Michał Szułdrzyński: Wdzięczni Ukraińcom

W setkach filmików, które docierają do nas z napadniętej przez Putlera Ukrainy, uderza jedna zupełnie niezwykła rzecz. Nieprawdopodobna wręcz odwaga ukraińskich cywilów, którzy własną piersią bronili swojej ziemi.

Publikacja: 04.03.2022 17:00

Michał Szułdrzyński: Wdzięczni Ukraińcom

Foto: AFP

Na jednym z filmów widzimy więc kilkudziesięcioosobową grupę mężczyzn i kobiet, która doprowadza do wycofania się kilku czołgów z wioski. Na innym tłum krzyczy na żołnierzy na placu miejskim, presja jest tak wielka, że wsiadają i odjeżdżają. Na innym mieszkańcy miasta na wschodzie Ukrainy z podniesionymi do góry rękoma wcale się nie poddają, lecz napierają własnymi ciałami na wojskową kolumnę. Rosjanie początkowo strzelają w powietrze, by odstraszyć cywilów, ale ci, jeszcze głośniej krzycząc „okupanci!", „mordercy!", „do domu!", uniemożliwiają przejazd wojskowej kolumnie. Na jeszcze innym kilkuset cywilów ustawiło barykady przy wjeździe do miasta i stanęło przy nich, tworząc żywą tarczę. Na jeszcze innym widać, jak cywil gołymi rękami wynosi do lasu minę, którą rosyjskie wojska podłożyły pod lokalnym mostem.

Czytaj więcej

Michał Szułdrzyński: Wojna odbiera tlen radykalnej prawicy

Długo by to opisywać, ale dość stwierdzić, że każdego dnia zwykli Ukraińcy udowadniają, jak poważnie traktują słowa ich narodowego hymnu. „Duszę i ciało oddamy za naszą wolność, i pokażemy, żeśmy, bracia, z kozackiego rodu", jak pisał Pawło Czubyński w 1862 r. w wierszu „Szcze ne wmerła Ukrajiny".

Trudno ocenić, jaki wpływ na postawę zwykłych obywateli ma zachowanie przedstawicieli elit politycznych na czele z prezydentem Wołodymyrem Zełenskim. Polityka, który popularność zawdzięcza komediowej roli, w jaką się wcielał, wojna zmieniła w męża stanu, który amerykańskim służbom proponującym mu ewakuację z Kijowa miał powiedzieć przez telefon, że potrzebuje amunicji, a nie podwózki. Ale bez wątpienia przykład pierwszego obywatela dodaje odwagi zwykłym zjadaczom chleba. Również były prezydent Petro Poroszenko, właściciel wielkiej fortuny, dotąd śmiertelnie skonfliktowany z Zełenskim, nie opuścił Kijowa, lecz w otoczeniu oddziału ochotników tłumaczy zachodnim mediom świetną angielszczyzną sytuację w oblężonym mieście. Również majętni bracia Kliczko, choć mają wille nad Pacyfikiem i zarobili na boksie grube miliony, stanęli na czele obrony Kijowa. Witalij Kliczko, mer stolicy, mobilizuje mieszkańców, koordynując prace miejskich służb i wojska niczym Stefan Starzyński w 1939 roku. Do armii zaciągają się znani sportowcy i muzycy.

Trudno ocenić, jaki wpływ na postawę zwykłych obywateli ma zachowanie przedstawicieli elit politycznych na czele z prezydentem Wołodymyrem Zełenskim. Polityka, który popularność zawdzięcza komediowej roli, w jaką się wcielał, wojna zmieniła w męża stanu, który amerykańskim służbom proponującym mu ewakuację z Kijowa miał powiedzieć przez telefon, że potrzebuje amunicji, a nie podwózki. 

Jest w tej ukraińskiej odwadze coś heroicznego, ale też romantycznego. I coś, co niezwykle pasuje do naszej mentalności. Wszak to właśnie zabory, powstania, wojny i okupacje kształtowały charaktery kolejnych pokoleń Polaków. Część naszej lewicy narzekała na ten niezwykły militaryzm części prawicy, z kolei część prawicy zdawała się tęsknić do bardziej heroicznych czasów. Ideologiczny spór toczył się nie tyle o sensowność polskich zrywów, ile o to, czy właśnie muzea poświęcone wojnom, powstaniom czy rewolucjom mają być właśnie tym miejscem, gdzie ma się wykuwać polska tożsamość narodowa.

Ukraińcy wojny sobie nie wybierali. Napadło ich znacznie silniejsze imperium zła, więc heroicznie się bronią. Możemy pomagać matkom z dziećmi i chorym uciekającym przed tą wojną, możemy wysyłać Ukrainie broń i zaopatrzenie, ale wiemy, że polskie wojsko nie może się w tę wojnę włączyć, nie wywołując globalnego konfliktu. Dlatego z podziwem, ale i pewną bezradnością patrzymy na bohaterstwo Ukraińców. I mamy świadomość, że bronią nie tylko swojego kraju. Oni stawiają opór atakowi na cały Zachód i jego wartości. Broniąc więc swoich wsi, miasteczek i wielkich miast, bronią naszego świata, naszej wolności. Dlatego winniśmy być im za tę walkę wdzięczni.

Na jednym z filmów widzimy więc kilkudziesięcioosobową grupę mężczyzn i kobiet, która doprowadza do wycofania się kilku czołgów z wioski. Na innym tłum krzyczy na żołnierzy na placu miejskim, presja jest tak wielka, że wsiadają i odjeżdżają. Na innym mieszkańcy miasta na wschodzie Ukrainy z podniesionymi do góry rękoma wcale się nie poddają, lecz napierają własnymi ciałami na wojskową kolumnę. Rosjanie początkowo strzelają w powietrze, by odstraszyć cywilów, ale ci, jeszcze głośniej krzycząc „okupanci!", „mordercy!", „do domu!", uniemożliwiają przejazd wojskowej kolumnie. Na jeszcze innym kilkuset cywilów ustawiło barykady przy wjeździe do miasta i stanęło przy nich, tworząc żywą tarczę. Na jeszcze innym widać, jak cywil gołymi rękami wynosi do lasu minę, którą rosyjskie wojska podłożyły pod lokalnym mostem.

Plus Minus
Bogusław Chrabota: Dlaczego broń jądrowa nie zostanie użyta
Plus Minus
„Empire of the Ants”: 103 683 zwiedza okolicę
Plus Minus
„Chłopi”: Chłopki według Reymonta
Plus Minus
„Największe idee we Wszechświecie”: Ruch jest wszystkim!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Plus Minus
„Nieumarli”: Noc żywych bliskich