– Główny cel dochodzenia wstępnego, czyli uprawdopodobnienie zarzutów, został osiągnięty już wiosną 2014 r. – podsumowuje kanonista pierwszy. – Wyjaśnienie wszystkich kwestii spornych powinno odbywać się już wedle wskazówek z Rzymu podczas ewentualnego procesu.
Abp Michalik: – Nigdy w tej sprawie nie zamierzałem niczego ukrywać. Ufałem sądowi.
Arcybiskup: Nie było żadnego zamiatania pod dywan
W maju 2016 r. rządy w archidiecezji przemyskiej przejmuje abp Adam Szal – wcześniej przez 16 lat biskup pomocniczy w Przemyślu. Zna temat.
– O fakcie sprawy dowiedziałem się od mojego poprzednika, który oznajmił, że powołał odpowiednie osoby do zbadania sprawy zgodnie z przepisami. Dlatego w tamtym czasie nie angażowałem się w dalszy jej przebieg, gdyż należało strzec tego, by wskutek dochodzenia nie ucierpiało czyjeś dobre imię oraz należało zachować zasadę poufności – wyjaśnia i dodaje, że „po przejęciu diecezji i zapoznaniu się z różnymi sprawami” spotkał się z ks. Marcinem. Ten „po raz kolejny protestował, że nie chce żadnych procesów i wyjaśnień”.
– Wytłumaczyłem mu, że to nie do niego, ani do mnie należy decyzja o dalszym procedowaniu, tylko do Kongregacji Nauki Wiary. Wówczas zdecydowałem się zakończyć sprawę na etapie diecezjalnym i przesłać akta do Dykasterii – mówi hierarcha. – Jestem przekonany, że nikt w tak delikatnej sprawie „nie zamiatał niczego pod dywan”. Trudnością było także to, aby nie została naruszona tajemnica spowiedzi, gdyż ksiądz Marcin spowiadał się u ks. Stanisława także jako ksiądz – wskazuje.
Dwa lata oczekiwania na list z Przemyśla
Relacja ks. Marcina różni się od tej przedstawionej przez arcybiskupa. Po raz kolejny podkreśla, że jako ksiądz nie spowiadał się u ks. Stanisława. Zapamiętał za to pierwsze spotkanie z abp. Szalem – tuż po tym, jak przejął rządy w diecezji. W trakcie rozmowy hierarcha miał mu powiedzieć, by do sprawy nie wracać. – Przez dwa lata nie dostałem żadnej korespondencji w Przemyśla w tej sprawie – mówi.
W połowie 2018 r. ks. Marcin niespodziewanie został wezwany na spotkanie z arcybiskupem. – To było kilka miesięcy po tym, jak Franciszek zdymisjonował cały episkopat w Chile za zaniedbania w sprawach pedofilskich. Oznajmiono mi, że sprawa będzie jednak procedowana – mówi ks. Marcin.
Jak kardynał Karol Wojtyła kontrolował pedofila
W ostatnich dniach rozpętała się spora burza wokół Jana Pawła II. W telewizyjnym reportażu oraz wychodzącej właśnie książce – w oparciu o cztery przypadki – postawiona została mocna teza, że Karol Wojtyła doskonale wiedział o pedofilii duchownych i nic z tym nie robił.
W styczniu 2019 r. metropolita przemyski „po analizie całości materiału” – po blisko pięciu latach od rozpoczęcia – zamyka dochodzenie wstępne i przesyła akta do Dykasterii Nauki Wiary. Rzym nie ma wątpliwości. W lipcu 2019 r. uchyla przedawnienie i nakazuje arcybiskupowi przemyskiemu przeprowadzenie w odniesieniu do księdza Stanisława procesu karno-administracyjnego.
Czy dochodzenie było przedłużane bez uzasadnienia
– To uproszczona procedura karna. Nie potrzebne jest tu powoływanie specjalnego trybunału sądowego. Biskup wyznacza swojego delegata, który zbiera dowody, przesłuchuje świadków i oskarżonego. Zebrany materiał przedkłada potem biskupowi, który musi sprawę skonsultować z dwiema osobami biegłymi w prawie. Po zapoznaniu się z ich opiniami podejmuje decyzję – objaśnia kanonista czwarty. – Oskarżony musi mieć adwokata. Wyznacza go sam albo dostaje z urzędu – podkreśla.
ks. Stanisław na adwokata wskazuje księdza X. – tego samego, który w 2014 r. na polecenie abp. Michalika analizował sprawę i sugerował jej zakończenie. – Zostało to zaakceptowane przez Dykasterię Nauki Wiary – wskazuje abp Szal.
– Pytanie tylko, czy dykasteria wiedziała o tym, że ów ksiądz był u zarania sprawy tym, który sugerował jej zakończenie – pyta retorycznie kanonista pierwszy. – I co się z nią działo przez blisko trzy lata od czasu przejęcia diecezji przez nowego biskupa. Bo i w tym wypadku można mówić o jakiejś przewlekłości postępowania. Przepisy są w tej sprawie jasne. Dykasteria ostrzega biskupów, że „nieuzasadnione przedłużanie dochodzenia wstępnego może stanowić zaniedbanie ze strony władzy kościelnej”. A zaniedbanie jest przestępstwem ściganym na podstawie Kodeksu Prawa Kanonicznego i co najmniej dwóch ustaw okołokodeksowych – wskazuje.
Informacja o karze dopiero po półtora roku
Ostatecznie uruchomiony proces ks. Stanisława postępuje dość szybko. ks. Marcin po raz kolejny składa w sprawie zeznania. W czerwcu 2021 r. metropolita przemyski wydaje dekret karny. Na początku listopada tego samego roku zatwierdza go Dykasteria Nauki Wiary i archiwizuje akta. Sprawa oficjalnie zostaje zakończona.
Ks. Stanisław zostaje pozbawiony godności kościelnych, przez pięć lat nie wolno mu podejmować pracy z dziećmi i młodzieżą, w ramach pokuty miał odbyć przynajmniej tygodniowe rekolekcje w zamkniętym domu rekolekcyjnym. Nakazano mu także wpłatę jednej pensji z tytułu obecnej pracy w ośrodku opiekuńczo-leczniczym na rzecz Fundacji Świętego Józefa, ale nie bezpośrednio do niej, lecz poprzez pośrednictwo kurii. Podtrzymano nakaz pobytu w tym ośrodku i na pięć lat zakazano odprawiania mszy św. poza jego terenem. Ksiądz Stanisław nie odwoływał się.
O zakończeniu procesu pokrzywdzonego powiadomiono telefonicznie. Twierdzi, że stało się to dopiero po wielokrotnych naciskach z jego strony. Ostatecznie fragment dekretu z wyszczególnieniem kar nałożonych na ks. Stanisława bez żadnego pisma przewodniego oraz informacji o tym za jakie przestępstwo został ukarany,ks. Marcin dostał pocztą w sierpniu 2023 r. Półtora roku po tym, jak Dykasteria Nauki Wiary definitywnie zamknęła postępowanie.
Kto wie w diecezji, że ksiądz jest ukarany przez Watykan
Z dekretu abp. Szala z 2021 r. wynika, że ks. Stanisławowi wydano wcześniej jakiś nakaz pobytu w ośrodku opiekuńczo-leczniczym na terenie diecezji rzeszowskiej, który po procesie został podtrzymany. Faktem jest, że w 2015 r. – jeszcze za rządów abp. Michalika – ks. Stanisław został zwolniony z pracy w archidiecezji przemyskiej. Można byłoby uznać, że w związku z prowadzonym dochodzeniem wstępnym zastosowano wobec niego tzw. środki zaradcze, które następnie po potwierdzeniu zarzutów w procesie karnym w 2021 r. zostały utrzymane. Tyle tylko, że wiele wskazuje na to, iż w odniesieniu do księdza Stanisława żadnych środków zaradczych wcześniej nie stosowano.
Pokrzywdzony został poinformowany o werdykcie Watykanu półtora roku po tym, jak definitywnie zamknięto postępowanie
– On sam poprosił o możliwość zmiany i przejścia do tego ośrodka na terenie diecezji rzeszowskiej, motywując to bliskością kliniki medycznej, w której się leczył. Wyraziłem na to zgodę – mówi abp Józef Michalik o przeniesieniu ks. Stanisława w 2015 r. – Nie było to spowodowane trwającym dochodzeniem – stwierdza.
– Sam prosiłem o zwolnienie z pracy w archidiecezji przemyskiej. Przeprowadziłem się do tego ośrodka, by mieć bliżej do lekarzy. Poza tym był tu kłopot z obsługą duszpasterską. Poprzedni ksiądz jedynie dojeżdżał. Przystałem zatem na propozycję prowadzących placówkę i tu zamieszkałem – mówi z kolei sam ksiądz Stanisław.
Duchowny zniknął zatem z archidiecezji na własnych warunkach, a jego przełożeni na to przystali. Wedle moich ustaleń w 2015 r. biskupa diecezji rzeszowskiej Jana Wątroby nie poinformowano o tym, że w odniesieniu do księdza, który zamieszkał na terenie jego diecezji, prowadzone jest dochodzenie kanoniczne. I choć arcybiskup Adam Szal zapewnia, że już po zakończonym procesie Rzeszów został poinformowany o sankcjach nałożonych na duchownego, to jednak nie precyzuje, kiedy to nastąpiło. A wedle mojej wiedzy z początkiem 2023 r. nikt w diecezji rzeszowskiej nie miał pojęcia o tym, że ks. Stanisław został uznany winnym wykorzystania seksualnego małoletniego i jakie kary go za to spotkały. Proszony o informację na ten temat biskup rzeszowski Jan Wątroba nie odpowiedział na moje pytania.
Biskupa diecezji rzeszowskiej nie poinformowano o tym, że na księdza, który zamieszkał na terenie jego diecezji, Watykan nałożył kary
Abp Adam Szal pytany o to, w jaki sposób prowadzi nadzór nad ukaranym duchownym, czy przestrzega on nałożonych na niego sankcji, odpowiada: „Z uwagi na inkardynację do Archidiecezji Przemyskiej ks. Stanisław podlega mojej jurysdykcji na zasadach wynikających z prawa kanonicznego”. Ale o założonej przez niego w 2019 r. (w czasie, gdy sprawą zajmował się już Watykan) fundacji i o tym, że jest jej prezesem nie wie. – Nie mam takiej wiedzy, ale jeżeli tak jest, to nie jest to dzieło o charakterze kościelnym – odpowiada.
Koniec części 2. Kolejna ukaże się w serwisie rp.pl w niedzielę rano.
Danych personalnych księdza Marcina, nazwy parafii, w której jako dziecko został skrzywdzony ani innych danych, które pozwoliłyby na jego identyfikację nie podaję, by chronić jego prywatność. Jego imię jest fikcyjne.
Przestępstwa ks. Stanisława zostały udowodnione tylko na forum kościelnym. Nigdy jednak nie odpowiadał za swoje czyny przed sądem państwowym. Nie był podejrzanym ani oskarżonym – stąd również jego personaliów nie ujawniam i zmieniam jego imię.
Środowisko polskich kanonistów – szczególnie zajmujących się prawem karnym – jest niewielkie. Stąd też, by eksperci czuli się swobodnie w komentowaniu sprawy, otrzymali jedynie opis faktów i zanonimizowane odpowiedzi hierarchów. Ich tożsamość w związku z tym także ukryłem.
Biskup Stanisław Jamrozek, biskup pomocniczy archidiecezji przemyskiej, który od początku sprawy był w nią wtajemniczony i później występował też w roli pośrednika/mediatora między ks. Marcinem a metropolitami przemyskimi z uwagi na to, że był w pewnym momencie kierownikiem duchowym ks. Marcina poprosił o zwolnienie go z udzielania odpowiedzi na pytania, tłumacząc, że mógłby „niechcący pomieszać forum wewnętrzne i zewnętrzne”.