Abp Szal zapewnia, że po otrzymaniu pisma z fundacji zadziałał natychmiast. Tłumaczy, że ks. Marcin został poinformowany o zasadach pomocy w finansowaniu terapii. – Spotkałem się wówczas z wieloma przeszkodami, które stawiał, oskarżając nas czy Fundację o naruszenie jego danych osobowych. Złożył nawet skargę do Kościelnego Inspektora Danych Osobowych (KIOD) – opowiada abp Szal.
– Można określić, iż był złośliwy w pismach, posługiwał się językiem wręcz niestosownym. Nie przyjmował żadnych naszych propozycji czy form przekazania mu wsparcia, każdą naszą propozycję odrzucał – wskazuje i dodaje, że w pierwszych wystąpieniach Marcin podkreślał, że „nie chce pomocy na terapię, ale należy mu się kwota 10 tys. zł za koszty jego przyjazdu do Przemyśla”.
„Zabiegałem o transparentność procesu, ale transparentności nie było”
ks. Marcin, ofiara molestowania
Ks. Marcin nie neguje, że żądał 10 tys. zł. Uważa, że miał prawo domagania się zwrotu kosztów, jakie poniósł w związku z procesem ks. Stanisława. – Rzeczywiście, nie chciałem przyjąć tych pieniędzy, bo wypłacono mi je z funduszu pomocy kapłańskiej. Nie ubiegałem się o pieniądze z tego funduszu, ale o zwrot kosztów procesu. Uważam, że biskup nie powinien ich brać ze środków, które są przeznaczane na pomoc dla księży, którzy są w trudnej sytuacji finansowej. Zabiegałem o transparentność tego procesu – argumentuje. – A tu transparentności nie było. Arcybiskup udostępniał moje dane osobowe różnym ludziom, a potem miał pretensje, że się skarżę do KIOD.
Według moich informacji skarga ks. Marcina do KIOD wpłynęła w połowie lipca 2023 r. Po jej rozpatrzeniu, „osiągnąwszy pewność moralną” Kościelny Inspektor wezwał archidiecezję przemyską do „niezwłocznego” dopełnienia wobec ks. Marcina obowiązku informacyjnego o przetwarzaniu jego danych osobowych, nakazał też wyjaśnienie mu zasad przetwarzania danych w archidiecezji. Innym słowy: dopatrzył się w tej kwestii zaniedbań i nakazał ich naprawienie.
Ostatecznie kwota 10 tys. zł jako zwrot kosztów procesowych została ks. Marcinowi wypłacona.
Wróćmy jednak do wątku finansowania terapii. Abp Szal opowiada: – Po upływie pewnego czasu ks. Marcin ponownie zwrócił się do mnie, że żąda 45 tysięcy złotych nie tylko na terapię, ale za traumę wynikającą z procesu, którego – jak sam to określił – on nie chciał. Suma ta została mu wypłacona na warunkach obowiązujących w ramach Fundacji Św. Józefa.
Ile duchowny wydał na długotrwałą terapię
Zanim jednak do tego doszło, minęło sporo czasu. Prześledźmy sekwencję zdarzeń.
Ks. Marcin potwierdza, że koszty terapii zostały oszacowane na 45 tys. zł. Skąd ta kwota? W lutym 2022 r. po konsultacjach z psychiatrą, psychologiem i psychoterapeutą rozpoczął terapię. Spotkania odbywa trzy razy w tygodniu. Do czasu wystąpienia o finansowanie terapii odbył 190 sesji. Za każdą trzeba było zapłacić 250 zł.
– Łatwo wyliczyć, że ich łączny koszt jest wyższy aniżeli te 45 tys. zł. A terapia wciąż trwa i ja za nią płacę – tłumaczy i dodaje, że w lipcu 2023 r. po raz pierwszy odbył poważną rozmowę z abp. Szalem o finansowaniu. Ustalono, że pośrednikiem w sprawie ma być bp Stanisław Jamrozek.
Pokrzywdzony odbył prawie dwieście sesji z psychoterapeutą
Pomiędzy wrześniem a listopadem 2023 ks. Marcin odbywa w sprawie kilka rozmów z biskupem. Archidiecezja nie wie, jak do tematu podejść, prosi samego pokrzywdzonego o przygotowanie projektu umowy. – Sporządziłem taki projekt po konsultacjach z prawnikiem, wysłałem. Zapadła cisza – opowiada. – W grudniu dostałem z archidiecezji projekt umowy, w której stroną jest też Fundacja Świętego Józefa. Jako jej reprezentanta wpisano panią prezes Titaniec i księdza, którego już wtedy w zarządzie nie było. Odmówiłem podpisania.
– Kwestia przejęcia przez nas obowiązku płacenia za terapię ks. Marcina nie była z nami uzgadniania. Nie występowaliśmy tu strona jako – mówi prezes Titaniec, do której ks. Marcin zwrócił się z prośbą o wyjaśnienia. – Nie angażowaliśmy się w sprawę, bo trwały rozmowy pokrzywdzonego z diecezją.
Archidiecezja przyparta do muru
W kwietniu 2024 r. Marcin po raz kolejny przedkłada swoją propozycję umowy. Archidiecezja milczy. Pokrzywdzony przypomina się. W ostatnich dniach czerwca dostaje SMS z zaproszeniem na spotkanie z biskupem na 3 lipca. Nie może przyjechać, bo ma w tym dniu inne obowiązki. Prosi SMS-em o zmianę terminu. Tradycyjny list z zaproszeniem na spotkanie 3 lipca odbiera z poczty dzień później.
Przemyśl milczy. Marcin nie dysponuje adresem elektronicznym arcybiskupa, do którego chciałby napisać osobiście – nie przez sekretarza. Prosi o jego udostępnienie biskupów pomocniczych. Nie dostaje kontaktu.
Wreszcie zdesperowany – 16 i 17 lipca – wysyła listy z opisem całej sprawy na maila sekretarza przewodniczącego KEP – abp. Tadeusza Wojdy oraz sekretarza generalnego KEP. Reakcja jest natychmiastowa. Sekretariat KEP informuje, że przekazał korespondencję do abp. Szala. Przemyśl również reaguje błyskawicznie. Kilka dni później – 24 lipca 2024 r. – dochodzi do spotkania abp. Szala z pokrzywdzonym i zawarcia umowy. Archidiecezja zapłaci za terapię.
„Dostałem pieniądze na terapię po ponad dziesięciu latach od zgłoszenia krzywdy”
ks. Marcin, ofiara molestowania
– Po półtora roku przepychanek, miesiącach milczenia i zbywania mnie sprawę załatwiono dopiero, gdy wysłałem pismo do KEP. Dostałem pieniądze na terapię po ponad dziesięciu latach od zgłoszenia mojej krzywdy. Sam je sobie wychodziłem, a właściwie wyżebrałem – podkreśla. – Jeśli tak wygląda poważne podejście Kościoła w Polsce do osób pokrzywdzonych, o którym mówi wielu hierarchów, to ja się nie dziwię temu, że ludzie trzaskają drzwiami i nie chcą mieć z Kościołem nic wspólnego – mówi z rozgoryczeniem i dodaje też, że pod koniec 2022 r. usiłował sprawą zainteresować abp. Wojciecha Polaka, prymasa Polski, ale przede wszystkim Delegata KEP ds. ochrony dzieci i młodzieży.
Koniec części 3. Kolejna ukaże się w serwisie rp.pl w niedzielę po południu.
Danych personalnych księdza Marcina, nazwy parafii, w której jako dziecko został skrzywdzony ani innych danych, które pozwoliłyby na jego identyfikację nie podaję, by chronić jego prywatność. Jego imię jest fikcyjne.
Przestępstwa ks. Stanisława zostały udowodnione tylko na forum kościelnym. Nigdy jednak nie odpowiadał za swoje czyny przed sądem państwowym. Nie był podejrzanym ani oskarżonym – stąd również jego personaliów nie ujawniam i zmieniam jego imię.
Środowisko polskich kanonistów – szczególnie zajmujących się prawem karnym – jest niewielkie. Stąd też, by eksperci czuli się swobodnie w komentowaniu sprawy, otrzymali jedynie opis faktów i zanonimizowane odpowiedzi hierarchów. Ich tożsamość, w związku z tym, także ukryłem.
Biskup Stanisław Jamrozek, biskup pomocniczy archidiecezji przemyskiej, który od początku sprawy był w nią wtajemniczony i później występował też w roli pośrednika/mediatora między ks. Marcinem a metropolitami przemyskimi z uwagi na to, że był w pewnym momencie kierownikiem duchowym ks. Marcina poprosił o zwolnienie go z udzielania odpowiedzi na pytania tłumacząc, że mógłby „niechcący pomieszać forum wewnętrzne i zewnętrzne”.