Ksiądz Marcin (imię zmienione) jako 12-letni chłopak został w połowie lat 90. XX w. kilka razy wykorzystany seksualnie przez księdza Stanisława, proboszcza jego rodzinnej parafii na Podkarpaciu. Do przestępstw dochodziło w trakcie spowiedzi, wokół kościoła, a także w mieszkaniu duchownego. Przez lata ks. Marcin nie uświadamiał sobie, że padł ofiarą wykorzystania. Trauma jednak wróciła po latach. W 2013 r. opowiedział o swej krzywdzie ówczesnemu arcybiskupowi przemyskiemu Józefowi Michalikowi. Później złożył pisemne zgłoszenie.
Jakich przestępstw dopuścił się duchowny, który skrzywdził ks. Marcina?
W opinii ekspertów prawa kościelnego, których pytała „Rzeczpospolita”, sprawca dopuścił się co najmniej dwóch przestępstw kanonicznych. – To nakłanianie przez spowiednika podczas spowiedzi penitenta do grzechu przeciwko szóstemu przykazaniu ze spowiednikiem (tzw. solicytacja) oraz wykorzystanie seksualne osoby małoletniej – tłumaczy jeden z ekspertów. Od 2001 r. osądzenie tych przestępstw należy do wyłącznej właściwości watykańskiej Dykasterii Nauki Wiary. Sprawę powinien zgłosić do Stolicy Apostolskiej biskup, do którego trafiło zawiadomienie.
Czytaj więcej
Historię Kościoła po II wojnie trzeba będzie napisać od nowa - mówi abp Grzegorz Ryś, metropolita łódzki, członek watykańskiej Dykasterii ds. Biskupów.
– Kilka tygodni po zgłoszeniu zadzwonił do mnie ks. Stanisław. Prosił o spotkanie – opowiada ks. Marcin. – Zgodziłem się. W trakcie rozmowy stwierdził, że kontakt do mnie dostał od abpa Michalika, który miał mu powiedzieć, że jeśli się „dogadamy”, nie będzie procesu – relacjonuje. – Przepraszał mnie za to, co zrobił, błagał, bym wycofał doniesienie. Mówił, że niszczę jego kapłaństwo. W końcu napisał oświadczenie, w którym przyznał się do skrzywdzenia mnie w dzieciństwie. Dopisał prośbę o niewszczynanie procedury karnej. Podpisał się, a ja zrobiłem odręczny dopisek, że przychylam się do tej prośby.