Któregoś niedzielnego popołudnia siedzieliśmy we dwoje na tarasie. Inni gdzieś chodzili. Po domu, po podwórku. Letnie słońce przygrzewało. Kusiło. Wtedy nagle zapragnąłem powiedzieć mamie o sobie wszystko. Jakbym od mamy był ważniejszy. Jakbym przed jej odejściem chciał coś z siebie (czy siebie) uratować. Jakby jej odejście miało zabrać do grobu też coś ze mnie. Co? »Wszystko o sobie« jest sformułowaniem zabawnym – nie da się powiedzieć o sobie wszystkiego”.
No właśnie, czy można opowiedzieć o sobie wszystko? Krzysztof Bielecki próbuje. W swojej nowej książce „Zsunęła się z krzesła. Ciennik” wskakuje do autobiograficznego nurtu i pisze coś na kształt dziennika czasu pandemii, wspomnień, portretu swoich rodziców i ich małżeńskiego życia. Jest zarazem „Ciennik” zbiorem prozatorskich miniatur, miniesejów, dziesięciu „cieni”, w których narrator próbuje się skryć i znaleźć wytchnienie po śmierci mamy, a które jednocześnie kładą się na jego własnej biografii.
Czytaj więcej
„Szczęście” to bardzo dobra powieść obyczajowa i satyra na nowe mieszczaństwo. Książka na tyle dobra, że powinna zostać w pamięci czytelników. A już na pewno Magdalenie Miecznickiej nie zapomni jej „środowisko”.
Dostajemy kłębek, 220-stronicowy w małym formacie, z którym musimy na własną rękę sobie radzić, bez konkretnych wytycznych. Oczywiście powstaje trudne pytanie: czy to wszystko, co czytamy, jest w pełni autobiograficzne? Czy nie ma tu zmyśleń, kreacji, fantazji? Pojawiają się tu postaci autentyczne, rodzina, przyjaciele, znajomi Krzysztofa Bieleckiego (rocznik 1960). Ale na ile to wszystko jest prawdziwe, stwierdzić mogą pewnie tylko bliscy Bieleckiego i on sam. Pozostałym czytelnikom bardziej się przyda kategoria szczerości. A pod tym względem trudno książkę „Zsunęła się z krzesła” kwestionować. By nie być gołosłownym, wystarczy cytat: „Alzheimer zabierał mamę na śmiałe wycieczki w stronę serwetki na stole. Podchodziła do niej po cichu. Dotykała. Czy da się bez bólu podrzeć? Czy serwetka nie będzie płakała?”.
Opisuje więc autor narrator różne lata. Najwięcej jest tu 2018, roku śmierci matki, ale są też pandemiczne lata 2020–2021, już bez mamy, ale nadal z tatą („nie każdy potrafi tyle żyć. Ilu poddaje się bez walki? Tato nie. Jest – to gest. Nawet za bardzo się nie stara. Samo mu życie przychodzi. Dzień po dniu. Od niechcenia. Ma talent. Jakby nawet nie chciał żyć, to i tak by żył. Niektórzy rodzą się po to, by żyć”). Jest też trochę lat 50., kiedy narrator Krzysztof przegląda zdjęcia matki z jej młodzieńczych lat, czasu, gdy chorowała i spędziła długi czas w szpitalnym łóżku. Ale też z lat 80., gdy się od niej wyprowadził do akademika.