Kard. Jean-Claude Hollerich: Boję się fanatycznego katolicyzmu

Kardynał Jean-Claude Hollerich, przewodniczący Komisji Episkopatów Wspólnoty Europejskiej: Konsumpcjonizm i materializm nie dają odpowiedzi na pragnienie poszukiwania szczęścia przez ludzi. Dlatego Kościół powinien teraz wyostrzyć swoje przesłanie.

Publikacja: 01.10.2021 16:00

Kardynał Jean-Claude Hollerich

Kardynał Jean-Claude Hollerich

Foto: AFP, Tiziana Fabi

"Rzeczpospolita": Czy ten czas – pandemia Covid-19 – jest szczególnym momentem dla Kościoła w Europie?

Tak, to szczególny, a zarazem bardzo trudny czas dla Kościoła w Europie. W niektórych krajach kościoły są zamknięte, na przykład w Belgii i Francji. Wielu ludzi też po prostu się boi, wiele osób zostaje w domu, nie ma odwagi przyjść do kościoła, zwłaszcza osoby starsze. Ten czas pokazał, że chrześcijaństwo nie może opierać się wyłącznie na kulturze. Bo dziś to właśnie „chrześcijanie kulturowi" odchodzą od Kościoła i uważają, że mogą się bez tego obejść. I pewnie już nie wrócą.

W całej Europie w czasie kolejnych fal pandemii widzieliśmy protesty związane z niezgodą na zamykanie świątyń i ograniczaniem liturgii. Czas pandemii to także test dla roli Kościoła w europejskich społeczeństwach?

W tym trudnym czasie najważniejsze jest to, że Kościół współczuje. Ludzie czują, że jesteśmy po stronie ofiar pandemii i ich rodzin, że Kościół głosi przesłanie zbawienia i życia po śmierci, mówi o zmartwychwstaniu Chrystusa. To przesłanie, które może nadać sens ludziom w kryzysie. Dziś też wiele osób ma problemy natury psychologicznej. Czują się oderwani od swojej normalnej rzeczywistości, odizolowani, a sens życia jest właśnie tym, czego szukają. My, katolicy, możemy powiedzieć, że znamy sens życia, możemy mówić „przekazujemy Ci tę wiadomość!", możemy przekazywać wiadomość o Zmartwychwstaniu także tym, którzy zwątpili. Mam nadzieję, że zwłaszcza dziś w europejskich społeczeństwach możemy uczynić to przesłanie jaśniejszym.

A jednak w niektórych krajach świątynie wciąż są zamknięte, a przynajmniej możliwość sprawowania liturgii ograniczona: we Francji, w Wielkiej Brytanii, nawet we Włoszech czy w Niemczech. Papież Franciszek powtarza nieustannie, że powinniśmy iść na peryferie. Czy przypadkiem nie jest tak, że pandemia ostatecznie sprawia, że Europa staje się peryferiami Kościoła katolickiego?

Myślę, że w większości krajów Europy tradycja przestaje być już tak ważna, jak była niegdyś. Europa doszczętnie się zsekularyzowała, poza kilkoma wyjątkami. Polska, Włochy czy Portugalia należą właśnie do tych wyjątków. Ale proces sekularyzacji Europy Zachodniej jeszcze się nie zakończył, on przyśpiesza i zaczyna krążyć wokół bardzo silnego materializmu. Wielu ludzi myśli dziś, że szczęście pochodzi z konsumpcji, z wypełniania potrzeb materialnych, z kupowania oraz konsumowania. I co najważniejsze – dotychczasowy świat tworzył ułudę, że tak faktycznie jest, że to działa.

Czytaj więcej

Papież nawołuje do szczepień. "To przyjaciele ludzkości"

Nawet w trakcie pandemii?

To punkt zwrotny. Pandemia pokazała, że ten model nie działa. Konsumpcjonizm i materializm nie dają odpowiedzi na pragnienie poszukiwania szczęścia przez ludzi. Dlatego Kościół powinien teraz wyostrzyć swoje przesłanie, sprawić, by stało się bardziej wyraźne i czytelne. Myślę, że to właśnie kościoły są jednymi z najbezpieczniejszych miejsc w czasie pandemii, zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Patrząc na katolicką mszę, wiemy, że to prawda. Wszystko w czasie mszy dzieje się zgodnie z jej ustalonym porządkiem. Jak pokazują badania, nawet niebezpieczeństwo zarażenia się wzajemnie wirusem podczas mszy jest bardzo niskie – oczywiście, jeśli będziemy przestrzegać zasad bezpieczeństwa, nie unikając noszenia masek i zachowania odległości i ostrożności.

Pod koniec 2020 roku na zamówienie Konferencji Biskupów USA powstał raport, w którym przebadano miejsca o największej transmisji wirusa. Kościoły rzeczywiście znajdowały się na bardzo odległej pozycji. Mimo takich badań w Europie je zamykano.

Brdzo często nie chodzi tylko o bezpieczeństwo. W Europie wiele rządów posiada jeden model równości – traktujesz wszystkich tak samo, nawet religię. Jeśli więc w jednej religii zgromadzenie może być niebezpieczne – myślę np. o grupach ewangelickich czy charyzmatycznych grupach ewangelickich, gdzie jest dużo śpiewu, ruchu i tańców itd. – zamykane są wtedy wszystkie świątynie, niezależnie od denominacji. To swoiście rozumiana dyktatura równości.

Innej odpowiedzi – powiązanej z myśleniem o wieczności – udzielił papież Franciszek. Braterstwo jest dobrą drogą do równości, ponieważ oczywiście równość jest ważna, ale nie może być absolutyzowana. Kiedy w Luksemburgu msze zostały zakazane w czasie pandemii, Kościół katolicki jako pierwszy stworzył plan dotyczący środków sanitarnych, który zostały wprowadzone w trakcie liturgii. Muzułmanie, żydzi zgodzili się z nami i naśladowali nasz plan. „Cieszymy się, że przejmujecie inicjatywę, a my możemy przeanalizować wasz plan i dostosować go do naszej rzeczywistości" – mówili mi często. Równość narzuca państwo, wcale nie jest ona nie jest wymagana przez różne religie.

W Europie jest więcej niż jedna wiodąca religia. Jest islam, są wyznawcy judaizmu. Jednak większość europejskiej klasy średniej jest postkatolicka, historycznie rzecz biorąc, wręcz postchrześcijańska. Z drugiej strony mamy dziś wiele przejawów radykalnego okazywania wiary – na przykład radykalny islam. Prezydent Francji Emmanuel Macron z jednej strony próbuje z nim walczyć, a z drugiej udaje się na pielgrzymkę do Lourdes. Czy w obecnej sytuacji chrześcijaństwo może być rodzajem odpowiedzi na radykalną formę wiary, obecną na przykład w niższych klasach społeczeństwa europejskiego?

Nie użyłbym terminu „radykalny", ponieważ uważam, że chrześcijaństwo samo w sobie jest radykalne i takie musi być, aby zachować swoją istotę. Pozostaje oczywiście pytanie o definicję radykalizmu... My, chrześcijanie, musimy dać radykalną odpowiedź Chrystusowi i powiedzieć mu „tak" z całego serca. Jednak radykalizm fanatyczny, fanatyczne podejście do religii i wiary oczywiście nie są dobre. To nie jest nauka Chrystusa.

Nacjonalizm jest zły. Powinniśmy to wiedzieć, zwłaszcza w Europie

Ten radykalizm widzieliśmy na europejskich ulicach...

Rozwija się jakiś nowy, powiedzmy fanatyczny, katolicyzm. Boję się go, bo sprowadza chrześcijaństwo do poziomu zamkniętego systemu. W takim systemie, w takiej zamkniętej rzeczywistości żyjącego Boga nie ma. Przyjęcie takiego systemu jest oczywiście dla wyznawcy bardzo dobre, ponieważ oszczędza on sobie wątpliwości, zna odpowiedzi, żyje w zamkniętym systemie. A przecież wielu ludzi w tym czasie wielkich zmian w naszych czasach pragnie pewności. Jednak religia to inna pewność. To pewność taka jak Boże Narodzenie Emmanuela, pewność tego, że Bóg jest z nami, pewność, dzięki której możemy stawiać czoła wyzwaniom, nie uznając, że każda zmiana jest zagrożeniem. Albo możemy mieć zamknięty system wiary, w którym wszystko jest bardzo piękne, wszystko jest bardzo jasne, ale obawiam się, że w tym zamkniętym systemie Bóg nie będzie obecny.

Czy po pandemii znowu otworzyć Kościół? Na tych, którzy są w jakiś sposób zagubieni? W końcu także papież Franciszek wspomniał o tym w swojej ostatniej encyklice „Fratelli tutti", pisząc, że w niektórych krajach chrześcijańskich istnieje zagrożenie wiary nacjonalizmem.

Nacjonalizm jest zły. Powinniśmy to wiedzieć, zwłaszcza w Europie. Widzieliśmy nacjonalizm podczas obu wojen światowych. Musimy oddzielić patriotyzm od nacjonalizmu, patriotyzm – miłość do kraju – jest dobry. Myślę, że każdy chrześcijanin, każdy katolik kocha swój kraj. Jestem luksemburskim patriotą. Kocham swój kraj, ale w ramach tej miłości kocham też inne kraje, bo kocham też innych ludzi. Dokądkolwiek się udam, poznaję nowe kultury Europy i zakochuję się w nich bez porzucania własnej tożsamości. Myślę, że czymś bardzo rozwijającym i ważnym jest wiedza, że chrześcijaństwo ma być rdzeniem naszej tożsamości, że nasz naród jest częścią tej tożsamości, że powinniśmy kochać nasz kraj, ale to wszystko musi się ze sobą uzupełniać. W końcu, jak możesz być Polakiem, nie kochając Polski?

Oczywiście, ale nie powiedziałbym, że kocham np. Włochy czy Francję.

Ale miłość do Polski oznacza też, że kochasz wszystkie kobiety, mężczyzn, dzieci i starców mieszkających w Polsce, kochasz sposób życia, który dzielisz razem z nimi, choć oczywiście masz też prawo do krytyki. To bardzo ważne. Taki otwarty sposób patrzenia nie wskazuje, że jesteśmy numerem jeden, że jesteśmy lepsi od wszystkich innych. To z kolei jest bardzo niebezpieczne, bo stwarza konflikty.

Czyli w zasadzie chrześcijanin powinien utrzymywać wiarę w środku swojego światopoglądu, będąc radykalnym w wierze, a nie w polityczności. Jak sprawić, żeby nie popadać ani w radykalizm religijny, ani w polityczny?

Po pierwsze, jako chrześcijanie wiemy, że musimy żyć w kraju demokratycznym z ludźmi, którzy często nie są chrześcijanami, którzy nie są katolikami, a często w ogóle nie są ludźmi wierzącymi. I musimy ich szanować. Musimy szanować ich przekonania, tak jak i oni powinni szanować nasze. Powiedziałbym nawet, że musimy ich kochać, ponieważ wiemy, że Bóg nas kocha, ale kocha także ich. Powinniśmy więc darzyć również dużym szacunkiem i miłością ludzi, którzy różnią się od nas, nie potępiać ich.

Nie oznacza to jednak, że powinniśmy się po prostu zamknąć, milczeć i akceptować wszystko. Musimy wyrażać nasze pomysły i poglądy, ale zawsze z szacunkiem. Myślę, że jeśli mówimy ludziom, że mamy rację, mylimy się – dialog się wtedy kończy. Musimy zwracać się do osób szukających prawdy, zawsze dążyć do wspólnego dobra. Polityka to w końcu także sztuka robienia rzeczy lepiej, czynienia świata lepszym. Czasami nie jest możliwe, żeby było najlepiej, ale zawsze powinniśmy dążyć do lepszego.

Dialog i szacunek dla innych opinii są dziś na sztandarach wszystkich, nie tylko chrześcijan. Czy chrześcijaństwo wciąż jest podstawową wartością Unii Europejskiej?

Tak.

Wiele osób nie zgodzi się z takim twierdzeniem.

Kiedy rozmawiam z politykami obecnymi w Brukseli – wśród nich nie wszyscy są chrześcijanami; niektórzy są, inni nie, część poszukuje – wszyscy podziwiają to, jak papież Franciszek opisuje problemy współczesnego świata, jak kładzie nacisk na chrześcijańskie wartości, na których powinien się nasz świat opierać. Wielu często wspomina encykliki „Laudato si'" albo „Fratelli tutti", ponieważ wyczuwają w nich troskę o wspólne dobro. My, jako Kościół, musimy żyć w świecie polityki i dawać lub próbować dawać odpowiedzi na kolejne rodzące się wyzwania bez tworzenia własnej, odrębnej polityki. To trudne, aby nawet od czasu do czasu nie ulegać pokusie wykluczania innych z debaty publicznej i z polityki. Jako Kościół musimy zaproponować chrześcijański pomysł na rozwiązanie problemów politycznych, ekonomicznych, ekologicznych...

A co z katolicką nauką społeczną?

Trzeba ją przedstawiać w taki sposób, aby była możliwa do zaakceptowania przez wszystkich. Wielu ludzi, którzy nie są chrześcijanami, uznaje przecież społeczną naukę Kościoła, ponieważ znajdują w niej odpowiedzi na pragnienie wspólnego dobra. To wspólne dobro i to, czego Kościół musi nauczać, jest bardziej znaczące niż dzisiejsza Europa.

Podczas pandemii nie możemy powiedzieć, że najpierw chcemy mieć szczepionkę dla wszystkich Europejczyków, podczas gdy ludzie w pozostałej części świata mogą umierać. Nie. Na każdym polu musimy oszczędzać nasze zasoby, ale też pomagać innym, być naprawdę zaangażowanym w krzewienie wspólnego dobra. Myślę, że wielu ludzi wyznających inne religie lub po prostu większość Europejczyków, którzy nie utożsamiają się z żadną religią, wciąż czują się wzruszeni, gdy mówi się o dobrze wspólnym i o chęci współpracy międzyreligijnej właśnie dla wspólnego dobra.

Nie możemy pozwolić, aby Kościół był w tym dialogu wykorzystywany instrumentalnie, nie możemy też siłą narzucać swojej wizji

To może być sposób na pokazanie im Chrystusa i świętości nauczania Kościoła, ważnego także dziś?

Musimy stworzyć dwa różne dialogi: polityczny i egzystencjonalny. W końcu kiedy prowadzimy dialog polityczny, musimy jasno formułować swoją postawę i komunikować nasze wartości. Nie możemy jednak pozwolić, aby Kościół był w tym dialogu wykorzystywany instrumentalnie, nie możemy też siłą narzucać swojej wizji. Wówczas bowiem ludzie, z którymi rozmawiamy, mogą poczuć, że ich wolność nie jest szanowana, że chcemy ich na siłę nawracać.

Jednak z ludźmi prowadzi się nie tylko dialog polityczny. Nawet z politykami prowadzimy dialog bardzo egzystencjalny. Jeśli jako chrześcijanin prowadzę dialog egzystencjalny, nie mogę tego zrobić bez powiedzenia, kim jest dla mnie Chrystus, bez powiedzenia, że jest on centrum mojego życia i że nie wyobrażam sobie życia bez niego. To także jest dziś świadectwem wiary, zwłaszcza podczas pandemii.

Czasem jednak trzeba rozdzielić obie te kwestie. Nie możemy przecież w każdej rozmowie mówić o Chrystusie – ważny jest jednak sposób. Bo jako chrześcijanie pragniemy świata bardziej opartego na Ewangelii. I kiedy pandemia się skończy, będziemy chcieli taki świat tworzyć – choć może innymi sposobami niż wcześniej.

O rozmówcy:
Kard. Jean-Claude Hollerich

Luksemburski jezuita, od 2018 r. przewodniczący Komisji Episkopatów Wspólnoty Europejskiej. W 2021 r. papież mianował go na relatora generalnego najbliższego Zgromadzenia Ogólnego Synodu Biskupów, które poświęcone będzie synodalności


"Rzeczpospolita": Czy ten czas – pandemia Covid-19 – jest szczególnym momentem dla Kościoła w Europie?

Tak, to szczególny, a zarazem bardzo trudny czas dla Kościoła w Europie. W niektórych krajach kościoły są zamknięte, na przykład w Belgii i Francji. Wielu ludzi też po prostu się boi, wiele osób zostaje w domu, nie ma odwagi przyjść do kościoła, zwłaszcza osoby starsze. Ten czas pokazał, że chrześcijaństwo nie może opierać się wyłącznie na kulturze. Bo dziś to właśnie „chrześcijanie kulturowi" odchodzą od Kościoła i uważają, że mogą się bez tego obejść. I pewnie już nie wrócą.

Pozostało 95% artykułu
Plus Minus
Oswoić i zrozumieć Polskę
Plus Minus
„Rodzina w sieci, czyli polowanie na followersów”: Kiedy rodzice zmieniają się w influencerów
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Rok po 7 października Bliski Wschód płonie
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Robert M. Wegner: Kawałki metalu w uchu
Plus Minus
Jan Maciejewski: Pochwała przypadku
Plus Minus
„Pić czy nie pić? Co nauka mówi o wpływie alkoholu na zdrowie”: 73 dni z alkoholem