Zastrzeżenia do systemu mają też Jarek i Dawid. Pierwszego zwłaszcza drażni, jak trzeba nieraz długo czekać, aż policja zakończy swoje czynności. – Nie możemy odjechać do jednostki albo kolejnej akcji, tylko musimy siedzieć bezczynnie i czekać. A ludzie nam robią zdjęcia i narzekają, że nic nie robimy – mówi. Dawid z kolei wylicza: trudności organizacyjne i systemowe, niedobory sprzętu, problemy kadrowe, logistyka ogółem. – Czasami robimy wszystko, co można, ale kwestie proceduralne czy organizacyjne stają nam na drodze. Czasem mamy związane ręce, ale trzeba się z tym pogodzić i znaleźć swój sposób, jak sobie radzić z tą dezorganizacją. Inaczej się nie da.
To w człowieku zostaje
Jest w „Drogówce" Smarzowskiego taka scena: wypadek, dwa ambulanse, kłębią się mundurowi, któryś raczej oskarża, niż pyta, sprawcę: „przejechał pan na czerwonym". A sprawca ledwie się na nogach trzyma i bełkoce: „głęboki pomarańcz!". Przywołuję ją, gdy pytam Jarka, Adama i Dawida, czy nie załamują czasem rąk nad ludzką bezmyślnością i brawurą, czy nie dręczą się: można było tych uszkodzeń, tego kalectwa, tej śmierci uniknąć. – Nie trzeba być strażakiem, żeby taka refleksja przyszła – zauważa Adam. – Nawet ostatnio byłem na wypadku, jedynym poszkodowanym był sprawca, po alkoholu. I sobie właśnie tak, jak pani pyta, pomyślałem, czemu ludzie sobie tak życie marnują?
Z Jarkiem wyliczamy na zmianę: prędkość, alkohol, telefony przy uchu albo przed oczami. Do poszkodowanego, tym bardziej ofiary, trudno mieć jednak żal, trzeba robić swoje. A poszkodowani rzadko działają racjonalnie, potrafią być agresywni albo przeciwnie – kompletnie otumanieni. Jarek zauważył jeszcze co innego: – Śmierć w wypadku jest nagła, szok, uderzenie adrenaliny jest tak potężne, że do ludzi to najczęściej tam, na miejscu, nie dociera. Rozmawia się z nimi, jak gdyby nigdy nic – wyjaśnia. I wspomina jeden wypadek: solarko-piaskarka wjechała w busa, przecięła go na pół, jedną z ofiar znaleziono 150 metrów dalej. – Chłopak jechał z braćmi, im nic się nie stało, a on... my nie jesteśmy od stwierdzania zgonu, ale nie było wątpliwości, że nie żyje – opowiada Jarek. – Ci bracia wymogli na nas, żebyśmy go reanimowali, mogło dość do rękoczynów. Ja tego nie pamiętam, tylko z tego, co mówili koledzy, wiem, że reanimowałem zwłoki...
Dawid ze strony bliskich ofiar i poszkodowanych zazwyczaj doświadcza ponaglania, nawet wyzywania i ataków fizycznych. Jak przyznaje, „ta agresja bliskich poszkodowanych jest dosyć częsta". – Ale zdarza się, że ta osoba za dwa dni przychodzi do nas z bukietem kwiatów, przeprasza, mówi, że nawet sobie nie wyobrażała, że tak się może zachować – zaznacza jednocześnie. Drugie oblicze wypadku ma dla niego grymas ludzkiej rozpaczy. I to właśnie ją, jego zdaniem, najtrudniej wymazać z pamięci. – Słowa, obrazy zostają w głowie, wracają czasem i wtedy człowiek rozmyśla. To wszystko gdzieś się odkłada.
A jak się odkłada, to prędzej czy później wychodzi, czasem większym rozdrażnieniem, wycofaniem się z życia poza pracą i domem, czasem w zmianie charakteru, pogorszeniu relacji z bliskimi. Psycholog transportu Rafał Gromny dodaje, że uczestnictwo w wydarzeniach związanych z wypadkami może przekładać się na aktywizację: zaburzeń depresyjnych, lękowych, obsesyjno-kompulsyjnych czy też zespołu stresu pourazowego (PTSD). To dlatego, jak wyjaśnia, „pracownicy służb ratunkowych muszą odznaczać się pewnymi właściwościami charakterologicznymi, większą wytrzymałością, umiejętnością pracy zespołowej, samokontrolą w zakresie własnych emocji". Ważne jest ponadto, by mieli „poukładaną sytuację rodzinną". – Jak silnego charakteru by człowiek nie miał, uczestnictwo w wypadkach, czy to w roli świadka, czy ratownika, jest sytuacją, która przekłada się na radzenie sobie w codziennym funkcjonowaniu – wyjaśnia. Dlatego pracownicy służb ratunkowych są zobligowani do okresowych badań psychologicznych. – Sprawdza się podczas nich, w jaki sposób uczestnictwo w wydarzeniu kryzysowym, traumatycznym przełożyło się na ich funkcjonowanie w obszarze osobowościowym, w zakresie radzenia sobie ze stresem, w funkcjonowaniu społeczno-emocjonalnym. Te wszystkie aspekty mają wręcz olbrzymie znaczenie.
Dawid z Drogi Ratownika przyznaje, że pod względem psychicznym „początki są trudne". Rozwijamy temat i młody strażak-ratownik przyznaje, że „jak się przez to przebrnie, to później doświadczenie, świadomość, zrozumienie pomagają to jakoś znosić". – Człowiek jest trochę jak karaluch, do wszystkiego się prędzej czy później przystosuje – śmieje się. – No i przystosowujemy się, bo nie ma innego wyjścia.