Nie Warszawa, Kraków czy Wrocław, ale Radom, Stalowa Wola czy Ożarów Mazowiecki. Po 24 lutego opinia publiczna odkryła, że to nie na metropoliach, ale na miastach średniej wielkości opiera się główna część naszego potencjału zbrojeniowego, stanowiąc tym samym istotne zabezpieczenie na wypadek wojny. Do tej pory miasta niedostrzegane albo bagatelizowane teraz znalazły się w centrum zainteresowania. Jakie są zdolności produkcyjne fabryki w Kraśniku? Czy huta w Stalowej Woli może produkować więcej krabów? Jakie zdolności konstrukcyjne mają zakłady w Ożarowie Mazowieckim?
A przecież takich miast na mapie Polski jest znacznie więcej – Skarżysko Kamienna, Mielec, Świdnik, Pionki, Nowa Dęba. Po raz pierwszy od bardzo dawna „Polska lokalna” została dostrzeżona i potraktowana poważnie, a nie tylko jako kontrapunkt dla największych polskich miast o globalnych ambicjach.
Dyplomacja w Jasionce
Polska, jaką znam i w jakiej żyłem od urodzenia, to Polska zerwanej ciągłości” – tak rozpoczyna jedną z najważniejszych dla polskiej myśli konserwatywnej książek prof. Ryszard Legutko. „Esej o duszy polskiej” autorstwa profesora stanowił defetystyczną diagnozę, a jednocześnie trudne do podjęcia wyzwanie, w jaki sposób na nowo zbudować polską tożsamość po latach niewoli i towarzyszącej jej eksterminacji elit. Czas komunizmu wykorzeniał tak z klasowej, jak i lokalnej identyfikacji, lepiąc na nowo Polaka uniwersalnego. Pierwsze dekady III RP tej tendencji nie odwróciły, ale wręcz odwrotnie, wzmocniły na politycznym podglebiu konflikt między centrum a peryferiami, globalnymi metropoliami i odstającymi lokalizmami o tożsamości niedookreślonej, ale niechcącej zmieścić się w XXI-wiecznym europejskim kanonie. Polska lokalna pogrążała się w resentymencie wobec stygmatyzującej ją Polski wielkich miast.
Kiedy w Jasionce pod Rzeszowem, tak jak dziesiątki innych oficjeli wcześniej i później, lądował prezydent Joe Biden, a Przemyśl wizytowały kolejne europejskie delegacje, stało się oczywiste, że ciężar polityki znajduje się daleko poza stolicą. Jasionka stała się istotnym miejscem dla kreowania polityki zagranicznej, a Przemyśl, przez który przejechało ponad milion uchodźców, ambasadorem polskiej gościnności. Jeszcze kilka lat wcześniej w popularnym serialu „Wataha” przedstawiony jako siedlisko narodowców atakujących imigrantów z Ukrainy teraz stał się centrum polskiej akcji humanitarnej. Miejsca na obrzeżach polskiej świadomości stanęły na pierwszej linii frontu walki nie tylko z wojennym kryzysem, ale też z zakorzenionymi kompleksami, upominając się o poczucie lokalnej, ale i ogólnopolskiej wartości.
Jedno z najbardziej znanych zdań Ludwika Wittgensteina: „granice mojego języka oznaczają granice mojego świata”, zdradza dotychczasowe niepowodzenia w próbie wzmocnienia Polski lokalnej i możliwość odwrócenia tej tendencji w nadchodzącym czasie. Brakowało w przestrzeni społecznej języka i symboli, które nie tylko pokazywałyby sukces Polski lokalnej, ale rysowałyby także możliwości społecznego awansu i prestiżu. Jednak przykładów, że dochodzi do coraz większej zmiany świadomości, i to nie za sprawą tragicznego kryzysu humanitarnego na Wschodzie, znajdziemy więcej. Świetny przykład spójnej i dumnej opowieści znajdziemy w Muzeum Centralnego Okręgu Przemysłowego w Stalowej Woli.