Nie tylko „zatłuszczony łeb”. Brutalność w polityce popłaca

Własna bańka medialna i własne plemię polityczne w obliczu agresywnej ekspansji wrogiego ludu wiele wybaczają, bo nienawiść do przeciwnika jest ważniejsza niż bycie grzecznym.

Aktualizacja: 10.11.2021 10:13 Publikacja: 29.10.2021 10:00

Radosław Sikorski

Radosław Sikorski

Foto: materiały prasowe

Radosław Sikorski kolejny raz przegrał sam ze sobą na Twitterze. Tym razem w reakcji na słowa europosłanki Solidarnej Polski Beaty Kempy, która napisała do niego: „Herr Lord, na szczęście wciąż jest to flaga Polski. Gdybyście wy dalej rządzili, nie byłoby jej na czym wieszać. Nienawiść do polskich symboli to ciężka choroba". „Walnij się w zatłuszczony łeb" – odpisał.

I posypały się słowa pełne oburzenia. Były minister spraw zagranicznych w końcu przeprosił na antenie Radia Zet: „Pani minister Kempa raczyła napisać do mnie per herr i dodać, że nienawidzę symboli polskości. Uznałem to za bardzo obraźliwe. Odpowiedziałem może za mało elegancko i przeprosiłem". Nie musiał przepraszać nawet w tak pokrętny sposób. Znajdujemy się w takim punkcie nie tylko polskiej, ale i zachodniej polityki, że nawet gdyby się nie pokajał, nic by mu się nie stało i mógłby być pewny, że wyborcy w przyszłości znów na niego postawią.

Co wolno, a czego nie

Dlaczego tak się dzieje? By opisać poziom debaty publicznej w naszym kraju, warto sięgnąć do dorobku antropologów, bo mamy dziś w Polsce rzeczywistość dwóch śmiertelnie nienawidzących się plemion, które są na wojnie. A gdy się jest na wojnie, moralne rozterki przestają obowiązywać i promowane są najbardziej skuteczne metody walki.

Kultura polityczna w takich warunkach „tworzy system wychowawczy, służący nauczaniu wiedzy plemiennej i wdrażaniu karności i wytrwałości" – pisał Bronisław Malinowski w rozprawie „Kultura jako wyznacznik zachowania się". Tłumaczył też: „lecz wojnę można określić tylko jako użycie zorganizowanej siły między dwiema politycznie niezależnymi grupami, dla celów ich polityki plemiennej".

Czytaj więcej

Sikorski o kłótni z Kempą: Umiem na salonach, ale jestem z podwórka

Własna bańka medialna i własne plemię polityczne w obliczu agresywnej ekspansji plemienia przeciwnego wiele wybaczają, bo nienawiść do wroga jest ważniejsza niż bycie grzecznym. Wobec bezwzględności przeciwnika kurtuazja się nie liczy. Więcej nawet, przedstawiciel własnego plemienia, chamsko atakując stronę przeciwną, udowadnia, że jest skuteczny i przydatny dla obrony własnej grupy. Internet zaś stał się przestrzenią ujarzmiania, zdobywania i atakowania.

Oczywiście, bańki mają swoją plemienną etykietę i wypracowane wzorce zachowań, które nie są spisane, ale jednak mówią, co jest nagradzane aprobatą, a co jest naganne. Wyszydzenie przeciwnika politycznego nawet w sposób, w jaki to zrobił Radosław Sikorski, jest akurat nagradzane. Gdzie szukać aprobaty ludu, tego, co ludzie uważają za polityczną wartość? Odpowiedzi narzucają się same i to nie tylko w przypadku byłego szefa dyplomacji, choć pewnie byśmy ich nie chcieli.

„Łeb" we wszystkich tytułach

Burzenie autorytetów, dekonstrukcjonizm, walka z tradycyjnymi normami moralnymi – to też przyczyniło się do tego, że żyjemy w zupełnie innej kulturze komunikacyjnej niż kilkanaście lat temu. Kto mówi ordynarnie, ten myśli ordynarnie i działa w taki sposób. Tracą na tym wszyscy uczestnicy debaty publicznej, bo zanika finezja myślenia, a uruchamiają się gadzie pokładu mózgu. Antropolożka kulturowa Margaret Mead opisała kiedyś zjawisko „osobowości plemiennej" i chyba w Polsce możemy się tym posiłkować.

Stygmatyzowanie wroga pogłębia jego dyskredytację i skleja z łatwym do skojarzenia i zapamiętania pejoratywem

Z psychologicznego punktu widzenia komunikat negatywny, niestety, się opłaca. Przede wszystkim otwiera możliwość dotarcia do dużej liczby odbiorców w krótkim czasie. W dobie demokracji obrazkowej niezwykle istotna jest obecność polityka w mediach, a nawet budowanie przywództwa poprzez obecność w nich. Jakkolwiek brzmiałoby to niegrzecznie, obrażanie kogoś daje obrażającemu liczne korzyści. Najpierw wywołuje skandal, małe trzęsienie ziemi i w serwisach newsowych króluje przez kilka dni. Nawet gdy sypią się na niego skargi i współczucie dla osoby, którą obraził, to on nadal jest głównym bohaterem. Potem przychodzi czas na przeprosiny lub tłumaczenia, dlaczego jednak nie przeprosi. To znowu deszcz komentarzy na temat takiej, a nie innej decyzji, tymczasem wpisy i przede wszystkim zdjęcia negatywnego bohatera „wiszą" na jedynkach portali newsowych. Negacja prawidłowości, łamanie konwenansów i dobrych obyczajów uruchamiają stan podwyższonej uwagi i skupienia w reakcji na dynamiczne, nieprzewidziane wydarzenia. „Zatłuszczony łeb" był we wszystkich tytułach na wszystkich portalach informacyjnych od lewa do prawa.

Last but not least, stygmatyzowanie wroga pogłębia jego dyskredytację i skleja z łatwym do skojarzenia i zapamiętania pejoratywem. Zarówno ci, którzy współczuli Beacie Kempie, jak i ci, którzy po cichu czuli satysfakcję z wyskoku Radosława Sikorskiego, będą już kojarzyć europosłankę Solidarnej Polski z obraźliwym określeniem byłego szefa MSZ.

Poza tym nasze procesy poznawcze są tak skonstruowane, że kiedy nadawca ma duże zaufanie, jest po naszej stronie ideologicznej barykady, a odbiorca jest po stronie wrogiej, to obraźliwy komunikat nadawcy stanowi dla nas uzupełnienie wiedzy o „tamtej stronie".

Dzieci po złej stronie

W przestrzeni medialnej było bardzo dużo deklaracji współczucia dla Beaty Kempy i oburzenia na Sikorskiego, ale z drugiej strony u niektórych zwolenników Platformy Obywatelskiej pojawiła się zapewne chęć obrony zaatakowanego przez przeciwne plemię polityka, choć nie wypadało tego głośno mówić. Jego słowa – jeśli nawet dla wielu rażące – są kolejnym etapem długiego procesu pokazywania polityków PiS jako nieprzystających do współczesnej Europy, nawet w sferze wyglądu. Tak samo zresztą PiS wykorzystuje każdą możliwą okazję do uwiarygadniania swojego przekazu o „zdrajcach" i „targowicy" wśród polityków opozycyjnych.

Nie tak dawno temu poseł Marek Suski podczas odbywających się przed pomnikiem Żołnierzy AK uroczystości z okazji 76. rocznicy akcji rozbicia radomskiego więzienia UB mówił, że „Polska walczyła z niemieckim okupantem, walczyła z sowieckim, będziemy walczyć z okupantem brukselskim. Bruksela przysyła nam namiestników, którzy mają Polskę doprowadzić do porządku, rzucić nas na kolana, żebyśmy byli może landem niemieckim, a nie dumnym państwem wolnych Polaków (...) W otoczeniu, które dzisiaj rządzi miastem, niestety są dzieci milicjantów. Mamy również takich, którzy podczas radomskiego Czerwca byli szefami Milicji Obywatelskiej i dzisiaj ich dzieci też są po tamtej stronie".

Czy słowa Suskiego oburzyły wyborców Prawa i Sprawiedliwości? Przecież głośno powiedział to, co – jak sądzę – wielu z nich nosi w sercach od dawna. Takie osobiste wycieczki wobec przeciwników już dawno zostały „usłusznione" w naszej partyjnej kulturze politycznej i teraz odbywa się utrwalanie tych fatalnych, ale skutecznych wzorców na forum publicznym.

„Wy jesteście dzisiaj partią zewnętrzną, wy kompromitujecie Polskę, jesteście przeciw Polsce. Jesteście i byliście zawsze" – mówił w Sejmie do posłów Jarosław Kaczyński w 2017 r. W roku 2020 podczas debaty nad odwołaniem ówczesnego ministra zdrowia Łukasza Szumowskiego Jarosław Kaczyński także zakrzyknął w stronę posłów PO: „Takiej hołoty chamskiej to jeszcze nikt nie widział w tym Sejmie!". Dlaczego wciąż może pozwalać sobie na takie wyskoki? Ponieważ ten przekaz trafia do wyborców, których emocje przez lata sam Kaczyński formował.

Drugi koniec kija

W Polsce dwie największe partie, które zawłaszczyły scenę polityczną na dwie dekady, tak ustawiły swoje relacje z wyborcami, że całość życia politycznego kontrolowana jest obecnie przez nienawiść, podgrzewanie lęku, groźby i wyzwiska. Dziś nie tylko PiS i PO, ale też Lewica, Konfederacja i nawet PSL wiążą ze sobą swoich sympatyków przez negację, impertynencję wobec przeciwnika i tzw. uczucia gorące. Posługiwanie się inwektywami jest jak najbardziej na miejscu, ba, wzmacnia przekaz i zagrzewa do walki.

A co zrobić, gdy jest się w małej partii, a chce się być widocznym? Kiedy dostęp do centrum jest zabetonowany, a możliwości poszerzania swojej partii mocno ograniczone, trzeba być zaostrzającą spór partią na skrzydłach, po lewej lub prawej stronie. Małe ugrupowania muszą ciągle udowadniać, że są potrzebne. By być zauważonym i zapamiętanym, muszą walczyć o wyrazistość. Politycy tych partii czerpią swoją legitymizację głównie z radykalizmu i kontestacji. W polskim światku politycznym mistrzem tej gry jest Grzegorz Braun. W czasie debaty kandydatów na prezydenta Rzeszowa oświadczył: „kiedy przyjdzie jesień, a może szybciej, i szkolony psychopata Niedzielski ogłosi kolejną falę pandemii...". Jedyne, co go spotkało, to wykluczenie z tamtejszej debaty.

Dziś nie tylko PiS i PO, ale też Lewica, Konfederacja i nawet PSL wiążą ze sobą swoich sympatyków przez negację, impertynencję wobec przeciwnika i tzw. uczucia gorące

Stracił na popularności? Konfederacja się odcięła od tej wypowiedzi? Nic z tych rzeczy. We wrześniu, cztery miesiące po skandalicznych słowach w Rzeszowie, Braun huknął z sejmowej mównicy do tego samego ministra: „będziesz pan wisiał, jak wróci Polska". Za to został ukarany przez Komisję Etyki Poselskiej, ale czy musi się bać o utratę poparcia we własnym politycznym plemieniu? A skąd.

Inny poseł Konfederacji Robert Winnicki napisał ostatnio na Twitterze: „Trzaskowski im mocniej łasił się do Konfederacji oraz środowisk patriotycznych przed II turą wyborów prezydenckich w 2020 roku, tym mocniej teraz sobie odreagowuje. Odreagowuje też fakt, że Tusk mu kazał spadać do kąta. Frustrat, maminsynek i ogólnie żałosny typek". Pytanie, czy to uwiarygodni Winnickiego w oczach środowisk narodowych. Pewnie inne średnio go interesują, bo i tak nigdy na niego nie zagłosują.

Ten kij ma jednak dwa końce. Wpis Sławomira Neumanna – „to, co opowiada Ryszard Terlecki o UE i sugerujący polexit, to zakrawa na zdradę stanu. To realizacja moskiewskich interesów. Tak zachowuje się »pożyteczny idiota« albo »agent«. Jedno i drugie jest pisane cyrylicą. Ruskiład" – zagrzewa do walki nie tylko wyborców PO. Wzbudza złość i aktywizuje sympatyków Jarosława Kaczyńskiego i jego partii. Innymi słowy Neumann takimi emocjonalnymi wpisami działa pośrednio na rzecz partii rządzącej, zachęcając jej elektorat do odwetu przy urnach wyborczych.

Tak smakuje demokracja

Niestety, bodźce muszą być coraz silniejsze. W dobie coraz bardziej spersonalizowanej polityki i chaosu komunikacyjnego jednym z najbardziej skutecznych narzędzi walki politycznej są komunikaty negatywne i sensacje. „Inforozrywkowy format wiadomości faworyzuje historie skandali, gdyż stanowią one świetny materiał, który przyciąga odbiorców. Skandale zaczęły odgrywać szczególną rolę wraz z pojawieniem się całodobowych kanałów informacyjnych, gdzie nieustannie podawane są wiadomości z ostatniej chwili, aby zaspokoić potrzebę sensacji i nowości (...) Komunikacja internetowa w dwojaki sposób przyczynia się do polityki skandalu. Po pierwsze, otwiera ona komunikację masową na zarzuty i zaprzeczenia napływające z różnych stron z pominięciem »punktów dostępu« w mediach głównego nurtu (...). Po drugie, dowolna wiadomość w dowolnej formie i pochodząca z dowolnego źródła może natychmiast rozprzestrzenić się wirusowo w internecie" – pisze Manuel Castells w książce „Władza komunikacji".

Dalej autor konkluduje: „Można więc słusznie stwierdzić, że przez ostatnie dwa dziesięciolecia polityka amerykańska stała w dużej mierze pod znakiem doniesień o skandalach (lub zaprzeczania im) i niszczycielskich informacji wymierzonych bezpośrednio w konkretnych przywódców politycznych lub ich pełnomocników. Wojny polityczne toczono gównie środkami politycznego skandalu".

Dzisiaj polityka to igrzyska, a media społecznościowe są areną starć. W chaosie komunikacyjnym najważniejsze dla polityka jest bycie zacytowanym. I zawsze jest tak, że wśród fali oburzenia znajdzie się wśród zwaśnionych plemion druga połowa, która swojego „chama" będzie bronić. Dlaczego? Bo broniąc jego postawy, racjonalizując sobie jego wyskok, jego zwolennicy będą bronić samych siebie, swoich własnych wyborów politycznych i tożsamości, którą afirmują w obrębie swojej grupy.

Brak wstydu, ekshibicjonizm telewizyjny stają się normą, to się już wdarło do naszej kultury politycznej. Wszyscy wiemy, że nasza samowiedza obyczajowa jest kiepska, ale to nas po części nakręca, bo przecież któż z nas nigdy nie rzucił mięsem. Patrzymy na to z przymrużeniem oka. Mądre analityczne i długie wypowiedzi może i są rozumiane i odpowiednio oceniane przez wąskie grono specjalistów, jednak nie decydują o wygranej w wyborach.

To jest gorszące, z drugiej jednak strony właśnie swoboda w krytykowaniu, a czasem dyskredytowaniu przeciwnika politycznego to smaki demokracji. „Niedościgłą wyższością demokracji jest, że w niej dobór ludzi odbywa się w jasnym świetle swobodnej krytyki i w jawnym współzawodnictwie kompetencji. Śmieszne byłoby twierdzić, że wynik tego współzawodnictwa jest zawsze najlepszy. Jak we wszystkich ludzkich rzeczach, mieszają się tu do ważnych czynniki uboczne i mącą" – pisał Mieczysław Szerer w książce „Śmiertelni bogowie. Rzecz o demokracji i dyktaturze" wydanej w 1939 r.

Radosław Sikorski kolejny raz przegrał sam ze sobą na Twitterze. Tym razem w reakcji na słowa europosłanki Solidarnej Polski Beaty Kempy, która napisała do niego: „Herr Lord, na szczęście wciąż jest to flaga Polski. Gdybyście wy dalej rządzili, nie byłoby jej na czym wieszać. Nienawiść do polskich symboli to ciężka choroba". „Walnij się w zatłuszczony łeb" – odpisał.

I posypały się słowa pełne oburzenia. Były minister spraw zagranicznych w końcu przeprosił na antenie Radia Zet: „Pani minister Kempa raczyła napisać do mnie per herr i dodać, że nienawidzę symboli polskości. Uznałem to za bardzo obraźliwe. Odpowiedziałem może za mało elegancko i przeprosiłem". Nie musiał przepraszać nawet w tak pokrętny sposób. Znajdujemy się w takim punkcie nie tylko polskiej, ale i zachodniej polityki, że nawet gdyby się nie pokajał, nic by mu się nie stało i mógłby być pewny, że wyborcy w przyszłości znów na niego postawią.

Pozostało 92% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi