Panuje przekonanie, że świat zachodni tak dojrzał w tolerancji, że prawa swobodnego wyrażania poglądów religijnych są oczywistością i po trosze przestano na nie zwracać uwagę. Ba, nawet w krajach tak dalece zsekularyzowanych jak Francja część elit jest przekonana, że ludzie wierzący nadal mają zbyt duże przywileje. Tymczasem do kwestii wolności religijnej trzeba wracać. Obok opowieści o zepsuciu panującym wewnątrz Kościoła i aferach pedofilskich z udziałem duchownych, zapomina się o milionach chrześcijan w Polsce i Europie, którym coraz trudniej funkcjonować w sposób nieupośledzony w debacie publicznej. Gdy tylko przyznają się do wiary w Chrystusa i powiedzą, że Dekalog jest dla nich fundamentem publicznego funkcjonowania, pojawiają się szklane sufity.
Kawałek własnej przestrzeni
Cała złość skierowana na bizantynizm biskupów czy grzechy Kościoła najczęściej nie dotyka samych hierarchów – ich chroni gruby mur pałacu biskupiego i pozycja – jest za to ogromnym problemem dla katolików żyjących w coraz bardziej zlaicyzowanych środowiskach. Ich sytuacja jest trudna podwójnie: po pierwsze, muszą się tłumaczyć z czegoś, co ich samych głęboko rani, po drugie, emocjonalnie i wizerunkowo ponoszą konsekwencje nie swoich czynów.
W niekończących się dyskusjach nad konsolidacją demokracji, które same w sobie są bardzo inspirujące, dużo miejsca poświęca się czynnikom instytucjonalnym, międzynarodowym, socjologicznym i kulturowym. Umykają argumenty dotyczące wyrażania przekonań wynikających wprost z religii. Traktuje się je trochę wstydliwie, jakby nie miały wpływu na stabilność systemu demokratycznego. Tymczasem, wciąż spychane na margines, upominają się o swoją reprezentację społeczną coraz bardziej aktywnie.
W Hiszpanii, Włoszech, Francji i Polsce od mniej więcej dekady przez ulice największych miast co jakiś czas przetaczają się milionowe nieraz manifestacje w obronie życia, rodziny czy podstawowych wolności obywatelskich. Tłamszenie sumienia musi kończyć się buntem, ponieważ to, co w człowieku najbardziej osobiste i delikatne, a do takich należą wiara i wyznanie, wymagają twardej obrony granic wewnętrznej autonomii. Europejczyk-obywatel nie przestaje być Europejczykiem-chrześcijaninem; aby uznawać wspólnotę europejską za swoją, musi mieć kawałek wolnej przestrzeni w debacie publicznej i nie chce, żeby to były opłotki tej przestrzeni.
Czytaj więcej
Polacy, zawsze tak bardzo okcydentalistyczni, najbardziej naturalnie czuli się w tej Europie wtedy, gdy byli traktowani trochę jak goście doproszeni do dobrego towarzystwa i, co ważniejsze, gdy sami siebie tak postrzegali.