„Ostatni”: Maciek Bielawski napisał wciągającą powieść o (kryzysie) męskości

W bardzo udanej powieści „Ostatni” Maćka Bielawskiego, o pokoleniu mężczyzn z czterdziestką na karku, spotykają się ze sobą Polska hipoteczna z Polską deweloperską.

Publikacja: 23.02.2024 17:00

Powieść „Ostatni” to trzecia książka prozatorska Maćka Bielawskiego (ur. 1975 r.)

Powieść „Ostatni” to trzecia książka prozatorska Maćka Bielawskiego (ur. 1975 r.)

Foto: Kazia Bielawska

Maciek Bielawski niewątpliwie ma talent narracyjny i ucho do historii. Gdyby bowiem wyciąć same mikroanegdoty z jego nowej powieści, powstałby świetny zbiór opowiadań. Choćby historia o chłopaku pracującym na ochronie w Tesco, a którego matka przekonuje wszystkich (sama w to wierzy!), że syn jest prezesem, i martwi się, że kierownictwo go ściągnie do Ameryki – taki jest dobry. Albo scena, w której dwa zaprzyjaźnione małżeństwa próbują grać w szczerość wzorem filmu „Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie” i mówią sobie skrywane dotąd rzeczy. Już pierwsze wyznanie jednego z mężczyzn („Głosowałem na Dudę”) zmienia kolację w pandemonium. Czy wreszcie opowieści dziwnej treści sąsiada jednego z bohaterów, cwaniaka z osiedla, który uczy się angielskiego z aplikacji.

Zdradza też Bielawski poczucie humoru. Dawno się na głos tak nie śmiałem przy książce, jak czytając „Ostatniego”. Ale od początku.

Jedna klasa z technikum

Jest ośmiu kumpli z jednej klasy technikum elektrotechnicznego w mieście, którego nazwa nie pada. Wiemy, że to zachód Polski, miasto jest poniemieckie, pojawiają się też nieodległe Sudety, Wałbrzych. Sam Bielawski jest ze Świdnicy, a jego bohaterowie na wspólnym wyjeździe leczą kaca, spacerując w pobliżu twierdzy – zatem Kłodzko, może Srebrna Góra. W każdym razie gdzieś na Dolnym Śląsku.

Mężczyźni mają po 45 lat, gdy powieść się rozpoczyna w 2018 r., czyli plus minus rocznik 1973. Finał z kolei przypada na 30 grudnia 2022 r. Sporo się w międzyczasie zmienia nie tylko wewnątrz fabuły, ale również obiektywnie na świecie i w Polsce: pandemia i związane z nią życie na społeczny dystans oraz zdalna praca, inwazja Rosji na Ukrainę, napływ uchodźców, kryzys inflacyjny i mieszkaniowy etc.

Panowie spotykają się na dwudniowym wyjeździe pierwszy raz od dawna i w poszukiwaniu jakiegoś spoiwa, które by stanowiło okazję, powód do częstszych spotkań, najbardziej przedsiębiorczy z nich rzuca hasło: „Załóżmy fundusz ostateczny! (...) wpłacamy co miesiąc ustaloną kwotę i czekamy. Całość zgarnie ten, kto przeżyje wszystkich, czyli ten, kto, ostatecznie, umrze ostatni! Przy odrobinie szczęścia może jeszcze za tę kasę pociągnąć kilka lat”. Inwestycja, rzekłbym, umiarkowanie perspektywiczna. Ot, pomysł, który się zrodził na lekkiej bańce przy ognisku.

O alkoholu też zresztą opowiada Bielawski. Tak jak o wielu innych bolączkach współczesnych polskich mężczyzn, którzy wchodzą w smugę cienia, do starości jest już bliżej niż dalej. Jeszcze za młodzi na emeryturę, ale już za starzy, by realnie marzyć o zostaniu kosmonautą czy zawodowym sportowcem albo po prostu o tym, by radykalnie zmienić swoje życie zawodowe czy osobiste. PESEL zawęża horyzont marzeń i ambicji.

Czytaj więcej

„The Kitchen” na Netflixie, czyli jak nie opowiadać o kryzysie mieszkaniowym

Przyjaźń czy festiwal chlania

Maciek Bielawski wrzuca nas na narracyjną karuzelę i zmienia bohaterów co kilka stron, jasno sygnalizując w tytułach podrozdziałów, czyje losy w danej chwili śledzimy. Rozdziały oddziela od siebie paromiesięcznymi przerwami, a na końcu każdego z nich pokazuje wspólne spotkanie na męskim zjeździe.

Przez pierwszych 100 stron nie do końca sprawnie się w tym wypisie imion i charakterów poruszamy, tym bardziej że Bielawski posiłkuje się jednolitym, trzecioosobowym narratorem, a język różnicuje tylko w dialogu. Ale w trakcie 488-stronicowej lektury wszystko zaczyna się po pewnym czasie układać i śledzimy z uwagą równolegle losy bohaterów. Każdemu bowiem coś dolega, coś się w życiu przytrafiło, z czym muszą się zmierzyć – z własnej winy lub nie, jak to w życiu.

Marcin od wczesnych lat zatracał się w pracy. „Ma hobby, które zajmuje mu większość czasu wolnego i mieści się w pliku Excel pod nazwą Portfolio. To sześć mieszkań, wszystkie wynajęte”. Ma żonę, ale nie doczekali się dzieci, tymczasem Paulina coraz bardziej pogrąża się w swoich infantylnych rojeniach, co może w życiu jeszcze robić, jaki interes otworzyć, na jaki wolontariat pójść i i czy przygarnąć na święta dziewczynkę z domu dziecka. W efekcie całym dniami siedzi sama w domu, jej stan psychiczny jest alarmujący. Marcin zaś wcześniej niż przed 20 nie wraca z pracy.

Jacek to samotny kawaler, który obsesyjnie liczy wydatki i obserwuje spływające z konta co miesiąc raty. „To jeszcze nie pętla, choć namawiali – skonsoliduj i jeszcze dobierz, obniżysz ratę, ale nie wszedł, ostatni głos rozsądku”. Żyje pod ciągłą presją finansową, którą zresztą sam na siebie nakłada – mieszkanie w Warszawie, drogi zestaw hi-fi, telewizor 4K i thermomix.

Michał jest fotografem i zarabia na weselach. Na pozór spełnia się w swoim zawodzie, ale w głębi duszy gardzi ludźmi, którym robi zdjęcia i chyba też samym sobą. Covidowe obostrzenia sprawiają, że nawet tych ślubów nie będzie miał pewnych, co frustruje go coraz bardziej. Na wieść o inwazji na Kijów myśli: „Taki przynajmniej z wojny pożytek, że ZUS-u płacić nie trzeba i w dupie możesz mieć całą społeczną solidarność!”.

Piotrek nie widzi świata poza przyrodą. Mieszka na prowincji, rozmawia z drzewami, ale z ludźmi idzie mu zdecydowanie gorzej. „Las jest energią, której zawsze w życiu, sam o tym nie wiedząc, szukał. Czystość, cisza i czas – jego życiowa maksyma. Rozważa nawet wytatuowanie tych słów na plecach”. Ale też zdradza niepokojące objawy odklejenia od rzeczywistości.

Bartek toczy w domu wieczne ideologiczne boje. Dumnie nazywa się lewakiem, a żona z kolei jest praktykującą katoliczką. Problem pojawi się wtedy, gdy Bartek zacznie podejrzewać, że jego syn, zakochany w mangach i kinie Xaviera Dolana, jest gejem. „Który szesnastolatek ogląda na potęgę kino gejowskie?” – pyta żony zaskoczonej, że nawet jeśli tak jest, to gdzie się podziała jego sympatia do środowisk LGBTQ.

Olek w zastraszającym tempie stacza się w alkoholizm i za moment sypnie mu się życie rodzinne. Z zawodowym też nie jest najlepiej. „Uważaj! Ty już na prostej jesteś” – mówi mu Bartek, gdy kolejną kolejkę przepija puszką piwa.

Filip remontuje mieszkania i pali spore ilości marihuany, co nie do końca mu służy w codziennym funkcjonowaniu. Co chwila „ściąga ostatniego już buszka”, co wywołuje kolejne kłopotliwe sytuacje. Mentos i okulary przeciwsłoneczne na przekrwione oczy mogą nie wystarczyć. Jest i Rysiek, kluczowa dla tej historii postać, klasowy odludek. „Całe życie kopany po tyłku, gnojony. Popychadło! Ten z boku. Pod ścianą. Spod podłogi. W pociągu podmiejskim przy oknie, nikt się nie przysiądzie nawet, nikt nie odprowadzi na peron” – tak charakteryzuje go Marcin.

Czytaj więcej

"Gruby": Buła w królestwie zwierząt

Mężczyzna, nie samiec

Jest zatem „Ostatni” nie tylko portretem generacyjnym, powieścią obyczajową, psychologiczną, ale też prozatorskim, a chwilami wręcz quasi-dokumentalnym zapisem ostatnich lat rzeczywistości społecznej. Obserwacji prowadzonej na przykładzie pokolenia 45-latków. Rodzina, praca, oszczędności. Jeden ledwie spłaca kredyt, drugi wynajmuje kilka swoich mieszkań. Ktoś zaczyna terapię, a ktoś zaczyna coraz więcej pić. Któryś ucieka od zajmowania się swoimi dziećmi, inny tych dzieci nie może mieć albo nigdy nie chciał, nie ma z kim zakładać rodziny.

Nie jest to pierwsza taka powieść w literaturze krajowej, ale obok „Szczęścia” Magdaleny Miecznickiej bodaj najlepsza. Choć oczywiście pisana z perspektywy męskiej, podczas gdy u Miecznickiej mieliśmy wnikliwy i bolesny portret kobiet.

Bo Maciek Bielawski przede wszystkim ciekawie opowiada o współczesnej męskości i jej kryzysie w obliczu nowych standardów obyczajowo-społecznych i sytuacji ekonomicznej. Pisze o zasadzkach, fałszywych wzorcach i braku autorytetów. Sporo jest o samotności, egoizmie, kompleksach, o depresji, pustce i niespełnianiu oczekiwań własnych oraz społecznych. Powieść inteligentnie napisana, zabawna, atrakcyjna czytelniczo, a przede wszystkim mądra, nietraktująca bohaterów ani czytelnika z góry, paternalistycznie. Po prostu nowoczesna literatura o mężczyznach. Literatura męska? Na pewno, ale kompletnie nie na hemingwayowski, samczy sposób.

„Ostatni”, Maciek Bielawski, wyd. Książkowe Klimaty

„Ostatni”, Maciek Bielawski, wyd. Książkowe Klimaty

mat.pras.

Maciek Bielawski niewątpliwie ma talent narracyjny i ucho do historii. Gdyby bowiem wyciąć same mikroanegdoty z jego nowej powieści, powstałby świetny zbiór opowiadań. Choćby historia o chłopaku pracującym na ochronie w Tesco, a którego matka przekonuje wszystkich (sama w to wierzy!), że syn jest prezesem, i martwi się, że kierownictwo go ściągnie do Ameryki – taki jest dobry. Albo scena, w której dwa zaprzyjaźnione małżeństwa próbują grać w szczerość wzorem filmu „Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie” i mówią sobie skrywane dotąd rzeczy. Już pierwsze wyznanie jednego z mężczyzn („Głosowałem na Dudę”) zmienia kolację w pandemonium. Czy wreszcie opowieści dziwnej treści sąsiada jednego z bohaterów, cwaniaka z osiedla, który uczy się angielskiego z aplikacji.

Pozostało 90% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi