27 kwietnia 1943 roku. Terenu dawnych szopów Toebbensa i Schultza – między ówczesną ulicą Leszno a Nowolipkami, Smoczą a Karmelicką – broniło w powstaniu osiem oddziałów bojowych ŻOB-u pod dowództwem Eliezera Gellera. Dziewiątego dnia walk bojowcy nie mieli już czym walczyć, a getto płonęło. Niemieckie oddziały szturmowe atakowały teren szopów, przeczesywały dom po domu, podpalały budynki, odkrywały bunkry i kryjówki i zabijały ukrywających się lub wyprowadzały ich na Umschlagplatz. Aron Chmielnicki (Aharon Karmi) wspominał po latach:
„Byliśmy już zupełnie wykończeni. […] A po getcie chodziła policja żydowska i krzyczała: – Jutro podpalamy! Jutro podpalamy! Wychodzić! – Te słowa »jutro podpalamy« jak powódź zalewały getto. Nie mieliśmy już dokąd iść”.
Czytaj więcej
Kara infamii oznaczała, że zachowanie Adama Dołżyckiego zostało zakwalifikowane jako przestępstwo wobec moralności i godności obywatelskiej, nie zaś jako zdrada główna, mimo „wypierania się polskości" i przyjęcia ukraińskiej kenkarty.
To nie była daleka trasa
Zapadła więc decyzja o ewakuacji na „aryjską stronę”. Geller rozesłał wiadomość do grup bojowych, aby stawiły się w bunkrze na Lesznie 56. Na miejsce spotkania udało się przedrzeć z terenu szopów około czterdziestu osobom.
Bunkier na Lesznie miał połączenie z kanałami. To tędy planowano ewakuację na róg ulic Ogrodowej i Żelaznej, gdzie Szlomo (Stefan) Grajek, współtwórca Żydowskiej Organizacji Bojowej, posłany uprzednio kanałem na „aryjską stronę”, miał w porozumieniu z Gwardią Ludową zorganizować ciężarówkę, aby wywieźć bojowców do lasu. Wyjść kanałami mogli tylko zdrowi – ranni mieli zostać w kryjówce, do której wchodziło się przez piec kaflowy. Geller podobno powiedział im, że za parę dni ktoś po nich wróci. Do opieki nad nimi chciał wyznaczyć bojowniczkę Gutę Kawenoki, skarbniczkę ŻOB-u, ale ta zaprotestowała. Aron Chmielnicki wspominał, że Guta zaczęła płakać: „To dlatego, że jestem kobietą, ty myślisz, że nie będę mogła walczyć w partyzantce?”. Wtedy na ochotniczkę zgłosiła się Lea Korn z Gordonii, młodzieżowej organizacji syjonistycznej. W getcie opiekowała się dziećmi. Jej partner, Jehuda (Juda) Koński, miesiąc przed wybuchem powstania poszedł z kolegą pod mur odebrać paczkę z bronią. Zadenuncjowani i aresztowani, torturowani przez Gestapo, nie wydali nikogo i zostali zabici. Po śmierci Jehudy Lea podobno załamała się psychicznie. Wiedziała, że nikt po rannych nie wróci. I wiedziała, że pozostanie z nimi oznacza śmierć.