Każdy z nas go znał. Miał takiego kolegę w klasie czy przynajmniej w równoległej. Może nawet sam taki był? Gruby, zwany też Bułą, siedzi w ostatniej ławce z drugimi takim, też solidnych rozmiarów, Mareczkiem. Swoim jedynym przyjacielem. Niespecjalnie czymkolwiek poza rozmiarami się wyróżniają – ani bogaci, ani biedni; żadni prymusi, ale też nie „kiblują” w tej samej klasie już któryś rok z rzędu. Zwyczajne chłopaki, bez większej skłonności do przemocy, może tylko trochę wulgarni. Bo nie ma co ukrywać, cała powieść Michała Michalskiego (autora a zarazem współwłaściciela wydawnictwa ArtRage) pełna jest dosadnego języka, przekleństw i młodzieńczego naturalizmu. Wzmacnia to pierwszoosobowa narracja.
Gruby nie tylko je, bo lubi, ale też ewidentnie zajada smutki i kompleksy, pocieszając się cukrem i węglowodanami („jak człowiek jest gruby, to myśli, że się mało do czego nadaje”). Swoją opowieść dwunastolatek zaczyna od powrotu z wakacji – został wysłany na obóz paramilitarny, gdzie miał zmężnieć, ale wyszło średnio. Fakt, trochę schudł, ale ponadto przywiózł ze sobą jeszcze więcej zahamowań i lęków. Swoją wrażliwość i poharatanie maskuje poprzez to, jak surowo opisuje rzeczywistość i bezwzględnie ocenia ludzi.
Jego świat to przestrzeń, który literatura polska i kino od jakiegoś czasu dość intensywnie eksploruje. „Były lata dziewięćdziesiąte, ale dorastaliśmy w osiemdziesiątych, bo wszystko, co zamorskie, zachodnie, docierało do nas z co najmniej dziesięcioletnim opóźnieniem, a to, co nasze, polskie, nie interesowało nas wcale, bo było po prostu nudne i obciachowe”. Akcja rozgrywa się w Darłowie. Ojciec Buły ma kuter i wypływa od czasu do czasu na połów. Matka pracuje w branży hotelarskiej, czasem sama podnajmuje piętro ich domu turystom. Gruby pomaga rodzicom, niekiedy dorabia też przy sezonowych pracach turystycznych, ale przede wszystkim się uczy. Choć nie za bardzo wiadomo, do czego ta nauka ma zmierzać. Na pewno chłopak ma się nie stoczyć do „zawodówy”. Albo w narkotyki, pokazywane w darłowskim uniwersum przez Michalskiego ukradkiem, subtelnie, czym jeszcze bardziej udziela nam się niepokój narratora. Orientujemy się, że z czasem coraz więcej kolegów Buły albo użytkuje albo dystrybuuje. Ale on nie chce. Dla kolegów tchórz i frajer, ale my wiemy, że wygrał życie. Ceną będzie jednak coraz większa pustka wokół niego.
Czytaj więcej
Dostajemy kłębek, 220-stronicowy w małym formacie, z którym musimy na własną rękę sobie radzić, bez konkretnych wytycznych. Oczywiście powstaje trudne pytanie: czy to wszystko, co czytamy, jest w pełni autobiograficzne?
Fabuła jest dosyć oszczędna. Gruby wraca z obozu, opowiada historyjki i anegdoty ze swojego domu i szkoły. Sporo miejsca poświęca przemocy rówieśniczej, której pada ofiarą, co czyta się z ciężkim sercem. Kolegują się z nim Mareczek i Seba (nowy w klasie), ale stopniowo ich drogi się rozchodzą, a dzieciństwo kończy. Ot, małomiasteczkowa historia o kolejnych inicjacjach w dorosłość, o kresie niewinności. Podbita barwną scenografią lat 90. – automatami do gry, magnetowidami, strzykawkami i gazetkami porno. Historia, która porusza, ale też dość szybko ulatuje z pamięci. Może ze względu na niewielką objętość?