Zostali na lodzie

Łyżwiarstwo figurowe, jedna z najpiękniejszych dyscyplin zimowych, przybędzie na igrzyska w Pekinie z trudnym bagażem przeszłości. Sport ten przygasł, zaszkodziły mu afery sędziowskie, opinię psują animozje trenerów i działaczy.

Aktualizacja: 22.01.2022 15:48 Publikacja: 21.01.2022 17:00

Jamie Sale i David Pelletier (pierwsi z lewej) jeszcze ze srebrnym medalem

Jamie Sale i David Pelletier (pierwsi z lewej) jeszcze ze srebrnym medalem

Foto: PAP/EPA

Łyżwiarstwo figurowe, dyscyplina nie do końca wymierna, zależna od sędziów jak żadna inna, ze swej istoty prowokuje do dyskusji. Można różnie oceniać występy – mierząc je wyżej skalą doznań artystycznych lub wartością techniczną, spierając się nie tylko o walory programu, pomysły choreografów, ale także o właściwy dobór muzyki i projekty kostiumów.

Były czasy, gdy dyskutowano przede wszystkim o sprawach zasadniczych – o niesłychanej precyzji i długowieczności radzieckiej pary sportowej Ludmiła Biełousowa i Oleg Protopopow, o zjawiskowym i łamiącym sztywność reguł wykonaniu „Bolera" Ravela przez parę angielskich tancerzy Jayne Torvill i Christopher Dean, o pierwszych wykonawcach skoków potrójnych i poczwórnych, o zachowaniu równowagi między artyzmem i techniką, o tym co jest źródłem postępu w dyscyplinie.

Popularność łyżwiarstwa długo sięgała wyżyn, wskaźniki olimpijskiej oglądalności w USA, Kanadzie, Europie zachodniej, Rosji i w wielkich krajach Azji szybowały w niebo. Zmiana następowała powoli, raczej niezauważona, choć były powody, żeby zacząć się niepokoić. Pierwszy z nich dała znana historia rywalizacji Tonyi Harding i Nancy Kerrigan.

Zbudowała zupełnie inne napięcie wokół łyżwiarstwa. Była chyba największą (na pewno najgłośniejszą) sportową historią 1994 roku, której rozgłos dorównywał sprawie oskarżenia i aresztowania O.J. Simpsona za morderstwo byłej żony i jej nowego partnera. Nie tylko kibice pamiętają, że Nancy Kerrigan, amerykańska gwiazda, „lodowa księżniczka", została uderzona teleskopową pałką w kolano po treningu na mistrzostwach USA w styczniu 1994 roku. Sprawca zbiegł.

Uraz wyeliminował Nancy z rywalizacji, tytuł zdobyła Harding znana wcześniej z faktu, że jako pierwsza Amerykanka wykonała podczas zawodów potrójnego axla. Pięć dni po napadzie do oddziału telewizji CBS przyszedł donos, w którym napisano, że za atakiem na Nancy stoi Jeff Gillooly – były mąż Tonyi Harding.

Śledztwo przyspieszyło, okazało się, że napastnikiem był wynajęty przez Gillooly'a i Shawna Eckhardta (ówczesnego ochroniarza Harding) włóczęga, który otrzymał za atak 6,8 tys. dolarów. Harding została uznana za winną współudziału w spisku i utrudniania śledztwa. Karą był trzyletni nadzór kuratorski i grzywna oraz dożywotnie wykluczenie z łyżwiarstwa, które jednak, ze względu na zawiłości prawne nie dotyczyło startu w igrzyskach w Lillehammer. Tam Nancy Kerrigan zdobyła srebro, Tonya Harding była ósma.

Czytaj więcej

Novak Djoković. Natchniony arogant

Skandal w Salt Lake City

Losy bohaterek jeszcze długo były śledzone przez media, zwłaszcza burzliwe życie Tonyi, która nie dawała o sobie zapomnieć, występując na ringu bokserskim, próbując zaistnieć w show-biznesie i, od czasu do czasu, mając problemy z prawem.

Nakręcony w 2018 roku amerykański film „Jestem najlepsza. Ja, Tonya" („I, Tonya") stanął nawet w kolejce po Oscary, dostał trzy nominacje i zdobył jedną statuetkę dla Allison Janney za drugoplanową rolę matki Tonyi Harding – LaVony Golden. W to, że pełna turbulencji przeszłość łyżwiarstwa figurowego może przyciągać widzów, producenci filmowi i telewizyjni wierzą do dziś.

Z okazji nadchodzących igrzysk w Pekinie, należący do NBC Universal serwis streamingowy Peacock 6 stycznia zaprezentował początek nowego cyklu dokumentalnego, przedstawiającego najbardziej fascynujących olimpijczyków i najciekawsze historie dawnych olimpijskich zim.

Pierwszym z nich jest „Meddling" (w wolnym tłumaczeniu: „Kombinacja"). To czteroczęściowy dokument, opisujący skandal w łyżwiarstwie figurowym z igrzysk w Salt Lake City w 2002 r. Skandal, który, wedle wielu opinii, zaczął erozję tej dyscypliny. Bohaterami tamtych wydarzeń były dwie pary sportowe – Rosjanie Jelena Biereżna i Anton Sicharulidze, Kanadyjczycy Jamie Sale i David Pelletier oraz Francuzka Marie-Reine Le Gougne, sędziująca ich występy na igrzyskach.

Istotą konfliktu był fakt, że złoty medal poszedł, m.in. za sprawą ocen pani Le Gougne, w ręce pary rosyjskiej, choć Kanadyjczycy pojechali w finale nieco lepiej. Różnica była jednak widoczna, więc już w komentarzu telewizyjnym pojawiły się zarzuty manipulacji. Gdy Marie-Reine Le Gougne po zawodach wróciła do hotelu, w holu spotkała ją Sally Stapleford, ówczesna przewodnicząca Komitetu Technicznego Międzynarodowej Unii Łyżwiarskiej (ISU) i zaczęła wypytywać o oceny rywalizacji par. Pani Le Gougne wybuchnęła płaczem i powiedziała (przy świadkach), że była naciskana przez szefa francuskiej federacji, Didiera Gailhagueta, aby umieścić Rosjan na pierwszym miejscu w zamian za podobne wsparcie francuskiej pary w tańcach.

Czytaj więcej

100 lat polskiego tenisa

Znikająca publiczność

Powtórzyła te stwierdzenia na posiedzeniu sędziów następnego dnia, lecz w kolejnych tygodniach zaczęła zaprzeczać sama sobie mówiąc, że naprawdę wierzyła, że rosyjska para zasługuje na zwycięstwo.

Reżyserem„Meddling" jest zdobywca nagrody Emmy Sports, Todd Kapostasy, produkcją zajęła się jego żona, złota medalistka igrzysk w 1998 roku Tara Lipinski, dziś analityczka łyżwiarstwa figurowego w NBC Sports.

– To było coś nieprawdopodobnego: sportowcy wkładali całe życie w te olimpijskie chwile, a sędziowie tak naprawdę nie mieli żadnych reguł dotyczących uczciwego oceniania. Rywalizacja w Salt Lake City była fantastyczna. Obie pary miały bardzo podobne umiejętności techniczne i artystyczne, więc każdy sądził, że wygrają ci, którzy lepiej pojadą. Tamtej nocy Jamie i David byli absolutnie bezbłędni. Mieli swój olimpijski moment. Rosjanie, wykonując podwójnego axla, popełnili błąd techniczny. Wszyscy na widowni myśleli, że złoto otrzymają Kanadyjczycy – wspominała dawna mistrzyni.

Le Gougne i Gailhaguet zostali zawieszeni przez ISU na trzy lata. Pani sędzia napisała potem książkę rozliczeniową o wydarzeniach w Salt Lake City (wciąż utrzymując, że była bez winy) i dwukrotnie próbowała bez powodzenia zostać przewodniczącą francuskiej federacji łyżwiarskiej. Ogromny medialny zgiełk, jaki wywołała sprawa, spowodował, że po formalnych decyzjach Sale i Pelletier także dostali złote medale igrzysk, choć działacze ISU nie przeprowadzili żadnego oficjalnego śledztwa w sprawie nieprawidłowości sędziowania.

Zmiana jednak nastąpiła. Było nią odejście od starego, mocno subiektywnego systemu zwanego szóstkowym (noty miały zakres od 0 do 6 punktów) i przejście do „Code of Points", który z założenia miał uczynić sędziowanie bardziej obiektywnym.

– To była najlepsza rzecz, jaką spowodowały wydarzenia w Salt Lake City – twierdzi Tara Lipinski, co nie znaczy, że zmiana była wystarczająco dobra. Nawet jeśli trzy lata po tamtych igrzyskach nowa metoda oceny została wdrożona we wszystkich znaczących imprezach międzynarodowych i z modyfikacjami jest stosowana do dziś, to popularność łyżwiarstwa figurowego z tego powodu wcale nie wzrosła, wręcz przeciwnie.

Podczas mistrzostw świata 2013 roku w Kanadzie – kraju, w którym łyżwiarstwo figurowe przez lata miało pozycję jednego z najpopularniejszych sportów – publiczność nie wypełniła nawet połowy 7-tysięcznej hali w żadnym dniu imprezy. Wcześniej na mistrzostwa organizowane do wielkich hal w Edmonton, Vancouver lub Calgary przybywały tłumy.

Kiedyś to było nie do pomyślenia, ale w 2013 roku zabrakło powszechnie dostępnej transmisji telewizyjnej do USA. Zainteresowani szukali przekazu w internecie, na przykład na stronie telewizji łotewskiej, albo dogadywali się w sieci z kibicami w Europie, którzy „retransmitowali" na iPadach wydarzenia do przyjaciół w USA. Niecałe dwie dekady wcześniej mistrzostwa świata w łyżwiarstwie figurowym miały w Stanach oglądalność telewizyjną lepszą niż niż March Madness – decydująca faza wiosennych rozgrywek amerykańskiej ligi koszykówki uniwersyteckiej.

Wśród głównych przyczyn kryzysu znów wymieniano problemy z sędziowaniem. W tamtych mistrzostwach Patrick Chan z Kanady został złotym medalistą po raz trzeci, choć w decydującym programie dwukrotnie upadł i dwa razy popełnił poważne błędy przy innych skokach. Sędziowie, mimo nowego systemu, zdołali jednak wprowadzić Chana na najwyższe miejsce podium, choć niespełna 20-letni Denis Ten z Kazachstanu pojechał w finale znacznie lepiej. Kibice znów zobaczyli, że jakość występów w żaden sposób nie łączy się notami i z kolorem medali.

To, że w łyżwiarstwie trudno o obiektywizm, potwierdzało się wcześniej i później nie raz. Nawet w USA, kraju, w którym jasność kryteriów wyboru olimpijczyków w wielu dyscyplinach bywała dawana innym jako przykład. W 2014 roku jedną z faworytek do startu w Soczi była Ashley Wagner, ale w mistrzostwach kraju upadła dwa razy i zakończyła rywalizację na czwartym miejscu, zwykle niedającym biletu na igrzyska – to prawo zdobywała trójka na podium. Amerykanie jednak zmienili kryteria selekcji i wybrali Wagner do składu, twierdząc, że biorą pod uwagę rezultaty z wcześniejszej części sezonu. W ten sposób wyeliminowana została Mirai Nagasu, brązowa medalista mistrzostw USA, olimpijka z 2010 roku.

Decyzja wywołała oburzenie miłośników łyżwiarstwa i zwykłych widzów – skutek był również taki, że Ashley Wagner musiała zniknąć z mediów społecznościowych z powodu zmasowanego ataku internetowych trolli. Istotą kontrowersji było to, że nowe kryteria wyboru nie zostały wyjaśnione podczas mistrzostw krajowych. Swoją drogą, łyżwiarka podczas startu w Soczi też wywołała duże poruszenie, gdy nader sugestywnie okazała niezadowolenie z punktacji sędziowskiej. Jej reakcje stały się źródłem niezliczonych memów.

Sędziowanie podczas zawodów olimpijskich w 2014 roku spotkało się zresztą z krytyką wielu innych osób, powodem znów było ciche wsparcie sędziowskie dla łyżwiarzy rosyjskich. Próbowano nawet składać petycję w kwestii wszczęcia śledztwa w tej sprawie, postulat zebrał około 2 mln podpisów.

Po kolejnych czterech latach w Ameryce nikt nie wyciągnął wniosków ze sprawy Nagasu–Wagner i ekipę łyżwiarską USA na igrzyska w Pjongczangu utworzono znów w ogniu kłótni. Tym razem poszło o solistę Rossa Minera, srebrnego medalistę mistrzostw kraju. Do Korei Płd. pojechali zdobywcy trzeciego i czwartego miejsca z racji lepszych wyników na arenach międzynarodowych. System ocen niezmiennie pozostaje problemem łyżwiarstwa, którego nie zmieniło odłożenie na półkę popularnej (i dobrze wyglądającej w telewizji), choć wadliwej punktacji w skali do 6.0 za wrażenia artystyczne i poziom techniczny. Dawny system, generując niekiedy patologie sędziowskie, miał też zadziwiającą moc tworzenia emocji, które niezwykle przyciągały widzów. Nowy system w sensie marketingowym takiej mocy nie ma, nawet jeśli oceniani z ekipą wsparcia nadal czekają na noty w strefie trafnie zwanej „Kiss and Cry" i mogą nawet, od czasu do czasu, pobić rekord osobisty lub rekord świata (tych rekordów także nikt dobrze nie objaśnia).

Łyżwiarstwo figurowe, wciąż niezwykle atrakcyjne dla widzów w Rosji, Japonii, Chinach i Korei Płd., w Ameryce Północnej i Europie wydaje się słabnąć także z powodu braku pomysłu na dotarcie do młodzieży. Łyżwy figurowe są wciąż zatopione w przeszłości, ze swymi wielkimi autorytetami trenerskimi i choreograficznymi, pracującymi wedle starych wzorów: autorytarny nauczyciel – posłuszny uczeń.

Mocny przykład daje tu w Moskwie sławna Rosjanka Eteri Tutberidze, często krytykowana w środowisku za wyjątkową surowość wobec kandydatek i kandydatów na mistrzów. Środowisko łyżwiarskie jest zresztą pełne silnych indywidualności, których kłótnie, spory i wojny podjazdowe, choć niewidoczne dla kibiców, psują sport. Podbieranie sobie zdolnych łyżwiarzy to też inna strona tego samego zjawiska.

Łyżwiarstwo ma też problem z wiekiem uprawniającym do startu – zwłaszcza wśród pań. Debata trwa od lat, ogólnie rzecz ujmując, świat Zachodu jest za podwyższeniem tej granicy nawet do 18 lat, argumentując, że zbyt intensywny trening za młodu grozi poważnymi kontuzjami (są na to dowody). Są oczywiście głosy przeciwne – zwłaszcza w Rosji. – Nie ma wątpliwości, że limit wieku zostanie zmieniony, aby pozbawić Rosję czołowej pozycji w świecie – twierdzi mistrzyni olimpijska w tańcach z Calgary (1988) Natalia Biestemianowa. Takich i podobnych linii podziału dałoby się wyznaczyć więcej. Dyscyplinie to nie pomaga. Wprost przeciwnie, trudno oprzeć się wrażeniu, że w globalnej walce o uwagę widza łyżwiarstwo figurowe spadło do drugiej ligi.

Czytaj więcej

Simone Biles. Na ramionach ciężar świata

Łyżwiarstwo figurowe, dyscyplina nie do końca wymierna, zależna od sędziów jak żadna inna, ze swej istoty prowokuje do dyskusji. Można różnie oceniać występy – mierząc je wyżej skalą doznań artystycznych lub wartością techniczną, spierając się nie tylko o walory programu, pomysły choreografów, ale także o właściwy dobór muzyki i projekty kostiumów.

Były czasy, gdy dyskutowano przede wszystkim o sprawach zasadniczych – o niesłychanej precyzji i długowieczności radzieckiej pary sportowej Ludmiła Biełousowa i Oleg Protopopow, o zjawiskowym i łamiącym sztywność reguł wykonaniu „Bolera" Ravela przez parę angielskich tancerzy Jayne Torvill i Christopher Dean, o pierwszych wykonawcach skoków potrójnych i poczwórnych, o zachowaniu równowagi między artyzmem i techniką, o tym co jest źródłem postępu w dyscyplinie.

Pozostało 93% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi