Michał Szułdrzyński: Szkodliwy mariaż religii z władzą

Wyjątkowo ponurą rolę w agresji na Ukrainę odgrywa rosyjska Cerkiew prawosławna. Patriarcha Cyryl, metropolita Hilarion i wielu innych jej duchownych błogosławi żołnierzom walczącym na froncie ukraińskim, życzy pokonania wolnej Ukrainy, znajduje teologiczne uzasadnienia dla tej nielegalnej i nieusprawiedliwionej wojny i przy okazji nieustannie uczestniczy w szczuciu na Zachód. Tradycje związku Cerkwi i państwa sięgają czasów bizantyńskich, mają też w obrządkach wschodnich swoje uzasadnienie teologiczne. W przeciwieństwie do Zachodu, Wschód nie przeszedł kilku rewolucji, na czele z nominalistyczną, i nie wypracował w pełni koncepcji autonomii władz państwowych i religijnych.

Publikacja: 25.03.2022 17:00

Michał Szułdrzyński: Szkodliwy mariaż religii z władzą

Foto: Rzeczpospolita

Mimo to warto obserwować wydarzenia na Wschodzie jako ostrzeżenie przed tym, co się dzieje, gdy zanadto zbliżają się tron i ołtarz. I żeby było jasne: nie uważam, że Polska to Rosja, ani że polski Kościół to rosyjska Cerkiew. Nasza demokracja jest na wiele sposobów ułomna, ale Rosja nie jest demokracją wcale. Z kolei polski Kościół zdaje egzamin z solidarności wobec uchodźców i w czasie wojny trudno mu coś zarzucić. Potraktujmy jednak związek Cyryla i Putina jako krzywe zwierciadło, wyolbrzymiające do monstrualnych rozmiarów to, co może się stać, gdy Kościół jest zbyt blisko władzy.

Czytaj więcej

Michał Szułdrzyński: Putin czai się wszędzie

Pomińmy silne historyczne uwikłanie Cerkwi w sieci służb specjalnych czy niepohamowany apetyt na życie i bogactwa, wszak wielokroć opisywano majątki, posiadłości czy zegarki należące do liderów Cerkwi. Skupmy się raczej na tym, że pełni ona rolę jednej z władz w systemie stworzonym w Rosji. Odgrywa istotną rolę duchową, ale też propagandową. Jest narzędziem sprawowania przez rządzących władzy symbolicznej i kulturowej. I to właśnie kwestie kulturowe są tu kluczowe.

Wizja zgniłego Zachodu to właśnie wejście w sam środek wojny kulturowej. Ona zaś jest wojną zastępczą dla tej politycznej. Wypowiedzi hierarchy w sprawie agentów zagranicy, Zachodu czy parad gejów pozornie nie mają nic wspólnego z polityką. Ponieważ wpisują się w propagandowe w działanie władzy, która mitem kulturowej wyższości Rosji nad Zachodem stara się legitymizować swoją władzę, stają się jednak działaniami politycznymi.

Wizja zgniłego Zachodu to właśnie wejście w sam środek wojny kulturowej. Ona zaś jest wojną zastępczą dla tej politycznej. Wypowiedzi hierarchy w sprawie agentów zagranicy, Zachodu czy parad gejów pozornie nie mają nic wspólnego z polityką.

Jeśli władze w Rosji wprowadzają prawo zabraniające propagandy LGBT, prowadzenie przez Cerkiew wojny z ruchami LGBT, ale też oskarżanie Ukraińców o to, że chcieli dokonać ludobójstwa w Donbasie, ponieważ tamtejsza ludność nie chciała u siebie parad gejów, jest działaniem wzmacniającym władzę, a równocześnie utrwalającym głębokie zrośnięcie Cerkwi i państwa. Dotyczy to również historii, a właściwie kłamstw historycznych, którymi posługuje się Putin do usprawiedliwiania swej neoimperialistycznej polityki, w których słowiańska wspólnota języka, alfabetu i wiary stanowić ma podstawę do odmawiania Ukraińcom czy Białorusinom prawa do posiadania suwerennych państw narodowych. Putin wojnę uzasadniał też koniecznością ochrony ukraińskich prawosławnych. W tym sensie część wojny Cerkiew wykonuje za niego, domykając totalitarny system władzy.

Czytaj więcej

Michał Szułdrzyński: Wdzięczni Ukraińcom

Warto obserwować przykład ze Wschodu, by ominąć pułapki. Gdy Kościół dostrzega tylko w jednej partii obrońcę swych interesów i chroni się pod jej skrzydła, przestaje pełnić rolę ewangelizacyjną, włącza się w zastępczą wojnę kulturową. Nie namawiam, by Kościół wyrzekał się swego nauczania czy tożsamości. Chodzi jedynie o kwestię proporcji, czy ma głosić Dobrą Nowinę, czy też wyłącznie prowadzić wojny światopoglądowe, sprowadzając Dekalog czy katechizm do kilku użytecznych haseł będących na rękę politykom. Jak nie powinno się Kościoła sprowadzać do roli charytatywnej, tak nie można też z niego zrobić wyłącznie kija na modernizm, neomarksizm czy dżenderyzm.

Władza, szczodrze dając Kościołowi parasol i frukta, zacznie żądać w zamian poparcia dla swych czasem niecnych działań.

Mimo to warto obserwować wydarzenia na Wschodzie jako ostrzeżenie przed tym, co się dzieje, gdy zanadto zbliżają się tron i ołtarz. I żeby było jasne: nie uważam, że Polska to Rosja, ani że polski Kościół to rosyjska Cerkiew. Nasza demokracja jest na wiele sposobów ułomna, ale Rosja nie jest demokracją wcale. Z kolei polski Kościół zdaje egzamin z solidarności wobec uchodźców i w czasie wojny trudno mu coś zarzucić. Potraktujmy jednak związek Cyryla i Putina jako krzywe zwierciadło, wyolbrzymiające do monstrualnych rozmiarów to, co może się stać, gdy Kościół jest zbyt blisko władzy.

Pozostało 85% artykułu
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Polityczna bezdomność katolików
Plus Minus
„Król Warmii i Saturna” i „Przysłona”. Prześwietlona klisza pamięci
Plus Minus
Gość „Plusa Minusa” poleca. Ryszard Ćwirlej: Odmłodziły mnie starocie
Plus Minus
Mistrzowie, którzy przyciągają tłumy. Najsłynniejsze bokserskie walki w historii
Materiał Promocyjny
Zarządzenie samochodami w firmie to złożony proces
teatr
Mięśniacy, cheerleaderki i wszyscy pozostali. Recenzja „Heathers” w Teatrze Syrena