Po Polsce krążą wieści o armii kopaczy w wałbrzyskich biedaszybach. Miejscowe oficjalne czynniki zaprzeczają. „Zjawisko marginalne”, przekonuje rzecznik prasowy Urzędu Miasta w Wałbrzychu. – Ten proceder nasila się w momencie, kiedy rosną ceny węgla albo spada jego podaż, niknie natomiast, gdy tanieje lub jest szeroko dostępny w sprzedaży – wyjaśnia Edward Szewczak. – W ubiegłym roku problem rzeczywiście nieco się nasilił, obecnie natomiast w nielegalnych wyrobiskach pracuje góra kilkanaście osób – dodaje kom. Marcin Świeży, oficer prasowy wałbrzyskiej policji.
Roman Janiszek, były górnik, od lad biedaszybnik, mówi z kolei, że obecnie „może nie ma rewelacji”, ale dziury cały czas są, „jak tylko jest zapotrzebowanie na węgiel, to się kopie”. Trochę na własny użytek, na opał, ale niedużo, „ludzie mają wciąż węgiel w piwnicach, ostatnio prawie przecież nie było zim”. – Raczej to, co się wydobywa, idzie na szklarnie, ciepłownie, gdzie jest duże zużycie i nie potrzeba jakiejś superjakości węgla, ten z biedaszybów daje wystarczającą temperaturę.
Dr hab. inż. Grzegorz Wałowski, kiedyś kopacz, później prezes Stowarzyszenia „Biedaszyby”, obecnie m.in. na stanowisku profesora w Instytucie Technologiczno-Przyrodniczym: – Jak powiedział jeden z górników: póki Wałbrzych będzie istniał, póty węgiel będzie tu wydobywany.
Czytaj więcej
Antysemityzm rozszalał się już nie tylko we Francji czy w Niemczech. To choroba, którą zarażony jest cały świat. Ale ciekawa rzecz, że opowiadam o tym w Polsce, gdzie go nie ma - mówi rabin Szalom Dow Ber Stambler.
1.
Biedaszyby to w Wałbrzychu żadna nowość. Zaraz po wojnie ludzie złapali za kilofy, fedrowali poniemieckie kopalnie i własne ogródki, bo są tu takie miejsca, gdzie węgiel leży płytko jak kartofle. Gdy w 1945 r. Wałbrzyskie Zagłębie Węglowe weszło w skład Polski, robota ruszyła pełną parą: do początku lat 80. średnio wydobywano tam rocznie 2,5 mln ton. Po transformacji w kopalniach zaczęły się zwolnienia grupowe: pięćset osób, tysiąc, pięćset, tysiąc. Gdy w 1998 r. zapadła klamka w ostatniej kopalni, w samym Wałbrzychu na bruku znalazło się 13 tys. ludzi. Jeśli doliczyć do tego żony, które nie pracowały, bo nie musiały, i dzieci, których było sporo, bo można było sobie na to pozwolić, okaże się, że z kopalń wypełzła armia „bez” – bezrobotnych bez nadziei.