Rabin Stambler: Solidarność Polaków z Izraelem rozgrzewa moje serce

Antysemityzm rozszalał się już nie tylko we Francji czy w Niemczech. To choroba, którą zarażony jest cały świat. Ale ciekawa rzecz, że opowiadam o tym w Polsce, gdzie go nie ma - mówi rabin Szalom Dow Ber Stambler.

Publikacja: 24.11.2023 17:00

Rabin Stambler: Solidarność Polaków z Izraelem rozgrzewa moje serce

Foto: Mirosław Stelmach

Plus Minus: Jak się żyje na emigracji? Spędził rabin w Polsce już pół życia, odkąd przyjechał w 2005 r. odbudowywać grupę Chabad Lubawicz.

Ja nie mam poczucia, że jestem w Polsce gościem, nie traktuję tego jako emigracji, bo emigracja jest tymczasowa. A dla mnie to jest misja życiowa, zostałem tu przysłany przez Chabad Lubawicz w Nowym Jorku w związku tym, że błogosławionej pamięci rabin Menachem Mendel Schneerson po II wojnie światowej, Holokauście, zburzeniu fizycznie i duchowo żydowskiego narodu, działał mocno na rzecz jego odbudowy: żeby każdy Żyd w każdym miejscu na świecie miał dostęp do judaizmu i życia żydowskiego. To była rzecz rewelacyjna, wręcz rewolucyjna.

Dlaczego rewolucyjna?

Bo nie miała żadnego sensu z punktu widzenia chasydów, dla których ważne jest być blisko społeczności żydowskiej, gdzie dzieci mogą uczyć się Tory, gdzie jest jesziwa, synagoga, sklep koszerny. Ale Rebe powiedział: „To nie jest czas, by myśleć tylko o swojej duchowości, to jest czas ratowania naszego narodu”. Dlatego trzeba jechać szczególnie tam, gdzie żydowskie wspólnoty trzeba tworzyć od nowa. I dlatego przedstawiciele Chabad Lubawicz są wszędzie, nie ma miejsca na świecie, gdzie byłaby coca-cola, a nie było Chabadu. Traktujemy tę misję bardzo poważnie, bo wierzymy w opatrzność Bożą. A skoro opatrzność Boża prowadzi człowieka w jakieś miejsce, nie można wobec tego pozostać obojętnym. Stąd właśnie nie mogę odbierać życia w Polsce jako przypadku, tylko jako misję.

A zatem: już pół życia na misji…

Nie wiem, czy to jest śmieszne, czy smutne, ale rzeczywiście prosta kalkulacja pokazuje, że większość mojego dorosłego życia spędziłem w Polsce. Dlatego lepiej znam Warszawę niż Tel Awiw. Mocno też czuję język polski, bardzo lubię znajdować porównania z językiem hebrajskim czy jidysz.

I co ciekawego rabin znalazł?

Na przykład wyrażenie „dam sobie radę”, które dosłownie oznacza: sam będę sobie doradcą. Raczej nie słyszałem, by w jakimkolwiek innym języku tak to brzmiało, tylko w jidysz znaczy dokładnie to samo. Odkryłem to jako dziecko, gdy byliśmy z wizytą u kuzyna, mieli dużą bibliotekę, a ja wspinałem się po drabince, żeby sięgnąć po jakąś książkę. Pojawiła się obawa, że spadnę, ale tata kuzyna, który porozumiewał się wyłącznie w jidysz, powiedział zupełnie dla mnie niezrozumiałe zdanie. Gdy mi wytłumaczono, że to znaczy po prostu: będzie w porządku, bardzo mi się to spodobało. A kilkanaście lat później przyjechałem do Polski i okazało się, że to znaczy dokładnie to samo! Jeśli pani chce posłuchać, to mogę podać jeszcze jeden przykład, który bardzo do mnie przemawia.

Proszę.

W Pięcioksięgu często powtarza się słowo „miszkan” które oznacza: tam gdzie mieszka, spoczywa Bóg. We współczesnym hebrajskim rezydencja prezydenta lub premiera nazywa się odpowiednio: miszkan ha-nasi i miszkan rosh ha-memshalah. I nagle przyjeżdżam do Polski i dowiaduję się, że mieszkam w mieszkaniu! Dla mnie to jest piękne i nie mogę pozostać wobec tego obojętny.

To jak rabin daje sobie radę w Polsce? Jak rabinowi się tu mieszka?

Kiedy wybierałem się do Polski prawie 20 lat temu, wiele osób dziwiło się, słyszałem, że to niebezpieczne miejsce, że jest antysemityzm, różne słowa padały. I to była dla mnie pozytywna niespodzianka, że nie spotkałem się z tym w ogóle, wręcz na odwrót, spotkałem się z wielkim zainteresowaniem tematyką żydowską, również religią. Kiedy opowiadam to moim przyjaciołom, osobom, które spotykam poza granicami Polski, są zdziwione. A opowiadam, że mieszka mi się tu dobrze, czuję się mile widziany, mam dobrych sąsiadów, znajomych, nie tylko wśród Żydów, ale i Polaków. Polacy – według mnie – to mili ludzie, przyjaźnie nastawieni do narodu żydowskiego, dostaję wiele pytań odnośnie do naszej tradycji, które wynikają z głębokiego zainteresowania.

Czytaj więcej

Dziennikarstwo wojenne wiąże się także z moralnym ryzykiem

Z czego wynika to zainteresowanie? To czysta ciekawość? Wyraz tolerancji czy szacunku dla innej tradycji, kultury, religii niż dominujące w Polsce? Pewien rodzaj wyrzutu sumienia, bo kiedyś była tu duża społeczność żydowska, ale została przez Niemców w czasie II wojny światowej wymieciona?

Myślę, że wszystko razem. Niektórzy chcą, by opowiadać im o historii, bo czują, że nie zawsze stali po dobrej stronie. Ja tego nie wymagam ani nie oczekuję, ale ten temat nieraz wychodzi w rozmowach. Jest wśród Polaków otwartość, jest też pewnie chęć zrozumienia, czym judaizm był, czym jest, nadrobienia wiedzy, która kiedyś była powszechna, ale zniknęła wraz z narodem żydowskim.

A stereotypy?

Stereotypów też nie brakuje, wystarczy przecież, że przejdzie się pani na Stare Miasto i zobaczy, że popularny jest portret Żyda z długim nosem, który liczy pieniądze. W języku polskim również jest to obecne, jeśli ktoś chce wytknąć komuś skąpstwo, mówi nieraz przecież: „co ty tak żydzisz?”. Moim zadaniem nie jest oceniać, kto jest po mojej stronie, a kto nie, kto jest dobry, a kto zły. Nie jestem policjantem ani sędzią, ani wobec moich braci i sióstr co do poziomu ich religijności, ani wobec Polaków, na ile są tolerancyjni. Moja rola to prowadzić społeczność żydowską, żeby przynajmniej była dumna ze swojej tożsamości. Reszta mnie nie interesuje.

Obalanie stereotypów też nie?

Moją główną rolą jest rozwój życia żydowskiego, a tego nie da się robić bez obalania stereotypów. I to właśnie robię, bo nie ma lepszego sposobu niż opowiadanie o naszej tradycji, wtedy stereotypy przestają mieć znaczenie. A ja też, będąc tutaj cały czas, pamiętam, że Polska ma coś bardzo specjalnego, czego nie ma prawdopodobnie nigdzie indziej na świecie.

Co takiego?

Oprócz liczby Żydów, którzy tutaj mieszkali, i bardzo rozwiniętego życia żydowskiego, niesamowita jest nazwa Polski w języku hebrajskim i jidysz. Polin to dosłownie: tu nocuj. Co znaczy, że póki trwa okres wygnania, póki cały naród żydowski nie wrócił do Ziemi Świętej, póki nie został Izrael odbudowany według wizji proroków, ze świątynią i arcykapłanem – dla Żydów trwa noc, ciemność duchowa. A więc Polin to miejsce najlepsze dla Żydów do czasu przyjścia Mesjasza, na co wskazał Remu, najważniejszy autorytet prawa halachicznego wszystkich Żydów europejskich. I ja nie mogę tego lekceważyć. Stąd też moja głęboka nadzieja, że nasz rozwój, który rozpoczął się w 1891 roku, kiedy pierwsi chabadnicy przybyli po deportacjach z Moskwy do Warszawy, jest jeszcze przed nami.

Ten rozwój został brutalnie przerwany w 1939 roku, gdy Niemcy zlikwidowali Chabad Lubawicz, a później przeprowadzili Zagładę. Odrodzenie nastąpiło w 2005 roku, choć Rebe zaordynował to już w 1991 roku. Dlaczego powrót zajął 14 lat?

Część Żydów nie widziała Polski jako miejsca do życia, między innymi ze względu na pamięć o tym, ile Niemcy przelali krwi żydowskiej na tych terenach. Różne słowa padały, ale myślę, że nie miały one na celu obrażania Polski i Polaków, chodziło raczej o to, że jest tu jeden wielki cmentarz i że nie ma co tu robić. Jeśli by spojrzeć na działalność Chabad Lubawicz jak na rodzaj „biznesu”, to też nie miało sensu: więcej Żydów jest w Ameryce, Anglii, Francji, w Niemczech podobno też. Ale ja nie liczę, ilu jest Żydów w Polsce, na odwrót: im jest ich mniej, tym bardziej potrzebują pomocy. I ja się cieszę, że zostałem wybrany do tej misji, bo czuję, że jest tutaj dużo pracy. Zarówno wśród polskich Żydów, jak i wśród Polaków, którzy są zainteresowani współpracą z nami. Proszę zwrócić uwagę, że to, co się dzieje obecnie w Izraelu, ma niebagatelny wpływ na samoświadomość polskich Żydów.

Co rabin ma na myśli?

Mam na myśli brak obojętności. Chodzi o to, że w Europie ludzie często żyją sami dla siebie, mają swoje sprawy, o swojej tożsamości pamiętają tylko z okazji świąt: Międzynarodowego Dnia Holokaustu, w rocznicę powstania w getcie, niektórzy trafiają do synagogi w jakieś święto. Myślę, że wielu europejskich Żydów ma takie podejście: okej, jestem Żydem, pamiętam o tym, mam niezbędne narzędzia w domu – ale na tym koniec. Rzadko się zdarza, by ludzie się jednoczyli. W Izraelu również był do tej pory straszny podział, który przenosił się poza arenę polityczną – demonstracje, protesty, brak stabilizacji. Gdyby pojechała pani do Izraela 6 października i zapytała, czy jest szansa na zjednoczenie, to pani pytanie zostałoby uznane za abstrakcyjne.

7 października to się zmieniło?

Ta wojna, która zaskoczyła i dotknęła cały żydowski naród, spowodowała wielki szok. I ta tragedia, która nas spotkała – zamordowanie 1400 Żydów jednego dnia – to jest coś, co nie wydarzyło się od Holokaustu. Ani jeśli chodzi o rozmiar, ani o okrucieństwo, które dotknęło prawie każdą rodzinę w Izraelu. Znam człowieka, który pracuje w wielkiej korporacji, trzy osoby stamtąd zostały zabite, w tym główna księgowa, której odstrzelili głowę. Znam człowieka, którego bratanek z dziewczyną mieszkali w kibucu, komunikował się z nimi codziennie, WhatsApp, esemesy, telefon, cały czas opisywali, jaka jest sytuacja. Któregoś dnia dzwoni, odbiera terrorysta, mówi po arabsku. Minęło kilka tygodni i okazało się, że bratanek z dziewczyną zostali zamordowani. Okrucieństwo, które spotkało Izrael, jest potworne. Gdy ktoś chce kogoś zabić – to nie jest normalna rzecz. Strzela, zabija, zostaje człowiek bez duszy, ale można go zidentyfikować, jeśli nie przez wygląd, to banalne badania DNA. A Hamas stara się zabijać tak, żeby nic nie zostało z człowieka, żeby nie można było go rozpoznać. Żadną technologią, żadną wiedzą medyczną, ludzie zostają spaleni na popiół.

I mówi rabin, że te tragedie znów Żydów jednoczą?

To poruszyło nas wszystkich, nikt nie pozostał obojętny, wszystkie podziały zostały odstawione na boczny tor. Takie wrażenie odniosłem, bo widzę też, że różne organizacje żydowskie, które nigdy nie współpracowały, nagle się zjednoczyły, podniosły wspólnie głos, że Izrael ma prawo i obowiązek się bronić, zaczęły się manifestacje solidarności z zakładnikami przetrzymywanymi w Strefie Gazy. Widziałem tam wiele twarzy, których nie widuję na co dzień. I co najważniejsze: nie tylko Żydów, ale też Polaków, którzy przyjechali z całego kraju, aby pokazać swoją solidarność. To jest rzecz bezcenna, która mimo tragedii rozgrzewa moje serce.

A demonstracje propalestyńskie, zwłaszcza w Europie Zachodniej? Głosy o zamykaniu Palestyńczyków w gettach?

Powiem tak: marzę o tym, żeby był pokój na świecie, żeby nikt nie rozlewał niczyjej krwi. Nie mam nic przeciwko osobom mieszkającym w Gazie. Ale jeśli ktoś mówi o okupacji, ja odpowiadam: Strefa Gazy została przekazana Palestyńczykom, którzy twierdzili, że zrobią tam drugi Singapur. I co? Dostali ogromne pieniądze, z różnych źródeł na świecie, które wydali na kopanie tuneli, by przygotować się do ataków terrorystycznych. Hamas przejął władzę, a nie ma szacunku do własnych obywateli. Na odwrót, traktuje ich jako żywe tarcze. Kiedyś myślano, że terroryści są niezorganizowani. Okazało się, że jest inaczej: wszystko mają zorganizowane tak, że wiedzą nawet, ile w którym domu mieszka osób, więc gdy ludzie chowają się w specjalnym pokoju, zwanym mamad (rodzaju schronu), oni pukają i mówią: tyle i tyle osób ma wyjść. A później dom zostaje spalony. Wszystko według planu łącznie z tym, która kobieta w której rodzinie zostanie zgwałcona – i przez kogo.

?!

Proszę sobie zadać pytanie, skąd mają takie informacje? Stąd, że wśród 20 tysięcy Palestyńczyków, którzy na co dzień pracowali w Izraelu, byli szpiedzy Hamasu. Jeżeli ktoś chce nas uczyć moralności, to jest to fałszywe, nie ma na to miejsca. Gdzie pani słyszała o wojsku, które przygotowując się do ataku, uprzedza cywilów: proszę uciekać? Tymczasem znana jest akcja armii izraelskiej „pukaj w dach”: jest wielopiętrowy dom i wiadomo, że tam są terroryści – ale wiadomo, że są tam również cywile. A dlaczego są? Bo terroryści wiedzą, że w takim razie nie będzie ataku. Wojsko daje więc ostrzeżenie: zaraz będzie atak, proszę wyjść. Słyszała pani o czymś takim? A wracając do protestów: skala tych, które są skierowane przeciwko narodowi izraelskiemu, jest w Europie ogromna.

W Polsce nie ma tego problemu?

W Polsce nie ma tylu osób. Było kilka protestów, na pewno pani słyszała o studentce z Norwegii, która czarno na białym – czy granatowo na białym – jasno i wyraźnie napisała, że trzeba usunąć Izrael z tego świata. To było coś strasznego, zobaczyć to na ulicach Warszawy! Reakcja na to nie była natychmiastowa, ale myślę, że to dlatego, iż nikt nie był na to przygotowany. Szczególnie osoby, które pamiętają ciemne czasy sprzed II wojny światowej. Dlatego tym bardziej ważne jest, żeby Żydzi – lub inne osoby, które mają rozum i tolerancję wobec Żydów i wobec Izraela – nie zachowywali swoich poglądów tylko dla siebie, w swoim sercu, ale by uczestniczyli w różnych akcjach poparcia. Żeby podnosili głos rozsądku i pokazywali solidarność z zakładnikami w Gazie.

To znaczy, że polityka multi-kulti się nie sprawdziła? Dla społeczności żydowskiej przemieszanie etniczne, religijne ze społecznością muzułmańską może stanowić zagrożenie?

Powiem tak: wolność słowa jest okej, póki nie staje się nawoływaniem do aktów przemocy. Każdy logicznie myślący człowiek rozumie, że to nie Izrael zaczął tę wojnę, tylko został zmuszony do obrony. Tymczasem atak Hamasu spowodował straszną falę antysemityzmu w Europie Zachodniej. Słyszała pani, że we Francji budynki zamieszkane przez Żydów są oznaczane gwiazdą Dawida?

Czytaj więcej

Ratują innych, a czy ratują siebie? Ofiary poboczne wypadków

Słyszałam.

A że pracownik ministerstwa spraw zagranicznych ściągał plakaty ze zdjęciami zakładników? Że w Stanach Zjednoczonych wielu Żydów zaczyna kupować broń, bo boją się o swoje życie? Że nawet w Maryland, w Waszyngtonie znikają mezuzy (małe pojemniki ze zwiniętym pergaminem z fragmentami Tory, umieszczane na zewnętrznej prawej framudze drzwi – red.), które mają przynosić szczęście i ochronę? Że w tej samej dzielnicy zrobiono bojkot restauracji i straganów prowadzonych przez Żydów? Antysemityzm rozszalał się już nie tylko we Francji czy Niemczech. To choroba, którą zarażony jest już cały świat. Ale to też ciekawa rzecz, że opowiadam o tym w Polsce, gdzie go nie ma.

U nas wojna go nie obudziła?

Polska jest dużym krajem, a Żydów jest niewielu, mieszkają w różnych miejscowościach, dlatego już jakiś czas temu wymyśliliśmy, żeby zorganizować wspólnie wielki szabas. Ale zaczęła się wojna i pojawiły się pytania: organizować czy nie organizować? To było pytanie o moralność, czy wypada teraz, gdy giną ludzie, ale też o bezpieczeństwo, bo ten strach, który ogarnął Żydów na całym świecie, nie ominął Polski. Dzięki Bogu okazał się nieuzasadniony, zorganizowaliśmy więc szabas, na który zjechało kilkaset osób z całego kraju. Piękne było to poczucie jedności.

Ta jedność w obliczu wojny pojawiła się jednak już wcześniej: pod koniec lutego 2022 roku, gdy Rosja wkroczyła zbrojnie do Ukrainy.

Polska pięknie się zachowała, otworzyła granice, a ludzie otworzyli swoje serca, coś niesamowitego. Piękny mieliśmy odzew także ze strony społeczności żydowskiej, pomoc szła nieustannie, dzień i noc. Przyjęliśmy z Ukrainy nie tylko osoby pochodzenia żydowskiego. Z początku zapewnialiśmy posiłki trzy razy dziennie i noclegi, udzielaliśmy pomocy tymczasowej tym, którzy chcieli jechać dalej, do Izraela, Niemiec, Austrii, udzielaliśmy pomocy indywidualnej. Wysyłaliśmy nie tylko autokary do Chełma, gdzie przyjeżdżały specjalne pociągi, ale też karetki do transportu osób starszych, schorowanych. Tym, którzy zostali na dłużej, zapewniliśmy mieszkania, niektórym znaleźliśmy pracę, niektórych do tej pory wspieramy finansowo, bo mają dzieci albo specjalne potrzeby. Piękne rzeczy się wydarzyły, ale też straszne, niektóre rodziny (a było ich całkiem sporo), które pojechały do Izraela, teraz wracają. Nie byli przygotowani na to, że uciekają przed jedną wojną, a dopadnie ich kolejna. Nie są w stanie tego udźwignąć.

Zaciekawiło mnie to, co rabin mówił parę lat temu o tym, jak zmieniła się rola rabinów w społeczności żydowskiej. Kiedyś mogli siedzieć w swoich gabinetach, całymi dniami studiować Torę i odrywać się od tego tylko wtedy, gdy przychodził ktoś z zapytaniem halachicznym czy prośbą o rozstrzygnięcie dylematu. Teraz, zwłaszcza w małych społecznościach, to rabin musi wychodzić do ludzi, organizować życie wspólnoty żydowskiej, zachęcać do aktywności.

Społeczność żydowska rzeczywiście nie jest ani taka duża, ani tak zorganizowana jak kiedyś. Rabin nie może więc czekać, aż ktoś przyjdzie z pytaniem, bo się nigdy nie doczeka, wiele osób nie wie nawet, na czym polega różnica między świętem Purim a świętem Pesach. To ja muszę wyjść do człowieka, obudzić w nim na nowo jego żydowskość, nauczyć wszystkiego nieraz od zera. I tu wracamy do tego, że od negatywnych rzeczy wychodzą też de facto pozytywne. Mój harmonogram dnia nieoczekiwanie się zmienił, zmieniła się liczba osób, którymi się opiekuję. Przed wojną w Ukrainie na modlitwy przychodziło kilkanaście osób, na szabas około 50, z okazji świąt 100. A tu nagle okazało się, że muszę na co dzień zajmować się setkami ludzi. To jest inny rozmach, inny budżet – przez kilka pierwszych miesięcy wojny w Ukrainie wydaliśmy więcej, niż zazwyczaj wydajemy w rok. To była ogromna mobilizacja – i dalej jest, w związku z wojną, która teraz jest w Izraelu. Oprócz tych różnych zorganizowanych manifestacji i akcji solidarności mieliśmy też różne pojedyncze osoby, które potrzebowały pomocy, bo gdy zaatakował Hamas, chciały wrócić do Izraela.

Pomimo wojny?

Na odwrót, z powodu wojny. To jest naturalny odruch, który też nie minął ani mnie, ani innych Żydów w Polsce. Zaraz, zaraz, tam się dzieje tragedia, a ja jestem tu, mam być obojętny? Stąd te wszystkie inicjatywy, które powstały, bo człowiek po prostu nie może sobie na to pozwolić. Osoby mieszkające w Izraelu, które tutaj utknęły, bo przyjechały na wycieczkę, poczuły, że muszą wracać i zmobilizować się do sił rezerwowych wojska. Musieliśmy więc znaleźć dla nich jakieś rozwiązanie, poszukać biletów z Berlina, Londynu czy Amsterdamu, bo z Polski loty do Izraela zostały wstrzymane. I w drugą stronę: musieliśmy znaleźć miejsce dla osób z Izraela, które musiały uciec, bo na przykład mają dzieci ze specjalnymi potrzebami, które nie tolerują hałasu. I przyjechały do Polski, gdzie pomagamy im znaleźć mieszkanie i jakoś zorganizować na ten czas życie. To się działo i dzieje cały czas.

W nagraniu dla Archiwum Historii Mówionej powiedział rabin: „To jest wynik pracy Hitlera, który zburzył wszystko. No bo trzeba odkrywać rzeczy kiedyś oczywiste”. W Polsce tradycję, kulturę, obrzędy wysysa się z mlekiem matki, to jest coś oczywistego i znanego, nawet jeśli nie praktykujemy. Holokaust wymiótł to w społeczności żydowskiej, dorośli Żydzi nie mają wiedzy na poziomie szkoły podstawowej.

Ta wyrwa rzeczywiście była ogromna, nie tylko spowodowana Holokaustem, ale też komuną, wydarzeniami marcowymi, to wszystko nie wspierało przeciętnego Żyda, żeby podniósł głowę i mówił otwarcie o swojej tożsamości. I dziś mamy sytuację, że kiedy ktoś w ogóle zadaje jakieś pytania, to już jest ogromny postęp. Stąd pierwszym wyzwaniem jest, żeby żaden Żyd nie ukrywał już swojej tożsamości, reszta przyjdzie przez spotkania, konferencje. Ale postęp jest, ambasador Izraela zwrócił moją uwagę na to, że w ostatnim spisie narodowym 17 tysięcy osób zadeklarowało, że są Żydami, znacznie więcej niż w poprzednim. I rzeczywiście, widać, że coraz więcej osób mówi o swojej żydowskości.

To znaczy, że Chabad Lubawicz dobrze wykonuje swoją pracę?

To znaczy, że jest to dobry znak, nie interesuje mnie, komu przypisze się za to zasługi. Dobrym znakiem jest również to, że w ostatnich wyborach nie została wyciągnięta „żydowska karta”, w ogóle nie było tematu, kto będzie bardziej przychylny Żydom, a kto mniej, co pojawiało się wcześniej. A osobiście uważam, że nigdy nie będę postrzegał mojej pracy jako skończonej, że zrobiłem swoje i mogę iść na emeryturę. Widzi pani, mówiliśmy wcześniej o wojnie, a na wojnie wojsko działa w ten sposób, że jest wielu żołnierzy, ale tylko niewielu z nich służy na froncie, większość stanowi zaplecze, pracują w kuchni, w magazynie, jako kierowcy. Wszyscy są potrzebni, jednak największym szacunkiem cieszą się ci na pierwszej linii frontu. I dlatego ja mam ogromny szacunek do każdego polskiego Żyda, bo postrzegam go jako właśnie takiego żołnierza.

Dopiero co mówiliśmy, że w Polsce czuje się rabin bezpiecznie.

To metafora. Mówię o polskich Żydach jako żołnierzach, bo Bóg wyznaczył im misję, by żyli właśnie teraz w Polsce, gdzie jest dobre życie pod względem materialnym, ale społeczność jest mała i trudno o dostęp do życia religijnego, wielu żydowskich rzeczy brakuje. Duchowo łatwiej jest Żydom w Izraelu, Jerozolimie, w dzielnicach religijnych, gdzie wszystko mają zapewnione.

Zastanawiam się, na ile to jest kwestia laicyzacji. Trudno jest osobom religijnym żyć we współczesnym świecie, a przynajmniej we współczesnej Europie, na Zachodzie.

Powiem pani tak: nie można porównywać życia religijnego polskiego Żyda z życiem Żyda we Francji, w Londynie lub w Nowym Jorku. Zaczynając od podstawowych rzeczy: w Nowym Jorku może pani co wieczór iść do innej koszernej restauracji, i przez rok nie trafi pani do tej samej. W Polsce jest jedna koszerna restauracja, może dwie. Sklep koszerny? To samo, mięso koszerne trzeba zamawiać dużymi partiami i mieć dużą zamrażarkę, żeby je przechowywać. Podobnie jest z edukacją religijną: cheder, jesziwa, wszystkiego brakuje. Ale nie narzekam, odwrotnie, cieszę się, że jest coraz więcej przestrzeni do działania, promowania naszej kultury, religii. Zainteresowanie ze strony Polaków jest ogromne, a na organizowane przez nas uroczystości, np. na zapalenie świec chanukowych w Sejmie, przychodzą politycy wszystkich opcji, bez względu na podziały.

Słyszał rabin kiedyś, że ludzie dzielą się na tych, dla których szklanka jest do połowy pełna, i tych, dla których jest do połowy pusta?

Każdy z nas powinien patrzeć na tę pełną część. Tak jak z religią: dla jednych jest to ciężar, „50 kilo dam radę udźwignąć, ale 100 już nie”. A można też spojrzeć tak: „może i mój bagaż waży 100 kilo, ale w środku są diamenty”. Zupełnie inaczej, prawda?

Czytaj więcej

Węgiel, gaz, prawdy się nie dowiesz

Stwierdził rabin, że każdy człowiek ma swoje przeznaczenie, miejsce i czas na Ziemi, a w tym miejscu i czasie misję do wykonania. Jakie jest zatem przeznaczenie rabina, a jakie społeczności żydowskiej w Polsce?

Mamy tę samą rolę: musimy zapewnić, aby nie było ani jednego Żyda, który albo ukrywa swoją żydowskość, albo o niej nie wie, bo na przykład rodzice obawiali mu się o niej powiedzieć, albo, co gorsza, wojna sprawiła, że przekazali go pod opiekę polskiej rodzinie lub instytucjom religijnym, a później ktoś z różnych powodów zapomniał oddać go we właściwe ręce. Naszym zadaniem jest ich odnaleźć, przywrócić im pamięć. W praktyce, każdy zrobi, co chce. Ale niech ma świadomość, jaka jest jego prawdziwa tożsamość.

7 grudnia rozpoczyna się Chanuka, ważne dla Żydów na całym świecie święto świateł. W tym roku Chabad Polska organizuje 11 grudnia o godz. 18.15 w Warszawie przed Muzeum Polin zapalenie świec chanukowych. Zapraszam wszystkich Polaków i tych, którzy tego dnia mają potrzebę być bliżej swojej żydowskiej tożsamości.

Szalom Dow Ber Stambler (ur. 1982) jest rabinem chasydzkim. Do Polski przyjechał w 2005 r., prowadzi Centrum Chabad Lubawicz w Warszawie oraz Fundację Chai.

Plus Minus: Jak się żyje na emigracji? Spędził rabin w Polsce już pół życia, odkąd przyjechał w 2005 r. odbudowywać grupę Chabad Lubawicz.

Ja nie mam poczucia, że jestem w Polsce gościem, nie traktuję tego jako emigracji, bo emigracja jest tymczasowa. A dla mnie to jest misja życiowa, zostałem tu przysłany przez Chabad Lubawicz w Nowym Jorku w związku tym, że błogosławionej pamięci rabin Menachem Mendel Schneerson po II wojnie światowej, Holokauście, zburzeniu fizycznie i duchowo żydowskiego narodu, działał mocno na rzecz jego odbudowy: żeby każdy Żyd w każdym miejscu na świecie miał dostęp do judaizmu i życia żydowskiego. To była rzecz rewelacyjna, wręcz rewolucyjna.

Pozostało 97% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi