Jezu, kocham Ciebie” – tak, według nieoficjalnych informacji przekazywanych z Watykanu, miały brzmieć ostatnie, wypowiedziane w języku niemieckim, słowa Benedykta XVI. Trudno o piękniejsze podsumowanie życia księdza, teologa, biskupa, kardynała, prefekta Kongregacji Nauki Wiary i wreszcie papieża. Życie Josepha Ratzingera – niezależnie od jego etapu – było skupione właśnie na Jezusie, na Jego postawie, postaci i nauczaniu. A fundamentalna, trzytomowa biografia Jezusa Chrystusa, którą wydał już jako papież (choć podkreślając, że jest ona dziełem teologa, a nie biskupa Rzymu), jest tego znakomitym dowodem.
Myślenie, odczuwanie, zaangażowanie Ratzingera skupione są właśnie wokół tej Osoby. Można nawet powiedzieć, że jeśli jakieś dzieło jest sumą jego myślenia, to nie jest to ani niesamowite „Wprowadzenie do chrześcijaństwa” z okresu młodości, ani znakomicie diagnozujący sytuację Kościoła w latach 80. „Raport o stanie wiary”, ani nawet analiza reformy liturgicznej „Duch liturgii”, ale właśnie ta biografia. W niej zawarte są najważniejsze idee papieskie, ona pozostaje zwieńczeniem jego drogi intelektualnej, pokazuje absolutny i jedyny cel życia Ratzingera. To z perspektywy tej „biografii” i jego ostatnich słów trzeba czytać inne elementy papieskiej spuścizny, w tym – niezwykły i szeroko komentowany – „testament duchowy”.
Przywiązanie do korzeni
W swoim testamencie duchowym Benedykt XVI pokazuje, jakie są źródła tej wiary. To rodzice, rodzeństwo, mała, bawarska ojczyzna. Tam uczył się wiary, stamtąd czerpał swoje siły. „Jasna wiara mojego ojca nauczyła nas, dzieci, wierzyć i jako drogowskaz stała zawsze mocno pośród wszystkich moich osiągnięć naukowych; głębokie oddanie i wielka dobroć mojej matki są dziedzictwem, za które nie mogę jej wystarczająco podziękować. Moja siostra przez dziesiątki lat pomagała mi bezinteresownie i z czułą troską; mój brat jasnością swoich sądów, energiczną stanowczością i pogodą ducha zawsze torował mi drogę; bez tego ciągłego poprzedzania i towarzyszenia mi nie mógłbym znaleźć właściwej drogi” – wskazywał w krótkim dokumencie. „I chcę podziękować Panu za moją piękną ojczyznę w Bawarskich Prealpach, w której zawsze widziałem, jak prześwituje blask samego Stwórcy. Dziękuję ludziom mojej ojczyzny, ponieważ w nich na nowo doświadczyłem piękna wiary” – uzupełniał.
Czytaj więcej
Śmierć Benedykta XVI była tak samo cicha, jak ostatnie dziesięć lat życia Josepha Ratzingera. I tak samo przepełniona symboliką i tajemnicą.
Nie są to słowa zaskakujące. Dla nikogo, kto zna biografię intelektualną i życie Ratzingera, nie jest zaskoczeniem ogromne znaczenie, jakie przywiązywał do swoich korzeni. Rodzina wraca w wielu jego rozważaniach, a wspomnienia dzieciństwa czy domu stawały się dla sędziwego już papieża obrazem Nieba. „Cieszę się, że znowu zobaczę moich rodziców, rodzeństwo, przyjaciół, i wyobrażam sobie, że będzie tak samo wspaniale, jak było u nas w domu” – mówił w „Ostatnich rozmowach” Peterowi Seewaldowi.