Jak przedawkowałem media społecznościowe

Influencerzy to bardzo młodzi ludzie wykorzystywani przez system nieuczciwych agencji zarabiających na ich niedoświadczeniu i naiwności - mówi Jan Strojny, autor książki „Nie zostawaj influencerem”.

Publikacja: 02.02.2024 10:00

Jak przedawkowałem media społecznościowe

Foto: Mirosław Stelmach

Plus Minus: Gdybyś mógł, co zrobiłbyś z TikTokiem?

To oczywiste: zamknąłbym go. W ogóle zlikwidowałbym „zawód” influencera, a zostawił w sieci tylko ludzi budujących swoje marki osobiste, takich, którzy mają wiedzę na dany temat i mogą się nią dzielić z innymi. Pozostałych wyrzuciłbym do kosza.

W tym siebie?

Ja się sam wyrzuciłem. Dobrowolnie zrezygnowałem z mediów społecznościowych. I tym samym uratowałem swoje życie.

Jako wschodząca gwiazda TikToka z milionowymi zasięgami – dodajmy. Znała cię – jak piszesz w swojej książce – cała Łódź z przyległościami. Twoje zasięgi były milionowe, a ludzie rozpoznawali cię na ulicy. Byłeś celebrytą. Czujesz się pokrzywdzony tym, że już nie zarabiasz miesięcznie pensji członka zarządu korporacji za „nicnierobienie”?

To była moja świadoma decyzja, żeby rok temu skończyć z – jak to nazywasz – nicnierobieniem i zająć się swoim zdrowiem psychicznym. Czy czuję się skrzywdzony? „Krzywda” to w ogóle ciekawy termin w kontekście świata influencerów. Publiczne wypowiedzi gwiazd pełne są wydumanych krzywd, za które obwiniają oni swoich followersów. Traktuję to jako pokaz ich egocentryzmu. Prawdziwe niebezpieczeństwo to ludzie wokół nich – agencje influencerskie. Oczywiście, nie mówi się o tym publicznie, żeby funkcjonować w środowisku – za gadanie na prawo i lewo traci się źródła finansowania swojej kariery, czyli wszelkiego rodzaju współprace. Frustracja w świecie twórców internetowych jest gigantyczna, pochodzi z obsesji na punkcie zasięgów. To one są jasną metryką tej influencerskiej złości – a skąd się biorą mniejsze lub większe zasięgi? Od ludzi, którzy śledzą dany profil. Dlatego łatwo połączyć swoje złe samopoczucie z krnąbrną i kapryśną widownią, która nie ogląda.

Trudno jest wywołać u przeciętnego człowieka współczucie wobec influencerów – opinia o nich jest taka, że dostają duże pieniądze za nic. A ty nagle stajesz w ich obronie. Na czym polega mechanizm krzywdzenia influencerów przez agencje?

Może zacznijmy od tego, że influencerzy to bardzo młodzi ludzie. Są przed i krótko po 20. roku życia. W wieku 25 lat już mniej zostaje ich w branży. Naturalne jest, że nie mają większego doświadczenia życiowego czy profesjonalnego. Często naiwni lub udający spryciarzy, de facto są kompletnie bezradni wobec machiny, która ich zasysa. W książce „Nie zostawaj influencerem” dokładnie opisuję sposób, w jaki są oszukiwani i nadużywani. Kto to robi? Po drugiej stronie stoją szefowie agencji influencerskich: doświadczeni biznesmeni, ludzie po czterdziestce, pięćdziesiątce, którzy doskonale znają działanie systemu i w sposób cyniczny wykorzystują nieświadomość influencerów.

Influencer jest źródłem dochodu agencji. Dobry biznes to taki, kiedy źródeł dochodu ma się jak najwięcej. Dajmy na to: sieć 50 aptek daje większy zysk niż pięciu. Tylko że postawienie i zaopatrzenie apteki to praca, którą trzeba wykonać. Z influencerem jest prościej – nie ma potrzeby go kreować, on już jest towarem. Agencje traktują influencerów jako chwilowe aktywa, które w pewnym momencie się wyczerpują, i podmieniają je na kogoś innego. Mają ich dziesiątki, jeżeli któryś nagle przestaje być dochodowy, można go odsunąć, rozwiązać z nim umowę. Można go też przytrzymać, licząc, że się odbije od dna i zasięgi znowu mu wzrosną. Takie podejście generuje masę nieczystych zagrań wobec influencerów, bo nie traktuje się ich jak ludzi, tylko maszyny z pieniędzmi, do których wrzucasz grosik, a dostajesz trzy. Albo czasami nawet nic nie wrzucasz.

Czytaj więcej

Queerowe profanum i sacrum ludowego katolicyzmu

Nie obraź się, ale nie widzę w takim traktowaniu influencerów niczego nowego – wyciskanie wydajności dotyczy większości zawodów w wolnorynkowym systemie. Dlaczego mamy się pochylać właśnie nad influencerami?

Ja wiem, że potocznie myśli się o influencerze, że „sam chciał” i „dostaje pieniądze za darmo”. Nie będę polemizował z tymi twierdzeniami. Jestem jednak przekonany o szkodliwości tego zjawiska. Influencer, oprócz wykorzystywania przez ludzi o bogatszym doświadczeniu w biznesie, ponosi realne straty na zdrowiu psychicznym – takie jak ja – przez błyskawiczne uzależnienie od od statystyk i zasięgów. Niewiele różni się to od np. umowy artysty czy artystki z menedżerem na kwotę 20 tysięcy miesięcznie za sześć koncertów – podczas gdy za każdy występ menedżer bierze 45 tysięcy. Nie mówiąc o tym oczywiście artyście.

Poza kwestią kłopotów ze zdrowiem psychicznym, wystawieniem się na setki tysięcy oczu codziennie, uzależnieniem od zasięgu i i agencjami, influencerzy mają np. problemy z nawiązywaniem relacji w świecie rzeczywistym.

Co mówią randkujący influencerzy?

Że nie wiedzą, kiedy powiedzieć o tym, że są powszechnie znani: od razu czy po jakimś czasie? Jest bowiem bardzo wiele osób chętnych do skorzystania z tej drabinki społecznej i możliwości kariery, którą dany influencer może zagwarantować. Naturalna jest więc nieufność z jego strony, co nie pomaga tworzyć relacji. Mamy więc na wejściu w dorosłość połamanych psychicznie ludzi z problemami w relacjach. A statystyki mówią o dzieciakach, których marzeniem jest zostanie youtuberami czy influencerami.

W książce odmitologizowujesz nie tylko sielskie życie influencerów, ale ostrzegasz rodziców, żeby nie dawali za wcześnie smartfonów swoim dzieciom.

Bardzo bym chciał, żeby mój przykład załamania psychicznego i pobytu w szpitalu na skutek przedawkowania mediów społecznościowych stał się początkiem zmiany społecznej w myśleniu o tym, jak „sociale” działają na mózg młodego człowieka. Ja sam odstawiłem wszystkie platformy społecznościowe. Nie potrzebuję Facebooka, żeby się dowiedzieć, co tam u mojej dawnej znajomej z gimnazjum. Mogę do niej zadzwonić. Nie potrzebuję oglądać ładnych, napakowanych ludzi czy jakichkolwiek innych obrazów na Instagramie, bo jestem w stanie bez tego żyć. Bez TikToka również udaje się świetnie funkcjonować, zapewniam – po co śledzić ludzi tylko dlatego, że inni ich śledzą? Nie jest to za mądre.

Nie czuję się na siłach – sam nie będąc rodzicem – dawać konkretnych rad opiekunom dzieci. Niech po prostu przeczytają moją książkę i pomyślą, czy chcieliby takiego losu dla swojego dziecka. I niech stanie się to początkiem dyskusji o świecie, jaki zafundowaliśmy najmłodszym, uzależniając ich od dawek dopaminy płynących z oglądania pionowych filmików.

Ale wróciłeś na TikToka. Na filmie sprzed kilku dni mówisz: „zniknąłem na rok, żeby to wszystko sobie przemyśleć. Wracam z czymś, co pewnie zdenerwuje wiele osób (…) Niech świat internetu znowu zapłonie!”. Czyli wierzysz w zmianę?

Wierzę, że trzeba informować o tym, co się dzieje w środowiskach, w których wszyscy znają wszystkich i nic nie wychodzi na zewnątrz. Ostatni tiktok, w którym pożegnałem się z publicznością, to był maj 2023, oczywiście materiał filmowy trzymałem miesiąc na telefonie, zanim zdecydowałem się go upublicznić. Wypuszczenie go spowodowało u mnie dużą ulgę, że już nie muszę codziennie udowadniać, że jestem bogiem zasięgów. To był początek mojego procesu leczenia, długiego i niełatwego, który trwa do tej pory. Po prawie ośmiu i pół miesiąca nagrałem nowy. To jest świadomy powrót do internetu i wiem, jakie koszty się z tym wiążą. Powrót jest tylko chwilowy, mam jasno określony deadline, po którym znowu mnie nie będzie. Rozpoznawalność, sławę traktuję jako koszt, który muszę ponieść, niosąc ze sobą ideę tej książki.

Co mnie zaskoczyło w powrocie do social mediów – choć w sumie można było się tego spodziewać – wróciły ogromne kłopoty z koncentracją. Pożegnałem się z nimi jakiś czas po odstawieniu mediów społecznościowych, a teraz proszę – znowu są. W czasie „abstynencji od sociali” wyrobiłem sobie nawyk czytania książek i skupiania się na nich. Kontakt z TikTokiem znowu go zaburzył – to podpowiedź dla rodziców, dlaczego ich dzieci mają takie kłopoty ze skupianiem się. Pamiętam taki moment z początkowego okresu abstynencji od mediów społecznościowych: siedzę na ławce i nagrywam komórką ładne otoczenie wokół siebie, gdy wtem nagle moja ręka właściwie samoczynnie obróciła kamerę na moją twarz – był to nawyk z czasów kręcenia filmików. Trudno się dziwić – nakręciłem ich prawie tysiąc w ciągu dwóch lat.

Nie boisz się, że twoja historia zostanie zbagatelizowana, że młodzi ludzie powiedzą: „słaby”, „frajer”, a dorośli pomyślą: „mojemu dziecku się to nie wydarzy”?

Oczywiście, zakładam taką możliwość. Już teraz się zderzam z takimi opiniami. Na szczęście większość jest pozytywna, jak choćby taka: „Cześć, dziękuję, że wydajesz tę książkę. Kiedyś byłam youtuberką i żeby uratować sama siebie, musiałam zamknąć ten kanał i skupić się na swoim zdrowiu”. Albo: „ciekawy pomysł na książkę, zamówione. Myślę, że poczytam sobie trochę o tym, jak mogłoby wyglądać moje życie, gdybym w 2012 nie przestał nagrywać na jeszcze raczkującym YouTube. Może po przeczytaniu w końcu pozbędę się poczucia, że to była zła decyzja, bo może i tak nigdy bym się w tym świecie nie odnalazł”.

Czytaj więcej

Poręczny sztandar Donalda Tuska

Czy internet zapłonie?

Mogę powiedzieć, że niektórzy ludzie się boją. Inni gorączkowo przypominają sobie, co mają za uszami. Jestem przekonany, że w tej książce rozpozna się ten, kto powinien się rozpoznać. Zanim książka powstała, pytano mnie, o czym będzie? „O tym całym g…, w którym jesteśmy” – odpowiadałem. Moi rozmówcy się śmiali, robiąc – w moim przekonaniu – jednocześnie rachunek sumienia, jak postępowali wobec mnie. Ale widziałem lekkie przerażenie w oczach u jednego z moich interlokutorów. Mam nadzieję, że może po mojej książce inne osoby także zdecydują się opowiedzieć swoje historie. To dosyć trudna materia do opisania, ale jeszcze trudniejsza byłaby, gdyby zrobić z niej film.

Za chwilę wychodzi film o środowisku influencerów, moim zdaniem bardzo niedobry. Uważam wręcz za obrzydliwe, że tuż po aferze Pandora Gate, ktoś się zajmuje w taki sposób tym tematem, wśród twórców i w obsadzie widzimy nazwiska influencerów, którzy współtworzą to toksyczne środowisko i wykorzystują nie tylko niewiedzę twórców, ale również nie boją się korzystać z zachowań patologicznych oraz zarabiać na ośmieszaniu problemów życiowych młodych ludzi. To nie jest ta droga, po której powinna zmierzać narracja społeczna dotycząca szkodliwości mediów społecznościowych.

Plus Minus: Gdybyś mógł, co zrobiłbyś z TikTokiem?

To oczywiste: zamknąłbym go. W ogóle zlikwidowałbym „zawód” influencera, a zostawił w sieci tylko ludzi budujących swoje marki osobiste, takich, którzy mają wiedzę na dany temat i mogą się nią dzielić z innymi. Pozostałych wyrzuciłbym do kosza.

Pozostało 97% artykułu
Plus Minus
Grób Hubala w Inowłodzu? Hipoteza za hipotezą
Plus Minus
Kiedy będzie następna powódź w Polsce? Klimatolog odpowiada, o co musimy zadbać
Plus Minus
Filmowy „Reagan” to lukrowana laurka, ale widzowie w USA go pokochali
Plus Minus
W walce rządu z powodzią PiS kibicuje powodzi
Materiał Promocyjny
Zarządzenie samochodami w firmie to złożony proces
Plus Minus
Aleksander Hall: Polska jest nieustannie dzielona. Robi to Donald Tusk i robi to PiS