„Zsunęła się z krzesła. Ciennik”: Puzzle cieni

Dostajemy kłębek, 220-stronicowy w małym formacie, z którym musimy na własną rękę sobie radzić, bez konkretnych wytycznych. Oczywiście powstaje trudne pytanie: czy to wszystko, co czytamy, jest w pełni autobiograficzne?

Publikacja: 25.08.2023 17:00

„Zsunęła się z krzesła. Ciennik”, Krzysztof Bielecki, PIW

„Zsunęła się z krzesła. Ciennik”, Krzysztof Bielecki, PIW

Foto: mat.pras.

Któregoś niedzielnego popołudnia siedzieliśmy we dwoje na tarasie. Inni gdzieś chodzili. Po domu, po podwórku. Letnie słońce przygrzewało. Kusiło. Wtedy nagle zapragnąłem powiedzieć mamie o sobie wszystko. Jakbym od mamy był ważniejszy. Jakbym przed jej odejściem chciał coś z siebie (czy siebie) uratować. Jakby jej odejście miało zabrać do grobu też coś ze mnie. Co? »Wszystko o sobie« jest sformułowaniem zabawnym – nie da się powiedzieć o sobie wszystkiego”.

No właśnie, czy można opowiedzieć o sobie wszystko? Krzysztof Bielecki próbuje. W swojej nowej książce „Zsunęła się z krzesła. Ciennik” wskakuje do autobiograficznego nurtu i pisze coś na kształt dziennika czasu pandemii, wspomnień, portretu swoich rodziców i ich małżeńskiego życia. Jest zarazem „Ciennik” zbiorem prozatorskich miniatur, miniesejów, dziesięciu „cieni”, w których narrator próbuje się skryć i znaleźć wytchnienie po śmierci mamy, a które jednocześnie kładą się na jego własnej biografii.

Czytaj więcej

„Szczęście”: Miauczyńska z Saskiej Kępy

Dostajemy kłębek, 220-stronicowy w małym formacie, z którym musimy na własną rękę sobie radzić, bez konkretnych wytycznych. Oczywiście powstaje trudne pytanie: czy to wszystko, co czytamy, jest w pełni autobiograficzne? Czy nie ma tu zmyśleń, kreacji, fantazji? Pojawiają się tu postaci autentyczne, rodzina, przyjaciele, znajomi Krzysztofa Bieleckiego (rocznik 1960). Ale na ile to wszystko jest prawdziwe, stwierdzić mogą pewnie tylko bliscy Bieleckiego i on sam. Pozostałym czytelnikom bardziej się przyda kategoria szczerości. A pod tym względem trudno książkę „Zsunęła się z krzesła” kwestionować. By nie być gołosłownym, wystarczy cytat: „Alzheimer zabierał mamę na śmiałe wycieczki w stronę serwetki na stole. Podchodziła do niej po cichu. Dotykała. Czy da się bez bólu podrzeć? Czy serwetka nie będzie płakała?”.

Opisuje więc autor narrator różne lata. Najwięcej jest tu 2018, roku śmierci matki, ale są też pandemiczne lata 2020–2021, już bez mamy, ale nadal z tatą („nie każdy potrafi tyle żyć. Ilu poddaje się bez walki? Tato nie. Jest – to gest. Nawet za bardzo się nie stara. Samo mu życie przychodzi. Dzień po dniu. Od niechcenia. Ma talent. Jakby nawet nie chciał żyć, to i tak by żył. Niektórzy rodzą się po to, by żyć”). Jest też trochę lat 50., kiedy narrator Krzysztof przegląda zdjęcia matki z jej młodzieńczych lat, czasu, gdy chorowała i spędziła długi czas w szpitalnym łóżku. Ale też z lat 80., gdy się od niej wyprowadził do akademika.

Czytaj więcej

Lana Bastašić: Na Bałkanach najlepiej być turystą

Co i rusz wracają w kolejnych rozdziałach-cieniach niektóre wątki i autorskie pomysły. Choćby przednie tragikomiczne opowiadanie (?) o przeprowadzanej na dziko quasi-ekshumacji, bo przybrały wody gruntowe w okolicach Kutna, a „mama nie chciała leżeć w wodzie”. Albo obserwacje pustych ulic u szczytu pandemii.

Krzysztof Bielecki ma ucho do detalu i anegdoty – wiedzą to czytelnicy jego niesłusznie niedocenianej prozy (siedem książek od debiutu w 1980 roku). Tymczasem oszczędne dialogi, zwłaszcza te z ojcem, warte są niejednej nagrody. Mniej przekonujące zdały mi się za to ucieczki w metaliteracką opowiastkę o Tytusie Emfazym Cienkim, jakoby eskapistycznym alter ego narratora, kiedy ten musi od szczerości odpocząć.

Ta osobistość prozy Bieleckiego ma swoje zalety, ale również pułapki. Szczerość bowiem nie zawsze wystarcza, by wspomnienie stało się uniwersalne. Ale nawet jeśli łatwo się w „Cienniku” pogubić, to ostatecznie książka się broni. I choć niekiedy odkładamy ją zdezorientowani na półkę, to zaraz chcemy do niej wrócić, zaintrygowani tymi puzzlami wspomnień i przyciągani poetyckim stylem.

Któregoś niedzielnego popołudnia siedzieliśmy we dwoje na tarasie. Inni gdzieś chodzili. Po domu, po podwórku. Letnie słońce przygrzewało. Kusiło. Wtedy nagle zapragnąłem powiedzieć mamie o sobie wszystko. Jakbym od mamy był ważniejszy. Jakbym przed jej odejściem chciał coś z siebie (czy siebie) uratować. Jakby jej odejście miało zabrać do grobu też coś ze mnie. Co? »Wszystko o sobie« jest sformułowaniem zabawnym – nie da się powiedzieć o sobie wszystkiego”.

Pozostało 89% artykułu
Plus Minus
Kiedy będzie następna powódź w Polsce? Klimatolog odpowiada, o co musimy zadbać
Plus Minus
Filmowy „Reagan” to lukrowana laurka, ale widzowie w USA go pokochali
Plus Minus
W walce rządu z powodzią PiS kibicuje powodzi
Plus Minus
Aleksander Hall: Polska jest nieustannie dzielona. Robi to Donald Tusk i robi to PiS
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Prof. Marcin Matczak: PSL i Trzecia Droga w swym konserwatyzmie są bardziej szczere niż PiS