Młodzi nie chcą być dorosłymi. Brak mieszkania to tylko wymówka

Problemy młodych nie wynikają wyłącznie z polityki państwa, ale mają źródło w samej kulturze. Tak jakby ktoś próbował ulepić z nas wiecznie niedojrzałego nastolatka.

Publikacja: 15.09.2023 10:00

Młodzi nie chcą być dorosłymi. Brak mieszkania to tylko wymówka

Foto: mirosław owczarek

Za późno. Za późno na wszystko – powiedziałem do siebie. W wieku 18 lat i siedmiu miesięcy nie jest się już uczniem szkoły dziennej, a jest zbyt późno, by nauczyć się zawodu. Za dwa lata wezmą mnie do wojska. Zmarnowałem najlepsze lata życia, czytając bez celu książki, rozważając odwieczne pytania, zatracając się w fantazjach seksualnych i walcząc z niezliczonymi nerwicami” – tak męskie dojrzewanie portretuje w pierwszych zdaniach „Certyfikatu” żydowski pisarz Isaac Bashevis Singer. Pisząc je w ostatniej dekadzie XX wieku, urodzony w Leoncinie pod Warszawą noblista zapewne nie spodziewał się, że podobne rozterki kilka dekad później przeżywać będą bliżsi trzydziestce gniazdownicy niż uznani przez prawo za w pełni samodzielnych nastolatkowie.

Zwiastujące nieuchronne wyfrunięcie z rodzicielskiego gniazda słowa Singera dziś brzmią cokolwiek zabawnie. Koniec edukacji i wiszące w powietrzu powołanie do wojska dla dzisiejszego licealisty brzmią bowiem jak pieśń przeszłości. Według badań Głównego Urzędu Statystycznego z 2018 roku w grupie osób od 25 do 34 lat 29 proc. kobiet i aż 43 proc. mężczyzn mieszkało z rodzicami. Oznacza to, że dla wielu z nich widmo prawdziwej samodzielności nawet nie jawi się na horyzoncie. A ze względu na ciągle podnoszący się wiek opuszczania domu rodzinnego przez mężczyzn, dane te mogą dziś wyglądać jeszcze poważniej. Czy możliwa jest bowiem prawdziwa męska inicjacja i wejście w dorosłość pod czujnym rodzicielskim okiem?

Czytaj więcej

Przemyśl, Radom, Stalowa Wola... Źródła polskiej dumy

Mimowolne dzieciństwo

Kiedy ojciec Pawła był w jego wieku, miał żonę, kilkumiesięczne dziecko, dziesięć lat stażu zawodowego, samochód i mieszkanie pracownicze. Paweł ma 26 lat i ma nadzieję, że nie umrze jako prawiczek”. Te dwa uderzające zdania, rozpoczynające jeden z rozdziałów właśnie wydanego nakładem wydawnictwa W.A.B. reportażu „Przegryw” Aleksandry Herzyk i Patrycji Wieczorkiewicz, coraz mocniej oddają sytuację, w której znajdują się młodzi mężczyźni. Gniazdownicy, czyli dorośli wciąż mieszkającymi pod jednym dachem z rodzicami, borykają się z licznymi problemami. Zawieszeni w „międzyczasie” etapu dziecięctwa i dorosłości nie widzą, aby mogli uzyskać przypisywaną dorosłym podmiotowość. Jednocześnie nie mają szans na rozwinięcie męskiej sprawczości, nie wiedząc, jak osiągnąć ją w świecie ponowoczesnym, gdzie pozornie można osiągnąć wszystko, a w rzeczywistości człowiek mierzy się głównie z wyobrażeniami o sobie samym.

Książka Herzyk i Wieczorkiewicz, poświęcona w dużej mierze społeczności inceli (mężczyzn znajdujących się w mimowolnym celibacie), od dawna wzbudzała intensywną dyskusję w internecie. Odkąd kilka lat temu to pojęcie stało się popularne, zaczęto systematycznie rozszerzać analizę zmian społecznych sprawiających, że młodzi nie radzą sobie z rzeczami, które od zawsze były uznawane za atrybuty dorosłości. Tym tropem idą autorki, próbując uchwycić złożony obraz mężczyzn. Jak dowiadujemy się ze słowniczka, które reportażystki zamieściły w książce, przegryw to „mężczyzna, który »przegrywa« swoje życie, nie odniósł sukcesu na żadnym polu, nie ma znajomych, dziewczyny, większość czasu spędza w internecie; mieszka z rodzicami, ma zaburzenia psychiczne i/lub neuroatypowość”.

Sam wątek mieszkania z dala od rodziców jest jednym z istotnych elementów szerszego zjawiska. Politycy przyczynę takiego stanu rzeczy dostrzegają w braku odpowiedniej polityki mieszkaniowej państwa. Włodzimierz Czarzasty na Campusie Polska mówił ze sceny: „w Polsce 60 proc. ludzi między 25. a 30. rokiem życia mieszka z rodzicami. W Danii 4 proc., w Niemczech 18 proc. (…) A przecież każdy chce mieć swoje miejsce i robić w nim, co chce”. Czy jednak w trzeciej dekadzie XXI wieku wciąż jest to takie pewne? Temat jest wdzięczny i ma duży potencjał wyborczej mobilizacji młodych, którzy przyczynę swojej życiowej niemocy widzą w braku odpowiednich zewnętrznych uwarunkowań.

Badanie przeprowadzone przez EU-SILC wykazało, że 47,5 proc. ludności Polski w wieku 25–34 lata mieszkało z rodzicami, podczas gdy średnio w UE było to 30,4 proc. Jednak możemy znaleźć także analizy, które nie dają tak prostej odpowiedzi na pytanie, czy zapewnienie dużej liczby mieszkań rozwiąże trawiące młode pokolenie kłopoty z usamodzielnieniem się. Jak wynika z badań CBOS, około jednej czwartej badanych gniazdowników posiadało dochody pozwalające na osiągnięcie samodzielności mieszkaniowej, co według Marioli Piszczatowskiej-Oleksiewicz świadczy częściej o wyborze, nie zaś braku alternatywy. W nowszych badaniach znalazło to częściowe potwierdzenie, bo wśród osób w wieku 27 lat i starszych 20 proc. stanowią gniazdownicy zarabiający powyżej mediany zarobków w Polsce, a mimo to nie decydują się na wyprowadzkę od rodziców. Może to sugerować nie tyle obiektywne przeszkody, przez które mężczyźni nie opuszczają domu rodzinnego, ile inne społeczne, kulturowe lub psychologiczne uwarunkowania.

W reportażu Herzyk i Wieczorkiewicz znajdujemy liczne opisy młodych mężczyzn, którzy podobnie patrzą na swoją sytuację życiową. Jeden z rozmówców autorek, o pseudonimie Piaskun, mówi: „Pracuję w warszawskiej »smrodowni« za 3000 zł netto miesięcznie”. Pensja nie pozwala mu na wyprowadzkę od rodziców – twierdzi jednak, że nie zrobiłby tego, nawet zarabiając dwukrotnie więcej, bo „i tak jest przegrany”, a jego głównym problemem są „ch...e geny”, a nie sytuacja mieszkaniowa. Jego życiowe motto brzmi: „Próbując, marnujesz czas, który mógłbyś wykorzystać na pogodzenie się z porażką”. Niedostateczna życiowa samodzielność jest zarówno przyczyną, jak i skutkiem braku poczucia własnej wartości.

Kultura dla dzieci

Na łamach Obserwatora Gospodarczego na kwestie kulturowe, a nie ekonomiczne wskazywał także Radosław Ditrich: „Szybkie opuszczanie rodzinnego domu to przede wszystkim domena Północy. Dane pokazują dodatkowo to, o czym mówi się od wielu lat. Estonia pod wieloma względami przypomina kraje nordyckie. Z czego wynika taki podział Europy? Przyczyn możemy znaleźć kilka. Należy szukać ich choćby w rynku pracy i dostępie do mieszkań, ale wydaje się, że najważniejszym są kwestie kulturowe. Na Południu przywiązanie do rodziny jest znacznie większe niż w Skandynawii. To przekłada się na większą liczbę rodzinnych firm oraz pozostawanie z rodzicami po 30. roku życia”.

Być może więc problem polega nie tylko na politykach publicznych państwa, ale właśnie na samej kulturze i tym, jak postrzegamy zmieniające się dynamicznie role społeczne, także w rodzinie. Czym jest dziś dzieciństwo, młodość, dojrzałość, jak widzimy własny proces starzenia? Czy to nie sami rodzice, obawiając się wyprowadzki dzieci i przejścia do kolejnego etapu życia, boją się ich usamodzielnienia? A może w ten świat zmieniającej się płynności płci, ról, etapów wchodzi kapitalistyczna dłoń, która próbuje ulepić z nas nigdy nieustatkowanego nastolatka?

„Infantylizacja dorosłych i adolescencja dzieci uzupełniają się, rozszerzając w ten sposób przestrzeń komercyjną. Dorośli i dzieci podobnie się czeszą, ubierają, oglądają te same filmy, seriale, podobnie spędzają wolny czas, czasami podejmują tematy na równych prawach. Wytworzyła się nowa przestrzeń spotkania pokoleń. Stąd tak duże podobieństwo matek do córek, ojców do synów” – mówiła w rozmowie z „Plusem Minusem” socjolog prof. Małgorzata Bogunia-Borowska, odwołując się np. do polskiego hitu serialowego „Rodzinka.pl” poruszającego m.in. temat trudnego usamodzielniania się najstarszego syna Tomka, który chociaż wyprowadza się z pomocą rodziców z domu, to nie potrafi odciąć matczynej pępowiny. Jak zauważał Zbigniew Bauman, tym samym „środowisko rodzinne przechodzi ewolucję od autorytaryzmu ku antyautorytarnej bezradności”.

Czytaj więcej

Atakują policję, ale obalają system

Wieczna niedojrzałość

Chociaż można ograniczyć przyspieszanie zmian, z pewnością nie da się uciec od rewolucyjnych zmian, jakie opisują zachodni badacze na czele z prof. Jane Twenge, autorką „Pokolenia IGen”. Z przeprowadzonych przez nią badań społeczeństwa amerykańskiego wynika, że współczesne dzieci dorastają generalnie w zupełnie innym tempie niż ich rówieśnicy jeszcze kilkanaście lat temu. „Znacznie później wykonują czynności, które powszechnie uważa się za świadectwo osiągnięcia dojrzałości. Są to na przykład pójście do pracy, prowadzenie samochodu, picie alkoholu, chodzenie na randki czy uprawianie seksu”. Trudno zaś na młodym człowieku wymusić wyprowadzkę, jeżeli w ogóle jego motywacja do wyjścia z domu z roku na rok jest coraz słabsza. „W 2015 roku uczniowie ostatnich klas liceum wychodzili rzadziej niż jeszcze w 2009 roku uczniowie ostatnich klas gimnazjum. Tak więc dzisiejsze osiemnastolatki wychodzą rzadziej niż czternastolatki zaledwie sześć lat wcześniej.”

Cywilizacyjne zmiany mają wspólny kierunek, ale ich stopień jest różny. Jednak, co właściwie wpływa na przyspieszenie negatywnych trendów? Greg Lukiaoff i Jonathan Haidt w książce „Rozpieszczony umysł” wskazują, że jednym z winowajców jest uniwersytet, który coraz mocniej wpaja młodym ludziom strach przed zderzeniem się ze światem. Ochronna polityka uniwersytetu nastawiona na wszelkiego rodzaju bezpieczeństwo emocjonalne sprawia jedynie, że studenci stają się przewrażliwieni na punkcie swoich odczuć zarówno wobec siebie, jak i wobec sygnałów, jakie wysyła im świat. Rzeczywistość może ich skrzywdzić, tam czyhają ciągłe zagrożenia, a jej obraz autoryzowany przez uniwersytecką kadrę może powodować „zniekształcenia poznawcze” – sytuację, gdzie każda błaha informacja czy wydarzenie może jawić się jako niemal śmiertelne zagrożenie, w ostateczności wywołując w młodych ludziach stany lękowe czy depresję.

Cel nauki, a więc i uniwersytetu, jakim jest poznanie i zrozumienie, zamienia się więc we własną parodię. Wawrzyniec Rymkiewicz, filozof kultury, mówił w TVP Kultura: „Mamy do czynienia z niesłychanie niebezpiecznym procesem, który ma charakter nowotworowy. (…) Kultura europejska zaczęła powszechnie kształcić ludzi. To oczywiście wielkie osiągnięcie, problem jest taki, że rozwój tego procesu doprowadził do sytuacji, w której cel – czyli dorosłość – jest wypierany. Dzieciństwo zaczyna rządzić i następuje infantylizacja kultury. Mamy do czynienia z procesem, który obraca się we własne przeciwieństwo”.

Inaczej do sprawy podchodził francuski historyk Philippe Ariès, starający się w latach 70. w swej słynnej pracy „Historia dzieciństwa” opisać kryzysy świadczące o tym, z jakim trudem i niechęcią młodzież wkracza w wiek dorosły. Wskazywał m.in. na izolację młodych w szkole. To cecha państw nowoczesnych, gdzie już w XVIII rozpoczął się proces skolaryzacji. Stało to w kontrze do wcześniejszego podejścia do dorastania, które polegało na terminowaniu u boku dorosłego w tempie dostosowanym do ucznia. Przy czym przysposabiano młodego człowieka także do samodzielnej pracy i życia.

Przytoczony na początku cytat urodzonego na początku XX wieku Isaaca Bashevisa Singera doskonale unaocznia nowoczesną historię Zachodu. Jak zauważał Ariès, nasze społeczeństwa wyznaczały klasy wiekowe i organizowały je wokół instytucji – przede wszystkim szkoły i wojska. To dzięki nim próbujemy nadal odczytać, co dany wiek konkretnej osoby powinien mówić o jej zachowaniu czy sposobie funkcjonowania. Tak właśnie, jak czynił to sam Singer. Jednak warto pamiętać, że jest to koncept nowy, aktualnie będący w fazie dekonstrukcji. Pierwsza szkoła powszechna wyłoniła się na dobre dopiero w wieku XVIII, a w Polsce walka z analfabetyzmem nasiliła się dopiero po 1945 roku. Dziś studia, w tym doktoranckie stanowiące wstęp do pracy na uniwersytecie, trwają ze stypendialnym wsparciem państwa nawet do 35. roku życia. Sama zaś kategoria wieku młodzieńczego wyróżniła się dopiero bliżej wieku XIX, ze względu na zmianę zasad poboru do wojska oraz służbę w nim, którą – przynajmniej w Polsce – zawieszono w 2008 roku. Wydłużając powszechnie edukację i zawieszając pobór powszechny, jeszcze mocniej rozwodniono symboliczny moment wkroczenia młodego człowieka w dorosłość.

Czytaj więcej

„Długi taniec za kurtyną. Pół wieku Armii Radzieckiej w Polsce”. Dezerterzy z imperium

Współczesna kultura uwielbia dekonstruować. Choćby płeć, wiek, figury i społeczne role. Dostrzec to można wyraźnie w coraz większym zawłaszczeniu dziecinności na rzecz dorosłości – seksualność wypiera niewinność. Seriale dla młodzieży realizowane są często przez dekadę starszych aktorów wcielających się w role nastolatków. Natomiast film o lalce Barbie adresowany jest do kobiet koło trzydziestki. Skoro młody może bawić się w dorosłego, a dorosły w dziecko, to czemu nie mamy z tego korzystać? Szczególnie że nie pozbawiamy się przy tym praw przynależnych dorosłym. A to wszystko jeszcze pod troskliwą opieką niechcących się starzeć rodziców.

Renesans kontrkultury

Ztą kwestią może sobie poradzić tylko kontrkultura. Powstałą na skutek infantylizacji lukę może wypełnić np. Kościół katolicki, dziś jako jeden z niewielu posługuje się figurą ojca, starając się pokazać młodym drogę do wolności, którą podąża jedynie człowiek dorosły. Papież Franciszek podczas Światowych Dni Młodzieży w Krakowie przed siedmioma laty mówił: „Prawda jednak jest inna: kochani młodzi, nie przyszliśmy na świat, aby »wegetować«, aby wygodnie spędzić życie, żeby uczynić z życia kanapę, która nas uśpi; przeciwnie, przyszliśmy z innego powodu, aby zostawić ślad, trwały ślad. To bardzo smutne, kiedy przechodzimy przez życie, nie pozostawiając śladu. A gdy wybieramy wygodę, myląc szczęście z konsumpcją, wówczas cena, którą płacimy, jest bardzo i to bardzo wysoka: tracimy wolność. Nie jesteśmy wolni, aby pozostawić ślad. Tracimy wolność. I to jest ta cena. Tak wielu ludzi woli, żeby młodzi nie byli wolni. Jest tak wielu ludzi, którzy nie życzą im dobrze, którzy chcą, by byli śpiący, nigdy czuwający. Powinniśmy bronić naszej wolności, walczyć o nią”.

Za późno. Za późno na wszystko – powiedziałem do siebie. W wieku 18 lat i siedmiu miesięcy nie jest się już uczniem szkoły dziennej, a jest zbyt późno, by nauczyć się zawodu. Za dwa lata wezmą mnie do wojska. Zmarnowałem najlepsze lata życia, czytając bez celu książki, rozważając odwieczne pytania, zatracając się w fantazjach seksualnych i walcząc z niezliczonymi nerwicami” – tak męskie dojrzewanie portretuje w pierwszych zdaniach „Certyfikatu” żydowski pisarz Isaac Bashevis Singer. Pisząc je w ostatniej dekadzie XX wieku, urodzony w Leoncinie pod Warszawą noblista zapewne nie spodziewał się, że podobne rozterki kilka dekad później przeżywać będą bliżsi trzydziestce gniazdownicy niż uznani przez prawo za w pełni samodzielnych nastolatkowie.

Pozostało 95% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi