Na jednym z filmów widzimy więc kilkudziesięcioosobową grupę mężczyzn i kobiet, która doprowadza do wycofania się kilku czołgów z wioski. Na innym tłum krzyczy na żołnierzy na placu miejskim, presja jest tak wielka, że wsiadają i odjeżdżają. Na innym mieszkańcy miasta na wschodzie Ukrainy z podniesionymi do góry rękoma wcale się nie poddają, lecz napierają własnymi ciałami na wojskową kolumnę. Rosjanie początkowo strzelają w powietrze, by odstraszyć cywilów, ale ci, jeszcze głośniej krzycząc „okupanci!", „mordercy!", „do domu!", uniemożliwiają przejazd wojskowej kolumnie. Na jeszcze innym kilkuset cywilów ustawiło barykady przy wjeździe do miasta i stanęło przy nich, tworząc żywą tarczę. Na jeszcze innym widać, jak cywil gołymi rękami wynosi do lasu minę, którą rosyjskie wojska podłożyły pod lokalnym mostem.
Czytaj więcej
Agresja Rosji na Ukrainę zresetowała polską politykę. Wszystkie inne tematy schodzą na dalszy plan. Odruch jedności służy władzy, która na razie staje na wysokości zadania.
Długo by to opisywać, ale dość stwierdzić, że każdego dnia zwykli Ukraińcy udowadniają, jak poważnie traktują słowa ich narodowego hymnu. „Duszę i ciało oddamy za naszą wolność, i pokażemy, żeśmy, bracia, z kozackiego rodu", jak pisał Pawło Czubyński w 1862 r. w wierszu „Szcze ne wmerła Ukrajiny".
Trudno ocenić, jaki wpływ na postawę zwykłych obywateli ma zachowanie przedstawicieli elit politycznych na czele z prezydentem Wołodymyrem Zełenskim. Polityka, który popularność zawdzięcza komediowej roli, w jaką się wcielał, wojna zmieniła w męża stanu, który amerykańskim służbom proponującym mu ewakuację z Kijowa miał powiedzieć przez telefon, że potrzebuje amunicji, a nie podwózki. Ale bez wątpienia przykład pierwszego obywatela dodaje odwagi zwykłym zjadaczom chleba. Również były prezydent Petro Poroszenko, właściciel wielkiej fortuny, dotąd śmiertelnie skonfliktowany z Zełenskim, nie opuścił Kijowa, lecz w otoczeniu oddziału ochotników tłumaczy zachodnim mediom świetną angielszczyzną sytuację w oblężonym mieście. Również majętni bracia Kliczko, choć mają wille nad Pacyfikiem i zarobili na boksie grube miliony, stanęli na czele obrony Kijowa. Witalij Kliczko, mer stolicy, mobilizuje mieszkańców, koordynując prace miejskich służb i wojska niczym Stefan Starzyński w 1939 roku. Do armii zaciągają się znani sportowcy i muzycy.