Zuzanna Cichocka. Słowenia. Mały kraj wielkich odległości

Jest taki zakątek Słowenii, wciśnięty pomiędzy granice z Węgrami, Austrią i Chorwacją. W Prekmurju rośnie połowa krajowych zbiorów pszenicy, dlatego te ziemie nazywane są spichlerzem kraju. Skarbem tej ziemi jest również winorośl.

Publikacja: 21.07.2023 17:00

Zuzanna Cichocka. Słowenia. Mały kraj wielkich odległości

Foto: KRISTJAN MALACIC/SHUTTERSTOCK

Če zapustiš praznike, zapustijo prazniki tebe” – jeśli pominiesz święta, święta pominą ciebie, przestrzega porzekadło. A świąt w Słowenii nie brakuje. Z lubością przeglądam opasły album „Slovenija praznuje” (Słowenia świętuje) o najrozmaitszych zwyczajach ze wszystkich zakątków tego kraju. Urzeka mnie słoweńskie podejście do tradycji, fascynuje różnorodność kulturowa, niektóre spośród zwyczajów odkryłam tutaj na nowo, część dopiero poznałam. Chwilę po Nowym Roku zaczyna się huczny karnawał, później należy powitać wiosnę, a w czerwcu lato, na jesieni trzeba świętować czas zbioru winogron i dzień Świętego Marcina, a później Boże Narodzenie. W międzyczasie mniej ważne święta i dużo lokalnych. Zawsze z radością i ciekawością podpatruję te zwyczaje i chętnie biorę w nich udział.

Jest taki zakątek kraju, wciśnięty pomiędzy granice z Węgrami, Austrią i Chorwacją, Prekmurje, gdzie ostał się zwyczaj zwany borove gostuvanje (sosnowe zaślubiny), znany także na północy Węgier i w austriackiej Styrii. W przeszłości uważano, że pust, czyli okres karnawału, największej rozpusty w roku, to najlepszy czas na zawieranie związków małżeńskich. Jeżeli od świąt Bożego Narodzenia do ostatniego tygodnia karnawału nie zorganizowano we wsi żadnego ślubu, odbywał się ślub z drzewem. Zwyczaj przetrwał do dziś. Gdzieniegdzie w uwspółcześnionym wariancie borove gostuvanje urządza się, jeśli żadnego ślubu nie było w całym minionym roku.

Czytaj więcej

Jan Mencwel. Hydrozagadka. Kto zabiera polską wodę i jak ją odzyskać

Kot i tygrys

Opowiada mi o tym nauczycielka z miejscowej szkoły: – To ma zawstydzić młodszych członków społeczności, którym nie spieszy się do ołtarza. Jeśli nie było ślubu, najstarsza panna we wsi idzie do lasu męża poszukać wśród drzew. Najstarszy kawaler użyczy drzewu swojego głosu i ze ściętą przeważnie sosną wrócą na ślub. Żyć będą razem długo i szczęśliwie, aż zabawa się skończy. Oczywiście wszystko wcześniej jest ustalone i dokładnie przygotowane. Będzie pamiątkowe zdjęcie, poczęstunek i tańce. Obowiązkowo šamarjanka, najpierw dwa kroki i półobrót, potem energiczniej półobroty w lewo i prawo.

Zabawa niczym nie odbiega od prawdziwego wesela. Są i tradycyjne pieśni, i słoweński turbofolk (muzyka rozrywkowa oparta na utworach ludowych), i hity Severiny, popularnej na obszarze całej dawnej Jugosławii chorwackiej piosenkarki. Do plastikowych kubeczków bez przerwy leje się wino, a na talerzach lądują ziemniaczane kluski dodole w śmietanowo-cebulowym sosie. Po kilku godzinach taniec jest coraz mniej zgrabny, a rozmowy coraz bardziej nieskładne. W końcu zmęczona wieś pogrąża się we śnie. W niedzielny poranek hula wiatr, słychać jedynie pianie kogutów i dzwony kościoła, mieszkańcom doskwiera maček, kac, a niektórym nawet potężny tiger. Słowo maček oznacza w języku słoweńskim kota, ale przyjęło się także jako określenie kaca, silnego kaca zaś nazywa się tygrysem.

Cechy przyszłego męża

Tuż po karnawale zaczyna się okres powitania wiosny i obyczajów mających zapewnić obfite plony. Pierwszy dzień wiosny, choć kalendarzowo wypada później, obchodzony jest dwunastego marca, w imieniny Grzegorza – stąd nazwa gregorjevo. Współcześnie to także słoweńskie walentynki. Mówi się, że tego dnia „Święty Grzegorz światło w wodę wrzuca”, co w przeszłości oznaczało, że można już długo pracować przy naturalnym świetle. Zgodnie z tradycją tego dnia na papierowych łódeczkach, które nazywają się gregorčki, puszcza się małe świeczki. Zwyczaj prawdopodobnie wywodzi się z epoki przedchrześcijańskiej, kiedy wierzono, że wiosenne odrodzenie rozpoczyna się przez wrzucenie ognia – symbolu Peruna, słowiańskiego boga grzmotów i piorunów – do wody. Symboliczny początek wiosny uznaje się jednocześnie za święto miłości, ponieważ jest to czas, gdy ptaki dobierają się w pary. W gregorjevo panny wypatrywały ich na niebie, bo pierwszy pierzasty osobnik, jakiego zobaczyły, miał symbolizować cechy przyszłego męża. Sikorka zwiastowała szczerego i radosnego partnera, jaskółka zaś oddanego. W marcu można już wyglądać wracających na Prekmurje bocianów, będących jednym z symboli regionu – bocian ujrzany dwunastego marca wróżył pannie wiernego męża.

Rozprzestrzeniające się po Europie chrześcijaństwo część pogańskich zwyczajów zastąpiło swoimi obrządkami, inne zapożyczyło do swojego kalendarza, wykreślając ich pogański rodowód, a niektóre wyparło. W wielu regionach Słowenii wciąż żywe są tradycje, w których można dostrzec ślady zapomnianych wierzeń. Na przykład jak niegdyś, tak i dziś, z prośbą o obfite plony, w pierwszą niedzielę maja umieszcza się na wysokim palu górną część korony drzewa udekorowaną ozdobnymi tasiemkami i owocami. Nazwa takiego stroiku to majenca lub mlaj. Z pogaństwa wywodzi się także kresovanje, inny znany od Prekmurja na północnym wschodzie aż do Primorske, czyli wybrzeża Adriatyku, zwyczaj. Dawniej stanowił formę składania czci Kresnikowi – bóstwu lata, słońca i ognia. Polega na paleniu ognisk w wieczór najdłuższego dnia w roku. Kiedyś młode dziewczyny wróżyły sobie, skacząc przez płomienie. Wierzono, że jeśli którejś uda się nie dotknąć ognia, to znajdzie dobrego chłopaka, którego poślubi, może nawet w ciągu roku. Do dzisiaj ostały się inne przesądy. Ponoć to, jak będzie się paliło ognisko, zwiastuje, co nas czeka w najbliższych miesiącach – pomyślna wróżba na nadchodzące lato jest wtedy, kiedy iskry lecą wysoko. A gdy ogień już zgaśnie, należy pamiętać, by zabrać do domu odrobinę popiołu na szczęście.

Czytaj więcej

Ojkofobia, czyli nić łącząca Andrzeja Dudę, Szymona Marciniaka i „New York Timesa”

Chleb, olej i wino

W Prekmurju rośnie połowa krajowych zbiorów pszenicy, dlatego te ziemie nazywane są spichlerzem Słowenii. Chleb jest tu spożywany częściej niż w innych regionach, a przesądy z nim związane są silniejsze niż gdzie indziej. Jeśli kawałek chleba upadnie komuś na podłogę, należy go podnieść i pocałować. Osoba, która ukroi kromkę krzywo, będzie tego dnia kłamała. Gościa wypada przywitać chlebem i solą. A zapleciony podłużny bochenek z mlecznego ciasta, zwany bosman, jest weselnym wypiekiem mającym przynieść szczęście młodej parze, odpowiednikiem współczesnego tortu. Prekmurski chleb najlepiej smakuje z olejem z pestek dyni, z którego także słynie region, gęstym i ciemnym, o kolorze rdzy. Miejscowi mówią, że jeśli poplami odzież, to nic tego ubrania nie uratuje, a nałożony na włosy, zafarbuje je tak, że znikną siwe.

Skarbem tej ziemi jest również winorośl. Prekmurje znajduje się w jednym z trzech słoweńskich regionów winiarskich, w Podravju. Wino jest najczęściej spożywanym alkoholem w Słowenii, jej przeciętny mieszkaniec wypija trzydzieści pięć litrów rocznie. Istnieje ludowa mądrość, która mówi: „dedeki so naši stari znali same dobre stvari, njim ni bilo treba leka, klet jim bila apoteka: – nasi dziadkowie znali same dobre sposoby, niepotrzebne im były leki, winiarnia im była apteką. W całym kraju produkuje się około stu milionów litrów wina w ciągu roku. Zdaniem Angeli Muir, sommelierki posiadającej tytuł Master of Wine od ponad czterdziestu lat, ze względu na warunki geograficzne i klimatyczne Podravje uważane jest za jeden z czterech najlepszych regionów do uprawy szczepu sauvignon – obok francuskiej Sancerri, Nowej Zelandii i RPA. Jedenastego listopada w całej Słowenii obchodzi się martinovanje. Chociaż nazwa pochodzi od imienia Świętego Marcina (mówi się, że Święty Marcin zmienia moszcz w wino), to rodowód tradycji sięga jeszcze czasów pogańskich. Na ziemie słoweńskie przybyła najprawdopodobniej z terenów niemieckich, gdzie także uprawiano winorośl, a mieszkańcy uroczyście zbierali się, by spróbować młodego wina. Ludzie dziękowali bóstwom za dobry rok i prosili o pomyślność w następnym sezonie. Słoweńcy świętują w ten sam sposób co najmniej od lat dwudziestych ubiegłego wieku, kiedy to zaczęli zajmować się produkcją trunku na większą skalę. W różnych zakątkach Słowenii rozwinęły się rozmaite zwyczaje i przesądy powiązane z tym świętem, na przykład na Podravju we wsi Jeruzalem dwóch mieszkańców przebranych za duchownego i producenta wina chrzczą moszcz. W postacie najczęściej wcielają się ci z największym poczuciem humoru. Podczas chrztu wypowiadają słowa: „Kiedy Bóg rozmieszczał po świecie winiarskie regiony, jeden umieścił na Prekmurju. Jego mieszkańcom zlecił opiekę nad winoroślą i winem, ale niestety nie powiedział im, jak świętować martinovanje”. Niecałe trzydzieści kilometrów dalej we wsi Dobrovnik mieszkańcy urządzają pochód od jednej winnej piwnicy do drugiej z postacią Świętego Marcina na czele, przed którym każdy właściciel klęka z dzbanem wina, aby otrzymać błogosławieństwo, a pozostali wznoszą toast. Na Podravju wino produkuje się w niemal każdym zakątku regionu, a jedenastego listopada mieszkańcy kultywują zakorzenione obyczaje.

Złoto z dna rzeki

Rozglądam się po pustej łące. Krajobraz niemal płaski po horyzont, gdzieniegdzie burzy go niewielkie wzniesienie. Tak wygląda Kotlina Panońska. Ciągnie się tu ona od Rumunii przez Węgry, zahaczając o Chorwację. Nie ma takiego drugiego miejsca w Słowenii, gdzie temperatury wahają się od minus trzydziestu zimą do plus czterdziestu stopni latem. Od reszty kraju obszar oddziela Mura, rzeka znana z podwodnych żył chromowych, w których płyną płatki złota, choć obecnie mało kto je wydobywa. Kilka dziesięcioleci wstecz genealodzy ocenili, że w miejscu, w którym Mura wpada do Drawy, mogą się skrywać nawet dwie tony złota. Dzisiaj mówi się, że złoto wciąż znajduje się na dnie obu rzek, ale nie w takich ilościach, aby się na tym wzbogacić. Most na Murze zbudowano dopiero w 1922 roku, dwa lata później uruchomiono połączenie kolejowe z głównym miastem regionu, Murską Sobotą. Rzeka przestała być fizyczną barierą oddzielającą Prekmurje od reszty kraju, chociaż kilkusetletnia izolacja tego regionu od pozostałych obszarów zamieszkanych przez etnicznych Słoweńców, przez wieki podległego Węgrom, nazywanego nawet słoweńską Syberią, widoczna jest do dzisiaj. Od 1948 roku do uzyskania niepodległości ludność Słowenii zwiększyła się o trzydzieści siedem procent, w Prekmurju zaś zmniejszyła o trzy procent i cały czas maleje. W świadomości mieszkańców reszty słoweńskich terenów Prekmurje długo było białą plamą na mapie. Do dzisiaj panuje dziedziczone przekonanie, że to zacofany region, choć od czasów, gdy położono tory do Murskiej Soboty, wiele się zmieniło. Zawsze był to kraniec, najpierw Królestwa Węgier, potem peryferie Jugosławii, dzisiaj – sam róg Słowenii.

Czytaj więcej

Nadużycia we wspólnocie kościelnej pod Warszawą, do których dochodziło przy wieloletniej bierności władz duchownych

Ślady wieloletniej separacji od reszty terenów zamieszkanych przez etnicznych Słoweńców bardzo łatwo dostrzec. Uważnie podsłuchuję rozmowy miejscowych. Próbuję zrozumieć mieszankę archaizmów, zapożyczeń z niemieckiego i węgierskiego, wyłuskać słowa, które dobrze znam, tylko wypowiedziane w charakterystyczny sposób wydają mi się niemal obce: mocna lubezen – miłość, zdecydowanie mocniejsza niż ljubezen w literackim słoweńskim. Archaiczna mrkevca – marchewka brzmi dla mnie o wiele bardziej znajomo niż słoweńskie korenje, choć i tę nazwę można rozszyfrować grą skojarzeń. Niemieckojęzycznych przybyszy z pewnością zadziwia pisownia zapożyczeń z ich języka. Pociąg, der Zug, pisany przez c: cug, czy pieprz, der Pfeffer, zapisany jako fejfer. Z pozoru osobliwa pisownia tak naprawdę ma sensowne uzasadnienie. Słoweńcy w przypadku zapożyczeń z języków obcych stosują pisownię oddającą wymowę danego słowa. Prekmurščina zadziwia jak żaden inny słoweński dialekt. Mnogość dialektyzmów, zapożyczeń z węgierskiego i niemieckiego oraz archaizmów sprawia, że nie tylko dla mnie jest trudna do zrozumienia. Mówi się nawet, że, „tam, gdzie dwóch Prekmurców zaczyna rozmawiać, nie sposób za tym nadążyć”.

Dobrzy ludzie i angielscy osadnicy

Nieraz spotkałam się z opinią, że mieszkańcy Kotliny Panońskiej są sentymentalni i melancholijni. Jakby monotonny, równy krajobraz kształtował spokój ich dusz. Niektórzy nazywają to stepową melancholią. Do Prekmurja przylgnęła łatka idyllicznej, mitycznej krainy ludzi o złotych sercach. Tak została przedstawiona na kartkach książki „Povest o dobrih ljudeh” (Opowieść o dobrych ludziach) Miška Kranjca, opublikowanej w roku 1940, w której zaczytywał się cały kraj. Bohaterowie tej prozy żyją skromnie i ubogo, lecz uczciwie. Najbardziej znany pisarz regionu Feri Leinšček odmalowuje Prekmurje bardziej realistycznie, bez idealizowania. W jednej ze swoich najbardziej znanych powieści, „Petelinji zajtrk” (Śniadanie koguta) – na jej podstawie powstał później film o tym samym tytule – ukazuje losy młodego chłopaka, który przeprowadza się z Mariboru do prekmurskiego miasteczka i zaczyna pracę u miejscowego mechanika samochodowego, zagorzałego jugonostalgika. W tle jego perypetii toczy się życie na prawym brzegu Mury.

Patrząc na terytorium Słowenii, które odpowiada wielkości województwa podlaskiego, kraj jest doprawdy różnorodny. Dla Słoweńców różnorodne i multikulturowe jest Prekmurje. Jeden z mniejszych regionów w kraju jest otoczony przez granice z Austrią, Węgrami i Chorwacją. Obszar zamieszkują mniejszości węgierska oraz romska, a także potomkowie przesiedleńców z Pomorza i Włoch z czasów po pierwszej wojnie światowej. Do dzisiaj część z nich posługuje się dialektem primorskim, z regionu nadmorskiego. O największym mieście regionu, Murskiej Sobocie, mówi się, że stykają się tam różne światy, narodowości, religie i kultury. Działają tu organizacje romskie, a trzydzieści minut spacerem od centrum leży największa romska wieś w Słowenii – Pušča. W mieście znajduje się również największy kościół augsburski w Słowenii, w całym Prekmurju jest ich aż dwanaście (w tym regionie ewangelicy stanowią drugą najliczniejszą grupę wyznaniową). Coraz więcej jest tu także wyznawców ruchu zielonoświątkowego, który słoweńscy emigranci poznali w USA.

Do 1954 roku mieściła się tu także synagoga, wtedy już od ponad dekady nieużytkowany budynek, w którym dwudziestego szóstego kwietnia 1944 roku miejscowi Żydzi spędzili ostatnią noc przed wywózką do Auschwitz. Synagogi nie ma, władze zleciły wyburzenie. Nie ma także etnicznych Niemców, którzy zostali stąd wypędzeni tuż po wojnie. Są Anglicy. Kilka dni po ogłoszeniu niepodległości Słowenii tutejszy imigrant Derek Smith ogłosił: „Prekmurje jest my dom, tutaj zostanę”. Anegdota mówi, że tymi słowami rozpoczął epokę angielskiej kolonizacji regionu. W rzeczywistości Anglików zwabiły do Prekmurja rozwalające się gospodarstwa do kupienia za grosze. Jak na Wyspy dotarła wiadomość o potencjale rynku nieruchomości w Słowenii – nie wiadomo. Prekmurje nie oferuje takich widoków jak majestatyczne Alpy Julijskie czy turkus Adriatyku. Zachwyca równiną po horyzont. Stepowa melancholia sprzyja chwilowemu choćby odpoczynkowi.

Fragment książki Zuzanny Cichockiej „Słowenia. Mały kraj wielkich odległości”, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Poznańskiego

Če zapustiš praznike, zapustijo prazniki tebe” – jeśli pominiesz święta, święta pominą ciebie, przestrzega porzekadło. A świąt w Słowenii nie brakuje. Z lubością przeglądam opasły album „Slovenija praznuje” (Słowenia świętuje) o najrozmaitszych zwyczajach ze wszystkich zakątków tego kraju. Urzeka mnie słoweńskie podejście do tradycji, fascynuje różnorodność kulturowa, niektóre spośród zwyczajów odkryłam tutaj na nowo, część dopiero poznałam. Chwilę po Nowym Roku zaczyna się huczny karnawał, później należy powitać wiosnę, a w czerwcu lato, na jesieni trzeba świętować czas zbioru winogron i dzień Świętego Marcina, a później Boże Narodzenie. W międzyczasie mniej ważne święta i dużo lokalnych. Zawsze z radością i ciekawością podpatruję te zwyczaje i chętnie biorę w nich udział.

Pozostało 95% artykułu
Plus Minus
Kiedy będzie następna powódź w Polsce? Klimatolog odpowiada, o co musimy zadbać
Plus Minus
Filmowy „Reagan” to lukrowana laurka, ale widzowie w USA go pokochali
Plus Minus
W walce rządu z powodzią PiS kibicuje powodzi
Plus Minus
Aleksander Hall: Polska jest nieustannie dzielona. Robi to Donald Tusk i robi to PiS
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Prof. Marcin Matczak: PSL i Trzecia Droga w swym konserwatyzmie są bardziej szczere niż PiS