Sam (Rachel Sennott) była niegdyś zabawna. Wprawdzie jako komiczka („Prawie jak komik, tyle że płci żeńskiej” – ironizuje) radziła sobie świetnie, ale by opłacić rachunki, przyjęła posadę niani. Jej podopieczna, 12-letnia Brooke (Olga Petsa), której matka umierała w szpitalu, a ojciec rzucał się w wir pracy, potrzebowała kogoś takiego jak ona. Dziewczyny zbliżyły się do siebie. Dwa lata później Sam jest wrakiem człowieka. Nie je, nie śpi i nie wychodzi z domu. Nie występuje. Przeżywa traumę, którą potęgują wydarzenia z ostatniej chwili. Okazuje się bowiem, że Brooke zaginęła. Co takiego się stało, że Sam znalazła się w martwym punkcie? Skąd w jej dawnej wychowance tyle nienawiści? Szukać jej czy nie?

W filmie „Żarty się skończyły” debiutująca Kanadyjka Ally Pankiw odpowiada na te pytania wyjątkowo niespiesznie. W tym działaniu jest oczywiście metoda, choć nie zmienia to faktu, że odwlekanie wyjaśnień może rodzić frustrację. Szereg świetnie uporządkowanych retrospekcji przynosi w końcu oświecenie, ale jest ono okupione długim czekaniem.

Czytaj więcej

„Eileen”: Kiedy życie nabiera czerwonych barw

Abstrahując jednak od dającego się we znaki wypatrywania rozwiązań, dzieło Pankiw jest udane i wiarygodnie przygląda się lękom poprzez śmiech. Pokonywanie psychicznych urazów humorem to nic nowego, zwłaszcza w kinie kobiet ostatniej dekady, czego przykładem jest „Półsłodki ciężar” (2014) o komediantce w nieplanowanej ciąży. Pankiw eksploruje ból towarzyszący Sam, zastanawiając się nad jego wpływem na twórczość. Z komizmu czyni i tarczę i broń, ale doskonale wie, kiedy zachować powagę. To właśnie wtedy jej zabawny film jest najmocniejszy.