Grzech w parafii na Podkarpaciu. Wtórna wiktymizacja

Dopiero po dziesięciu latach od zgłoszenia krzywdy i półtora roku przepychanek ks. Marcin dostaje pieniądze na terapię. – Musiałem je wyżebrać – wspomina.

Publikacja: 10.11.2024 07:00

Czytaj więcej

Czy biskupi z Przemyśla tuszowali pedofilię?

Czytaj więcej

Krzywda, trauma i lata walki o sprawiedliwość (część I)

Czytaj więcej

Diecezja potrzebowała pięciu lat, Watykan wątpliwości nie miał (część II)

W poprzednich częściach

  • Marcin jako ministrant był w latach 90. wykorzystywany seksualnie przez księdza.
  • Przez długi czas wypierał traumę, ale potem – już sam jako ksiądz – znów zetknął się ze sprawcą.
  • Po wielu wahaniach zdecydował się ujawnić sprawę władzom kościelnym.
  • Sprawca przyznał się, ale szantażem moralnym wymusił na ks. Marcinie, że nie będzie domagał się kary.
  • Archidiecezja wyjaśniała sprawę niemal pięć lat, zanim przesłała akta do Watykanu.
  • Jak wskazują kanoniści, nie powinna zwlekać z tym tak długo. 
  • Pokrzywdzony oskarża władze archidiecezji przemyskiej, że chciały zatuszować sprawę.
  • Te odpierają zarzuty i przypominają, że sam pokrzywdzony często zmieniał zdanie – raz chciał ukarania sprawcy, innym razem się z tego wycofywał, krytykując przede wszystkim hierarchów.
  • Sprawę zakończył Watykan, nakazując ukaranie sprawcy. 

Sprawę ks. Marcina przedkładam psychiatrze oraz psychologowi terapeucie. Obaj zajmują się tematyką wykorzystywania seksualnego dzieci. Zarówno w teorii, jak i w praktyce. Prowadzą także terapię osób dorosłych, skrzywdzonych w dzieciństwie. Za zgodą ks. Marcina udostępniam im naszą korespondencję. Listy z urwanymi, niedokończonymi zdaniami. Tok narracji przeplatany emocjonalnymi dygresjami, w niektórych stwierdzeniach sporo agresji, a zaraz nagle kajanie się, przepraszanie.

rp.pl/Weronika Porębska

Czym jest wtórna wiktymizacja osób skrzywdzonych

Obaj eksperci nie mają wątpliwości, że wyszły one spod ręki człowieka skrzywdzonego, a niezrozumiałe dla otoczenia działania ks. Marcina, które ujawniły się w czasie procesu kanonicznego – wahania, wycofywanie się, niechęć do karania sprawcy, agresywne listy do hierarchów – to konsekwencja wykorzystania.

Długofalowe konsekwencje wykorzystania seksualnego u wielu ofiar przekładają się na wiele sfer ich życia

– Są ludzie, u których wykorzystywanie seksualne w dzieciństwie nie zostawia właściwie żadnego śladu. Szacuje się, że od 30 do 50 proc. ofiar nie ma żadnych symptomów psychopatologicznych. Sami przepracowują traumę i żyją w miarę normalnie – tłumaczy psychiatra. – U dużej części skrzywdzonych ślad jednak pozostaje. Długofalowe konsekwencje wykorzystania dotyczą wielu sfer ich życia. Osoby po takich traumach cierpią na zaburzenia emocjonalne, depresje, zachowania autodestrukcyjne, lęki, napięcia. Mają trudności w relacjach interpersonalnych, wycofują się, boją. Są niepewne w działaniach, lękają się podejmowania trudnych decyzji, wiele rzeczy zaczynają, lecz ich nie kończą. Często podejmują irracjonalne działania i decyzje. Są podatne na ponowne wykorzystanie – wylicza.

Czytaj więcej

Raport specjalny. Skrzywdzeni w Kościele w czasach PRL

Psycholog widzi w ks. Marcinie typowy przykład zespołu stresu pourazowego (PTSD). Znalazł w sobie siłę, by zgłosić fakt przestępstwa, ale pod naciskiem ze strony krzywdzącego, szantażowany przez niego, w strachu prosi, by sprawcy nie karać. Nie raz, ale kilka razy. Widać tu zatem wahanie, niestabilność. Ale też i poczucie jakiejś winy. Takie osoby starają się też, czasem aż do przesady, chronić swoją prywatność. Boją się świata, identyfikacji.

– Takiej osobie natychmiast należałoby pomóc, zwłaszcza że przełożeni wiedzieli, jaki jest jego stan. Jeden z biskupów mówi o nim jako o człowieku wrażliwym, u którego nagle pojawiła się jakaś agresja. Drugi o chwiejnym stanie emocjonalnym, zmianach prezentowanego stanowiska. Żaden nie pomógł. Gorzej. Przeciąganiem sprawy, nieodpowiadaniem na jego pisma jeszcze go dokrzywdzono. To klasyczny przykład wtórej wiktymizacji – mówi psycholog.

Jak ksiądz Marcin prosił o wsparcie na sfinansowanie terapii

Arcybiskupi zajmujący się sprawą ks. Marcina mówią, że chcieli mu pomóc. Abp Michalik zapewnia, że spotykał się z nim „bardzo często przy różnych, także duszpasterskich okazjach, zwłaszcza w okresach, kiedy pracował w diecezji przemyskiej”. – Bywały także sytuacje, kiedy np. w Warszawie wkraczał nagle, bez zapowiedzi np. w czasie krótkich przerw w pracach konferencji episkopatu, co było w rytmie moich ówczesnych zajęć dosyć kłopotliwe, ale i wtedy poświęcałem mu możliwy czas – zapewnia.

Z kolei abp Adam Szal stwierdza, że od początku całej sprawy z ks. Marcinem wielokrotnie rozmawiał biskup Stanisław Jamrozek, który „wykonywał wszystkie polecenia (nie prośby) księdza Marcina”. Podkreśla przy tym, analiza jego życiorysu pozwala zrozumieć „jak bardzo delikatnie, dyskretnie i z wielkim szacunkiem był traktowany”.

Biskupi zajmujący się sprawą twierdzą, że chcieli pokrzywdzonemu pomóc, ten mówi jednak, że nigdy nie otrzymał od nich żadnego konkretnego wsparcia

– Wszystkie jego prośby o wyjazdy, studia, forma pracy, czas na odpoczynek, były analizowane i otrzymywał zgody. Tak samo było z prośbą o powrót do diecezji, czy też podjęcie pracy poza jej terenem. Ks. Marcin tłumaczył zmiany kryzysem kapłańskim czy złym zdrowiem. Przychylałem się do wszystkich próśb, mając na uwadze jego stan zdrowia czy samopoczucie – zapewnia hierarcha. – W rozmowach z nim zawsze stawiałem pytanie, czy potrzebuje pomocy i jakiej, abym mógł mu pomóc. Zapewniał, że pomocy nie potrzebuje, że daje sobie radę. Takie same czy podobne pytania stawiał mu ks. bp Stanisław – podkreśla.

Czytaj więcej

Sprawa pedofila ks. Józefa Loranca. „Kardynał Wojtyła był wstrząśnięty i w obecności świadków płakał”

Sam pokrzywdzony mówi jednak, że nigdy nie otrzymał od swoich biskupów żadnej konkretnej formy pomocy. Przypomina sobie, że bp Jamrozek proponował mu przekazanie intencji mszalnych, których sam nie mógł odprawić, ale nie przyjął oferty (wedle prawa kościelnego ksiądz, który przyjął intencję mszalną, lecz nie może jej odprawić, może ją wraz z ofiarą przekazać innemu księdzu – T.K). – Podziękowałem za taką formę wsparcia, bo cóż to za pomoc. Pierwsza poważna oferta pomocy ze strony diecezji pojawiła się dopiero, gdy wystąpiłem do Fundacji Świętego Józefa o grant na sfinansowanie terapii – wskazuje. – Byłem już wtedy po kilku wizytach u psychoterapeuty. Określony był wstępny plan terapii, prognozowana liczba spotkań i ich koszt – mówi.

Marta Titaniec, prezes Fundacji Świętego Józefa potwierdza, że w październiku 2022 r. pojawiła się prośba o wsparcie terapii ze strony ks. Marcina. Napisał wniosek o grant i przesłał do fundacji.

– Procedura jest taka, że weryfikujemy taki wniosek w konkretnej diecezji. Musimy wiedzieć, czy osoba prosząca o pomoc jest faktycznie pokrzywdzona, czy zgłaszała się wcześniej o pomoc do diecezji – tłumaczy Titaniec. – W tej sprawie napisaliśmy do archidiecezji przemyskiej i temat został przez nią przejęty.

Po wymianie korespondencji z Fundacją Świętego Józefa diecezja wzięła na siebie kwestie zapłaty za terapię pokrzywdzonego

– Co to oznacza? – pytamy.

– Że diecezja wzięła na siebie kwestie pomocy. Zostaliśmy jedynie poproszeni o jakiś wzór umowy, które w takich sytuacjach zawieramy z pokrzywdzonymi. Udostępniliśmy taki wzór – wyjaśnia.

Biskup zapewnia, że chciał pomóc, ale pokrzywdzony odrzucał oferty

– Archidiecezja podjęła kontakt – mówi z przekąsem ks. Marcin. – Dostałem list od oficjała sądu, który jest też delegatem ds. ochrony dzieci i młodzieży, z wyrzutami, że odrzucałem „pomocną dłoń”, którą diecezja do mnie wcześniej wyciągała. Trudno to na spokojnie komentować – stwierdza i dodaje, że właśnie w tym liście po raz pierwszy ze strony diecezji pojawiła się propozycja finansowego wsparcia terapii. Delegat poinformował, że przez pół roku będzie za nią płaciła przemyska kuria, a potem obowiązek ten przejdzie na Fundację Świętego Józefa. Prosił o podanie numeru konta, na które mają być zwracane koszty ponoszone w związku z terapią.

Czytaj więcej

Tylko w "Rzeczpospolitej": Zaktualizowana lista księży podejrzanych i skazanych za przestępstwa seksualne w czasach PRL

Abp Szal zapewnia, że po otrzymaniu pisma z fundacji zadziałał natychmiast. Tłumaczy, że ks. Marcin został poinformowany o zasadach pomocy w finansowaniu terapii. – Spotkałem się wówczas z wieloma przeszkodami, które stawiał, oskarżając nas czy Fundację o naruszenie jego danych osobowych. Złożył nawet skargę do Kościelnego Inspektora Danych Osobowych (KIOD) – opowiada abp Szal.

– Można określić, iż był złośliwy w pismach, posługiwał się językiem wręcz niestosownym. Nie przyjmował żadnych naszych propozycji czy form przekazania mu wsparcia, każdą naszą propozycję odrzucał – wskazuje i dodaje, że w pierwszych wystąpieniach Marcin podkreślał, że „nie chce pomocy na terapię, ale należy mu się kwota 10 tys. zł za koszty jego przyjazdu do Przemyśla”.

„Zabiegałem o transparentność procesu, ale transparentności nie było”

ks. Marcin, ofiara molestowania

Ks. Marcin nie neguje, że żądał 10 tys. zł. Uważa, że miał prawo domagania się zwrotu kosztów, jakie poniósł w związku z procesem ks. Stanisława. – Rzeczywiście, nie chciałem przyjąć tych pieniędzy, bo wypłacono mi je z funduszu pomocy kapłańskiej. Nie ubiegałem się o pieniądze z tego funduszu, ale o zwrot kosztów procesu. Uważam, że biskup nie powinien ich brać ze środków, które są przeznaczane na pomoc dla księży, którzy są w trudnej sytuacji finansowej. Zabiegałem o transparentność tego procesu – argumentuje. – A tu transparentności nie było. Arcybiskup udostępniał moje dane osobowe różnym ludziom, a potem miał pretensje, że się skarżę do KIOD.

Według moich informacji skarga ks. Marcina do KIOD wpłynęła w połowie lipca 2023 r. Po jej rozpatrzeniu, „osiągnąwszy pewność moralną” Kościelny Inspektor wezwał archidiecezję przemyską do „niezwłocznego” dopełnienia wobec ks. Marcina obowiązku informacyjnego o przetwarzaniu jego danych osobowych, nakazał też wyjaśnienie mu zasad przetwarzania danych w archidiecezji. Innym słowy: dopatrzył się w tej kwestii zaniedbań i nakazał ich naprawienie.

Ostatecznie kwota 10 tys. zł jako zwrot kosztów procesowych została ks. Marcinowi wypłacona.

Wróćmy jednak do wątku finansowania terapii. Abp Szal opowiada: – Po upływie pewnego czasu ks. Marcin ponownie zwrócił się do mnie, że żąda 45 tysięcy złotych nie tylko na terapię, ale za traumę wynikającą z procesu, którego – jak sam to określił – on nie chciał. Suma ta została mu wypłacona na warunkach obowiązujących w ramach Fundacji Św. Józefa.

Ile duchowny wydał na długotrwałą terapię

Zanim jednak do tego doszło, minęło sporo czasu. Prześledźmy sekwencję zdarzeń.

Ks. Marcin potwierdza, że koszty terapii zostały oszacowane na 45 tys. zł. Skąd ta kwota? W lutym 2022 r. po konsultacjach z psychiatrą, psychologiem i psychoterapeutą rozpoczął terapię. Spotkania odbywa trzy razy w tygodniu. Do czasu wystąpienia o finansowanie terapii odbył 190 sesji. Za każdą trzeba było zapłacić 250 zł.

– Łatwo wyliczyć, że ich łączny koszt jest wyższy aniżeli te 45 tys. zł. A terapia wciąż trwa i ja za nią płacę – tłumaczy i dodaje, że w lipcu 2023 r. po raz pierwszy odbył poważną rozmowę z abp. Szalem o finansowaniu. Ustalono, że pośrednikiem w sprawie ma być bp Stanisław Jamrozek.

Pokrzywdzony odbył prawie dwieście sesji z psychoterapeutą

Pomiędzy wrześniem a listopadem 2023 ks. Marcin odbywa w sprawie kilka rozmów z biskupem. Archidiecezja nie wie, jak do tematu podejść, prosi samego pokrzywdzonego o przygotowanie projektu umowy. – Sporządziłem taki projekt po konsultacjach z prawnikiem, wysłałem. Zapadła cisza – opowiada. – W grudniu dostałem z archidiecezji projekt umowy, w której stroną jest też Fundacja Świętego Józefa. Jako jej reprezentanta wpisano panią prezes Titaniec i księdza, którego już wtedy w zarządzie nie było. Odmówiłem podpisania.

Czytaj więcej

Tomasz Krzyżak: Biskupi i pokrzywdzeni. Czas wymiany listów się skończył. Trzeba zakasać rękawy

– Kwestia przejęcia przez nas obowiązku płacenia za terapię ks. Marcina nie była z nami uzgadniania. Nie występowaliśmy tu strona jako – mówi prezes Titaniec, do której ks. Marcin zwrócił się z prośbą o wyjaśnienia. – Nie angażowaliśmy się w sprawę, bo trwały rozmowy pokrzywdzonego z diecezją.

Archidiecezja przyparta do muru

W kwietniu 2024 r. Marcin po raz kolejny przedkłada swoją propozycję umowy. Archidiecezja milczy. Pokrzywdzony przypomina się. W ostatnich dniach czerwca dostaje SMS z zaproszeniem na spotkanie z biskupem na 3 lipca. Nie może przyjechać, bo ma w tym dniu inne obowiązki. Prosi SMS-em o zmianę terminu. Tradycyjny list z zaproszeniem na spotkanie 3 lipca odbiera z poczty dzień później.

rp.pl/Weronika Porębska

Przemyśl milczy. Marcin nie dysponuje adresem elektronicznym arcybiskupa, do którego chciałby napisać osobiście – nie przez sekretarza. Prosi o jego udostępnienie biskupów pomocniczych. Nie dostaje kontaktu.

Wreszcie zdesperowany – 16 i 17 lipca – wysyła listy z opisem całej sprawy na maila sekretarza przewodniczącego KEP – abp. Tadeusza Wojdy oraz sekretarza generalnego KEP. Reakcja jest natychmiastowa. Sekretariat KEP informuje, że przekazał korespondencję do abp. Szala. Przemyśl również reaguje błyskawicznie. Kilka dni później – 24 lipca 2024 r. – dochodzi do spotkania abp. Szala z pokrzywdzonym i zawarcia umowy. Archidiecezja zapłaci za terapię.

„Dostałem pieniądze na terapię po ponad dziesięciu latach od zgłoszenia krzywdy”

ks. Marcin, ofiara molestowania

– Po półtora roku przepychanek, miesiącach milczenia i zbywania mnie sprawę załatwiono dopiero, gdy wysłałem pismo do KEP. Dostałem pieniądze na terapię po ponad dziesięciu latach od zgłoszenia mojej krzywdy. Sam je sobie wychodziłem, a właściwie wyżebrałem – podkreśla. – Jeśli tak wygląda poważne podejście Kościoła w Polsce do osób pokrzywdzonych, o którym mówi wielu hierarchów, to ja się nie dziwię temu, że ludzie trzaskają drzwiami i nie chcą mieć z Kościołem nic wspólnego – mówi z rozgoryczeniem i dodaje też, że pod koniec 2022 r. usiłował sprawą zainteresować abp. Wojciecha Polaka, prymasa Polski, ale przede wszystkim Delegata KEP ds. ochrony dzieci i młodzieży.

Koniec części 3. Kolejna ukaże się w serwisie rp.pl w niedzielę po południu.

Danych personalnych księdza Marcina, nazwy parafii, w której jako dziecko został skrzywdzony ani innych danych, które pozwoliłyby na jego identyfikację nie podaję, by chronić jego prywatność. Jego imię jest fikcyjne.

Przestępstwa ks. Stanisława zostały udowodnione tylko na forum kościelnym. Nigdy jednak nie odpowiadał za swoje czyny przed sądem państwowym. Nie był podejrzanym ani oskarżonym – stąd również jego personaliów nie ujawniam i zmieniam jego imię.

Środowisko polskich kanonistów – szczególnie zajmujących się prawem karnym – jest niewielkie. Stąd też, by eksperci czuli się swobodnie w komentowaniu sprawy, otrzymali jedynie opis faktów i zanonimizowane odpowiedzi hierarchów. Ich tożsamość, w związku z tym, także ukryłem.

Biskup Stanisław Jamrozek, biskup pomocniczy archidiecezji przemyskiej, który od początku sprawy był w nią wtajemniczony i później występował też w roli pośrednika/mediatora między ks. Marcinem a metropolitami przemyskimi z uwagi na to, że był w pewnym momencie kierownikiem duchowym ks. Marcina poprosił o zwolnienie go z udzielania odpowiedzi na pytania tłumacząc, że mógłby „niechcący pomieszać forum wewnętrzne i zewnętrzne”.

W poprzednich częściach

  • Marcin jako ministrant był w latach 90. wykorzystywany seksualnie przez księdza.
Pozostało 100% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Krzyżak: Biskupi i pokrzywdzeni. Czas wymiany listów się skończył. Trzeba zakasać rękawy
Analizy
Raport "Rzeczpospolitej" ws. pedofilii w Kościele: Dojście do prawdy musi być przejrzyste
Kościół
Sprawa pedofila ks. Józefa Loranca. „Kardynał Wojtyła był wstrząśnięty i w obecności świadków płakał”
Kościół
Tylko w "Rzeczpospolitej": Zaktualizowana lista księży podejrzanych i skazanych za przestępstwa seksualne w czasach PRL
Materiał Promocyjny
Big data pomaga budować skuteczne strategie
Kościół
Jak kardynał Karol Wojtyła kontrolował pedofila
Materiał Promocyjny
Seat to historia i doświadczenie, Cupra to nowoczesność i emocje