. Annie Ernaux oraz Édouard Louis czy Didier Eribon. Ale nie tylko Francuzi eksplorują tę metodę, bo przecież w podobnym duchu tworzyła też i Amerykanka Joan Didion, stąd porównania „Żyć szybko” z Didionowskim „Rokiem magicznego myślenia” z 2003 r. A na polskim podwórku mamy świeżo wydaną „Hankę” Macieja Jakubowiaka.

Pozostało 92% artykułu
Plus Minus
Grób Hubala w Inowłodzu? Hipoteza za hipotezą
Plus Minus
Kiedy będzie następna powódź w Polsce? Klimatolog odpowiada, o co musimy zadbać
Plus Minus
Filmowy „Reagan” to lukrowana laurka, ale widzowie w USA go pokochali
Plus Minus
W walce rządu z powodzią PiS kibicuje powodzi
Materiał Promocyjny
Zarządzenie samochodami w firmie to złożony proces
Plus Minus
Aleksander Hall: Polska jest nieustannie dzielona. Robi to Donald Tusk i robi to PiS