Benedykt XVI. Jaka jest spuścizna zmarłego papieża

Śmierć Benedykta XVI to symboliczny koniec pewnej epoki w historii Kościoła. Myśl, wiara i praktyka Kościoła, która powstaje na naszych oczach, będzie się jednak musiała liczyć z jego teologicznymi przemyśleniami.

Publikacja: 06.01.2023 08:00

Benedykt XVI. Jaka jest spuścizna zmarłego papieża

Foto: Dario Pignatelli/Polaris/East News

Jezu, kocham Ciebie” – tak, według nieoficjalnych informacji przekazywanych z Watykanu, miały brzmieć ostatnie, wypowiedziane w języku niemieckim, słowa Benedykta XVI. Trudno o piękniejsze podsumowanie życia księdza, teologa, biskupa, kardynała, prefekta Kongregacji Nauki Wiary i wreszcie papieża. Życie Josepha Ratzingera – niezależnie od jego etapu – było skupione właśnie na Jezusie, na Jego postawie, postaci i nauczaniu. A fundamentalna, trzytomowa biografia Jezusa Chrystusa, którą wydał już jako papież (choć podkreślając, że jest ona dziełem teologa, a nie biskupa Rzymu), jest tego znakomitym dowodem.

Myślenie, odczuwanie, zaangażowanie Ratzingera skupione są właśnie wokół tej Osoby. Można nawet powiedzieć, że jeśli jakieś dzieło jest sumą jego myślenia, to nie jest to ani niesamowite „Wprowadzenie do chrześcijaństwa” z okresu młodości, ani znakomicie diagnozujący sytuację Kościoła w latach 80. „Raport o stanie wiary”, ani nawet analiza reformy liturgicznej „Duch liturgii”, ale właśnie ta biografia. W niej zawarte są najważniejsze idee papieskie, ona pozostaje zwieńczeniem jego drogi intelektualnej, pokazuje absolutny i jedyny cel życia Ratzingera. To z perspektywy tej „biografii” i jego ostatnich słów trzeba czytać inne elementy papieskiej spuścizny, w tym – niezwykły i szeroko komentowany – „testament duchowy”.

Przywiązanie do korzeni

W swoim testamencie duchowym Benedykt XVI pokazuje, jakie są źródła tej wiary. To rodzice, rodzeństwo, mała, bawarska ojczyzna. Tam uczył się wiary, stamtąd czerpał swoje siły. „Jasna wiara mojego ojca nauczyła nas, dzieci, wierzyć i jako drogowskaz stała zawsze mocno pośród wszystkich moich osiągnięć naukowych; głębokie oddanie i wielka dobroć mojej matki są dziedzictwem, za które nie mogę jej wystarczająco podziękować. Moja siostra przez dziesiątki lat pomagała mi bezinteresownie i z czułą troską; mój brat jasnością swoich sądów, energiczną stanowczością i pogodą ducha zawsze torował mi drogę; bez tego ciągłego poprzedzania i towarzyszenia mi nie mógłbym znaleźć właściwej drogi” – wskazywał w krótkim dokumencie. „I chcę podziękować Panu za moją piękną ojczyznę w Bawarskich Prealpach, w której zawsze widziałem, jak prześwituje blask samego Stwórcy. Dziękuję ludziom mojej ojczyzny, ponieważ w nich na nowo doświadczyłem piękna wiary” – uzupełniał.

Czytaj więcej

Jan Maciejewski: Tajemnica śmierci Benedykta XVI

Nie są to słowa zaskakujące. Dla nikogo, kto zna biografię intelektualną i życie Ratzingera, nie jest zaskoczeniem ogromne znaczenie, jakie przywiązywał do swoich korzeni. Rodzina wraca w wielu jego rozważaniach, a wspomnienia dzieciństwa czy domu stawały się dla sędziwego już papieża obrazem Nieba. „Cieszę się, że znowu zobaczę moich rodziców, rodzeństwo, przyjaciół, i wyobrażam sobie, że będzie tak samo wspaniale, jak było u nas w domu” – mówił w „Ostatnich rozmowach” Peterowi Seewaldowi.

W swojej duchowej i intelektualnej biografii „Moje życie” wracał zaś do znaczenia, jakie dla jego wychowania religijnego miała bawarska religijność. Najważniejsze bawarskie sanktuarium maryjne w Altötting leżało nieopodal miejsca urodzenia Ratzingera, i to właśnie tam uczył się on także wiary prostych ludzi. „Altötting zyskało właśnie w tamtych czasach nowy splendor. Tamtejszy odźwierny, brat Konrad von Parzham, został beatyfikowany, a potem kanonizowany. W tym pokornym i z gruntu dobrodusznym człowieku znaleźliśmy uosobienie tego, co najlepsze w naszej społeczności, prowadzonej przez wiarę do realizacji najpiękniejszych celów. Później często zastanawiałem się nad tym dziwnym zrządzeniem losu, iż Kościół w wieku postępu i zawierzenia nauce sam najczęściej reprezentowany był przez zupełnie prostych ludzi, jak Bernadetta z Lourdes lub brat Konrad, którzy nie wydawali się być uległymi tendencji tego czasu?” – wspominał Joseph Ratzinger.

Powrót do takiej szczerej, prostej wiary Kościoła, do przylgnięcia do niej, pozostaje wielkim pragnieniem Benedykta XVI. W niej widzi on odpowiedź na „płynną nowoczesność”, na skandale związane z nadużyciami seksualnymi czy wreszcie na wielkie procesy laicyzacji. „Mówię teraz do wszystkich w Kościele powierzonych mojej służbie: trwajcie mocno w wierze! Nie dajcie się zwieść! Często wydaje się, że nauka – z jednej strony nauki przyrodnicze, a z drugiej badania historyczne (zwłaszcza egzegeza Pisma Świętego) – jest w stanie zaoferować niepodważalne wyniki sprzeczne z wiarą katolicką. Przeżyłem od dawna przemiany nauk przyrodniczych i mogłem zobaczyć jak przeciwnie, zniknęły pozorne pewniki przeciw wierze, okazując się nie nauką, lecz interpretacjami filozoficznymi tylko pozornie odnoszącymi się do nauki; tak jak z drugiej strony, to właśnie w dialogu z naukami przyrodniczymi również wiara nauczyła się lepiej rozumieć granicę zakresu swoich roszczeń, a więc swoją specyfikę. Już sześćdziesiąt lat towarzyszę drodze teologii, w szczególności nauk biblijnych, i wraz z następowaniem po sobie różnych pokoleń widziałem, jak upadają tezy, które wydawały się niewzruszone, okazując się jedynie hipotezami: pokolenie liberałów (Harnack, Jülicher itd.), pokolenie egzystencjalistów (Bultmann itd.), pokolenie marksistów. Widziałem i widzę, jak z plątaniny hipotez wyłaniała się i znów wyłania rozumność wiary. Jezus Chrystus jest naprawdę drogą, prawdą i życiem – a Kościół, ze wszystkimi swoimi niedoskonałościami, jest naprawdę Jego ciałem” – napisał Benedykt XVI w swoim testamencie.

Prymat wiary

Wielką polemiką z dehellenizującą czy demitologizującą przekaz Ewangelii biblistyką i teologią był już wspomniany „Jezus Chrystus”, a głębokie przekonanie o tym, że źródłem wszystkich problemów ze skandalami jest brak wiary, znajdziemy w „Liście o przyczynach kryzysu Kościoła”. „Dlaczego pedofilia osiągnęła takie proporcje?” – pytał Benedykt XVI i odpowiadał: „Ostatecznym powodem jest brak Boga. My, chrześcijanie i księża, także wolimy nie rozmawiać o Bogu, ponieważ taka mowa nie wydaje się praktyczna” – wskazywał i dodawał: „Nadrzędnym zadaniem, które musi być wynikiem moralnych wstrząsów naszych czasów jest to, byśmy ponownie zaczęli żyć według Boga i ku Niemu. Nade wszystko my sami musimy nauczyć się ponownie uznawać Boga za fundament naszego życia, zamiast zostawiać Go na boku” – zaznaczył Benedykt XVI.

Identyczne przekonanie znajdziemy także we wcześniejszych książkach Ratzingera. Już w „Raporcie o stanie wiary” wskazywał, że katolik – i to zupełnie zwyczajny – powinien „mieć pełne przekonanie, że jego wiara (we wspólnocie z wiarą Kościoła) będzie mądrzejsza od każdego »nowego magisterium« ekspertów i intelektualistów”. W „Soli ziemi” zaś podkreślał, że istotą problemów Kościoła z głoszeniem Ewangelii jest także to, że część z jego kaznodziejów, biskupów czy teologów tak naprawdę nie wierzy w to, co głosi.

Kryzys wiary, a szerzej kryzys przekonania o istnieniu prawdy, dotyka jednak – zdaniem Benedykta XVI – nie tylko Kościół, ale całą kulturę europejską. Jeśli szukać prawdziwych przyczyn, diagnozowanych przez Benedykta (a wcześniej Ratzingera) symptomów jej upadku, to jest właśnie relatywizm i społeczny agnostycyzm. To właśnie one prowadzą, co Benedykt XVI podkreśla w encyklice „Spe salvi”, do braku nadziei, do poczucia bezsensu rzeczywistości. Jego zdaniem bez przyjęcia istnienia prawdy, którą jest Bóg objawiony w zmartwychwstałym Jezusie Chrystusie, nie ma mowy nie tylko o moralności, ale przede wszystkim o sprawiedliwości.

„Świat, który sam musi sobie stworzyć własną sprawiedliwość, jest światem bez nadziei. Nikt i nic nie bierze odpowiedzialności za cierpienie wieków. Nikt i nic nie gwarantuje, że cynizm władzy – pod jakąkolwiek ponętną otoczką ideologiczną się ukazuje – nie będzie nadal panoszył się w świecie” – wskazuje papież. „Protest przeciw Bogu w imię sprawiedliwości niczemu nie służy. Świat bez Boga jest światem bez nadziei (por. Ef 2,12). Jedynie Bóg może zaprowadzić sprawiedliwość. A wiara daje nam pewność: On to robi. Obraz Sądu Ostatecznego nie jest przede wszystkim obrazem przerażającym, ale obrazem nadziei; dla nas jest, być może, nawet decydującym obrazem nadziei” – zauważa. „Przyjęcie Chrystusa, świadomość konieczności Jego ostatecznego powrotu może być wyprowadzona z ludzkiej potrzeby sprawiedliwości, uznania że niesprawiedliwość historii nie może być ostatnim słowem” – dodawał w encyklice „Spe salvi”.

Na te rozważania można i trzeba odpowiedzieć prostym pytaniem, co zatem powinni zrobić ci, którzy nie wierzą? Jak agnostyczna i relatywistyczna cywilizacja czy choćby wspólnota polityczna (o jednostce nie wspominając) ma odzyskać wiarę? Odpowiedzią Ratzingera jest dostosowany do współczesnej mentalności i rozszerzony na przestrzeń społeczną „zakład Pascala”.

Benedykt XVI wskazuje, że pytanie o Boga (a rozwijając tę myśl, można dodać, że również pytanie o prawdę) jest zawsze pytaniem praktycznym. Teoretyczne założenie, że nie znamy na to pytanie odpowiedzi, nie zwalnia nas od odpowiedzi na pytanie praktyczne: czy żyć tak, jakby On był, czy też tak, jakby Go nie było. Współczesność z założenia niemożności poznania prawdy i Boga wyprowadza wniosek o konieczności życia, jakby Bóg nie istniał, ale – jak dowodził Błażej Pascal – nie jest to jedyna możliwa decyzja, a jego zdaniem jest ona nieracjonalna. „[...] tutaj jest nieskończoność życia nieskończenie szczęśliwego do wygrania, szansa wygranej przeciw skończonej ilości szans straty i to, co stawiasz jest skończone. Wybór jest jasny: wszędzie, gdzie jest nieskończoność i gdzie nie ma skończonej ilości szans straty przeciw szansie zysku, nie można się wahać, trzeba stawiać wszystko. Tak więc, gdy jest się zmuszony grać, trzeba być obranym z rozumu, aby zachować życie raczej, niż rzucić je na hazard dla nieskończonego zysku, równie prawdopodobnego jak utrata nicości” – przekonywał agnostyka francuski filozof i matematyk w „Myślach”.

To rozumowanie podjął w XXI wieku Benedykt XVI. „Należałoby więc odwrócić aksjomat oświecenia i powiedzieć: także ten, kto nie potrafi znaleźć drogi akceptacji istnienia Boga, powinien przynajmniej starać się tak żyć i tak ukierunkować swoje życie, jakby Bóg istniał (...). Jest to rada, którą już Pascal dawał niewierzącym przyjaciołom. Ja również chciałbym jej udzielić moim przyjaciołom, którzy nie wierzą. W ten sposób nikt nie zostałby ograniczany w swojej wolności, ale wszystkie nasze sprawy znalazłyby oparcie i kryterium, których bardzo potrzebują” – wskazywał kard. Ratzinger w „Europie Benedykta w kryzysie kultur”. Jeśli więc nie jesteśmy w stanie wierzyć, powinniśmy zacząć żyć tak, jakbyśmy wierzyli.

Teologia dialogu

Istotnym paradoksem teologii Josepha Ratzingera pozostaje jednak fakt, że choć jest ona wielką apologią prostej wiary, to jednocześnie powstaje ona w wielkim dialogu z jednej strony z kluczowymi myślicielami współczesności (Heideggerem, Adornem czy Habermasem), a z drugiej zakorzeniona pozostaje w wielkiej tradycji chrześcijańskiej teologii. Święty Tomasz z Akwinu nie przemawia do niego, bo – jak notuje – jego „kryształowa logika wydawała mi się zbyt zamknięta w sobie, za mało personalistyczna i zbyt poszufladkowana”. Mistrzami Ratzingera stają się św. Augustyn i św. Bonawentura. Jego teologia kształtuje się też w nieustannym dialogu (a później sporze) z Hansem Küngiem, Edwardem Schillebeeckxiem OP czy Hansem Ursem von Balthasarem. Nie sposób jej zrozumieć bez wejścia w świat teologii współczesnej, jej sporów, debat i kategorii.

Czytaj więcej

Tomasz P. Terlikowski: Benedykt XVI, czyli papież urzędu

Apologia prostej wiary nie oznacza także wykluczenia rozumu i racjonalności. W przemówieniu w Ratyzbonie, które wywołało skandal w świecie islamu, Benedykt XVI zadawał pytania, które mają znaczenie nie tylko w rozmowie z tą religią, ale także w chrześcijaństwie. Wykład ten poświęcony był pytaniu o relację między wiarą a rozumem, między naukami szczegółowymi a teologią, o to, czy Jerozolima (wiara) i Ateny (rozum) muszą być sobie wrogie?

To wielkie przemówienie zawiera także pytania, czy oświeceniowy rozum potrzebuje wiary i czy rzeczywiście sprowadzenie rzeczywistości do pozytywistycznie, naturalistycznie rozumianego myślenia nie uniemożliwia przypadkiem nie tylko odnalezienia sensu życia, ale także prawdziwego dialogu. Prawdziwy dialog, ale też intelektualny postęp, możliwy jest dopiero, gdy wiara otworzy się na rozum (także oświeceniowy) i naukę, a nauka na wiarę. „W zachodnim świecie powszechnie utrzymuje się, że tylko rozum pozytywistyczny i oparte na nim formy filozofii cieszą się powszechną ważnością. A jednak, głęboko religijne kultury światowe postrzegają to wykluczenie boskości z powszechności rozumu jako atak na swe najgłębsze przekonania. Rozum, który jest głuchy na boskość i który odkłada religię w dziedzinę subkultur, jest niezdolny do wchodzenia w dialog kultur. Jednocześnie, jak starałem się pokazać, nowoczesny rozum naukowy ze swym nieodłącznym elementem platońskim nosi w sobie pytanie, które wskazuje poza niego i poza możliwości jego metodologii. Nowoczesny rozum naukowy musi po prostu przyjąć racjonalną strukturę materii i zgodność pomiędzy naszym duchem a panującymi racjonalnymi strukturami natury jako fakt, na którym musi oprzeć swą metodologię. A jednak pytanie, dlaczego tak musi być, jest realnym pytaniem i to takim, które musi zostać przekazane przez nauki przyrodnicze innym metodom i poziomom myślenia – filozofii i teologii. Dla filozofii i, choć w inny sposób, dla teologii wsłuchiwanie się w wielkie doświadczenia i przemyślenia tradycji religijnych ludzkości, a zwłaszcza wiary chrześcijańskiej, jest źródłem poznania, a ignorowanie tego byłoby niemożliwym do zaakceptowania ograniczeniem naszego [pola] percepcji i reakcji” – wskazywał Benedykt XVI.

Wiara, choć to ona leży u fundamentów teologii i życia Ratzingera, musi pozostawać rozumna i racjonalna. Powód jest dość oczywisty. „Prawdziwie boski Bóg jest Bogiem, który objawił się jako logos i jako logos działał i w dalszym ciągu działa z miłością dla naszego dobra. Z pewnością miłość »przekracza« wiedzę i dlatego zdolna jest więcej dostrzec niż sama myśl (por. Ef 3,19), niemniej jednak w dalszym ciągu jest to miłość Boga, który jest logosem. Skutkiem tego, chrześcijański kult jest logike latreia, kultem w zgodzie z wiecznym Słowem i naszym rozumem (por. Rz 12,1)” – wskazuje Benedykt XVI w wykładzie z Ratyzbony.

Na końcu tej drogi intelektualnej znajduje się jednak Miłość. Ten jedyny, który jest miłością, i ten, do którego swoją miłość miał wyznać Benedykt XVI w ostatnich swoich słowach. Jezus Chrystus.

Jezu, kocham Ciebie” – tak, według nieoficjalnych informacji przekazywanych z Watykanu, miały brzmieć ostatnie, wypowiedziane w języku niemieckim, słowa Benedykta XVI. Trudno o piękniejsze podsumowanie życia księdza, teologa, biskupa, kardynała, prefekta Kongregacji Nauki Wiary i wreszcie papieża. Życie Josepha Ratzingera – niezależnie od jego etapu – było skupione właśnie na Jezusie, na Jego postawie, postaci i nauczaniu. A fundamentalna, trzytomowa biografia Jezusa Chrystusa, którą wydał już jako papież (choć podkreślając, że jest ona dziełem teologa, a nie biskupa Rzymu), jest tego znakomitym dowodem.

Pozostało 96% artykułu
Plus Minus
Oswoić i zrozumieć Polskę
Plus Minus
„Rodzina w sieci, czyli polowanie na followersów”: Kiedy rodzice zmieniają się w influencerów
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Rok po 7 października Bliski Wschód płonie
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Robert M. Wegner: Kawałki metalu w uchu
Plus Minus
Jan Maciejewski: Pochwała przypadku
Plus Minus
„Pić czy nie pić? Co nauka mówi o wpływie alkoholu na zdrowie”: 73 dni z alkoholem