To była moja świadoma decyzja, żeby rok temu skończyć z – jak to nazywasz – nicnierobieniem i zająć się swoim zdrowiem psychicznym. Czy czuję się skrzywdzony? „Krzywda” to w ogóle ciekawy termin w kontekście świata influencerów. Publiczne wypowiedzi gwiazd pełne są wydumanych krzywd, za które obwiniają oni swoich followersów. Traktuję to jako pokaz ich egocentryzmu. Prawdziwe niebezpieczeństwo to ludzie wokół nich – agencje influencerskie. Oczywiście, nie mówi się o tym publicznie, żeby funkcjonować w środowisku – za gadanie na prawo i lewo traci się źródła finansowania swojej kariery, czyli wszelkiego rodzaju współprace. Frustracja w świecie twórców internetowych jest gigantyczna, pochodzi z obsesji na punkcie zasięgów. To one są jasną metryką tej influencerskiej złości – a skąd się biorą mniejsze lub większe zasięgi? Od ludzi, którzy śledzą dany profil. Dlatego łatwo połączyć swoje złe samopoczucie z krnąbrną i kapryśną widownią, która nie ogląda.
Trudno jest wywołać u przeciętnego człowieka współczucie wobec influencerów – opinia o nich jest taka, że dostają duże pieniądze za nic. A ty nagle stajesz w ich obronie. Na czym polega mechanizm krzywdzenia influencerów przez agencje?
Może zacznijmy od tego, że influencerzy to bardzo młodzi ludzie. Są przed i krótko po 20. roku życia. W wieku 25 lat już mniej zostaje ich w branży. Naturalne jest, że nie mają większego doświadczenia życiowego czy profesjonalnego. Często naiwni lub udający spryciarzy, de facto są kompletnie bezradni wobec machiny, która ich zasysa. W książce „Nie zostawaj influencerem” dokładnie opisuję sposób, w jaki są oszukiwani i nadużywani. Kto to robi? Po drugiej stronie stoją szefowie agencji influencerskich: doświadczeni biznesmeni, ludzie po czterdziestce, pięćdziesiątce, którzy doskonale znają działanie systemu i w sposób cyniczny wykorzystują nieświadomość influencerów.
Influencer jest źródłem dochodu agencji. Dobry biznes to taki, kiedy źródeł dochodu ma się jak najwięcej. Dajmy na to: sieć 50 aptek daje większy zysk niż pięciu. Tylko że postawienie i zaopatrzenie apteki to praca, którą trzeba wykonać. Z influencerem jest prościej – nie ma potrzeby go kreować, on już jest towarem. Agencje traktują influencerów jako chwilowe aktywa, które w pewnym momencie się wyczerpują, i podmieniają je na kogoś innego. Mają ich dziesiątki, jeżeli któryś nagle przestaje być dochodowy, można go odsunąć, rozwiązać z nim umowę. Można go też przytrzymać, licząc, że się odbije od dna i zasięgi znowu mu wzrosną. Takie podejście generuje masę nieczystych zagrań wobec influencerów, bo nie traktuje się ich jak ludzi, tylko maszyny z pieniędzmi, do których wrzucasz grosik, a dostajesz trzy. Albo czasami nawet nic nie wrzucasz.
Queerowe profanum i sacrum ludowego katolicyzmu
W swoim debiucie Marcin Oskar Czarnik miesza queerowe profanum z sacrum ludowego katolicyzmu. Jednak ten świat wiejskiej pobożności traktowany jest przez niego z przedziwną czułością. Profanacja tak, ale pro-fun-acja już nie.
Nie obraź się, ale nie widzę w takim traktowaniu influencerów niczego nowego – wyciskanie wydajności dotyczy większości zawodów w wolnorynkowym systemie. Dlaczego mamy się pochylać właśnie nad influencerami?