Dlaczego brakuje mieszkań dla młodych. 12 pomysłów na zmianę tej sytuacji

Warto przedrzeć się przez badania i liczby opisujące rynek mieszkaniowy. Odsłaniają przyczyny, dla których tak wielu Polaków startujących w dorosłe życie nie ma szans na lokum ani na własność, ani na wynajem.

Publikacja: 15.09.2023 17:00

W Polsce mamy o milion więcej domów i mieszkań niż gospodarstw domowych. Ale tak naprawdę prawie mil

W Polsce mamy o milion więcej domów i mieszkań niż gospodarstw domowych. Ale tak naprawdę prawie miliona lokali brakuje, jeśli uwzględnić te opuszczone przez złe warunki, niejasną sytuację własnościową czy niezamieszkane z innych powodów. Na zdjęciu centrum Warszawy

Foto: Marta Bogacz

Głód mieszkaniowy wraca do nas jak bumerang. Już w 1918 r. brak mieszkań stał się jedną z głównych sił napędowych rozwoju budownictwa modernistycznego, opartego na zasadzie: szybko, dużo i tanio. Ponownie, po II wojnie światowej, ta reguła wydawała się szczególnie przydatna, a polscy architekci dążyli do odpowiedzi na funkcjonalistyczną ideę „mieszkania minimum”: bardzo małego, ale użytkowego.

Czy współczesna patodeweloperka jest po prostu kontynuacją procesu z początku XX w., a dostęp do mieszkań jest dziś problemem? Jeśli tak, to czy pogłębia to nierówności wśród młodych? Polskie i międzynarodowe dane statystyczne obrazują skalę tego problemu.

Czytaj więcej

Prof. Piotr Lorens: Miasto 15-minutowe to ciekawa koncepcja, ale widzę kłopot

Rosną koszty i niepewność

Czy w czasach, w których obserwujemy eskalację wojny w Ukrainie, znaczące ruchy migracyjne i uchodźcze, niedawno zakończoną pandemię Covid-19, problemy ekologiczne czy wysokie ceny, naprawdę sytuacja mieszkaniowa stanowi problem? W ostatnich latach uwaga Polaków w największym stopniu koncentrowała się na inflacji i braku pieniędzy, a te obawy są bezpośrednio związane z problemami mieszkaniowymi. Choć ponad dwie trzecie Polaków mieszka w domach lub mieszkaniach własnościowych (dane CBOS), z badań Habitat for Humanity (HfH) wynika, że co czwarty Polak mierzy się z problemem braku mieszkania lub złymi warunkami mieszkalnymi. Wynika to z braku możliwości przeprowadzenia remontu, który jest niezbędny ponad połowie ankietowanych, zmiany lokalu na inny, niewystarczającego ogrzewania, braku poczucia prywatności i komfortu czy przymusu mieszkania z rodzicami. Co trzeci Polak na wydatki mieszkaniowe przeznacza 30–40 proc. miesięcznego budżetu (dane Eurostatu).

Co o tym myślą sami Polacy? Dane CBOS z 2022 r. wykazały, że mimo wszystko większość jest zadowolona ze swoich warunków mieszkaniowych. Można choćby wskazać, że ponad połowa badanych uważa, że użytkuje metraż, który zaspokaja ich potrzeby, a 13 proc. użytkuje większą przestrzeń, niż potrzebuje. Zaledwie trzech na stu Polaków deklaruje, że ich warunki mieszkaniowe są definitywnie złe.

Dane HfH z 2023 r. wskazały jednak, że co czwarty Polak uważa, że jego sytuacja mieszkaniowa uległa pogorszeniu. Wiąże się to przede wszystkim ze zwiększeniem się kosztów utrzymania lokalu (85 proc.), w tym ze zjawiskiem ubóstwa energetycznego. Należy również wskazać na społeczną presję na posiadanie mieszkania własnościowego i niepewnością wśród osób, które takiego nie mają.

Sytuacja mieszkaniowa jest więc jednym z najbardziej znaczących problemów współczesnego społeczeństwa polskiego, a polityka mieszkaniowa stała się jedną z głównych osi w dyskusjach politycznych.

W poczekalni na kredyt i luce czynszowej

To właśnie grupa osób młodych, do 35. roku życia, jest w badaniach wskazywana jako w najgorszej sytuacji mieszkaniowej i to jej – jak i najuboższych – dotyczy większość wyzwań. Młodzi po prostu pozostają w „poczekalni na kredyt”: momencie gdy nie stać ich na zakup własnego mieszkania, a często także na wyprowadzkę od rodziny. Nawet jeśli świadomie wybierają wynajem, to jest on coraz mniej opłacalny dla inwestorów i samych najemców: ceny pną się w górę, a rząd nie wspiera wynajmu długoterminowego. Prowadzi to do spychania młodych do tzw. luki czynszowej.

Według badań CBOS z 2022 r. aż 19 proc. pełnoletnich Polaków wciąż mieszka z rodzicami: to o 1 pkt proc. więcej niż w 2007 r. Wśród krajów UE gorzej od nas wypadają tylko Włochy, Grecja, Portugalia, Słowacja i Chorwacja (Eurostat). 6 proc. społeczeństwa – głównie studentów, robotników czy rencistów – dzieli swoje domy z osobami, które nie należą do ich gospodarstw domowych. Młodzi są też najmniej zadowoleni ze swoich warunków bytowych: najrzadziej deklarują, że mają potrzebny metraż. Czasami są to zbyt małe mieszkania (szczególnie w dużych miastach), a czasami zbyt duże i trudne do utrzymania domy w mniejszych miejscowościach, które zazwyczaj otrzymywali w spadku.

Możliwości wynajmu i zakupu lokali przez młodych Polaków nie są duże, a to właśnie oni są najbardziej zainteresowani rynkiem mieszkaniowym. 14 proc. Polaków myśli o zmianie miejsca zamieszkania w najbliższych kilku latach. Prawie dwie trzecie z nich (64 proc.) to osoby w wieku 25–34 lata.

To ta grupa znajduje się w pułapce poczekalni: zarabiają zbyt mało lub pracują zbyt krótko, aby dostać kredyt, a jednocześnie mają zbyt wysokie dochody, żeby mogli ubiegać się o lokale od gminy czy dodatki mieszkaniowe. Wśród tej grupy są polscy młodzi studenci(-tki), specjaliści(-tki) czy doktoranci(-tki), których niepewność mieszkaniowa determinuje wybory rodzinne i zawodowe.

Czytaj więcej

Młodzi nie chcą być dorosłymi. Brak mieszkania to tylko wymówka

Są, ale ich nie ma

Czy faktycznie problem tkwi w liczbie mieszkań i jeśli tak, to ile ich brakuje? Chcąc zestawić sumę mieszkań z liczbą gospodarstw domowych, możemy postawić prosty wniosek, że statystyczny niedobór mieszkań nie występuje. Pod koniec 2022 r. w Polsce mieszkało 37 mln 766 tys. ludzi. Przeciętna liczba osób przypadających na gospodarstwo domowe to według GUS 2,6. Oznaczałoby to, że w Polsce mamy około 14 mln 525 tys. gospodarstw domowych i 15 mln 543 tys. mieszkań i domów. Z obliczeń wynika, że wcale nie ma niedoboru, a wręcz przeciwnie: mamy o ponad 1 mln mieszkań za dużo. Mało tego: lata 2021 i 2022 były rekordowe w liczbie nowych, oddanych do użytku nieruchomości (2021: 234,7 tys., 2022: 238,6 tys. mieszkań).

Statystyka ta nie pokazuje drugiej strony medalu: liczby mieszkań opuszczonych przez złe warunki, niejasną sytuacją własnościową, wystawionych na sprzedaż, ale jeszcze niezakupionych, czy należących do osób na stałe przebywających za granicą. Najnowsze dane pochodzą z 2021 r. (GUS) i według nich aż 12,8 proc. wszystkich lokali to te nieużytkowane. Jeśli taki udział procentowy utrzymał się do dziś, to oznacza, że mamy 1,99 mln mieszkań, w których nikt nie mieszka. Realna liczba lokali, które są w użytku, to najprawdopodobniej 13,55 mln. To oznacza, że brakuje nam przynajmniej 971 tys. (pod warunkiem że liczba pustostanów od 2021 r. nie uległa zmianie – nie ma nowych danych na ten temat).

Mało tego, nie budujemy więcej niż w PRL, a jak wskazuje NIK, utrzymuje się tendencja spadkowa finansowego wsparcia dla sektora mieszkaniowego z budżetu państwa. Polska ma jedne z najniższych w Europie wydatków z budżetu państwa na sferę mieszkaniową.

Podsumowując: choć w Polsce budujemy dużo, bo w 2022 r. – według danych Deloitte – byliśmy na trzecim miejscu w Europie pod względem liczby nowych inwestycji, tuż po Francji i Niemczech, to wciąż za mało.

A ceny wciąż rosną: tylko w 2022 r. cena nowych mieszkań wzrosła o 17,1 proc. względem roku poprzedniego. W Polsce podobnie jak w Izraelu czy Chorwacji na zakup nowego domu musimy odłożyć przynajmniej równowartość 8–11 rocznych wynagrodzeń brutto (dane Deloitte). Oznacza to, że musimy oszczędzać dłużej, niż robią to mieszkańcy krajów takich jak Wielka Brytania, Holandia, Portugalia, Włochy (6–8 rocznych wynagrodzeń), Dania i Słowenia (5–6) czy Norwegia i Belgia (mniej niż 5).

Alternatywa: wynajem lub budownictwo komunalne

Jeśli młodzi nie mogą kupować, to czy rozwiązaniem jest wynajem lub zgłoszenie się po lokal od gminy? W Polsce praktycznie nie istnieje budownictwo komunalne. Gwoździem do trumny była likwidacja Krajowego Funduszu Mieszkaniowego w 2008 r., który to od 1995 r. budował mieszkania dla osób o średnich dochodach.

Współcześnie nie tylko rozpoczyna się niewiele nowych inwestycji, ale także po 2000 r. większość samorządów wyprzedała swoje lokale. Tylko między 2002 a 2015 r. za niewielkie kwoty sprzedano ponad pół miliona mieszkań (GUS). Według najnowszych danych liczba takich lokali wciąż spada. Pod koniec 2021 r. było ich 630,7 tys., w tym 66,3 tys. wynajęto na podstawie umowy najmu socjalnego (przede wszystkim w miastach). W tym czasie na swoje lokale czekało 129 019 gospodarstw domowych: najwięcej z nich na Śląsku, Dolnym Śląsku oraz w województwie łódzkim.

Część z gmin próbuje jednak podejmować kroki na rzecz rozwoju budownictwa mieszkaniowego. Przykładowo w 2021 r. gminy przekazały inwestorom pod budownictwo mieszkaniowe 1163,9 ha gruntów (więcej o 26,3 proc. w stosunku do roku poprzedniego), z których 83,5 proc. przeznaczono pod budownictwo mieszkaniowe jednorodzinne. Powoli przybywa również lokali socjalnych, w tym dostosowanych do potrzeb osób niepełnosprawnych, oraz nieznacznie: pomieszczeń tymczasowych (tak podaje Najwyższa Izba Kontroli). To jednak nie rozwiązuje problemów, szczególnie że jak podał w kwietniu 2023 r. NIK, rekordowy czas oczekiwania na lokal dla osoby z niepełnosprawnością, czyli z pierwszeństwem, to aż 17 lat i 9 miesięcy.

Są jednak lokale, do których nie ma kolejek. Szybciej dostaniemy mieszkania chronione, o których – jak stwierdza NIK – brakuje powszechnej wiedzy, pomimo że do zamieszkania w nich kwalifikują się najczęściej osoby, które ze względu na trudną sytuację życiową, wiek, niepełnosprawność lub chorobę potrzebują wsparcia w funkcjonowaniu w codziennym życiu. Najczęściej mieszkają tam jednak osoby, opuszczające pieczę zastępczą lub ośrodki wychowawcze.

Wynajem także nie jest tani i powszechny. Metr kwadratowy w Warszawie jest niewiele tańszy niż w Marsylii czy Berlinie. W naszej stolicy zapłacimy średnio 15,2 euro za m kw., w Marsylii 15,8, a w Berlinie 16,3. Taniej jest m.in. w Pradze, Brukseli, Lizbonie i Bratysławie (porównanie na podstawie danych Deloitte). Mimo wysokich cen zainteresowani polują na mieszkania, które ze stron internetowych potrafią zniknąć nawet w ciągu godziny. Powszechną praktyką stały się również „castingi” na najemcę, a w ogłoszeniach znajdziemy hasła: nie palić, bez zwierząt, bez dzieci, tylko najem okazjonalny, wymagana kaucja za sześć miesięcy czy tylko z polskim paszportem.

Rok 2022 przyniósł szok na rynku najmu. Ogromne migracje uchodźców z Ukrainy, ale też rygorystyczne kryteria udzielania kredytów hipotecznych oraz rosnące koszty energii spowodowały gwałtowny wzrost czynszów, który wyniósł w dużych miastach nawet 20–35 proc. (Deloitte). Rekordzistą jest Wrocław, gdzie stawki od kwietnia 2021 do kwietnia 2022 wzrosły o 43 proc. (raport Rentiera i Expandera).

Zaledwie 3 proc. Polaków mieszka w wynajętych domach i mieszkaniach (CBOS, 2022 r.). Oznacza to, że więcej pełnoletnich Polaków (19 proc.) mieszka z rodzicami, niż wynajmuje, a nawet zajmuje mieszkanie komunalne lub służbowe (6 proc.). Większość ekspertów(-ek) i badaczy(-ek) jest zdania, że młodych po prostu nie stać na wyprowadzkę od rodziny, bo ich dochody nie umożliwiają im zakupu lub wynajmu lokalu na rynkowych zasadach.

Za biedni na kredyt

Przez lata Polacy brali kredyty i kupowali mieszkania. Nie bez powodu Mikołaj Lewicki napisał książkę o społecznym życiu hipoteki i o tym, jak kredytobiorcy w oczach społeczności i w swoich samych stają się ludźmi przedsiębiorczymi, skoncentrowanymi na przyszłości i radzącymi sobie z zobowiązaniami. Dziś coraz więcej Polaków nie stać jednak na kredyt. Dlaczego?

Już w 2020 r. rozpoczęły się dyskusje na temat obniżenia dostępności kredytów ze względu na wymóg 20-proc. wkładu własnego w dużej części banków (aktualnie większość z nich wymaga od 10 do 20 proc.). Z kolei w 2021 r. Rada Polityki Pieniężnej rozpoczęła serię podwyżek stóp procentowych. Działanie to było odpowiedzią na presję inflacyjną, czyli sytuację, kiedy bardziej prawdopodobny jest wzrost inflacji niż jej spadek.

Wzrost stóp (w 2021 r. Polska wraz z Węgrami była krajem z najwyższymi w Europie stopami procentowymi), niestabilna sytuacja gospodarcza i polityczna, w tym agresja na Ukrainę wraz z wysoką inflacją spowodowały niechęć do inwestowania i przede wszystkim doprowadziły do spadku zdolności kredytowej potencjalnych nabywców – w kwietniu 2022 r. aż o 50 proc. w porównaniu z rokiem poprzednim. Ze względu na to w pierwszym kwartale 2023 r. udzielono o 54 proc. mniej kredytów niż w tym samym okresie rok wcześniej (raport AMRON-SARFiN).

Deweloperzy nie byli skłonni do obniżek cen. Nie ma się co dziwić, skoro ich koszty tak mocno poszły w górę – od lutego 2022 do lutego 2023 r. np. wapno zdrożało o 49 proc., a cement o 38 proc. (raport Grupy PSB). Dziś ich wzrost nie jest aż tak drastyczny, jednak produkty te wciąż drożeją.

Czytaj więcej

Bez mieszkań, bez dzieci. Jak mieszkaniowa zapaść kończy się demograficzną katastrofą

Fiasko za fiaskiem

Do około 2000 r. można mówić o sukcesie polityki mieszkaniowej, jednak w kolejnych latach większość wdrażanych programów i narzędzi ich realizacji przynosiło negatywne efekty. W 2001 r. zlikwidowano ulgi podatkowe z tytułu oszczędności w kasach mieszkaniowych, chwilę później wygaszono program mieszkań na wynajem o umiarkowanych czynszach, a rozpoczynano programy stymulujące wyłącznie popyt. W latach 2007–2012 wdrożono projekt „Rodzina na swoim”, który polegał na dopłatach do rat kredytu dla małżeństw i osób samotnie wychowujących dzieci. Mimo to nie zabezpieczał on wysokości rat, które stale wzrastały.

Ten program zastąpiło, w latach 2014–2018, „Mieszkanie dla młodych” w formie dopłat do wkładu własnego. Skorzystali z niego przede wszystkim ludzie, których i tak było stać na kredyt, a przez większość czasu program obejmował wyłącznie rynek pierwotny. Nieco później Andrzej Duda zapowiadał program „Twoje mieszkanie”, który jednak nie został rozwinięty.

W latach 2016–2021 uruchomiono „Mieszkanie+”, w ramach którego deklarowano budowę 100 tys. lokali. Ostatecznie do końca 2021 r. ukończono 15,3 tys., a 20,5 tys. pozostawało w budowie. Głównym celem tego programu było zwiększenie dostępu do mieszkań dla osób o dochodach uniemożliwiających nabycie lub wynajęcie mieszkania na zasadach komercyjnych, czyli przede wszystkim dla młodych ludzi. Kontrola NIK wykazała, że realizacja projektu odbiegła od zakładanych celów: wybudowano bowiem zaledwie 735 lokali na wynajem o umiarkowanym czynszu, czyli jedynie 2,5 proc. nowych zasobów mieszkaniowych.

„Mieszkanie+” wydaje się być jednym z najlepszych rozwiązań jako dążenie do zwiększenia podaży, a nie popytu. Główną wadą programu okazała się jego niska wydajność oraz niejednokrotnie wybór gruntów poza miastem, gdzie zapotrzebowanie na nowe lokale jest mniejsze. Program nie uwzględnił również rewitalizacji lokali, które można byłoby ponownie włączyć do użytku.

Niepowodzeniem zakończył się też wprowadzony w maju 2022 r. program „Mieszkanie bez wkładu” ze względu na małe zainteresowanie współpracą ze strony banków.

Politycy już w 2020 r. obserwowali brak sukcesu „Mieszkania+”. Rafał Trzaskowski czy Władysław Kosiniak-Kamysz jako rozwiązanie proponowali dopłaty do kredytów. W tym czasie Szymon Hołownia chciał rozwijać mieszkalnictwo komunalne, a Robert Biedroń wynajem długoterminowy.

Aktualne trendy wskazują, że PO, PSL i koalicja Lewicy chcą wspierać samorządy w rozwoju wynajmu długoterminowego. Donald Tusk podczas wystąpień w kampanii licytował się jednak z Jarosławem Kaczyńskim i zapowiadał kredyt hipoteczny o zerowym oprocentowaniu, co oznaczałoby dalsze wzmacnianie popytu przy niskiej elastyczności rynku podaży. PiS zainicjował natomiast kolejny projekt: „Pierwsze mieszkanie”, który wszedł w życie w lipcu 2023 r. Inicjatywa jest oparta na możliwości skorzystania z kredytu ze stopą 2 proc. oraz konta mieszkaniowego, które ma służyć do odkładania środków na zakup lokalu w przyszłości.

O pogłębianiu nierówności

Działający od zaledwie dwóch miesięcy program „Pierwsze mieszkanie” zdążył już wzbudzić kontrowersje. Rządowa strona obiecuje, że beneficjenci mają dziesięć powodów, aby wybrać „Pierwsze mieszkanie”, a wśród nich wymieniono: bezpieczeństwo, brak potrzeby posiadania wkładu własnego, oszczędności na podatkach, raty kapitałowo-odsetkowe, malejące wraz z każdą następną spłatą, czy niższe koszty niż opłaty za wynajem.

Program ten budzi jednak obawy o ponowne pomijanie tych, którzy najbardziej potrzebują wsparcia w zakresie mieszkalnictwa. Jest on bowiem kierowany do najzamożniejszych, których stać na wynajem mieszkań, a więc i spłatę raty kredytu.

Co więcej: program wspiera tylko swoją docelową grupę odbiorców. Beneficjenci programu skorzystają, ale ponownie zwiększy to popyt na rynku mieszkaniowym przy jednoczesnym braku stymulacji nowych inwestycji (podaży). „Pierwsze mieszkanie” ruszyło dopiero w lipcu 2023, ale w raporcie AMRON SARFiN analiza cen ofertowych wykazała, że rosły one już od czasu ogłoszenia programu.

Mało tego: centrum analiz PKO BP pod koniec lipca wskazało, że wzrost cen mieszkań stale nabiera tempa (Monitoring cen mieszkań PKO BP). W okresie ostatnich pięciu lat wzrost średniej ceny wyniósł 75 proc. Mieszkania najbardziej zdrożały w Gdańsku – aż o 87 proc. PKO BP spodziewa się, że ceny mieszkań będą tylko rosnąć zarówno na rynku wtórnym, jak i pierwotnym. Dr Adam Czerniak z SGH w rozmowie z OKO.Press powiedział nawet, że z programu „Pierwsze mieszkanie” szczęśliwi są przede wszystkim deweloperzy, banki i wykonawcy budowlani, do których faktycznie transferowane są środki. Podobną opinię ma wielu reprezentantów(-ek) nauk społecznych, w tym m.in. dr Irena Herbst.

W efekcie programu „Pierwsze mieszkanie” obserwujemy kolejne wzrosty cen, na których ponownie stracą osoby o najniższych dochodach, w tym osoby młode, które nie skorzystały z kredytu 2 proc.

12 pomysłów na zmianę

Problem mieszkaniowy w Polsce jest złożony i nie dotyczy tylko środków na zakup nowych mieszkań czy wspierania deweloperów. Przeglądając rekomendacje ekspertów(-ek), instytucji, jak i propozycje polityków(-czek), można wskazać 12 fundamentalnych propozycji:

1. Systemowe obniżenie cen nieruchomości;

2. Realny wzrost wynagrodzeń, a w efekcie zwiększenie zdolności kredytowej i środków na wynajem;

3. Obniżenie stóp procentowych kredytów;

4. Liberalizacja wymagań nadzorczych w zakresie liczenia zdolności kredytowej;

5. Deregulacja, czyli zmniejszanie liczby regulacji prawnych w obszarze budownictwa – kroki w tym obszarze podjął już rząd PiS. Podobne propozycje wysuwa też Konfederacja;

6. Wsparcie budowy mieszkań komunalnych – Lewica proponuje państwowe inwestycje zlecone podmiotom prywatnym i zarządzane przez gminy;

7. Wprowadzenie antyspekulacyjnych i antypatodeweloperskich rozwiązań przez państwo;

8. Wsparcie długoterminowego najmu przez rozwiązania prawne i inicjacja programów kredytowych na budowę mieszkań na wynajem;

9. Remonty mieszkań nieużytkowanych i przywrócenie ich na rynek;

10. Zwiększanie dostępu do mieszkań znajdujących się na rynku – m.in. poprzez powiększenie opodatkowania na drugie i kolejne mieszkanie, aby zniechęcić inwestorów i zwiększyć dostęp do lokali dla pozostałych osób;

11. Dofinansowanie budowy nowych, własnościowych budynków mieszkalnych i/lub zwiększanie dostępności gruntów pod budowę;

12. Powrót do polityki mieszkaniowej – eksperci(-tki) często wskazują na potrzebę wdrożenia jednolitej i uporządkowanej polityki mieszkaniowej. Lewica podąża za tą propozycją, proponując utworzenie Ministerstwa Mieszkalnictwa oraz Państwowej Agencji Mieszkaniowej, która będzie odpowiedzialna m.in. za pozyskiwanie działek i egzekwowanie wysokich standardów architektonicznych, energetycznych czy związanych z infrastrukturą społeczną.

Na razie zdaje się, że będzie tylko gorzej: wniosków o kredyty przybywa, oferta mieszkaniowa stale się kurczy, a deweloperzy nie są chętni do dużych inwestycji. Polityka mieszkaniowa przeraża wiele osób i niejednokrotnie kojarzy się z powrotem do czasów i praktyk z okresu PRL. Polska wyraźnie zmaga się też z problemem niepewności mieszkaniowej, braku mieszkań użytkowych i programami wzmacniania popytu przy niskiej elastyczności rynku podaży. W praktyce regres polityki mieszkaniowej pogłębia nierówności społeczne: dotykając szczególnie tych, którzy są na nie najbardziej narażeni: osób młodych i najbiedniejszych. Współczesna i znana wszystkim patodeweloperka nie jest kontynuacją procesu rozpoczętego na początku XX w., jednak jest wyrazem głębokich problemów na polskim rynku mieszkaniowym.

Wiktoria Morawska

Socjolożka i historyczka sztuki z Instytutu Filozofii i Socjologii Polskiej Akademii Nauk. Specjalizuje się w badaniach nierówności społecznych (szczególnie awansu i pozycji kobiet) oraz synagog jako miejsc niepamięci. Kierowniczka grantów badawczych i stypendystka m.in. Ministerstwa Edukacji i Nauki oraz Narodowego Centrum Nauki. Aktywna na polu stosowanych nauk społecznych: wspiera rewitalizacje i koordynuje projekty społeczne.

Głód mieszkaniowy wraca do nas jak bumerang. Już w 1918 r. brak mieszkań stał się jedną z głównych sił napędowych rozwoju budownictwa modernistycznego, opartego na zasadzie: szybko, dużo i tanio. Ponownie, po II wojnie światowej, ta reguła wydawała się szczególnie przydatna, a polscy architekci dążyli do odpowiedzi na funkcjonalistyczną ideę „mieszkania minimum”: bardzo małego, ale użytkowego.

Czy współczesna patodeweloperka jest po prostu kontynuacją procesu z początku XX w., a dostęp do mieszkań jest dziś problemem? Jeśli tak, to czy pogłębia to nierówności wśród młodych? Polskie i międzynarodowe dane statystyczne obrazują skalę tego problemu.

Pozostało 97% artykułu
Plus Minus
Kiedy będzie następna powódź w Polsce? Klimatolog odpowiada, o co musimy zadbać
Plus Minus
Filmowy „Reagan” to lukrowana laurka, ale widzowie w USA go pokochali
Plus Minus
W walce rządu z powodzią PiS kibicuje powodzi
Plus Minus
Aleksander Hall: Polska jest nieustannie dzielona. Robi to Donald Tusk i robi to PiS
Materiał Promocyjny
Zarządzenie samochodami w firmie to złożony proces
Plus Minus
Prof. Marcin Matczak: PSL i Trzecia Droga w swym konserwatyzmie są bardziej szczere niż PiS