Polska - zmartwienie Europy

Polacy, zawsze tak bardzo okcydentalistyczni, najbardziej naturalnie czuli się w tej Europie wtedy, gdy byli traktowani trochę jak goście doproszeni do dobrego towarzystwa i, co ważniejsze, gdy sami siebie tak postrzegali.

Publikacja: 05.11.2021 16:00

Polska - zmartwienie Europy

Foto: Mirosław Owczarek

Potyczki rządu z instytucjami Unii Europejskiej, kompleksy wobec Zachodu, permanentne gonienie za Europą oraz demonstracje mające w niej zatrzymać Polskę – to nie jest wyłącznie obraz ostatnich lat. To kolejne odtworzenie myślenia politycznego o miejscu Polski w Europie z minionych epok.

Kiedy zagłębimy się w pisma polskich myślicieli politycznych ostatnich stuleci, czytelnika momentami mogą przejść dreszcze. Gdy weźmiemy w nawias umieszczone tam nazwiska i wydarzenia historyczne, to nie sposób nie odnieść wrażenia, że podobne opinie i refleksje o naszym miejscu w Europie pojawiały się też w ostatnich miesiącach.

„I znów, jak przed wiekami, wzrok nasz musimy kierować przede wszystkim za Zachód, gdyż tu leżą dziś najważniejsze, najbardziej życiodajne źródła naszej siły i tu krzyżują się zarazem największe, najgroźniejsze niebezpieczeństwa" – pisał 90 lat temu w książce „Dysproporcje" legendarny minister przemysłu i handlu, a później skarbu Eugeniusz Kwiatkowski.

W 2021 roku znów patrzymy na Zachód. Z napięciem czekamy, kto wygrał wybory w Niemczech, jak nowy kanclerz będzie traktował współpracę z Rzecząpospolitą, co postanowi TSUE i Komisja Europejska. Z Zachodu znowu płyną dziś do nas pochwały i połajanki, pouczenia i sugestie, by siedzieć cicho i pielęgnować w sobie poczucie wdzięczności za dar Unii Europejskiej. Tak, Unia jest darem, nasza obecność we wspólnocie europejskiej jest epokowa, ale czy będąc w tej Europie, kolejny raz musimy w niej funkcjonować według tych samych, często destrukcyjnych skryptów i zachowań co kiedyś? Wielu z nas wierzy, że koniecznie musi tę Unię „zamartwiać", martwić się o nią na zapas, by w ten sposób zneutralizować jakieś negatywne wydarzenia, które mogą pojawić się w przyszłości. Ma to trochę posmak myślenia magicznego. Z psychologicznego punktu widzenia to strategia radzenia sobie z lękiem.

Tak, Unia jest darem, nasza obecność we wspólnocie europejskiej jest epokowa, ale czy będąc w tej Europie, kolejny raz musimy w niej funkcjonować według tych samych, często destrukcyjnych skryptów i zachowań co kiedyś

Stawianie się w kącie

Historyk Michał Bobrzyński w swoich rozważaniach nad syntezą dziejów Polski twierdził, że ważnym czynnikiem upadku państwa polskiego było zbyt silne zwrócenie się ku wschodowi, kosztem zaniechania polityki zachodniej. Teza dość kontrowersyjna, zawierająca w sobie jednak ważny element naszej polityki europejskiej. Otóż Polacy, zawsze tak bardzo okcydentalistyczni, najbardziej naturalnie czuli się w tej Europie wtedy, gdy byli traktowani trochę jak goście doproszeni do dobrego towarzystwa i, co ważniejsze, gdy sami siebie tak postrzegali.

O ile na wschodzie wobec naszych sąsiadów dość mocno korzystaliśmy z przewagi cywilizacyjnej, kulturowej i często intelektualnej, o tyle Zachód pozwalał nam być Zachodem, ale zawsze warunkowo. Za każdym razem, gdy przypominaliśmy Europie, że w niej jesteśmy, ta kazała nam to udowadniać, zawsze musieliśmy się wykazać „plusem legalności" wobec niej. Kiedy Polacy sami przed sobą i, co naturalne, przed Europą stwierdzali, że egzamin z bycia Europejczykiem zdali, wtedy ten niepokój o przynależność malał.

Czytaj więcej

Sondaż: Polacy chcą się dogadać z Unią Europejską

W politykę zachodnią po 1989 roku Polska wchodziła dokładnie z tym samym poczuciem kompleksów, lęków przed odrzuceniem i ze strategiami, jak w II RP i wcześniej. Dlatego od czasu upadku komunizmu Polska nie zbudowała w Europie własnych aktywów, własnej narracji w innych krajach Wspólnoty i sojuszników do obrony własnej agendy. Trudno to zrobić, gdy niemal wszędzie czujemy się jak petent.

Wszelkie wybujałe żądania względem powinności wobec Europy, które sobie stawialiśmy, gdy po 1989 roku do niej wracaliśmy, wszelką nasza nadgorliwość przez długi czas mało kto w Polsce uważał za przesadzone. Nawet sami Europejczycy, gdy już nas trochę w tej Unii poznali, zadawali nam pytania, „czego Wy, Polacy, ciągle od siebie chcecie? Jesteście normalni, żyjecie jak my, czego się ciągle wstydzicie?". A sami Polacy dalej ćwiczyli się w dojrzewaniu do Unii na różne sposoby, np. poprzez odkrywanie naszej przerażającej nagości, ksenofobicznego, zaściankowego i parafialnego społeczeństwa itp., po to, by Unia oblekła nas w biel, szatę europejską.

Z braku własnych kolonii i piętna zbrodni na tubylcach coraz częściej podnoszą się głosy, że na wschodnich rubieżach Rzeczypospolitej zachowywaliśmy się jak koloniści, a poza tym też jesteśmy obciążeni niewolnictwem, tyle że u nas niewolnikami byli chłopi. Nawet w poczuciu winy i tak wstydliwego dziedzictwa chcemy naśladować Europę. W ostatnich latach pojawia się na ten temat coraz liczniejsza literatura.

Stan poddaństwa

Do zobrazowania relacji Europa–Polska, stosując trochę ekwilibrystykę metodologiczną, można sięgnąć do analizy transakcyjnej Erica Berne'a: „Ty [Europo] jesteś w porządku, my [Polacy] jesteśmy nie w porządku", w związku z tym jesteśmy twoim chłopcem do bicia i możesz nas łajać.

Taka postawa ma swoją ogromną cenę, ponieważ tego, który jest nie w porządku, stawia się do kąta. On sam jest reaktywny, obciążony poczuciem winy, większość energii traci na obronę i wchodzenie w spektrum spraw inicjowanych i realizowanych przez atakującego.

Chłopiec do bicia ma tę mentalność, że nie może uwierzyć w swoją wartość, która dałaby mu legitymizację i siłę do traktowania siebie w pełni godności i poszanowania własnych praw w zwarciu z tym zawsze silniejszym. Mentalnie nie stać go na przekroczenie granicy, gdzie relacje będą już wyglądały: „Ja jestem w porządku i Ty też jesteś w porządku". Owszem, w stosunkach międzynarodowych to uproszczenie nie może zadziałać do końca, bo inne perspektywy i interesy tutaj oddziałują, jednak pewien psychologiczny stan poddaństwa ciągle zalega gdzieś na dnie naszej duszy. Poza tym nadmierna ustępliwość raczej nikomu pozycji nie wzmocniła.

W tej postawie kolejny raz wracamy do tych tradycji politycznego myślenia, które tyle nas w przeszłości kosztowały. Jan Ludwik Popławski w pracy „Organizacja sił narodowych" z 1899 r. pisał: „Nasza polityka nie może być tylko obronna (...) Było i dziś jeszcze panuje przekonanie, że naród wzmacnia się i krzepi, zacieśniając pole swej działalności zbiorowej, ograniczając jej zadania i jej zakres terytorialny". Adolf Bocheński twierdził wprost, że takie braki w forsowaniu polskiej narracji na zewnątrz to tendencje samobójcze narodu polskiego.

Polska sięga tam, dokąd sięgają prześladowania, prawa wyjątkowe, konfiskaty i kontrybucje, ucisk narodowy i religijny

Aleksander Hercen

Wracając do analizy transakcyjnej Berne'a, sytuacja, w której „Ja jestem w porządku, Ty nie jesteś w porządku" też nie jest dla nas komfortowa, bo moralne roszczenia tego słabszego wobec silniejszego, że ten jest nie w porządku w twardej geopolitycznej grze, gdzie dzieli się mniejsze państwa na poszczególne strefy wpływów państw silnych, nie mają zastosowania. Zresztą wchodzenie przez Polskę w rolę ofiary jest tym, czego Europa chyba najbardziej u nas nie lubi i ta postawa daje jej amunicję do prawienia kolejnych morałów pod naszym adresem na forum międzynarodowym. Poza tym, czy bycie ofiarą małych Czech, jak w przypadku Turowa, faktycznie nas interesuje?

Aleksander Hercen, rosyjski polonofil, liberał, później socjalista, ten sam, który przepraszał Polskę za powstanie styczniowe, twierdził: „Polska sięga tam, dokąd sięgają prześladowania, prawa wyjątkowe, konfiskaty i kontrybucje, ucisk narodowy i religijny". Hercen powinien mieć w Polsce pomnik, ale te słowa to najgorsza przysługa, bo to nic innego jak użalanie się nad niewolnikiem i wieczną ofiarą losu. Przed takim „współczuciem" i opieką wobec czarnoskórych mieszkańców kolonii ostrzegali wybitni czarnoskórzy intelektualiści, m.in. James Baldwin i Frantz Fanon, bo taka „troska" nie pozwala społecznościom po trudnych przeżyciach dojrzeć w godności i nabrać wartości we własnych oczach. A ten, kto wzrasta w godności, wstydzi się już współczucia i odrzuca pomoc silniejszego opiekuna.

Wypalony mesjanizm

Warto sięgać po teksty czarnoskórych pisarzy zajmujących się procesami emancypacyjnymi społeczeństw wychodzących spod kolonialnej dominacji i reakcji na te procesy białych elit w Europie, by przyjrzeć się trochę samemu sobie. Ich twórczość pokazuje, jak trudno wymazać z siebie wewnętrzne piętno poddaństwa i drugorzędności wypalone w duszy przez imperia kolonialne oraz jak trudno rozstać się z arogancją u białych Europejczyków.

„Jest osobliwym triumfem społeczeństwa, a zarazem jego klęską, że zdołało przekonać ludzi, którym nadało status podrzędnych, o zgodności tego wyroku ze stanem faktycznym; społeczeństwo posiada moc i broń pozwalające zmienić jego opinię w fakt, przez co uznawani za gorszych faktycznie się nimi stają (...) dzisiaj okazuje się, że jesteśmy spętani – wpierw od zewnątrz, następnie od wewnątrz – naturą kategorii, które sami stosujemy" – pisał James Baldwin w „Zapiskach syna tego kraju", przedstawiając mentalność Afroamerykanów w latach 40. ubiegłego wieku w USA. Podobny stan psychiczny między Polską i wymarzoną Europą jest bardzo wyraźnie wyczuwalny, choć publicznie mało kto chce się do tego przyznawać, bo to w końcu sprawa drażliwa.

Baldwin pisał coś jeszcze: „Kocham Amerykę bardziej od wszystkich innych krajów na świecie i z tej właśnie przyczyny domagam się prawa do nieustannego jej krytykowania". My nieustannie krytykujemy Europę, bo tak nam na niej zależy i poza nią nie mamy innego miejsca na ziemi. Paradoksalnie pozwalamy sobie na coraz odważniejszą krytykę Unii, bo nasza świadomość jej bezpośredniego oddziaływania na nasz los jest coraz większa. „Czarny ma tylko jeden los i jest on biały" – pisał Frantz Fanon w słynnym antykolonialnym eseju „Czarna skóra, białe maski" (1952). Zaiste, Polak ma tylko jeden los i jest nim Europa.

Nasz stosunek do Europy przypomina trochę, przy zachowaniu odpowiednich proporcji, stosunek Ormian do Rosji. Ormianie wiedzą, że nie lubimy Rosji i dodają: „ale nie wiecie, jak my jej nienawidzimy, bo poza nią nie mamy nikogo innego". Rosja o tym wie i z tego korzysta, podobnie jak z naszego położenia geograficznego korzystała i korzysta Europa.

„Nasze miejsce, przestrzeń, na której egzystuje naród, widziano zawsze nie jako miejsce konkretne, fizyczne, lecz przede wszystkim jako miejsce szczególne, święte, wyznaczające narodowi jego funkcje, jego stosunek do rzeczywistości. (...) Zawsze byliśmy jakimś przedmurzem, zawsze wiązała się z tym jakaś określona misja do spełnienia; zawsze też lepiej lub gorzej spełniając tę misję, oczekiwaliśmy od historii rewanżu nadzwyczajnej zapłaty za niezwykłe zasługi" – pisze Tadeusz Biernat w książce „Mit polityczny" (1989).

Istotnie, Polacy, a właściwie większa część naszego narodu, gdy wchodziliśmy do Unii Europejskiej, byli przekonani, że posiadając moc swojego mesjanizmu, posiadają moc objawiania prawd i to prawd absolutnych. Przy czym dla większości były to prawdy wiary. W związku z tym pokolenie Jana Pawła II miało na powrót reewangelizować Europę. Dość szybko okazało się, że te nasze moce ducha dały się „opiłować", ba, w dużej części sami je opiłowaliśmy z duchowieństwem na czele, które po 1989 roku kompletnie nie potrafiło odpowiedzieć na wyzwania nowoczesności. Stąd coraz częstsze konstatacje, że skoro w Europie misja nie wypaliła, to może z niej wyjść i szukać swojej drogi na własną rękę. Tymczasem Europa po upadku muru berlińskiego chciała narodu, który po prostu nie sprawia trudności.

I faktycznie, po wielu bojach między konserwatystami a progresistami przyjmujemy w końcu wizerunek, który daje nam Europa, bo innego nie mamy. „Zamierzamy ni mniej, ni więcej uwolnić kolorowego człowieka od niego samego" – pisał Frantz Fanon i dodawał: „Skolonizowany wyrwie się z buszu tylko wtedy, kiedy przyswoi sobie wartości kulturowe metropolii".

Ileż razy można było usłyszeć z ust opiniotwórczych elit i wielu prominentnych luminarzy naszego życia politycznego, że wyzwolenie z narodowych fobii to warunek „nowoczesnego europejskiego państwa". Dla wielu przedstawicieli elit fakt bycia w Europie nie wystarcza, trzeba jeszcze dokonać z tą Europą wewnętrznych zaślubin, intymnego mistycznego zjednoczenia. Unia Europejska dla wielu osób jest osobistą religią, a trud uwolnienia Polaków od nich samych uważają za dziejową konieczność i misję do spełnienia.

„Zarówno Murzyn, niewolnik własnej niższości, jak i Biały, niewolnik własnej wyższości, zachowują się w sposób neurotyczny" – pisał Fanon. Mijają epoki, zmieniają się miejsca i bohaterowie, a meandry ludzkiej psychiki pozostają takie same.

Potyczki rządu z instytucjami Unii Europejskiej, kompleksy wobec Zachodu, permanentne gonienie za Europą oraz demonstracje mające w niej zatrzymać Polskę – to nie jest wyłącznie obraz ostatnich lat. To kolejne odtworzenie myślenia politycznego o miejscu Polski w Europie z minionych epok.

Kiedy zagłębimy się w pisma polskich myślicieli politycznych ostatnich stuleci, czytelnika momentami mogą przejść dreszcze. Gdy weźmiemy w nawias umieszczone tam nazwiska i wydarzenia historyczne, to nie sposób nie odnieść wrażenia, że podobne opinie i refleksje o naszym miejscu w Europie pojawiały się też w ostatnich miesiącach.

Pozostało 96% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: Polska przetrwała, ale co dalej?
Materiał Promocyjny
Z kartą Simplicity można zyskać nawet 1100 zł, w tym do 500 zł już przed świętami
Plus Minus
„Septologia. Tom III–IV”: Modlitwa po norwesku
Plus Minus
„Dunder albo kot z zaświatu”: Przygody czarnego kota
Plus Minus
„Alicja. Bożena. Ja”: Przykra lektura
Materiał Promocyjny
Najszybszy internet domowy, ale także mobilny
Plus Minus
"Żarty się skończyły”: Trauma komediantki
Materiał Promocyjny
Polscy przedsiębiorcy coraz częściej ubezpieczeni