Otóż, odpowiem nieco dygresyjnie. W dzieciństwie wakacyjne dni spędzałem także w sielskich warunkach. Wiadomo, świeże mleko z pianką prosto od krasuli, twarożek ze śmietaną i leśnymi malinami, jajko prosto od kury, powietrze pachnące sianem... Itp... Popołudniową porą watra pod lasem, na łące, gdzie krówki trawą soczystą pasły się i pieczone ziemniaki. Przeszedłem wtedy szybki kurs rozpalania ogniska i palenia w nim tak, żeby uzyskać z ognia oczekiwany pożytek... Na początek nazbierałem w lesie naręcze suchej, zrudziałej jedliny i przyniosłem, zadowolony z siebie, że to wystarczy na pieczenie kartofli... Jakież było zdziwienie, kiedy zostałem skarcony... Z takiej szczeciny - mówił dziadziuś - pożytku żadnego. Ognień buchnie w powietrze, iskry polecą i tyle z tego... Żeby kartofel upiec, patyków grubszych potrzeba i polan takich jak do pieca... One żaru dadzą dużo i w niego kartofelki wrzucimy...
Otóż, ruch JOW-owy postrzegam jako ogień z suchej jedliny, który dla oka może i atrakcyjny jest ale pożytku z niego wielkiego nie ma...
Przyglądam się zatem poczynaniom tego wokalisty z dystansu, nie zbliżam się, by jakaś iskra do oka mi nie wpadła... Broszura, którą rozpowszechniają zachwala, że wybory większościowe tanimi byłyby... Tak sobie liczę w pamięci i wychodzi mi, że powołanie 460 okręgowych komisji wyborczych musi kosztować nieco więcej niż powołanie i funkcjonowanie 41. Nawet, jeżeli miałyby one skład pięcioosobowy, to i tak wysysałyby na okres wyborów z sądów 2300 sędziow, a przy składzie 11 osobowym 4641... Paraliż wymiaru sprawiedliwości gwarantowany... Obecnie w wybory zaangażowanych może być od 205 do 451 sędziów, wiec taniej to jest teraz, później może być bardzo drogo. A kto raz podaje nieprawdę co do drobnego detalu, ten kłamie i wobec całości...
Nie jest drogą do wprowadzenia JOW-ów referendum. Tu wymagana jest zmiana Konstytucji, bo to ona stanowi, że wybory do Sejmu są proporcjonalne. JOW-owcy potrzebują zatem większość 2/3 posłów oraz względnej większości w Senacie, bez niej nie wskórają nic...
Prócz wskazania trudności w samym wprowadzaniu wprowadzeniu JOW-ów i później w przeprowadzaniu wyborów większościowych, chciałby stwierdzić, że ja kukizowców częściowo rozumiem. Oni zrodzili się z poczucia niezadowolenia, które urosło do rozmiarów buntu przeciwko obowiązującemu systemowi wyborczemu, który zrodził nieakceptowaną przez nich scenę polityczną. Odnoszę jednak rażenie, że bunt ten udało się /chyba jednak służbom specjalnym/ skierować na ślepy tor Ruchu JOW-ów. W taki słomiano-chrustowy ogień chwilowo jeszcze wyglądający dość atrakcyjnie ale z którego pożytek niewielki.