Simone Biles. Na ramionach ciężar świata

Przypadki gimnastyczki Simony Biles i tenisistki Naomi Osaki pokazują, że presja wywierana na gwiazdorów sportu staje się niekiedy nie do wytrzymania. Niektórzy wybierają ucieczkę.

Publikacja: 30.07.2021 10:00

Simone Biles podczas eliminacji na olimpijskim turnieju, Tokio 25 lipca

Simone Biles podczas eliminacji na olimpijskim turnieju, Tokio 25 lipca

Foto: AFP

Simone Biles, od lat najlepsza gimnastyczka świata, żelazna kandydatka do tytułu największej gwiazdy igrzysk w Tokio i niezaprzeczalna ikona amerykańskiego sportu poczuła ostateczne zagubienie podczas pierwszego skoku finału olimpijskich zawodów drużynowych. Kręcąc obroty w powietrzu, dobrze wiedziała, że nie jest sobą, że straciła to niezwykłe uczucie kontroli nad lotem, poczuła, że coś odjęło jej pewność siebie i radość z prezentowania niesamowitych umiejętności, którymi od lat zachwycał się świat.

Już parę dni wcześniej czuła się daleka od ideału. Zaczęła, jak mówiła, „walczyć z tymi wszystkimi demonami" i nie mogła ich powstrzymać. Nie przepędziła w Tokio myśli nawet o tym, że właściwie nie wie, po co ona, czterokrotna złota medalistka z Rio de Janeiro, pojawiła się w Ariake Gimnastics Centre.

Podczas niedzielnych kwalifikacji pojawiły się sygnały, że może nie być sobą. Ćwiczyła dobrze, ale nie perfekcyjnie. Potknęła się na równoważni, krzywiąc się, gdy zeszła z przyrządu. W ćwiczeniach wolnych wyszła daleko poza granice maty. Przy lądowaniu po skoku też wypadła za matę. Następnego dnia opublikowała notatkę w mediach społecznościowych: „Wiem, że wstaję i otrzepuję się, sprawiam wrażenie, jakby presja nie miała na mnie wpływu, ale cholera, czasami jest to tak trudne, że ho, ho! Igrzyska to nie żarty!"

Gdy we wtorek w konkursie drużynowym niezbyt dobrze wylądowała, robiąc w skoku półtora salta zamiast 2,5, podeszła do koleżanek i trenerki, by hamując łzy, powiedzieć, że nie może dalej startować, nie da rady, że nie chce stać się obciążeniem dla drużyny. I poszła do szatni. Dzień później podała, że po „dalszej ocenie medycznej" nie wystartuje już w tych igrzyskach, bowiem pragnie się skoncentrować na własnym zdrowiu psychicznym.

To wyznanie wymagało odwagi: kilka lat temu taka rezygnacja z udziału w zawodach olimpijskich wydawałaby się niemożliwa. Pozycja Biles w amerykańskim i światowym sporcie jest zbyt ważna, by lekceważyć jakiekolwiek jej słowo. Simone dodała zaś jeszcze jeden istotny argument za tym, by nie milczeć o swej słabości: – Mówienie o niej będzie miało większy efekt wstrząsowy niż zdobycie wielu złotych medali.

Nie ufa sobie

Wyjaśnienie tej decyzji nie jest oczywiste i proste, choć sprowadza się do tego, że Simone Biles zmagała się zarówno z potężnymi wymaganiami stawianymi najsłynniejszym postaciom światowego sportu, jak i presją igrzysk oraz dodatkowymi obciążeniami, jakie nałożyła na gimnastyczkę pandemia Covid-19, w szczególności zamknięcie w bańce sanitarnej.

– Nie ufam sobie tak jak kiedyś. Nie wiem, czy to może przez wiek trochę bardziej się denerwuję, kiedy wykonuję ćwiczenia. Czuję także, że przestało mnie to wszystko cieszyć. Chciałam, żeby igrzyska olimpijskie były przede wszystkim radością dla mnie, ale po rozpoczęciu zawodów poczułam, że nadal robię to dla innych ludzi. Z tego powodu boli mnie serce: robienie tego, co kocham, zostało mi w pewnym sensie odebrane, mam wciąż zadowolić innych. Trenerzy w 100 procentach wsparli moją decyzję. Wiedzieli przez co przechodzę i zgodzili się, że nie warto cierpieć z takiego powodu – nawet jeśli to tak ogromna impreza jak igrzyska. Bo na koniec dnia chcemy wyjść z hali na własnych nogach, a nie być wyciąganym na noszach. Muszę myśleć o mym zdrowiu psychicznym – powiedziała dziennikarzom.

Przyznała także, że przytłoczyła ją presja kilku ostatnich dni w Tokio. „Czasami miałam na ramionach ciężar świata" – pisała w mediach społecznościowych. Tych samych, które parę dni wcześniej uhonorowały ją własnym emotikonem (emoji), obrazkiem niezwyciężonej mistrzyni, który pojawiał się w sieci, gdy ktoś wysłał w przestrzeń wirtualną hasztag #SimoneBiles lub po prostu #Simone.

Rozmawiając z mediami, amerykańska gimnastyczka dodała, że do szczerego mówienia o swych problemach zachęcił ją przykład tenisistki Naomi Osaki, która kilka tygodni wcześniej wycofała się z udziału w turnieju Roland Garros, podając jako przyczynę problemy mentalne. Potem opuściła Wimbledon. Wszystko zaczęło się, gdy w trakcie paryskiego Wielkiego Szlema została ukaraną grzywną w wysokości 15 tys. dolarów za odmowę stawienia się na konferencji prasowej.

Japońska supergwiazda kortów trochę niefortunnie dobrała wówczas słowa pierwszego komunikatu informującego o przyczynach rezygnacji, niektórzy dziennikarze zrozumieli nawet, że głównym powodem jej obaw i frustracji jest agresja i głupota mediów, potem wyjaśniła rzecz dokładniej w olimpijskiej edycji magazynu „Time" w eseju pod tytułem: „To w porządku nie być w porządku" (It's OK to not be OK).

„Poinformowałam organizatorów, że chcę pominąć konferencje prasowe, aby zadbać o siebie i zachować zdrowie psychiczne. Popieram bowiem opinię, że sportowcy to też ludzie... Być może powinniśmy dać sportowcom prawo do mentalnej przerwy od medialnej analizy ich pracy, w rzadkich przypadkach, bez narażania ich na surowe sankcje. W każdym innym zawodzie wybacza się poświęcenie od czasu do czasu dnia na sprawy osobiste, jeżeli nie wchodzi to komuś w nawyk" – pisała wzywając do wprowadzenia psychicznych dni „chorobowych" w profesjonalnym tenisie, ujawniając przykłady rosnącej presji, wspominając także o tym, że media i organizatorzy turnieju nie uwierzyli jej wyjaśnieniom.

„Nie życzę tego nikomu i mam nadzieję, że uda nam się wprowadzić środki ochrony sportowców, zwłaszcza tych kruchych" – dodała. Przyznała też jasno, że odmowa przyjścia na konferencje prasowe nie dotyczyła samych dziennikarzy, ale raczej nieprzystającego do współczesności formatu konferencji, który, jej zdaniem, wymaga odświeżenia. Przyznała, że choć spotkała się z krytyką niektórych ekspertów tenisowych, mających odmienne poglądy na temat roli psychiki w sporcie, jej zamiarem nigdy nie było inspirowanie buntu, ale raczej krytyczne spojrzenie i zadanie ważnych pytań.

Podziękowała również wszystkim, którzy ją wspierali, w szczególności wymieniając byłą amerykańską Pierwszą Damę Michelle Obamę, legendę olimpijskiego pływania Michaela Phelpsa, gwiazdę NBA Stephena Curry'ego i pierwszego tenisistę świata Novaka Djokovicia. Zakończyła esej zdaniem, że wcale nie czuje się komfortowo w roli adwokata zdrowia psychicznego sportowców, ale dostrzega znaczenie takiego głosu.

„Nie znam wszystkich odpowiedzi. Mam jedynie nadzieję, że ludzie będą uwzględniać i rozumieć to, że można o tym rozmawiać. Są też ludzie, którzy mogą nam pomóc i zwykle na końcu każdego tunelu widać światełko" – napisała.

Trudne zeznania

W Tokio Naomi Osaka zapaliła znicz olimpijski w dniu otwarcia igrzysk. Z turnieju odpadła dość szybko, w trzeciej rundzie, zostawiając dyskusję na temat presji i depresji w sporcie wciąż szeroko otwartą. Dla Simone Biles była jednak mocną inspiracją po tym, co zrobiła w Paryżu, napisała w magazynie „Time" i powiedziała w dokumencie nakręconym przez Netflixa.

– Kilka dni przed igrzyskami obejrzałam wszystkie odcinki serialu o Naomi i wreszcie zobaczyłam sprawy w odpowiednim świetle. Dostrzegłam, że jedna z najlepszych tenisistek na świecie może cofnąć się o krok i potem wrócić. Że można uginać się pod presją, zwłaszcza zapalając olimpijski znicz i niosąc na barkach oczekiwania swej ojczyzny. Skala tego wszystkiego jest ogromna. Zrozumiałam, że czasem dobrze jest zająć miejsce z tyłu – powiedziała amerykańska gwiazda gimnastyki.

Jeśli z uwagą przyjrzeć się jej życiu i karierze, widać, że ma znacznie więcej powodów od Naomi Osaki, by stawiać własne zdrowie psychiczne przed wymaganiami mediów, kibiców, sponsorów, organizatorów imprez i działaczy sportowych.

Biologiczny ojciec Simone Kelvin Clemons wcześnie opuścił rodzinę, jej matka walczyła z uzależnieniem od alkoholu i narkotyków. Dla czwórki dzieci podstawowym problemem było zdobycie jedzenia, bo w domu bez przerwy go brakowało. Ten etap się kończył, gdy zaniepokojeni sąsiedzi poinformowali o tym odpowiednie służby. Simone z młodszą siostrą Adrią znalazła opiekę zastępczą u dziadków, Rona i Nellie w Teksasie. Pozostałą dwójką, bratem Tevinem i sostrą Ashley zajęła się ciotka w Ohio.

Po adopcji Simone Biles nie widziała matki sześć lat. Gimnastyka spodobała się jej już od chwili, gdy zobaczyła podczas wycieczki dzieciaki ćwiczące w ośrodku Bannon's Gymnastix w Houston. Przez kolejne 11 lat trenowała tam pod okiem Aimee Boorman. Przybrana matka chętnie się zgodziła, widząc energię i radość, z jaką dziewczynka skakała przez meble, robiła fikołki, gwiazdy i salta.

Pierwszą trudną decyzją było zostawienie szkoły w dziewiątej klasie. Spełnianie marzeń gimnastycznych wymagało więcej godzin spędzonych na treningach. Simone brała lekcje w domu, zrezygnowała z zabaw z kolegami z klasy, opuściła bal maturalny. W 2013 roku, gdy zaczęły się jej pierwsze znaczące sukcesy, poprawiła relacje z biologiczną matką, ale widok Shanon Biles na trybunach zawodów nie zawsze pomagał, raczej powodował braki koncentracji, bo media znów chętnie żywiły się trudnymi wspomnieniami z dzieciństwa.

Lata wspaniałych zwycięstw, seryjne medale i tytuły mistrzyni świata oraz sukcesy olimpijskie przeniosły Simone w świat amerykańskich sportowych celebrytów, lecz w styczniu 2018 roku gimnastyczka przyznała, że była, wśród wielu innych dziewcząt, ofiarą wykorzystywania seksualnego przez byłego lekarza amerykańskiej narodowej drużyny gimnastycznej kobiet Larry'ego Nassara. Choć przybrana matka Nellie radziła jej, by nie dała się wplątać w proces przestępcy, złożyła zeznania.

Dwa lata później, w sierpniu 2020 roku w wywiadzie dla „Vogue'a" opowiedziała ze szczegółami, czym była ta trauma i jak wpłynęła na jej sportowe i pozasportowe życie. – Najpierw nie wydawało mi się to realne. Nie rozmawiałam o tym z rodziną, choć przeżywałam okresy ogromnego niepokoju. Potem byłam bardzo przygnębiona. W pewnym momencie spałam tak dużo, jak to możliwe, ponieważ było to dla mnie coś w rodzaju śmierci, bez wyrządzenia sobie krzywdy. To była ucieczka od wszystkich myśli, od świata, od tego, z czym miałam do czynienia. To był naprawdę mroczny czas – mówiła dziennikarzowi.

Wyjątkowa perfidia Nassara polegała na tym, że przedstawiał swe działania jako zabiegi medyczne. Był tak pewny siebie, że nawet rodzice niektórych dziewcząt, będąc z nim w pokoju, nie zdawali sobie sprawy, że dochodzi do aktów przemocy seksualnej. Gimnastyczka początkowo uważała, że zgłaszając podejrzane zachowania lekarza, zawiedzie opinię publiczną, która postrzegała ją przecież jako „idealną dziewczynę" i „ulubienicę Ameryki".

W otwarciu się i pogodzeniu z traumą pomogły zeznania innych gimnastyczek, takich jak Maggie Nichols, której doświadczenia z Nassarem były identyczne. Simone Biles miała też uzasadnione pretensje do krajowej federacji gimnastycznej (USAG) i amerykańskiego komitetu olimpijskiego, których działacze dość długo próbowali tuszować przestępstwa Nassara, odbywającego obecnie w więzieniu na Florydzie pierwszy z długiej serii skazujących wyroków – 60 lat więzienia za posiadanie pornografii dziecięcej. W sumie ma zasądzone za molestowanie ponad 150 dziewcząt jakieś 300 lat.

– Zbyt długo zadawałam sobie pytania, czy byłam zbyt naiwna, czy to moja wina. Teraz znam odpowiedzi. To nie była moja wina. Nie będę się winiła za Larry'ego Nassara i innych – mówiła w „Vogue'u". Po tych przeżyciach została jednak w gimnastyce, nadal trenowała i wydawała się wciąż jedną z najlepszych na świecie, choć zauważono, że została w kadrze jedyną gimnastyczką, która zeznawała w procesie Nassara.

Za mało wiemy

Ma 24 lata. Planowała odejść ze sportu w 2020 roku, po igrzyskach w Tokio. Pandemia wstrzymała tę decyzję, przedłużyła karierę. Biles trenowała więcej, opracowała nowe, trudniejsze wersje niektórych ćwiczeń, ale też zaangażowała się w organizację pomocy dla osób poszkodowanych przez koronawirus. Miesiąc przed igrzyskami dowiedziała się, że jej brat Tevin Biles-Thomas został oskarżony o zastrzelenie trzech osób podczas sylwestra 2018 roku w Cleveland. Od 2019 roku siedzi w areszcie. To wydarzenie też wzięła na barki, przeprosiła rodziny zabitych.

Psychologowie sportowi twierdzą, że nawet w normalnych czasach zawody olimpijskie mogą być źródłem ogromnych napięć emocjonalnych dla sportowców (my wiemy to, patrząc m.in. na reakcje Igi Świątek w Tokio). Przełożenie igrzysk o rok tylko zwiększyło te napięcia, powodując to, czego sportowcy zwykle nie znoszą – zmianę przyzwyczajeń i ustalonych reguł działania. Czteroletni okres przygotowań fizycznych i psychicznych został zburzony, Covid-19 kazał wyciągnąć wtyczkę z kontaktu i czekać, nagle ciężka praca i planowanie poszły na marne – trudno, by taki stan nie powodował wzrostu niepokoju.

Francuska mistrzyni judo Clarisse Agbegnenou w rozmowie z Eurosportem nazwała ten stan „przebywaniem we mgle", z której trudno się wydostać. Dla wielu olimpijczyków rok i więcej czekania na start w Tokio był rokiem dodatkowego stresu z racji troski o sfinansowanie przygotowań, braku planów powrotu do treningów i startów, społecznej izolacji.

W Tokio dochodzi jeszcze brak wspierającej energii trybun. Są sportowcy, których karmi ta energia, bez niej gasną. Amerykanin Nyjah Huston, największe nazwisko skateboardingu, wielokrotny mistrz świata, najwyżej opłacany skateboarder na świecie, w olimpijskim konkursie był dopiero siódmy. Pisząc o swym starcie w mediach społecznościowych (jak nakazują współczesne formy komunikacji z kibicami), stwierdził, że nigdy w życiu nie czuł tak dużej presji. – Przepraszam. Wiem, że zdecydowanie zawiodłem niektórych ludzi. Nie mam problemu z przyznaniem się do tego, ale przecież jestem tylko człowiekiem – dodał.

Simone Biles powiedziała, że przyjechała na igrzyska olimpijskie „czując się całkiem nieźle", ale zmagała się z problemami, które z dnia na dzień stawały się coraz trudniejsze. – Terapia i leki zwykle w takich przypadkach działają – wyjaśniła, ale nawet wtedy sytuacje stresowe mogą sprawić, że wpada się w panikę, ponieważ nie wie się, jak poradzić sobie z nadmiernym ładunkiem emocji.

Może wciąż trochę za mało wiemy o problemach, które rodzą się w głowach gwiazd sportu. Zdaniem niektórych amerykańskich komentatorów katalizatorem tych nadmiarowych przeżyć Simone Biles mógł być także stały stres związany z byciem twarzą igrzysk w stacji NBC, ciągłe powroty w opowieściach medialnych o jej karierze do chwil, w których Larry Nassar wykorzystywał ją w gabinecie lekarza gimnastycznej reprezentacji USA, także wypełnianie na okrągło obowiązków wobec sponsorów, nawet podczas przygotowań olimpijskich.

Wedle cytowanego przez „Time" dr. Naresha Rae z Amerykańskiego Komitetu Olimpijskiego i Paraolimpijskiego, odsetek osób cierpiących z powodów psychicznych waha się w USA od 40 do 50 procent. Pandemia i młody wiek sportowców mogą zwiększać tę liczbę, są pierwsze badania potwierdzające taką tezę, wzrasta także zapotrzebowanie na doradztwo i terapie internetowe.

Reakcja kibiców po wycofaniu się Simony Biles była w zdecydowanej większości naznaczona współczuciem i troską, ale w bezwzględnym świecie mediów społecznościowych coraz częściej trzeba odpierać obrzydliwe ataki i złośliwości użytkowników sieci. Ten aspekt też ma znaczenie dla psychiki sportowców, nawet jeśli twierdzą, że jest inaczej.

– Cztery lub pięć lat temu wystartowałabym w zawodach i cierpiała, nawet jeśli byłabym w psychicznym dołku i rywalizacja w takim stanie groziłaby poważną kontuzją. Ale nie tym razem, bo jestem starsza, mądrzejsza i zdaję sobie sprawę, że życie to coś więcej niż gimnastyka – powiedziała Simone w Tokio. 

Simone Biles, od lat najlepsza gimnastyczka świata, żelazna kandydatka do tytułu największej gwiazdy igrzysk w Tokio i niezaprzeczalna ikona amerykańskiego sportu poczuła ostateczne zagubienie podczas pierwszego skoku finału olimpijskich zawodów drużynowych. Kręcąc obroty w powietrzu, dobrze wiedziała, że nie jest sobą, że straciła to niezwykłe uczucie kontroli nad lotem, poczuła, że coś odjęło jej pewność siebie i radość z prezentowania niesamowitych umiejętności, którymi od lat zachwycał się świat.

Pozostało 97% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi